Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Nierówności zagrożeniem dla globalnego pokoju?

Narastające nierówności zakłócają rozwój globalnej gospodarki i zagrażają pokojowi na świecie – przekonują Matthew C. Klein i Michael Pettis w książce „Wojny handlowe to wojny klasowe”.
Nierówności zagrożeniem dla globalnego pokoju?

Okładka książki

„Zwyczajni ludzie na całym świecie tracą siłę nabywczą, a co więcej, wszelkiej maści oportuniści i szowiniści wmawiają im, że ich interesy z zasady stoją ze sobą w sprzeczności. Globalny konflikt między klasami społecznymi w obrębie poszczególnych krajów jest błędnie interpretowany jako seria konfliktów między konkurującymi ze sobą państwami. Istnieje ryzyko powtórzenia się sytuacji z lat trzydziestych XX wieku, kiedy to załamanie się międzynarodowego porządku gospodarczego i finansowego osłabiło mechanizmy demokratyczne oraz wzmocniło agresywne postawy nacjonalistyczne. Wszyscy znamy konsekwencje tamtych wydarzeń – wojnę, rewolucję i ludobójstwo” – tak autorzy malują misterny pejzaż światowej gospodarki.

Brzmi groźnie? Jak zapowiedź III wojny światowej? Matthew C. Klein i Michael Pettis w książce „Wojny handlowe to wojny klasowe. Jak narastające nierówności zakłócają rozwój globalnej gospodarki i zagrażają pokojowi na świecie” (Prześwity, Warszawa 2024) argumentują, że nierówności zniekształcają sposób, w jaki pieniądze przepływają przez światową gospodarkę, a tym samym podważają efektywność gospodarowania. Mówiąc jeszcze prościej: jeśli zwykły człowiek nie może sobie pozwolić na normalną konsumpcję, to gospodarki wpadają w wielkie tarapaty.

Książka – wyróżniona prestiżową Nagrodą im. Lionela Gelbera w 2021 r. – ma w centralnym swoim punkcie szokującą tezę: współczesne konflikty handlowe są generowane przez rządy promujące interesy elit kosztem pracowników, a dla pozoru ubierane są w płaszczyk walki o interesy narodowe. Ta „pogoda dla bogaczy” zagraża kondycji światowej gospodarki i światowemu pokojowi – przekonują Klein i Pettis.

Zobacz również:
Kto zyskuje, gdy wojna handlowa eskaluje

Matthew C. Klein jest założycielem i wydawcą portalu The Overshoot zajmującego się globalną gospodarką, rynkami finansowymi i polityką publiczną, w przeszłości publikował na łamach „Barron’s” i „Financial Times”. Michael Pettis jest profesorem na wydziale finansów w Guanghua School of Management na Peking University oraz pełni funkcję starszego pracownika naukowego w organizacji Carnegie Endowment for International Peace.

Elity kontra masy a nie Chiny kontra USA

Warto zauważyć, że autorzy „Wojny handlowe to wojny klasowe” wprowadzają czytelników w treść książki cytatem brytyjskiego ekonomisty Johna Atkinsona Hobsona, który zaczyna się tak: „Tam, gdzie podział dochodów umożliwia wszystkim grupom społecznym zaspokajanie ich potrzeb i buduje popyt na towary, nie może być mowy o nadprodukcji, niedostatecznym wykorzystaniu kapitału i siły roboczej ani o konieczności walki o zagraniczne rynki zbytu…”. I to powinien być sygnał, co w niej znajdziemy. A znajdziemy w niej mieszankę staromodnego keynesizmu i merkantylizmu przyprawioną kilkoma celnymi oraz mniej celnymi spostrzeżeniami. W książce nie znajdziemy jednak wielu istotnych kwestii, które powinny się w niej znaleźć.

Główny tok myślenia autorów przedstawia się następująco: rosnące nierówności oznaczają bogacenie się zamożnych, którym oszczędności nadmiernie rosną, a tymczasem reszcie wydatki nadmiernie się kurczą. To zjawisko jest napędzane przez politykę rządową, która oficjalnie walczy o interes narodowy, a tak naprawdę o wzbogacenie elit poprzez odebranie siły nabywczej zwykłym ludziom. Efektem ubocznym jest pojawianie się na rynku wielkich nadwyżek produkcyjnych, które nie zostają skonsumowane – czyli nieefektywne marnotrawstwo.

Zdaniem Kleina i Pettisa, gospodarki „nadwyżkowe” – czyli m.in. Niemcy i Chiny – wymuszają nadwyżki oszczędności i produkcji na gospodarkach „deficytowych”, zwłaszcza na Stanach Zjednoczonych. Konsekwencją tej „nierównowagi” są kłopoty gospodarcze dla niemal wszystkich. Jedyną grupą, która korzysta na tym zjawisku są elity biznesowe. Przekonują też, że wojny handlowe rozkręcają się, podobnie jak rośnie niechęć mas do globalizacji.

