Autor: Ewa Cieślik

dr hab. Ewa Cieślik, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, ekonomistka

Nie wojna handlowa, a technologiczna

Początek nowego roku to czas formułowania prognoz dla gospodarki globalnej. Nieważne czy spoglądamy na przewidywania instytucji międzynarodowych, czy opiniotwórczych redakcji – tematem numer jeden są przewidywania dotyczące relacji USA-Chiny.
Nie wojna handlowa, a technologiczna

Szanghaj (©Envato)

Obecnie już nie zwykła wymiana handlowa jest punktem zapalnym w sporze waszyngtońsko-pekińskim, a wyścig technologiczny między tymi gigantami.

Liczą się losy sporu z USA

Tegoroczne prognozy instytucji międzynarodowych, dotyczące tempa wzrostu gospodarki światowej, mocno uzależnione są od losów konfliktu między USA i Chinami. Chociaż w sporze na pierwszy plan w mediach wysunęła się kwestia deficytu handlowego USA, to w rzeczywistości konflikt toczy się na znacznie poważniejszych płaszczyznach. Natomiast ostatnie wydarzenia globalne – szczyt G-20 w Buenos Aires i Forum Ekonomiczne w Davos nie doprowadziły do zażegnania sporu.

Na ostatnim szczycie G-20 ustalono, iż teoretycznie do 1 marca 2019 r. Chiny i USA osiągną porozumienie. Wówczas ma się odbyć kolejne robocze spotkanie Trumpa i Xi. Jednak nawet najwięksi optymiści raczej nie wierzą, że w ciągu 3 miesięcy uda się rozwikłać skomplikowane kwestie. Okazuje się, że głębokość deficytu handlowego USA z Chinami to najmniejszy problem wśród znacznie bardziej złożonych zagadnień spornych (rozwój technologiczny Kraju Środka i strategia „Made in China 2025”). Stąd w marcu najbardziej prawdopodobne jest osiągnięcie porozumienia w sferze ceł (średnia chińska stawka wynosi obecnie około 9,8 proc., a amerykańska: 3,4 proc.) i redukcji amerykańskiego deficytu. Tutaj również może nie być tak prosto ze względu na trudności natury technicznej.

Technologiczna kość niezgody

Office of the U.S. Trade Representative w 2018 r. opublikowało raport dokumentujący chiński „przymusowy system transferu technologii” (termin amerykański). W raporcie posłużono się przykładem przemysłu motoryzacyjnego jako szczególnie narażonego na takie techniki. Wydaje się jednak, że akurat ten przykład nie jest najszczęśliwszy dla ukazania problemu. Wystarczy chociażby spojrzeć na kilkunastoletnią współpracę BMW i Brillance China. Okazało się, iż po latach ścisłej kooperacji, firma chińska nie była w stanie przejąć technologii BMW. Zbliżoną do BMW strategię ochrony swojej technologii stosuje Toyota. Także inne firmy zagraniczne (z pewnością też amerykańskie) znają mnóstwo sposobów na trzymanie swoich technologii z dala od chińskich konkurentów.

Pekin w odpowiedzi na zarzuty Amerykanów opracował projekt ustawy regulującej kwestię tzw. przymusowego transferu technologii. Zakłada ona, że władze lokalne nie mogą w żaden sposób utrudniać dostępu firmom zagranicznym do rynku, jeżeli ich działalność jest zgodna z prawem. Nie mogą także narzucać im sztucznych barier, ani zmuszać do dzielenia się własnymi technologiami i własnością intelektualną z lokalnymi firmami. Ustawa podkreśla potrzebę równego traktowania firm zagranicznych i krajowych oraz przewiduje prawo do odszkodowania dla firm, których prawa własności intelektualnej zostaną naruszone.

Trudno powiedzieć, czy taka ustawa zadowoli USA, ale to światełko w tunelu technologicznych nieporozumień chińsko-amerykańskich. Ponadto przymusowy transfer technologii można rozwiązać odpowiednimi (skrupulatnymi) umowami między chińskimi i amerykańskimi firmami. Oczywiście można poddawać pod wątpliwość, czy w praktyce te ustalenia będą respektowane przez Pekin. Wydaje się, że Kraj Środka nie będzie chciał nadszarpnąć swojej reputacji nieczystymi zagrywkami, wiedząc, że jest bacznie obserwowany przez Amerykanów i cały świat. Szczególnie po aferach z Huawei w roli głównej.

