Nauka to dzielenie się wątpliwościami

W naszym rozumieniu uprawianie jakiejkolwiek nauki, ale także jej popularyzowanie, to poniekąd nieustanne dzielenie się wątpliwościami. W tym duchu została napisana nasza książka, w tym duchu odbieramy kilka polemicznych tez naszego recenzenta.
Nauka to dzielenie się wątpliwościami

Profesor Jakub Growiec opublikował 3 marca 2021 r. na łamach Obserwatora Finansowego recenzję naszej książki „Między dobrobytem a szczęściem. Eseje z filozofii ekonomii”. Tytuł recenzji brzmi: O filozofii ekonomii ciekawie i przystępnie.

Jako autorzy czujemy się spełnieni. Trudno wyobrazić sobie lepszą recenzję. Doświadczony ekonomista, naukowiec sięga po książkę filozofów, która dotyczy jego dziedziny i nie dość, że ją poleca, uznaje za interesującą, to jeszcze znajduje w niej twierdzenia, które na tyle przykuły jego uwagę, że podejmuje z nimi polemikę. Jako autorów pozycji popularno-filozoficzno-naukowej nie mogło nas spotkać niż lepszego i jesteśmy bardzo zobowiązani recenzentowi za takie podejście.

W naszym rozumieniu uprawianie jakiejkolwiek nauki, ale także jej popularyzowanie, to poniekąd nieustanne dzielenie się wątpliwościami. Tam gdzie wątpliwości nie ma, są dogmaty, które z nauką mają niewiele wspólnego. W tym duchu została napisana nasza książką, w tym duchu odbieramy tych kilka polemicznych tez recenzenta i w tym duchu chcielibyśmy na łamach Obserwatora Finansowego spróbować się do nich odnieść.

W pierwszej kolejności wątpliwości naszego recenzenta wzbudziły przedstawione przez nas dwie hipotezy uzasadniające wzrost dobrobytu, który dokonał się na świecie w okresie ostatnich dwóch stuleci: hipoteza, którą nazwaliśmy „marksistowską”, która nacisk kładzie na postęp technologiczny oraz hipoteza określona mianem ideologicznej, która daje prymat przemianom światopoglądowym. Dokładniej przedmiotem delikatnej polemiki jest nasza wyraźna sympatia skierowana w stronę tej drugiej hipotezy. Profesor Growiec komentuje to następująco:

O filozofii ekonomii ciekawie i przystępnie

Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy z dwóch powodów. Po pierwsze, nad źródłami długookresowego wzrostu gospodarczego oraz przebiegiem rewolucji przemysłowej przeprowadzono wiele badań, zarówno empirycznych, jak i teoretycznych, m.in. w ramach tzw. jednolitej teorii wzrostu (unified growth theory). Badania te dostarczają silnych przesłanek, by sądzić, że to zmiany technologiczne stanęły u podstaw przyspieszenia wzrostu w Europie z początkiem XIX wieku, a stopniowe zmiany ideowo-światopoglądowe mogły być co najwyżej ich konsekwencją. (…)

Dostępne dowody empiryczne wskazują zatem, że u źródeł „wielkiego polepszenia” ostatnich 200 lat nie stoją żadne abstrakcyjne idee, lecz konkretne zmiany technologiczne, w szczególności te związane z pozyskiwaniem energii, które stanowiły bezpośredni fundament rewolucji przemysłowej.

Tezy przedstawione przez recenzenta są refleksem powszechnych przekonań (chyba) większości ekonomistów. Ich źródło jest oczywiste. Tak właśnie są one zwykle przedstawiane w akademickich podręcznikach historii gospodarczej. I słusznie. Trudno bowiem nie zgodzić się z tezą, że poprawa warunków życia jest bezpośrednim następstwem postępu technologicznego, odpowiedzialnego zarówno za wzrost produktywności czy jakości opieki zdrowotnej. Pytanie jednak brzmi inaczej: Dlaczego ów postęp technologiczny przekładający się na naszą jakość życia ujawnił się, jak sam recenzent zauważa, głównie w Europie? Dlaczego maszyna parowa nie została opracowana w Chinach, gdzie znano efekt kompresji pary wodnej pod wpływem temperatury? Dlaczego w Azji nikt nie wpadł na pomysł mikroorganizmów roznoszących choroby zakaźne?  A jeśli nawet poszczególne idee pojawiały się w innych obszarach geograficznych, to dlaczego się tam nie rozpowszechniały?

