Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Meksyk między tequilą a koronawirusem

W niemal równe 25 lat od wybuchu kryzysu Meksyk jawi się na tle innych krajów regionu jako oaza stabilności. Zaskakujące jest też, że spora w tym zasługa nowego prezydenta, określanego przez ekspertów mianem populisty, który bardzo nie lubi wydawać pieniędzy publicznych.
Meksyk między tequilą a koronawirusem

(CC BY Esparta Palma)

Kryzys, któremu nadano nazwę „Tequila” i który objął zasięgiem niemal wszystkie gospodarki wschodzące, wybuchł w 1994 roku, kiedy rząd Meksyku postanowił zdewaluować peso wobec amerykańskiego dolara. Oczywiście określenie Meksyku mianem twierdzy gospodarczej może wydawać się nieco na wyrost, nie zmienia to jednak faktu, że peso meksykańskie – zwłaszcza w porównaniu z innymi walutami LATAM (ang. Latin America – Ameryka Łacińska, w sumie 20 państw – przyp. red.) – cechuje spora stabilność. A takiej oceny nie zmienia jak dotąd nawet fakt rozprzestrzeniania się koronawirusa, choć na tym froncie sporo może się wydarzyć.

Nie oznacza to jednak, że Meksyk jest wolny od kłopotów gospodarczych. Wręcz przeciwnie, perspektywy nie prezentują się w różowych kolorach, zwłaszcza jeśli popatrzymy na wzrost gospodarczy. Niektórzy twierdzą wręcz, że peso grozi silna wyprzedaż. Inni jednak kontestują pesymistyczne wizje twierdząc, że żadna inna licząca się gospodarka w Ameryce Łacińskiej nie jest tak dobrze wyposażona w mechanizmy obronne jak właśnie gospodarka meksykańska. Ale po kolei.

Na początek warto przyjrzeć się cechom strukturalnym drugiej co do wielkości gospodarki zachodniej półkuli na południe od Rio Grande. Będący częścią LATAM Meksyk zawsze nieco odstawał od innych krajów z tej części świata. Po pierwsze jako jedyny kraj graniczy bezpośrednio z USA, co ma swoje plusy, jak i minusy. W końcu to właśnie prawdopodobieństwo wybudowania muru wzdłuż tej granicy było jednym z powodów, dla których peso traciło na wartości. Po drugie, co może jest powiązane nieco z pierwszym, Meksyk obrał inny model ścieżki rozwoju gospodarczego. O ile inne kraje LATAM bazują przede wszystkim na surowcach, to Meksyk – mimo sporej zależności od cen ropy – dysponuje silną bazą przemysłową (między innymi rozbudowany przemysł samochodowy), co na tle regionu czyni ten kraj nieco odporniejszym na ceny surowców. Po trzecie więzi gospodarcze z ChRL nigdy nie nabrały takich rumieńców jak w przypadku innych krajów regionu, co w efekcie czyni meksykańską gospodarkę odporniejszą zarówno na spowolnienie Imperium Środka, jak i kaprysy jego władz. Po czwarte wiele strategicznych decyzji kręci się wokół kolosa, jakim jest PEMEX (państwowa firma paliwowa), który powinien być przysłowiową kurą znoszącą złote jaja, a staje się coraz bardziej kulą u nogi gospodarki meksykańskiej.

Ameryka Łacińska – Chiny: coraz większy pragmatyzm

Po wręcz telegraficznym opisie kilku najważniejszych cech gospodarki Meksyku, można przejść do omówienia kwestii waluty. Oczywiście w dobie wspomnianego już rozprzestrzeniania się koronawirusa każda analiza na temat jakiejkolwiek waluty może w przeciągu kilku godzin stracić na aktualności, niemniej jednak warto meksykańskiemu peso poświęcić trochę czasu.