Trudności z własnością intelektualną

Znacznie gorzej prezentuje się konsensus chińsko-amerykański w zakresie ochrony własności intelektualnej. W dobie szpiegostwa handlowego czy cyberprzestępstw bardzo trudno, aby przepisy nadążały za dynamicznymi zmianami. Porozumienia dotyczące własności intelektualnej z Chinami osiągnięte za czasów prezydentury Obamy można rekonstruować, ale problem zostaje – jak egzekwować naruszenia i jak je wykrywać. Niektórzy proponują, iż pewnym rozwiązaniem (może niedoskonałym, ale zawsze jakimś) jest poddanie wszystkich umów między chińskimi i zagranicznymi firmami arbitrażowi handlowemu w Singapurze lub Szwajcarii. Korzystanie z międzynarodowego arbitrażu handlowego jest obecnie dość często spotykane. Oczywiście istnieje możliwość opracowania przez Pekin własnego krajowego arbitrażu na wzór innych państw. Chcąc jednak zdobyć zaufanie zagranicznych kontrahentów, Chińczycy musieliby powołać wykwalifikowanych ekspertów pochodzących z innych krajów do takiego zespołu arbitrów.

„Made in China” solą w oku

Jeśli chodzi o zarzuty Waszyngtonu dotyczące nadmiernego wykorzystywania przez Chiny wsparcia rządowego, mającego na celu wprowadzanie krajowego planu „Made in China 2025”, trudno o jakieś uzgodnienia. W tej kwestii żądania USA wydają się być mało realne z dwóch powodów. Po pierwsze, większość krajów na świecie stosuje różne instrumenty rządowego wsparcia w celu wypromowania przemysłów wysokich technologii, więc dlaczego Chiny miałyby tego zaprzestać lub ograniczyć takie działania na żądanie USA. Po drugie, dyskusyjnym jest, na jakim poziomie należałoby ustalić maksymalne wsparcie rządu i jakiego wskaźnika użyć do takich obliczeń, jeżeli Pekin jakimś cudem przystałby na pomysł USA.

Podczas spotkania Central Economic Work Conference (spotkanie, na którym władze Chin ustalają plan rozwoju kraju na najbliższy rok) pod koniec grudnia 2018 r., Pekin dał wyraźnie do zrozumienia, na ile poważnie bierze pod uwagę groźby USA w kwestiach wspierania rozwoju technologicznego przez rząd. Wśród omawianych aspektów rozwoju kraju i zagrożeń dla dalszych reform, nie obyło się bez deklaracji dotyczących dalszego promowania innowacji technologicznych i wspierania nowych klastrów przemysłowych. Zapowiedziano stworzenie otwartej, skoordynowanej oraz skutecznej platformy do badań i rozwoju technologii. Dodatkowo obiecano, iż małe i średnie przedsiębiorstwa uzyskają większe wsparcie w zakresie innowacji, a ochrona i wykorzystanie praw własności intelektualnej będą wzmacniane. Oznacza to, że Pekin pozostanie nieugięty w kwestii osłabienia wsparcia państwa kierowanego do sektorów wysokich technologii.

Warto zatem zaznaczyć, że już niedługo dowiemy się na ile obie strony konfliktu są elastyczne i skore do ustępstw. Pojawiają się głosy, iż w marcu może dojść do bardziej radykalnych posunięć Pekinu, polegających na całkowitym zniesieniu ceł i wezwaniu administracji Trumpa do identycznych rozwiązań. Takie podejście jest jednak znacznie mniej prawdopodobne, gdyż byłoby sprzeczne z dotychczasowym kursem polityki zagranicznej Xi – nie oddawać wszystkiego naraz. Generalnie trudno liczyć, iż 1 marca zapisze się jako data definitywnego zażegnania sporu. Era współpracy chińsko-amerykańskiej prawdopodobnie dobiega końca, a jej miejsce zajmie konkurencja strategiczna, która wcale nie musi oznaczać konfliktu. Zresztą walka toczy się o bardzo wysoką stawkę – przywództwo w świecie w zakresie technologii, szczególnie związanych z 5G i AI. Chiny stały się dla USA poważnym konkurentem w tych dziedzinach, a wprowadzany ambitny plan „Made in China 2025” to strategia przekształcenia Chin w technologiczną potęgę, która może realnie zagrozić dominacji Stanów Zjednoczonych.

Szanghaj (©Envato)

Tagi