Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Niemiecki kozioł ofiarny

Czy Niemcy, na które przypada 1 proc. ludności świata i niespełna 5 proc. jego PKB, mogą być odpowiedzialne za opłakany stan gospodarki globalnej? Chór krytyków w tej sprawie zapoczątkował amerykański Departament Skarbu raportem o manipulantach walutowych, w którym Niemcom wytknięto nadwyżkę w bilansie rozrachunków bieżących.
Niemiecki kozioł ofiarny

Daniel Gros

W zeszłym miesiącu do chóru Departamentu Skarbu (>>raport) dołączyła Komisja Europejska, publikując wyniki badań nierównowagi gospodarczej i wzywając do pogłębionej analizy niemieckiej nadwyżki.

W kontekście europejskim zwracanie szczególnej uwagi na Niemcy wydaje się bardziej uzasadnione. Ale i tam na Niemcy przypada niespełna 30 proc. PKB strefy euro (i mniej niż jedna czwarta produkcji w całej Unii Europejskiej). Niemcy zajmują pozycję ważną, ale nie jest ona dominująca.

Skupienie się na Niemczech prowadzi również do przeoczenia faktu, że kraj ten stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej: nadwyżki w bilansie rozrachunków bieżących mają wszystkie państwa północy Europy, należące do germańskiej rodziny językowej. W Holandii, Szwajcarii, Szwecji i Norwegii ta nadwyżka jest w proporcji do ich PKB nawet większa niż w Niemczech.

Roczna nadwyżka zewnętrzna tych małych krajów przekracza 250 mld dolarów; to nieco więcej niż nadwyżka samych Niemiec. Ich nadwyżki są ponadto trwalsze od niemieckiej; dziesięć lat temu Niemcy miały w bilansie rozrachunków bieżących deficyt, podczas gdy ich językowi krewniacy uzyskiwali nadwyżki w podobnym rozmiarze jak dzisiaj. Osiągnięta w ciągu dekady przez tę grupę małych krajów skumulowana nadwyżka jest większa nawet od nadwyżki Chin.

Czy wszystkie te kraje winne są prowadzenia merkantylistycznej polityki? Czy wszystkie stosują ograniczenia płacowe w celu zwiększenia konkurencyjności?

Jeśli zbadać przyczyny uporczywych nadwyżek tej zróżnicowanej grupy państw, to większość łatwych rozwiązań, zalecanych w celu korekty niemieckiej nadwyżki, okazuje się błędna. Niektóre z tych krajów podobnie jak Niemcy należą do strefy euro (to Holandia); inne jednostronnie związały własną walutę z euro (Szwajcaria) a jeszcze inne nadal stosują płynny kurs swojej waluty (Szwecja).

W samej strefie euro przeciwwagę dla niemieckiej nadwyżki stanowił zwykle deficyt krajów peryferyjnych (głównie Hiszpanii, ale również Portugalii i Grecji). Ale teraz już tak nie jest.

Dziś przeciwwagę nadmiernych teutońskich oszczędności stanowi wyzbywanie się ich przez „Anglosasów”: większość krajów anglojęzycznych ma w bilansie rozrachunków bieżących deficyt (i jest już tak od pewnego czasu). Łączna kwota deficytu rozrachunków bieżących Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz głównych krajów Commonwealthu (Brytyjskiej Wspólnoty Narodów) wynosi ponad 800 mld dol., czyli około 60 proc. ogólnej sumy globalnego deficytu zewnętrznego.

Nic więc dziwnego, że politycy (i media) głównych krajów anglojęzycznych mają zastrzeżenia wobec niemieckiej nadwyżki. Jednak działania samych Niemiec będą mieć mały wpływ na ich sytuację, gdyż deficyt tych krajów jest dużo większy niż niemiecka nadwyżka.

>>wywiad: Słabości południa Europy to nie wina Niemiec

Kluczowe znacznie ma tutaj pytanie, kto skorzysta na tym, że Niemcy zaczną więcej importować. Z peryferyjnych krajów strefy euro pochodzi tylko około 10 proc. niemieckiego przywozu, a z innych nadwyżkowych krajów północy Europy – prawie 40 proc. Na większym popycie wewnętrznym w Niemczech pozostałe kraje nadwyżkowe (z niskim bezrobociem) skorzystałyby zatem cztery razy więcej niż kraje peryferyjne (gdzie bezrobocie jest o wiele wyższe). Również inne kraje, charakteryzujące się nadwyżką strukturalną – w tym Rosja, Chiny i Japonia – na zwiększonym popycie w Niemczech skorzystałyby bardziej niż Hiszpania czy Grecja.

Dyskusja o niemieckiej nadwyżce jest zatem myląca i to z dwóch względów.

Po pierwsze, choć w kontekście Europy zarówno niemiecka gospodarka, jak i tamtejsza nadwyżka, wydają się ogromne, to peryferia strefy euro na korekcie w samych Niemczech skorzystałyby raczej niewiele.

Po drugie, jeśli uwzględnić kontekst globalny, to na korekcie w samych Niemczech wiele krajów skorzystałoby nieznacznie, natomiast inne kraje nadwyżkowe – więcej niż proporcjonalnie. Dzięki wysokiemu stopniowi integracji wśród krajów „teutońskich” dokonanie korekty przez wszystkie państwa północy Europy podwoiłoby wpływ, jaki może mieć ekspansja popytu w samych Niemczech.

Dotyczy to zarówno do kontekstu europejskiego, jak i globalnego. Koordynacja wewnątrz strefy euro (na przykład za pomocą procedury nadmiernej nierównowagi, którą można by obecnie zastosować wobec Niemiec) wydaje się na ogół niewystarczająca, zwłaszcza jeśli celem byłaby pomoc dla krajów peryferyjnych. Tak byłoby również na poziomie globalnym: anglojęzyczne kraje deficytowe bardziej by skorzystały na zwiększeniu popytu wewnętrznego przez wszystkie kraje północy Europy.

Dla krajów z deficytem zewnętrznym w Europie i poza nią Niemcy stanowią atrakcyjny cel. Wygląd jednak na to, że uderzenie w same Niemcy to zła droga na osiągnięcie pożądanego efektu.

© Project Syndicate, 2013

www.project-syndicate.org

Daniel Gros

Tagi