Nowoczesna Teoria Pieniądza podpowiada, jak się zadłużać bez kryzysu

Kryzys w strefie euro wymusza poszukiwanie niestandardowych rozwiązań. Przykład państw wykorzystujących w praktyce tzw. Nowoczesną Teorię Pieniądza pokazuje, że lekarstwo umożliwiające odnowę gospodarczą jest w zasięgu ręki. Europejski Bank Centralny dopiero ostatnio zaczyna po nie sięgać.
Nowoczesna Teoria Pieniądza podpowiada, jak się zadłużać bez kryzysu

Mario Draghi, prezes EBC. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Problemy dotyczą już nie tylko krajów PIIGS (Portugalia, Hiszpania, Włochy, Grecja, Irlandia). Według niektórych analityków poważnym kandydatem mogącym w najbliższym czasie dołączyć do tego grona jest Belgia, a Francja i Austria w ostatnim czasie doświadczyły obniżki ratingów zdolności kredytowej.

Jak na razie niewielu ekonomistów zwraca uwagę na specyficzną strategię, która zapewne prędzej czy później okaże się jedynym wyjściem także dla strefy euro. Z powodzeniem stosują ją między innymi Japonia, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, czy Kanada.

Niezależność walutowa

Nowoczesna Teoria Pieniądza (NTP, Modern Money Theory) powstała za oceanem. Wywodzi się z praktyki Departamentu Skarbu oraz Rezerwy Federalnej (FED) USA, a za jej ośrodek naukowy można uznać amerykański Levy Institute. Jego pracownik, nieżyjący już ekonomista Hyman Minsky, stworzył spójną teorię przewidującą obecny kryzys finansowy i gospodarczy. Nowa Teoria Pieniądza obficie czerpie z jego dorobku.

Zgodnie z NTP rząd (w dużym uproszczeniu), płacąc za dobra i usługi, wcale nie wydaje konkretnych „papierków” . Większość jego rozliczeń następuje poprzez rachunek w banku centralnym, który po prostu przelewa niezbędne pieniądze  wirtualnie – w banku odbiorcy pojawia się wtedy dodatkowo wykreowany depozyt. Sprzedawcy przyjmują taki przelew, ponieważ, zgodnie z prawem, mają obowiązek uiszczania podatków w tej właśnie walucie, w której rozliczają się z nimi władze państwowe. Podstawą pieniądza jest więc obowiązujące prawo, dlatego zwolenników nowoczesnej teorii określa się jako neoczartalistów, od angielskiego słowa charter, czyli statut.

Kiedy rząd zbiera podatki, wpływają one do banku centralnego i depozyty odbiorców są „niszczone”. Jeśli władza wydaje więcej, niż zbiera w postaci podatków, mamy do czynienia z deficytem budżetowym i z długiem publicznym.

Cała sztuka polega na tym, by nie wywołać przy tym nadmiernej inflacji. Do jej tonowania służy emisja obligacji skarbu państwa – ludzie zamiast pieniądza trzymają wtedy rządowe papiery wartościowe. Gdy większość długu publicznego naliczana jest w rodzimej walucie (co oznacza, że można go w niej oddawać), a jego spłata jest zagwarantowana przez bank centralny, waluta ta jest określana jako suwerenna.

Oznacza to, że dany kraj ma pełną kontrolę nad oprocentowaniem swojego długu publicznego – bank centralny może po prostu wyemitować pieniądz, by wykupić obligacje skarbowe. Przeważnie wystarczy już sama taka perspektywa, by rynki finansowe uznały, narzuconą przez władze, stopę procentową. W praktyce więc nie ma mowy o „ciągłym dodruku pieniądza” w celu jej obrony.

Według neoczartalistów to między innymi dlatego amerykańskie obligacje wciąż należą do najniżej oprocentowanych na świecie, a obniżka ratingu dla USA, w ostatnie wakacje, nie wywołałą większych turbulencji na rynkach.

Kraj kwitnącego długu

Doświadczenia niektórych krajów mogą być potwierdzeniem Nowoczesnej Teorii Pieniądza.

Japonia będąca 3. gospodarką świata jest jednocześnie najbardziej zadłużonym krajem naszego globu. Zgodnie z wyliczeniami tamtejszego ministerstwa finansów, już na początku 2013 r. zadłużenie sektora publicznego ma przekroczyć biliard (15 zer) jenów, czyli mniej więcej 12,5 biliona dolarów (jest to dla porównania 25–krotność PKB Polski). W 2011 r., według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, dług Japonii sięgnął 200 proc. PKB tego kraju i stanowił ok. 1/3 całego światowego długu publicznego.

Takie zadłużenie nie przeszkadzało jednak Japonii dostarczyć w 2009 r. MFW dodatkowych funduszy. Umożliwiły one utworzenie specjalnej linii kredytowej, wartej 100 mld dol., dla krajów dotkniętych światowym kryzysem finansowym. Jakby tego było mało, obecnie Japonia rozważa udostępnienie kolejnych 50 mld dol., by pomóc MFW w walce z kryzysem w strefie euro.

Monstrualny dług publiczny nie stanowił również przeszkody dla zasilenia systemu bankowego tego kraju w 34 bln jenów (ok. 425 mld dolarów) po katastrofie w Fukushimie. Decyzja rządu miała znacznie ułatwić firmom uzyskanie kredytów, niezbędnych przy odbudowie kraju. Suma była tak duża, że banki zaczęły mieć trudności ze znalezieniem kredytobiorców.

