Nauczka z kryzysu poszła w las

Obroty na rynku derywatów, według ekspertów z USA, którzy pracowali nad raportem senatora Levina w sprawie nadużyć w JP Morgan Chase, wynoszą 1200 bilionów dolarów. Szacuje się, że na tym rynku krąży 12 bilionów dolarów, co stanowi 20 proc. globalnego PKB. Mimo kryzysu, rynek instrumentów pochodnych nie jest uregulowany i nic nie zapowiada, aby szybko to nastąpiło.

Choć nadal toczy się dyskusja dotycząca szczegółów, zasadniczo panuje zgoda co do przyczyn globalnego kryzysu gospodarczego. Nadmierna interwencja państwa na rynku kredytowym doprowadziła do kumulacji złych kredytów, a zbytnia liberalizacja na rynku finansowym zachęciła do hazardu na giełdach. Niekontrolowany obrót instrumentami finansowymi, takimi jak derywaty, sprawił, że fikcyjna gospodarka finansowa omal nie wyparła realnej – zauważył w swojej książce „13 Bankers” były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego prof. Simon Johnson.

Mogło by się więc wydawać, że w 2013 r. wszyscy powinni być mądrzejsi. Tymczasem niedawno ekonomiści z Levy Economics Institute i New York University wskazali na dwie niepokojące decyzje polityków, które mogą przyczynić się do kolejnego załamania gospodarczego. Chodzi przede wszystkim o przymuszanie banków do udzielenia kredytów hipotecznych klientom bez wiarygodności kredytowej i dalszą deregulację rynku derywatów.

Administracja Obamy naciska na banki

„Doradcy w administracji prezydenta Obamy i eksperci z zewnątrz uważają, że choć gospodarka odbiła się od dna, wciąż za dużo osób nie ma dostępu do pożyczek. Dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, którzy chcą kupić pierwszy dom, jak również tych, których wiarygodność kredytowa została osłabiona wskutek kryzysu.

Urzędnicy administracji starają się sprawić, by banki ułatwiły dostęp do kredytów pożyczkobiorcom i korzystały z programów budżetowych – zwłaszcza udostępnionych przez Federalną Administrację Nieruchomości (FHA) – które stanowią ubezpieczenie przed niewypłacalnością klientów.

Urzędnicy zajmujący się rynkiem nieruchomości ponaglają Departament Sprawiedliwości, by uspokoił banki, iż nie poniosą prawnych i finansowych konsekwencji udzielenia pożyczek ryzykownym podmiotom, w sytuacji gdy będą one spełniały wymagania rządu przy podpisywaniu umowy, ale później zbankrutują.”

Administracja prezydenta Obamy zachęca, by banki kierowały się bardziej „subiektywną oceną” przy udzielaniu kredytów. I chcą by otrzymali je także ci, którzy starają się o kupno nieruchomości, choć nie mają odpowiedniego zabezpieczenia.

Jak komentuje ekonomista Mark Hanna, administracja lekceważy regułę, iż to wolny rynek powinien decydować kto otrzyma, a kto nie otrzyma kredytu. Hanna przytacza publikację specjalistów z Inside Mortgage Finance: „od 2008 r. rząd jest najważniejszym graczem na rynku nieruchomości, udzielając zabezpieczenia dla 80 – 90 proc. nowych kredytów hipotecznych”. Ubezpieczenia udzielały państwowe, finansowane przez podatników, agencje Fannie Mae i Freddie Mac. Zdaniem Hanny, oznacza to, że administracja planuje, iż wszystkie przyszłe straty pokryje podatnik.

Rynek derywatów to kasyno

Podobnie może wyglądać sytuacja w przypadku ewentualnego załamania rynku derywatów. Zdaniem części ekonomistów, których opinie zawarte są w specjalnym raporcie śledczym senatora Carla Levina, opublikowanym w marcu 2013 r., obroty na tym rynku wynoszą 1200 bilionów dolarów. Szacują, że ilość pieniądza wprowadzonego rocznie na ten rynek wynosi 12 bln dol., co stanowi 20 proc. globalnego PKB.