Stosunkowo stabilny kurs w ostatnich trzech latach zasługuje na uwagę, tym bardziej, że peso często wręcz uchodziło za przykład waluty nieustannie tracącej na wartości. Od ponad trzech lat jest raczej stabilne wobec dolara, a nawet zaczyna odnotowywać spore zyski wobec innych walut (w tym przede wszystkim walut LATAM). Jedną z przyczyn mogą być bardzo wysokie stopy procentowe zarówno w ujęciu nominalnym, jak i przede wszystkim realnym. Poza tym Meksyk prowadzi zasadniczo bardzo rozsądną politykę fiskalną, a poziom jego zadłużenia jest najniższy wśród innych dużych krajów regionu. Nic więc dziwnego, że za inne waluty trzeba wykładać coraz mniej peso (o ile za jednego reala brazylijskiego jeszcze na początku 2017 r. trzeba było płacić prawie siedem peso, o tyle na początku obecnego wystarczało już nieco ponad 4 peso).

Meksyk prowadzi bardzo rozsądną politykę fiskalną, a poziom jego zadłużenia jest najniższy wśród znaczących krajów regionu

Należy jednak zachowywać dużą dozę ostrożności, oceniając meksykańską gospodarkę. Peso jest co prawda stabilne wobec dolara, jednak nie usuwa to problemu niskiego wzrostu gospodarczego. Ostatni raz wzrost gospodarczy był dodatni w 2018 r., z kolei w 2019 r. balansował  na granicy zera (z wyraźną tendencją w dół). W świetle zataczającego coraz szersze kręgi koronawirusa, w tym roku nie należy spodziewać się zmiany. Według ostatniego raportu banku centralnego Meksyku (Banco de Mexico), czynnikiem ściągającym wzrost gospodarczy w dół były przede wszystkim inwestycje. Spowolnienie gospodarcze w USA też dało o sobie wyraźnie znać, a stosunkowo silny popyt wewnętrzny nie był w stanie zrekompensować ujemnego wkładu wcześniej wymienionych komponentów.

Nic więc dziwnego, że bank centralny decyduje się na bardzo ostrożne luzowanie prowadzonej przez siebie polityki monetarnej. Przy zerowym wzroście gospodarczym i spadającej inflacji (kształtującej się na poziomie nieco powyżej 3 proc.), poziom stóp procentowych w okolicach 7 proc. można uznać za zbyt wysoki. Mimo paru obniżek w ciągu ostatnich kilku miesięcy realne stopy procentowe kształtują się powyżej 3 proc., co na pewno dodatkowo popycha krajową gospodarkę w kierunku recesji. A to nie wróży dobrze lokalnej walucie. Ale, jak przekonuje Erik Norland z CME Group na łamach Financial Times, inwestorzy wiążą nadzieję z solidnymi podstawami fiskalnymi. Otóż suma zadłużenia publicznego i prywatnego Meksyku stanowi zaledwie około połowę analogicznej sumy dla Brazylii czy Chile. Taki stan rzeczy pozwala śmielej patrzeć w przyszłość, tym bardziej, że niektóre niewiadome gospodarki zaczynają się wyjaśniać.

W poszukiwaniu nowego Meksyku

Pierwszą z nich były stosunki z sąsiadem z północy. W końcu wygrana Donalda Trumpa doprowadziła do znaczącego osłabienia się peso. Inwestorzy naprawdę przestraszyli się perspektywy muru biegnącego wzdłuż granicy. Upływ czasu zaczął jednak koić lęki, zwłaszcza w świetle coraz bardziej koncyliacyjnych sygnałów dochodzących z USA. Oczywiście prace nad budową muru cały czas trwają, ale jej efekty dostarczają ostatnio coraz częściej więcej powodów do śmiechu niż do zmartwień. Stosunkowo pozytywne nastroje są efektem udanych negocjacji. Porozumienie handlowe NAFTA z 1994 r. zostało zastąpione nowym porozumieniem o nazwie T-MEC (Tratado México-Estados Unidos-Canadá – Traktat miedzy Meksykiem, Stanami Zjednoczonymi oraz Kanadą – przyp. red.). Stanowisko USA co do tego układu jest powszechnie znane, ale nawet władze meksykańskie twierdzą, że nowe porozumienie powinno przyczynić się do ożywienia inwestycji w ich kraju. Jest to o tyle ważne, gdyż to właśnie inwestycje są obecnie w Meksyku problemem. Nie chodzi tylko o ich niedostateczny wolumen, ale o fakt, że duża część z nich jest nakierowana na ratowanie wspomnianego molocha, jakim jest PEMEX.