Z próby odpowiedzi na te pytania narodziła się hipoteza nazwana przez nas ideologiczną, wedle której, najpierw mamy zmiany o charakterze ideowym, obejmujące ukształtowanie się pewnego systemu wartości lub obrazu świata, a za nimi dopiero pojawia się technologiczna myśl innowacyjna, która dzięki owemu współdzielonemu systemowi wartości może się rozwijać.

Najpierw mamy zmiany o charakterze ideowym, obejmujące ukształtowanie się pewnego systemu wartości lub obrazu świata, a za nimi dopiero pojawia się technologiczna myśl innowacyjna, która dzięki owemu współdzielonemu systemowi wartości może się rozwijać.

Ta dychotomia jest z retorycznej konieczności uproszczona. Przywołana przez recenzenta jednolita teoria wzrostu jest bardziej złożona, ale raczej nie wspiera tezy, iż „u źródeł „wielkiego polepszenia” ostatnich 200 lat nie stoją żadne abstrakcyjne idee, lecz konkretne zmiany technologiczne, w szczególności te związane z pozyskiwaniem energii, które stanowiły bezpośredni fundament rewolucji przemysłowej.” Oded Galor, przywołany przez recenzenta współtwórca tej teorii, zwraca uwagę na następujące „koła zębate”, które pracowały w populacji Europy na długo przed technologicznym rozwojem:

  • wielkość i gęstość populacji (populacje bardziej zagęszczone łatwiej transmitują i utrzymują określone innowacje kulturowe),
  • kompozycja kulturowa tej populacji, na którą składają się (sic!) dominujące wartości, normy, przeświadczenia i preferencje oraz
  • kapitał społeczny, tworzony między innymi poprzez umiejętność czytania i pisania.

Zmiany technologiczne w tej teorii są następcze, ale też sprzężone zwrotnie. Jeszcze bardziej dobitnie ujmują to badający zagadnienie rozwoju antropolodzy kulturowi, jak Joseph Henrich, który nie mając wątpliwości, że za rozwojem Europy stoi osobliwość naszego systemu wartości, upatruje jego wczesnych źródeł w działalności kościoła chrześcijańskiego, zakazującej małżeństw krewniaczych, a późnych, w protestanckiej edukacji.

Nie jest i nie było naszym celem jednoznaczne wspieranie jednej z tych koncepcji (choć ta druga jest nam niewątpliwie bliższa). Zwłaszcza, że mówimy o bardzo świeżych badaniach i ciągle rozwijającej się nauce. Chcieliśmy jedynie zwrócić uwagę, że powszechne, podręcznikowe przekonanie o dominacji technologii nad świadomością społeczną, jest co najmniej problematyczne.

W dalszej kolejności recenzent zwraca uwagę na użyte przez nas nazewnictwo w odniesieniu do hipotezy technologicznej.

Po drugie, razi mnie przyłożenie do pierwszej hipotezy – tak jak pisałem, z empirycznego punktu widzenia o wiele bardziej prawdopodobnej – etykiety marksizmu.

Wywołani, czujemy się w obowiązku, aby się z tej etykiety wytłumaczyć. Wszystko, co recenzent napisał o Marksie i marksizmie (a napisał bardzo krytycznie), jest słuszne. Zasadniczym problemem jest jednak to, że, szczególnie w Polsce ów marksizm wyjątkowo źle się kojarzy. Nazywanie marksistowską koncepcji, w myśl której przemiany ideologiczne w społeczeństwie poprzedzone są zmianami technologicznymi oddziałującymi na „środki produkcji” w naszej intencji nie ma na celu jej ośmieszania lub przypisywania jej pejoratywnej etykiety. Stanowi natomiast zwrócenie uwagi na fakt, że to właśnie Marks jako pierwszy ideę tę tak dobitnie wyraził, że sformułowanie „byt określa świadomość” stało się elementem pop-kultury. A sformułował ją w roku 1859 we wstępie do Krytyki Ekonomii Politycznej.

Można z powodzeniem krytykować ekonomiczne idee Marksa, zwłaszcza mając na uwadze ich późniejsze konsekwencje. Nie można jednak wyrugować jego myśli z historii. Będąc twórcą i reprezentantem oryginalnej szkoły filozoficznej jaką był materializm dialektyczny, na długo pozostanie dla wielu współczesnych idei punktem odniesienia. Z samego faktu, że dany pogląd został po raz pierwszy wyrażony przez Marksa nie da się przekonująco wnioskować, iż pogląd ten jest błędny, czego dobitnym dowodem jest zapewne ta część recenzji.