Jak podkreśla Barry Ritholtz, ekonomista i analityk giełdowy, „rynek derywatów to zwykłe kasyno”. Pierwotnie miały być ubezpieczeniem przed utratą wartości obligacji i innych papierów wartościowych („Uiszczam miesięczną opłatę, a ty pokryjesz straty, jeśli papiery stracą wartość”.) Jednak jak tłumaczy, idea została zmodyfikowana w takim stopniu, że klient nie musi być właścicielem papierów, żeby je ubezpieczyć. A problem polega na tym, że „ubezpieczyciel rzadko dysponuje odpowiednią kwotą”. I dodaje: „to papierowe abstrakcje, mające luźny związek z realnymi papierami wartościowymi”.

Niemniej kongresmeni nie tylko liberalizują rynek derywatów, ale zachęcają do obrotów większych od tych, jakie notowano przed wybuchem kryzysu w 2008 r. Z raportu o sytuacji na tym rynku w czwartym kwartale 2012 r. wynika, że wartość spekulacyjna derywatów, skoncentrowanych w czterech największych bankach amerykańskich: JPMorgan, Citigroup, Bank of America i Goldman Sachs, wynosiła 223 bln i była wyższa o 11 bln dol. niż w tym samym okresie 2009 r.

Hazard na rachunek podatnika

– To niedorzeczność – uważa dyrektor Fundacji na rzecz Edukacji Monetarnej dr Lawrence Parks. – Można byłoby się z tym zgodzić, gdyby hazard uprawiano za własne pieniądze, ale te instytucje mają ubezpieczenie w postaci przekonania iż „są zbyt wielkie by upaść” i dlatego zawsze mogą liczyć, że zostaną uratowane przez podatników – dodaje.

Duże banki i wielkie instytucje finansowe zwiększają obrót także tzw. „syntetycznymi” instrumentami finansowymi, których, zdaniem dr. Ritholtza „związki z realnymi papierami wartościowymi są jeszcze luźniejsze”.

Banki powracają także do udzielenia kredytów, które nie wymagają weryfikacji, historii kredytowej, gwarancji ani żadnych dokumentów. Wystarczy uzyskanie polisy ubezpieczeniowej na życie, wpłaty początkowej niższej niż 10 proc. wartości nieruchomości i zdolności spłaty raty miesięcznej. Korporacja FastFund wprowadza na rynek taki produkt pod nazwą „Innowacyjny, nowy produkt oparty na kredycie hipotecznym”. Adresowany jest przede wszystkim do: nabywców pierwszej nieruchomości, tych którzy chcą ominąć procedury kredytowe, a także pożyczkobiorców, którzy zbankrutowali, ich nieruchomość przejął bank lub mieli kłopoty ze spłatą kredytu.

Doradca Biura ds. Budżetu Kongresu prof. Johnson twierdzi, że kryzys gospodarczy zdarza się co 5 lat w naszym systemie finansowym. Przestrzega, że „Kryzys nadejdzie szybciej niż myślimy. I będzie gorszy”. I dodaje, że należy zmniejszyć wielkość banków.

Bank Anglii ostrzegł inwestorów, że wzrost na giełdach nie odwzorowuje sytuacji w realnej gospodarce. I że ryzyko obrotu derywatami może być znacznie wyższe. Ekonomista brytyjskiego banku centralnego dodał, w wywiadzie dla telewizji Bloomberg, że polepszenie sytuacji na giełdach może wynikać z tego, że banki centralne prowadziły politykę ilościowego łagodzenia. I powołał się na stenogram z obrad Financial Policy Committe Bank of England z 19 marca 2013 r. Komitet postulował wprowadzenie trzech zmian:

  • wymogu, by brytyjscy pożyczkodawcy zwiększyli swój kapitał o 38 mld dol. na pokrycie potencjalnych strat;
  • kary za wprowadzanie w błąd przy sprzedaży;
  • modeli określających precyzyjniej ryzyko transakcji.