O stosowaniu w praktyce zaleceń Nowej Teorii Pieniądza świadczy również utrzymywanie od kilkunastu lat głównej stopy procentowej banku centralnego na poziomie bliskim zera. Tendencji nie zmieniło nawet okresowe obniżenie ratingu w latach 90. Jakby tego było mało, bagatela 40 proc. japońskiego budżetu zależy od sprzedaży obligacji skarbowych. Japonia, mimo to, wciąż uznawana jest za bezpieczną przystań na światowych rynkach finansowych.

Modlitwa o inflację

Dzieje się tak m. in. dlatego, że papiery dłużne tego kraju nie są wykupywane przez zagraniczne instytucje, tylko przez rodzimych inwestorów. Ponad 88 proc. zadłużenia znajduje się w japońskich rękach. I właśnie to jest kluczem do wyeliminowania zagrożenia powstania kryzysu zadłużeniowego takiego jak ten, który możemy obecnie obserwować w Grecji. Spłata obligacji emitowanych we własnej walucie jest możliwa w każdym momencie, bez potrzeby podejmowania negocjacji z wierzycielami.

Kolejnym atutem Japonii są rezerwy walutowe. Drugie co do wielkości na świecie pozwalają Tokio na kolejne pożyczki dla MFW. Rezerwy te stanowią dodatkowe zabezpieczenie na wypadek dramatycznego wzrostu zadłużenia wyrażonego w obcych walutach z powodu (mało prawdopodobnego) gwałtownego spadku wartości jena.

Polityka Japonii jest bezpieczna także z tego względu, że wbrew utartym przekonaniom, nie wywołuje ona inflacji. Wręcz przeciwnie, to uporczywa deflacja od lat pozostaje w Japonii wrogiem numer 1. Wynika ona ze znacznego uzależnienia kraju od eksportu, który jest dławiony nie tylko przez spadek koniunktury na świecie, ale również przez mocnego jena. Z tego powodu chcąc uzyskać wzrost gospodarczy Japończycy muszą doprowadzić do zwiększenia popytu wewnętrznego, który w Japonii odpowiada zaledwie za 30 proc. PKB. Deflacja hamuje jednak konsumpcję, gdyż Japończycy, licząc na niższe ceny, odkładają zakupy na później, pogłębiając tym samym recesję.

Czy to przełom w EBC

Płyną stąd bardzo poważne wnioski dla zadłużonej strefy euro, która od 2 lat nie może znaleźć lekarstwa na swoje problemy.

Europejski Bank Centralny ma wszelkie narzędzia, by uczynić euro walutą suwerenną w rozumieniu Nowej Teorii Pieniądza. Pojawiają się głosy, że nie ma nawet większych przeszkód prawnych, za to istnieją bardzo silne psychologiczne (a więc polityczne), związane przede wszystkim z traumatycznym doświadczeniami Niemców z hiperinflacją lat 20.

To dlatego do niedawna nie było mowy o wykupie, na większą skalę, długu państw strefy euro, w celu obrony niskiego oprocentowania obligacji. Poprzedni szef EBC, Jean-Claude Trichet, starał się pozostać wierny tradycjom niemieckiego Bundesbanku, słynącego z konserwatywnej polityki pieniężnej. Uzasadniał, że kierowana przez niego instytucja nie ma zajmować się ratowaniem koniunktury w strefie euro.

W tym kontekście powołanie Mario Draghi’ego na stanowisko szefa EBC może okazać się przełomowym momentem w dziejach Europejskiej Unii Walutowej. Draghi postanowił bardziej stanowczo zasilić rynek dodatkowym pieniądzem.

21 grudnia 2011 roku EBC pożyczył sektorowi bankowemu 489,2 mld euro na trzy lata, z oprocentowaniem wynoszącym zaledwie 1 proc., trafnie przewidując, że dużą część tych pieniędzy przeznaczą na zakup papierów skarbowych państw strefy euro. Dodatkowo obniżył stopę rezerw obowiązkowych z 2 do 1 proc. [Druga pożyczka, sprzed kilku dni to było już 529,5 mld euro].

Sprawiło to, że rynki znowu zaczęły kupować obligacje zagrożonych państw strefy euro. Przykładem skuteczności działania EBC są Włochy, które 28 grudnia sprzedały obligacje o wartości 9 mld euro po 3,25 proc. To 3 punkty procentowe mniej, w porównaniu z ceną jakiej za kredyt zażądał od nich rynek jeszcze w listopadzie. Dotyczy to również Belgii, której udało się sprzedać więcej bonów niż zamierzała i to po cenie najwyższej od 18 miesięcy.

Pierwszy krok ku odnowie

W ten sposób EBC de facto zrealizował propozycje Nowej Teorii Pieniądza, pomagając zadłużonym państwom strefy (oczywiście oficjalnie nie ma o tym mowy, by nie drażnić Niemców).

Jak pokazują doświadczenia krajów z walutą suwerenną, a nawet przypadek samej strefy euro, podobna polityka pomaga rozwiązać kryzys zadłużenia.

Wszystko wskazuje jednak na to, że potrzeba będzie większego zdecydowania ze strony EBC, który musi podjąć bardziej radykalne kroki np. wobec zadłużenia Grecji.  Z punktu widzenia neoczartalistów, w tym momencie jest to priorytet dla strefy euro – kraje przytłoczone zbyt wysokimi kosztami zadłużenia nie mogą nawet marzyć o skutecznych reformach strukturalnych.

Autorzy są studentami SGH, obaj publikują w Niezależnym Miesięczniku Studentów „MAGIEL”.

Mario Draghi, prezes EBC. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?