Wracając jednak do samego T-MEC, to nawet bardzo ostrożny w wyrażaniu swoich opinii bank centralny przyznał w ostatnim raporcie, że ratyfikacja tego porozumienia zmniejsza niepewność uczestników życia gospodarczego, co w efekcie powinno wpłynąć stymulująco na szereg wskaźników ekonomicznych

Drugą z niewiadomych był wybrany w 2018 r. na prezydenta Andres Manuel Lopez Obrador (AMLO). W złośliwych docinkach przodowali przede wszystkim szukający schronienia w Meksyku Wenezuelczycy, którzy nie wahali się (i nadal nie wahają się) porównywać AMLO do zmarłego w 2013 r. wenezuelskiego prezydenta Hugo Chaveza. Do ostatnich wyborów w Argentynie, Meksyk, za sprawą AMLO, był rzeczywiście ostatnim, znaczącym bastionem lewicy w LATAM, a sam prezydent był często określany mianem ostatniego Mohikanina.

Porównując retorykę nieżyjącego już Chaveza i AMLO na pewno można dostrzec wspólne elementy, jak chociażby troska o los ubogich. Tutaj jednak podobieństwa się kończą, tym bardziej, że różnią się ścieżki prowadzące na szczyt władzy. Obu nie brakowało determinacji graniczącej z uporem w dochodzeniu do władzy, ale na korzyść AMLO przemawia doświadczenie (którego Chavez w ogóle nie miał). AMLO był wcześniej burmistrzem stolicy i dał się poznać jako bardzo rozsądny gospodarz dbający o interesy podległych mu ludzi. Korespondentka Financial Times w Meksyku twierdzi, na podstawie rozmów z osobami, które mają naprawdę bliski dostęp do AMLO, że urzędujący prezydent wie, gdzie leży prawdziwa przyczyna pauperyzacji jego rodaków. Widzi ją w dwóch kryzysach: wspomnianym już kryzysie sprzed ćwierćwiecza oraz kryzysie z 1982 r. (który dał początek wielkiemu, światowemu kryzysowi zadłużeniowemu z lat 80. ubiegłego stulecia). Świadom tego AMLO usiłuje za wszelką cenę nie dopuścić do kolejnego kryzysu. Nawet jeśli jego posunięcia nie zawsze przypadają do gustu jego zwolennikom Ale jeśli AMLO, chcąc rozwiązać problemy trapiące jego kraj, będzie musiał podejmować szereg niepopularnych decyzji. Jedną z nich będzie poprawa ściągalności podatków, inną – rozprawienie się z korupcją.

Najbliższe miesiące nie będą łatwe dla gospodarki meksykańskiej, tym bardziej, że jak wskazują niektóre raporty, będzie jedną z ośmiu najbardziej dotkniętych koronawirusem. Kraj wygląda na dobrze przygotowany do walki z niesprzyjającymi tendencjami zachodzącymi w gospodarce. Duże pole do ewentualnego cięcia stóp procentowych, niskie zadłużenie oraz przede wszystkim pełen charyzmy prezydent, zdeterminowany w osiąganiu celu, jakim jest uniknięcie powtórki wydarzeń z 1982 r. i 1994 r., stanowią kombinację, za sprawą której można postawić tezę, że Meksyk powinien nieco lepiej stawić czoła nadchodzącym turbulencjom w gospodarce światowej niż zwykł to czynić przy wcześniejszych wstrząsach gospodarczych.

 

Opinie wyrażone przez autora tekstu są jego prywatnymi poglądami i nie wyrażają oficjalnego stanowiska NBP

(CC BY Esparta Palma)

Otwarta licencja


Tagi