W klinczu stóp: bezrobocia i procentowych

Gospodarka amerykańska z trudem odbija się od dna kryzysu – uważa niezależny senator Bernie Sanders, który określa się jako „demokratyczny socjalista” i „sojusznik prezydenta”. Jeszcze przed ogłoszeniem danych dotyczących bezrobocia w marcu 2013 r. Sanders twierdził: „Realna stopa bezrobocia nie wynosi 7,7 a 14 proc. Prawie 25 proc. młodzieży nie ma pracy….Te dzieciaki nie mogą rozpocząć swojej kariery.”

Zdaniem części ekonomistów najważniejsze są dane dotyczące liczebności siły roboczej. A z nich wynika, że 90 milionów Amerykanów w wieku produkcyjnym nawet nie szuka pracy. Jest to najgorszy wynik od 1979 r.

tp6

źródło: DoE University of California

Prof. Martin Feldstein, z Uniwersytetu Harvarda, ostrzegł, iż utrzymując stopy procentowe na sztucznie niskim poziomie Fed prędzej czy później spowoduje problem. Historycznie obligacje 10 letnie miały średnie oprocentowanie 2 proc. A wówczas deficyt i zadłużenie były znacznie niższe niż obecnie. I dodał, że przy prognozie deficytu budżetowego na poziomie 5 proc. PKB i dwukrotnym wzroście zadłużenia w stosunku do PKB, w przyszłej dekadzie oprocentowanie obligacji powinno być wyższe. Prof. Feldstein między wierszami przyjął założenie, iż niskie stopy procentowe są wynikiem łagodzenia ilościowego.

Z Feldsteinem polemizuje prof. Paul Krugman, który twierdzi, iż to założenie jest błędne. Krugman z pomocą wykresu dowodzi, że ilościowe łagodzenie nie ma wpływu na krzywą. Długi koniec krzywej dochodowości zależy od krótkoterminowych stóp procentowych Fed, podaży obligacji skarbowych przez Departament Skarbu oraz od tego, ile z tych obligacji skupuje Rezerwa Federalna.

Z wykresu wynika, że skupowanie obligacji nie ma prawie żadnego związku ze stopami procentowymi.

tp7

źródło: Paul Krugman

Ekonomiści BMO Capital także zbadali zależności między bilansem Fed a stopami procentowymi. Jednak wzięli pod uwagę realne, a nie, jak Krugman, nominalne stopy procentowe. I doszli do przeciwnego wniosku.

tp8

Rosja u progu recesji

Prognozy dotyczące wzrostu gospodarki rosyjskiej są negatywne. Renaissance Capital prognozuje, że gospodarka Rosji może wpaść w recesję w 2013 r. Przytaczają następujące trzy przyczyny.

  • Dynamika rosyjskiego PKB spada z 4,3 proc. w 2011 r. do 3,4 proc. w 2012 r., a prognoza na 2013 r. wynosi 2,5 proc. Jednak ekonomiści Renaissance Capital nie podzielają „tak optymistycznych” przewidywań, wskazując, że PKB w II kwartale 2013 r. wzrósł tylko o 1 proc., wobec 1,4 proc. w poprzednim.
  • Rosja przetrwała kryzys gospodarczy tylko dlatego, że ceny ropy utrzymywały się na wysoki poziomie. Mimo że rząd rosyjski obiecywał, iż zmniejszy udział zysków ze sprzedaży energii do 5.,6 proc. PKB, to jednak jest on dwukrotnie wyższy.
  • Kreml obiecywał wzrost w 2011 r. na poziomie 5 proc.

Jak podkreśla część ekonomistów tylko wysokie ceny ropy i gazu mogą sprawić, że Rosja uniknie recesji w tym roku.

Pojawia się też coraz więcej symptomów wskazujących, że Chiny przestają być lokomotywą gospodarki światowej. Jednym z nich jest ucieczka coraz większej liczby firm, zwłaszcza amerykańskich, do Meksyku, który wygrywa z Chinami konkurencję w kosztach pracy. Według raportu Bank of America Merrill Lynch zarobki w Meksyku są niższe o 19,6 proc. niż w Państwie Środka. Jeszcze w 2003 r. Meksykanin zarabiał o 188 proc. więcej za godzinę pracy niż Chińczyk.

opracował Tomasz Pompowski

tp6
tp6
tp7
tp7
tp8
tp8

Tagi