Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Miliarderzy kontra multimilionerzy

Wśród 1 proc. najbogatszych nierówności są równie duże jak w całym społeczeństwie. Prym wiedzie 0,01 proc. najbogatszych obywateli. To plutokraci - twierdzi Chrystia Freeland w wydanej właśnie książce „Plutocrats: The Rise of the New Global Super-Rich and The Fall of Everyone Else” (Plutokracja: Jak nowa globalna elita megabogaczy zyskuje na sile a cała reszta traci wpływy).
Miliarderzy kontra multimilionerzy

44-letnia Chrystia Freeland to urodzona w Kanadzie amerykańska dziennikarka i pisarka. Skończyła studia na Uniwersytecie Harvarda ze specjalizacją w rosyjskiej historii i literaturze. Obecnie jest redaktorem w agencji Reuters a wcześniej pracowała także w dzienniku „The Financial Times”. Jako korespondent mieszkała m.in. w Kijowie i Moskwie. W 2000 r. wydała książkę „Sale of the Century: The Inside Story of the Second Russian Revolution” o rosyjskiej drodze z komunizmu do kapitalizmu.

Freeland powołuje się na pracę Emmanuela Saeza z University of California i Thomasa Piketty z Paris School of Economics. Obliczyli oni, że rodziny należące do 0,01 proc. najbogatszych w USA w 2010 r. zarobiły 23,8 mln dol. Ci, w 0,1 proc, najbogatszych zarobili trochę ponad jedną dziesiątą, średnio 2,8 mln dol. W przypadku 1 proc. najbogatszych średni dochód to 1,02 mln dolarów. Oznacza to, że w 1 proc. najbogatszych Amerykanów bogactwo jest równie nierównomiernie rozłożone, co w całym amerykańskim społeczeństwie.

Dla porównania: górne 10 proc. najlepiej zarabiających Amerykanów zarobiło w 2010 r. średnio 246,9 tys. dolarów, a średnia dla pozostałych 90 proc. to 29,84 tys. dol.

Kim są najbogatsi z bogatych? „My jesteśmy Wall Street. Wstajemy o 5 rano i pracujemy co najmniej do godziny 22. Nie tracimy godziny na lunch. Nie chcemy mieć związków zawodowych. Nie odchodzimy na emeryturę jak skończymy 50 lat. Jemy to, co zabijemy” – anonimowy e-mail tej treści rozesłano do dziennikarzy po tym, jak wiosną 2010 r.  prezydent USA Barak Obama zaproponował nałożenie dodatkowego podatku na milionerów.

Prawda jest, że dużą część dzisiejszej plutokracji stanowią właśnie menedżerowie z Wall Street. Cechą charakterystyczną dzisiejszej plutokracji jest bowiem to, że pracuje na swoje pieniądze. W 1916 r. 1 proc. najbogatszych Amerykanów otrzymywał 20 proc. swojego dochodu z pracy. W 2004 r. było to już 60 proc. Zdaniem Saez i Piketty oznacza to, że na szczycie piramidy dochodowej rentierów zastąpili zarządzający firmami.

Ilu członków liczy plutokracja? W 2011 r. bank Credit Suisse w swoim dorocznym raporcie oszacował, że na świecie jest 29,6 mln milionerów, czyli osób które posiadają majątek wart co najmniej 1 mln dolarów. 37,2 proc. z nich to Europejczycy, 37 proc. to Amerykanie. Mieszkańcy Azji (bez Chińczyków i Hindusów) stanowią 19,2 proc. a Chińczycy 3,4 proc.

Prawdziwa elita to jednak tzw. UHNWI (Ultra High Net Worth Individuals), czyli osoby o majątku wartym co najmniej 50 mln dol.. Na świecie jest ich 84,7 tys. Wśród nich jest 29 tys. osób, których majątek jest wart ponad 100 mln dolarów. 44 proc. UNHWI mieszka w Ameryce Płn, 28 proc. w Europie,15 proc. w Azji (bez Chin i Indii).

Przepaść między ultrabogaczami a zwykłymi zamożnymi obywatelami powiększa się. Saez ustalił, że w latach 2009-2010 aż 93 proc. zysków z wzrostu gospodarczego trafiło do 1 proc. najbogatszych. Ale 37 proc. tych zysków dostało się do 0,01 proc. najbogatszych, czyli plutokratów (15 tys. Amerykanów, którzy rocznie zarabiają średnio 23,8 mln dol.).

Zdaniem Freeland proces gromadzenia majątku przez plutokrację jest tak szybki, ponieważ jest ona w stanie wylobbować sobie sprzyjające temu procesowi prawa. Trudno też poddaje się opodatkowaniu. Na przykład podatek dochodowy po raz pierwszy zaproponowano w USA w 1894 r. jako podatek właśnie dla plutokratów. Miał obejmować tylko 0,1 proc. najbogatszych Amerykanów (było ich wówczas 85 tys. w narodzie, który liczył 65 mln obywateli).

W wyniku silnej akcji lobbingowej wszedł w życie dopiero w 1913 r. Jednak w 1916 r. wynosił on już 65 proc. a w 1918 r. aż 77 proc. Co ciekawe, wówczas większość Amerykanów nie płaciło w ogóle podatku dochodowego.

Tymczasem obecnie w przypadku 1 proc. najbogatszych podatek dochodowy jest degresywny, tzn. im bogatszym się jest, tym mniej podatku się płaci. Należący do 1 proc. najbogatszych zapłacili w 2010 r. średnio 23 proc. podatku. Ale 0,1 proc. najbogatszych zapłaciło już tylko 21 proc. A efektywna stopa podatkowa dla 400 największych płatników podatku dochodowego w USA to zaledwie 17 proc.

Freeland zauważa, że niezadowolenie z wszechwładzy plutokracji daje o sobie znać. Z tym, że rewolucje przeciwko ultrabogaczom rozpoczynają nie zwykli obywatele, ale „biedniejsi” bogacze. Anders Aslund, szwedzki ekonomista, który odwiedził Kijów w 2004 r. w czasie Rewolucji Pomarańczowej zwrócił uwagę, że najważniejszą jej częścią była rewolucja milionerów przeciwko miliarderom.

Ukraiński kapitalizm funkcjonował bardzo dobrze dla niewielkiej grupy dobrze zaznajomionych z władzą biznesmenów, nie dając szans bogaczom z mniejszymi koneksjami. Za rewoltę milionerów przeciwko miliarderom wielu analityków uważa także protesty na Placu Tahrir w Kairze w 2011 r. Ich organizatorem był Wael Ghonim, mieszkający w Dubaju jeden z zarządzających w Google.

Książka „Plutocrats: The Rise of the New Global Super-Rich and The Fall of Everyone Else” wpisuje się w modny ostatnio trend załamywania rąk nad pogłębiającymi się nierównościami w krajach kapitalistycznych. Ale to co ją wyróżnia, to oryginalna teza i olbrzymia ilość (książka ma 336 stron) ciekawych informacji na temat najbogatszych z bogatych. W zakończeniu książki Chrystia Freeland pisze, że w książce wykorzystała materiały zbierane praktycznie od początku swojej kariery dziennikarskiej 20 lat temu. I to widać.

Otwarta licencja


Tagi