Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Nierówności, imigracja, hipokryzja

Kryzys imigracyjny w Europie obnażył zasadniczą wadę - a nawet niebotyczną hipokryzję - toczącej się obecnie debaty o nierównościach. Czyż bowiem nie byłoby na prawdę postępowe wspieranie równych szans wszystkich mieszkańców naszej planety, a nie tylko tych, którzy mieli szczęście urodzić się i wychować w krajach zamożnych?  
Nierówności, imigracja, hipokryzja

Wielu świadomych przywódców krajów rozwiniętych to zwolennicy mentalności uprawnień. Uprawnienia te zatrzymują się jednak na granicy: choć zwiększenie redystrybucji wewnątrz poszczególnych krajów przywódcy ci uważają za absolutną konieczność, to pomijają ludzi, żyjących w krajach wschodzących czy rozwijających się.

To nastawienie „do wewnątrz” byłoby zrozumiałe, gdyby obecne obawy o nierówności formułowano tylko w kategoriach politycznych; obywatele krajów biednych nie głosują przecież w państwach bogatych. Retoryka dyskusji o nierównościach w krajach zamożnych ujawnia jednak także przekonanie moralne, w którym – niby przypadkiem – ignoruje się miliardy ludzi żyjących gdzie indziej, choć wiedzie się im znacznie gorzej.

Nie wolno zapominać, że klasa średnia z krajów bogatych (nawet po okresie stagnacji) to z perspektywy globalnej klasa wyższa. W krajach rozwiniętych mieszka jedynie 15 proc. ludności świata. Mimo to wciąż przypada na nie ponad 40 proc. konsumpcji globalnej i globalnego zużycia zasobów. Wyższe opodatkowanie bogatych jako sposób niwelowania nierówności w ramach kraju rzeczywiście ma sens. Nie rozwiąże to jednak problemu głębokiej biedy w krajach rozwijających się.

Nie rozwiąże go również odwoływanie się do moralnej wyższości żeby uzasadnić, dlaczego ktoś urodzony na Zachodzie cieszy się tyloma przewagami. To prawda, że podłożem zrównoważonego wzrostu są solidne instytucje polityczne i społeczne; we wszystkich przypadkach udanego rozwoju rzeczywiście stanowiły one warunek sine qua non. Europa ma jednak długą historię wyzysku kolonialnego, co sprawia, że trudno spekulować, czy gdyby do Azji i Afryki Europejczycy przyjeżdżali tylko dla handlu, a nie dla podbojów, to ewolucja tamtejszych instytucji doprowadziłaby do powstania równoległego wszechświata.

Jeśli na kwestie polityczne o szerszym znaczeniu patrzeć przez soczewki, które powodują skupianie się jedynie na nierównościach wewnętrznych i pomijane nierówności globalnych, prowadzi to do wielu zniekształceń. Według marksistowskiego twierdzenia Thomasa Piketty’ego, kapitalizm upada, bo narastają nierówności krajowe – a jest akurat odwrotnie. Jeśli każdemu obywatelowi świata przypisać taką samą wagę, będzie to wyglądać inaczej. Rzecz w tym, że te same siły globalizacji, które przyczyniły się do stagnacji płac klasy średniej w krajach bogatych, gdzie indziej spowodowały wydźwignięcie milionów ludzi z nędzy.

Jak pokazuje wiele mierników, nierówności globalne zostały w ciągu minionych trzech dekad znacznie zredukowane, co oznacza spektakularny sukces kapitalizmu. Kapitalizm spowodował być może pewne obniżenie renty, jaką pracownicy z krajów zamożnych dostają z tytułu miejsca urodzenia, ale znacznie bardziej pomógł pracownikom o naprawdę średnich dochodach – tych w Azji i w krajach wschodzących.

Dopuszczenie do swobodniejszego przepływu ludzi przez granice doprowadziłoby do jeszcze szybszego niż w przypadku handlu wyrównania szans, ale opór jest tu silny. Antyimigranckie partie polityczne zyskały dużą popularność w państwach takich jak Francja i Wielka Brytania, są one istotną siłą również w wielu innych krajach.

Miliony zrozpaczonych ludzi, którzy żyją na obszarach ogarniętych wojną albo w państwach upadłych, nie mają oczywiście większego wyboru jak tylko – niezależnie od ryzyka – szukać schronienia w krajach bogatych. Niezwykle ważnym czynnikiem, który napędza wzmożoną obecnie falę dążących do Europy uchodźców, są wojny w Syrii, Erytrei, Libii i Mali. Gdyby nawet sytuacja w tych krajach miała się ustabilizować, najprawdopodobniej dojdzie do jej destabilizacji w innych regionach.

Presja ekonomiczna to kolejna potężna siła migracyjna. Pracowników z krajów ubogich pociąga możliwość pracy w krajach rozwiniętych, nawet za płacę uważaną tam za bardzo marną. Niestety, większość debat toczonych dziś w krajach rozwiniętych – zarówno na lewicy, jak i na prawicy – skupia się na tym, jak trzymać tych ludzi z daleka. Może i jest to podejście praktyczne, ale pod względem moralnym – nie do obrony.

Poza tym jeśli globalne ocieplenie rozwinie się zgodnie z podstawową wersją przewidywań klimatologów, to presja migracyjna znacznie wzrośnie. Obszary równikowe staną się zbyt gorące, a tamtejsze grunty – zbyt jałowe, żeby nadawały się dla rolnictwa zrównoważonego, na północy natomiast wzrost temperatur spowoduje zwiększenie wydajności rolnictwa. Zmiany typów pogody mogłyby więc wywindować migrację do krajów zamożnych do poziomów, przy których dzisiejszy kryzys migracyjny wydawałby się błahy, zwłaszcza jeśli uwzględnić, że to państwa ubogie a także kraje wschodzące położone są zwykle bliżej równika i na obszarach o bardziej wrażliwym klimacie.

Zarówno możliwości imigracji, jak i tolerancja dla niej są dziś w większości krajów rozwiniętych ograniczone, trudno zatem przewidywać, jak można by w sposób pokojowy osiągnąć nowy stan równowagi w rozmieszczeniu ludności. Mogłoby bowiem dojść do wezbrania niechęci do krajów rozwiniętych, które mają znacznie bardziej niż proporcjonalny udział zarówno w zanieczyszczaniu środowiska w skali globalnej, jak i w globalnej konsumpcji.

W miarę bogacenia się świata nierówności będą się nieuchronnie stawać problemem istotniejszym niż nędza – na co zresztą po raz pierwszy wskazywałem już ponad dziesięć lat temu. Jest jednak godne ubolewania, że dyskusja o nierównościach tak bardzo skupiła się na nierównościach w skali kraju, że przysłoniły one o wiele istotniejszą kwestię nierówności w skali globalnej. Szkoda, bo jest wiele sposobów, za pomocą których kraje zamożne mogłyby na nie wpływać. Mogą one zapewnić darmowe wsparcie medyczne i edukacyjne przez Internet, większą pomoc rozwojową, umorzenie długów, dostęp do rynków a także większy wkład w bezpieczeństwo globalne. Napływ zrozpaczonych uciekinierów na łodziach to oznaka, że kraje zamożne zawiodły i tego nie robią.

© Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org

 


Tagi