Czy możliwa jest całkowita automatyzacja produkcji – i jakie byłyby jej skutki?

Recenzent zwrócił także uwagę, na naszą zdecydowaną tezę mówiącą o tym, że ekonomia jest nauką moralną, gdyż ludzie są istotami moralnymi i że oczyszczenie ekonomii z sądów wartościujących jest zasadniczo niemożliwe lub nawet nie jest wskazane. Tych zaś, którzy uważają inaczej określamy jako poznawczych optymistów, do których recenzent sam siebie zaliczył, tym samym podchodząc do naszego stanowiska polemicznie. Choć wiele tez wyrażonych w tej części recenzji jest słusznych, aby do niektórych z nich należycie się odnieść, konieczne jest pewne wyjaśnienie, które chyba nie wybrzmiało wystarczająco mocno w książce. Zaczynając nieco od końca, recenzent pisze tak:

nie jest też dla mnie jasne, czy fakt, że u podstaw kształtowania się wszystkich zmiennych ekonomicznych stoją indywidualne decyzje ludzi, musi oznaczać, że „ekonomia jest nauką moralną”. Co więcej, nie jest chyba nawet jasne, czy „ludzie są istotami moralnym”.

Otóż moralność w języku potocznym rozumiana jest bardzo górnolotnie. Kiedy rozważam kwestię ochrony życia poczętego lub dopuszczalności małżeństw jednopłciowych, to jest to zagadnienie moralne w sensie potocznym. W odróżnienie od tego decyzja, czy zjeść na obiad schabowego czy też sałatkę z rukoli raczej nie jest uznawana za problematyczną moralnie. Jednak w szerokim rozumieniu oba dylematy będą miały charakter normatywny. Oba bowiem nie są stwierdzeniami faktów, nie odnoszą się do naszych obserwacji, ale do naszych preferencji i do ewentualnych kryteriów, wedle których uznajemy jakieś alternatywy za lepsze lub gorsze. Człowiek jest istotą moralną, gdyż całość jego zachowania podporządkowana jest rozwiązywaniu takich mikro- i makro- dylematów, a ekonomia na nich się opiera, choć zawęża je do aspektów gospodarczych. Dla tej dyskusji, bez znaczenie jest ew. determinizm biologiczny i kwestia istnienia czy nie istnienia wolnej woli.

Człowiek jest istotą moralną, gdyż całość jego zachowania podporządkowana jest rozwiązywaniu takich mikro- i makro- dylematów, a ekonomia na nich się opiera, choć zawęża je do aspektów gospodarczych.

Przejdźmy teraz do kwestii nauki. Recenzent pisze:

W matematyce sprawa jest prosta: przyjmujemy pewne aksjomaty, następnie z nich wywodzimy odpowiednie twierdzenia. Nie ma tu miejsca na żadne sądy wartościujące. Podobnie prosty jest świat modeli ekonomicznych.

Otóż nawet w matematyce nie do końca jest tak prosto. Zdania o charakterze normatywnym (czyli mówiące o powinnościach) mogą mieć charakter kategoryczny i hipotetyczny. Kiedy mówię „nie wolno zabijać”, to sąd taki ma charakter kategoryczny, bezwzględny. Kiedy jednak mówię: „jeśli nie chcesz dostać cukrzycy, to powinieneś ograniczyć konsumpcję czekolady”, to wyrażam sąd normatywny, hipotetyczny.

Otóż nawet matematyka nie jest wolna od jednych i drugich. Odpowiednikiem pierwszych są poniekąd aksjomaty. Jeśli skonstruuję aksjomat, iż każdą liczbę da się wyrazić jako stosunek dwóch liczb naturalnych, to jego konsekwencją będzie arytmetyka dopuszczając ułamki, ale wyłączająca niewymierność. Hipassos z Metapontu ponoć przypłacił życiem odkrycie niewymierności, które zburzyło doskonały matematycznie świat Pitagorejczyków. Jeśli zaś w geometrii Euklidesowej wskażę kilka różnych konstrukcyjnych sposobów kreślenia kąta prostego, to z jakichś względów w określonych sytuacjach będę wybierał jeden z nich jako lepszy. W abstrakcyjnych modelach ekonomicznych powyższe dwa zagadnienia są o niebo bardziej złożone i bardziej „normatywne”. A co z badaniami empirycznymi? Zdaniem recenzenta:

w przypadku dobrze prowadzonych badań empirycznych problem sądów wartościujących wydaje się już całkowicie pomijalny. Można przecież badać rzeczywistość bez wartościowania moralnego, stosując po prostu odpowiednio precyzyjne definicje poszczególnych zmiennych. Zdania w rodzaju „wzrost x o 1 jednostkę wiąże się ceteris paribus ze wzrostem y o 7 jednostek” są – przynajmniej w moim rozumieniu – wolne od sądów wartościujących.