Czy ta teza jest prawdziwa? Autorzy książki starają się ze wszystkich sił przekonywać, że tak, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że standard życia mas spada nie tylko w krajach z nadwyżką handlową, ale i w tych z deficytem. Użalają się też nad amerykańską klasą średnią cierpiącą z uwagi na duży napływ towarów z zagranicy, i pokazują, że ona właściwie nie doświadczyła wzrostu dochodów (po uwzględnieniu wzrostu podatków i inflacji) od lat 70. XX w. Problem w tym, że mediana realnych dochodów klasy średniej w USA cały czas od dekad rośnie i nie zatrzymuje się, a średnia realna płaca pracowników amerykańskiego sektora przemysłowego była w 2020 r. o około 18 proc. wyższa niż w 2000 r. Problem w tym, że tych danych nie znajdziemy w książce „Wojny handlowe to wojny klasowe”.

Klein i Pettis przekonują również, że wrogowie USA celowo rzucają nadwyżki za granicę, by sprzedawać je po dumpingowych cenach. Gdy Chiny zalewają USA tanią stalą, to osłabiają produkcję stali w Ameryce – czyż nie? Opierają swoje tezy głównie na pracach Hobsona, którego teorie ekonomiczne przedstawione w „Imperialism: A study” powstały na podstawie jego bezpośredniego doświadczenia roli Wielkiej Brytanii w wojnie burskiej w latach 1899–1902. Hobson przekonywał, że konflikt został de facto zainicjowany przez właścicieli kopalń, takich jak Cecil Rhodes, którzy zaniedbując inwestycje chcieli bogacić się za pośrednictwem brytyjskiej polityki zagranicznej. Nadwyżki z brytyjskiego przemysłu były rzucane na rynki kolonialne, a korzystały na tym elity biznesowe. Dlatego też autorzy w stymulowaniu konsumpcji wewnętrznej widzą ratunek dla świata – w taki sposób można zakończyć wojny handlowe.

Zobacz również:

Davos 2025: Ofensywa Donalda Trumpa, defensywa Europy

To nie tylko zła wola stoi jednak za modelem produkcji nadwyżek i niedostatecznej konsumpcji. Interesującym przykładem, zdaniem autorów publikacji, są Niemcy, gdzie wraz z upadkiem muru berlińskiego wzrosło ubóstwo i niepewność. Płace realne weszły w stagnację wywołaną reformami gospodarczymi kanclerza Gerharda Schrödera, który obniżył podatki osobom o wysokich dochodach, a jednocześnie zaparł się rękami i nogami przed zaciąganiem długów na inwestycje publiczne, co zwiększyło siłę nabywczą zamożnych elit, zaś zubożyło masy. Klein i Pettis przekonują czytelników, że doszło tym samym do sytuacji, w której Niemcy zalewali swoim eksportem wiele państw, w tym kraje członkowskie UE, ale nie odwzajemniali się importem i konsumpcją dóbr, co powodowało wzrost napięcia politycznego w Europie.

Czy amerykański przemysł naprawdę umiera?

Klein i Pettis wiele razy wspominają o deindustrializacji Ameryki. Czy jest tak w istocie? Autorzy podają dane, iż pod koniec 2018 r. moce produkcyjne amerykańskiego przemysłu były niższe niż w 2008 r. Owszem, wartość amerykańskiej produkcji przemysłowej rzeczywiście osiągnęła szczyt w IV kwartale 2007 r., by potem mocno spaść i znów zacząć rosnąć. Pod koniec 2018 r. była tylko o 2 proc. niższa niż w szczytowym okresie przed kryzysem finansowym 2008 r. Amerykańskie moce przemysłowe nie znikają – wystarczy znaleźć w Google notowania Industrial Capacity: Total Index na stronach FRED Economic Data (choć trzeba przyznać, że mają problem z dalszym wzrostem i od końca 2007 r. właściwie tkwią w szerokiej konsolidacji, mówiąc językiem inwestorów lubujących się w tzw. analizie technicznej).

Klein i Pettis bardzo mocno optują za keynesizmem. Świadczy o tym choćby następujący fragment: „Utrzymujący się deficyt na amerykańskim rachunku obrotów bieżących można wyjaśnić nadmierną skłonnością do oszczędzania za granicą i rolą Stanów Zjednoczonych w absorpcji tych akumulowanych oszczędności. Apele do obywateli USA o ostrożność mijają się z celem, ponieważ to nie oni zdecydowali się pożyczać za dużo. Dopóki są Amerykanie chętni pożyczać – a w każdym kraju zawsze znajdą się klienci gotowi zaciągnąć pożyczkę na odpowiednich warunkach – dopóty amerykański sektor finansowy będzie z tego korzystał oraz obniżał stopy procentowe i standardy kredytowe, aż osiągnie założone cele. System finansowy będzie nadal wymuszał zmiany w realnej gospodarce. Albo wzrośnie skala zaciąganych pożyczek, albo spadną dochody”. Autorzy omawianej książki wielokrotnie piszą o „Ameryce absorbującej kapitał i towary z zagranicy”, trochę w takim tonie jakby to były ścieki, które wrogowie wysyłają rurami do USA. Problem w tym, że Klein i Pettis pomijają czynniki mikroekonomiczne, które w dużej mierze wyjaśniają utrzymywanie się deficytów na rachunku obrotów bieżących Stanów Zjednoczonych. Po prostu USA są jednak relatywnie atrakcyjną przystanią dla kapitału, a towary produkowane np. w Azji albo są relatywnie tanie (Wietnam, Filipiny, Chiny), albo są wysokiej jakości (Japonia) – czyli atrakcyjne dla konsumentów.

Zobacz również:
Badanie od najbiedniejszych do najbogatszych Amerykanów

Czy naprawdę import jest szkodliwy, gdy stale przewyższa wartością eksport? A może to jest tak, że taka sytuacja uwalnia krajowe moce produkcyjne, i przekierowuje je w inne potrzebne rynkowi rejony? Czy przypadkiem nie jest tak, że merkantylizm sprawia problemy – ale krajom, które go stosują? Oczywiście nie jest trudno domyśleć się w jaki sposób na te pytania odpowiadają Klein i Pettis. Ale czy te odpowiedzi są prawdziwe?

Na pewno trzeba pochwalić autorów książki za to, że proponują rozwiązania przedstawionego problemu. Zalecają nie tylko stymulowanie konsumpcji wewnętrznej, ale i reformy systemów socjalnych – i to powinno być regulowane zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Sugerują też, że Stany Zjednoczone muszą ograniczyć napływ kapitału w celu obniżenia nadwyżki na rachunku, co z pewnością może się odbyć jedynie z naruszeniem swobody jego przepływu w skali międzynarodowej. Ich zdaniem, jest to jednak konieczne, jeśli społeczeństwa mają rozprawić się z przywilejami tego 1 proc. najbogatszych.

Czytając „Wojny handlowe to wojny klasowe” można odnieść wrażenie, że Klein i Pettis mają ograniczone zrozumienie kwestii społeczno-politycznych. Nieustannie oddzielają sprawy polityczne od ekonomicznych, a przecież prawda jest taka, że przy obecnych modelach gospodarczych tego się nie da rozłączyć. To czyni ich publikację tylko efektowną ciekawostką i sprawia, że daleko jej do poważnej książki, która może odegrać istotną rolę w debacie ekonomicznej. Zwróciła ona jednak swoją uwagę wielu influencerów i stała się do pewnego stopnia popularna. Czy zatem warto ją przeczytać, aby się przekonać, czy zadziało się tak zasłużenie?

 

Okładka książki

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington

Kategoria: Trendy gospodarcze
W zapadłej dziurze w Bretton Woods, 80 lat temu, Ameryka podyktowała 43 pozostałym uczestnikom słynnej konferencji reguły nowego porządku w międzynarodowych finansach. „Stawiać” się Stanom Zjednoczonym próbowali wyłącznie Brytyjczycy, ale po poniesieniu olbrzymich ciężarów I i II wojny światowej byli goli jak święci tureccy, więc gardłowali, ale bardzo mało wskórali.
Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington

Finansowanie globalnego rozwoju: w poszukiwaniu Świętego Graala

Kategoria: Trendy gospodarcze
Społeczność międzynarodowa nieuchronnie zbliża się do momentu, w którym konieczna będzie przebudowa globalnej architektury finansowania rozwoju, na miarę zmian wprowadzonych po II wojnie światowej.
Finansowanie globalnego rozwoju: w poszukiwaniu Świętego Graala

Obietnice kandydatów na prezydenta USA w zakresie gospodarki

Kategoria: Trendy gospodarcze
Czy jeśli listopadowe wybory prezydenckie w USA wygra Donald Trump powróci Trumponomika i wysoka inflacja? Czy jeśli wygra je Kamala Harris, to wystrzeli deficyt? Sprawdzamy co proponują kandydaci Republikanów i Demokratów na najważniejszy fotel w Białym Domu.
Obietnice kandydatów na prezydenta USA w zakresie gospodarki