Diabeł jednak tkwi między innymi w jednostkach miary, które stosujemy w badaniach empirycznych. Problem ich dobierania czy raczej konstruowania jest kluczowy w naukach społecznych i, niestety, obciążony normatywnie.  Choćby nie wiem jak bardzo ekonomiści zaklinali się, że takie kategorie jak inflacja, bezrobocie czy produkt krajowy brutto są wolne od sądów normatywnych, to nie są i nie będą. Po pierwsze dlatego, że same te kategorie nie są semantycznie neutralne (inflacja jest raczej zła, bezrobocie jest złe a produkt krajowy brutto jest raczej dobry). Po drugie dlatego, że ich skonstruowanie wymaga uprzednich wyborów normatywnych (czy na inflację większy wpływ powinien mieć wzrost cen samochodów Tesli czy cukru?). Powyższe zdanie byłoby zapewne „bardziej” wolne od sądów normatywnych, gdyby nie to, co stoi za owymi pozornie neutralnymi iksami i igrekami.

Choćby nie wiem jak bardzo ekonomiści zaklinali się, że takie kategorie jak inflacja, bezrobocie czy produkt krajowy brutto są wolne od sądów normatywnych, to nie są i nie będą.

W końcowej części recenzji, profesor Growiec przedstawia pewną hipotetyczną drabinę złożoności, począwszy od elementarnych cząstek fizycznych, a skończywszy na złożonych relacjach społecznych. Jesteśmy mu bardzo zobowiązani za tę wizję. Jest ona w istocie ontologiczna (przedstawia bowiem pewien możliwy obraz rzeczywistości) oraz naukowo realistyczna (postrzega naukę jako względnie obiektywne narzędzie opisu tej rzeczywistości), a tym samym pozytywistyczna (podobny obraz skonstruował m.in. August Comte).

Gdybyśmy mieli jakoś odnieść się do tego obrazu, to pewnie byłby on nieco inny. Złożoność miałaby charakter raczej podobny do tych generowanych przez algorytmy genetyczne niż przez chaotyczny ruch cząsteczek, a w relacje społeczne musielibyśmy wpisać właśnie owe elementy normatywne. Nauka zaś byłaby silniej podporządkowana naszym kategoriom poznawczym i uwarunkowaniom społecznym, co odebrałoby jej nieco obiektywizmu. Z tych nieco konkurencyjnych wizji mogą wynikać nieco odmienne postulaty metodologiczne, a w konsekwencji skłonności do preferowania jednych teorii ponad inne. Ów ontologiczny, epistemiczny i metodologiczny pluralizm jest z naszej perspektywy wartością. W ostateczności chodzi bowiem o to, aby podjąć trud odpowiedzi na pytanie, co jest dla nas ludzi lepsze i jak to osiągnąć. Droga do tej odpowiedzi jest kręta i wyboista. Wiemy o tym, jak mało kto i na pewno nie będziemy mieli pretensji do ekonomistów, gdy nie uda im się przewidzieć kolejnego kryzysu gospodarczego.

 

Tomasz Kwarciński – doktor filozofii, magister ekonomii, adiunkt w Katedrze Filozofii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, współorganizator Polskiej Sieci Filozofii Ekonomii. Autor wielu publikacji naukowych, książki „Równość i korzyść. Amartyi Kumar Sena koncepcja sprawiedliwości dystrybutywnej” (2011), a także współautor obu tomów „Metaekonomii”.

Marcin Gorazda – doktor habilitowany prawa i filozofii, adwokat, specjalista od prawa podatkowego. Członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współorganizator Polskiej Sieci Filozofii Ekonomii. Autor wielu publikacji naukowych, w tym książek „Filozofia ekonomii” (2014) i “Granice naturalizacji prawa” (2017). Współautor obu tomów „Metaekonomii”.

Otwarta licencja


Tagi