Nowy kocioł bałkański

Słowenia na krawędzi, Chorwacja w depresji – małe kraje umierają po cichu, tuż za granicą Włoch, które, razem z Hiszpanią i Grecją, przykuwają całą uwagę Europy.
Nowy kocioł bałkański

Gospodarka Chorwacji jest w większym stopniu sprywatyzowana i mniej uzależniona od eksportu niż słoweńska (bank centralny w Zagrzebiu, CC By-NC King Molan)

Słowenia to pierwszy członek Unii Europejskiej z dawnej komunistycznej Europy, który przyjął euro. Choćby dlatego jej kłopoty są pouczające dla innych, także dla Polski. Z kolei Chorwacja, która w połowie przyszłego roku zostanie 28 członkiem Unii, pokazuje, że samo nowe członkostwo nie jest jeszcze gwarancją wzrostu gospodarczego.

Trzeba zaznaczyć, że aktualne prognozy analityków na 2012 i 2013 rok są gorsze niż opublikowane przez Komisję wiosną. Na spełnienie tych ostatnich nie ma już szans, bo w II kw. produkt krajowy Słowenii skurczył się o ponad 3 proc., a Chorwacji o ponad 2 proc. (r/r).

Już na pierwszy rzut oka widać prawidłowości: bardzo głęboka recesja, po której albo nie było odbicia albo bardzo słabe; szybko rosnące bezrobocie i dług publiczny. Dodajmy do tego znaczną nierównowagę zewnętrzną (zagraniczne zadłużenie Słowenii wynosi ok. 100 proc. PKB, podobnie Chorwacji), choć ostatnio rachunek bieżący bilansu płatniczego zaczął się poprawiać, głównie przez spadek importu w warunkach recesji.

Kraje, które wchodziły w kryzys z finansami w co najmniej niezłym stanie, dziś są na krawędzi. Słowenia jest kandydatem do programu ratunkowego Unii Europejskiej i zdaniem większości ekspertów będzie musiała poprosić o pomoc. Chorwacja szykuje się na pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Okazuje się, że nie ma znaczenia, czy kraj jest w strefie euro czy nie. Jeśli w polityce gospodarczej popełnia się błędy, wstrzymuje reformy strukturalne i doprowadza do utraty konkurencyjności przez zbyt szybki wzrost płac realnych, nawet posiadanie własnej waluty (w Chorwacji kurs kuny powiązano z euro, ale jest sterowany, czyli nie jest sztywny) nie daje gwarancji podtrzymania wzrostu gospodarczego.

(opr. DG/CC BY-SA Luigi Rosa/CC BY-NC davesandford)

(opr. DG/CC BY-SA Luigi Rosa/CC BY-NC davesandford)

Do tego dochodzą specyficzne uwarunkowania. W Słowenii w latach po akcesji miał miejsce boom budowlany, a sytuacja tego państwa przypomina to, co się stało w Irlandii i Hiszpanii. Największy bank musiało dokapitalizować państwo (główny właściciel mniejszościowy –  belgijski KBC – odmówił, bo nie ma gotówki), a pozostałe czekają w kolejce. Moody’s, który niedawno obniżył rating Słowenii o trzy stopnie do Baa2 szacuje, że potrzebne mogą być fundusze w wysokości nawet 8 procent produktu krajowego, czyli 3 miliarda euro. Rząd małego 2-milionowego kraju rzecz jasna ich nie ma. Musiałby pożyczyć, a to jak wyliczył ekonomista Joze Damjan zwiększyłoby deficyt finansów publicznych do 20-28 proc. produktu krajowego. Irlandia Bałkanów na wyciągniecie ręki.

W Chorwacji do boomu w budownictwie nie doszło i banki są w lepszej kondycji spełniając wymogi kapitałowe i finansując dominujące na rynku pożyczki w walutach obcych depozytami walutowymi. Równocześnie jednak pod koniec pierwszej dekady tego stulecia zaniechano reform strukturalnych, w tym rynku pracy, podnosząc równocześnie płace w rozdętym sektorze publicznym, co pociągnęło także płace w sektorze prywatnym. Według różnych rankingów Chorwacja nie jest dobrym miejscem do prowadzenia biznesu i inwestycji. W Doing Business Chorwacja jest na 80 miejscu, Słowenia na 37.

Przykład obu krajów pokazuje także, że nie można liczyć na to, że jedna branża wyciągnie kraj z kryzysu. Oba mają znaczny udział  turystyki w produkcie krajowym i bilansie płatniczym, Chorwacja w tym roku ma więcej gości niż w ubiegłym (wpływy szacuje się na 6-7 mld euro), a mimo to recesja pogłębia się. W obu krajach siada popyt konsumpcyjny (banki ratując skórę zaostrzyły politykę kredytową), a inwestycje nie mają szans na odrodzenie po głębokim spadku o 30 procent w Chorwacji i 40 proc. w Słowenii, bo przedsiębiorstwa gromadzą gotówkę na ciężkie czasy, a rządów nie stać na inwestycje publiczne. Co gorsza, recesja w Europie zaczęła pogrążać słoweński eksport, dotychczas główny czynnik łagodzący recesję. Po raz pierwszy od dwóch lat obniżył się w drugim kwartale.

Perspektywy są negatywne. Agencje ratingowe poobniżały oceny obu państw, w efekcie Chorwacja jest zaledwie BBB- w Standard & Poors, a Słowenia A i to może jeszcze nie być koniec zjazdu. Jednak w przypadku Chorwacji analitycy Deutsche Bank w najnowszym raporcie z sierpnia twierdzą, że wejście do Unii Europejskiej da jej trochę oddechu. Na przykład w przyszłym roku powinno napłynąć już prawie 800 mln euro funduszy strukturalnych. Sytuacja Słowenii wygląda bardziej dramatycznie. Wymagane rentowności długoterminowego długu już kilkakrotnie przebiły granicę 7 proc., a zatem poziom, ponad którym nie ma szans na samodzielne wybrnięcie z trudności (aktualnie wynoszą 6,2 proc.).

W ostatnią niedzielę Angel Guria, szef OECD, na konferencji w słoweńskim Bled stwierdził, że Słowenia ma jeszcze wiele pracy do wykonania. Wymienił reformę rynku pracy, emerytalną (zresztą sytuacja demograficzna obu krajów jest słaba – niski przyrost naturalny, znaczny odpływ wykwalifikowanych pracowników za granicę), prywatyzację, reformę banków. „Kiedy zrobicie to, a mimo to rynki nadal będą atakować, wtedy można poprosić rodzinę europejską o pomoc”.

Oczywiście Słowenia nie musi przejmować się radami OECD, w końcu ta organizacja nie ma żadnych pieniędzy, ale nie zmienia to faktu, że przy zmęczeniu społeczeństw de facto finansujących programy ratunkowe (Niemcy, Holandia, Austria, Finlandia), uzyskanie pomocy nie musi być banalnie proste, mimo, że jej wielkość w porównaniu z innymi krajami byłaby niewielka. To hamuje inwestycje, które znowu zaczęły dramatycznie spadać (22 procent w II kw.). Równocześnie znaczna część gospodarki pozostaje w rękach państwa (m.in. banki) i nawet gdyby rząd w końcu zdecydował się na prywatyzację, jest wątpliwe, by łatwo znalazł nabywców po rozsądnych cenach.

Chorwacja jest w nieco lepszej sytuacji. Jej gospodarka, choć dręczona przez biurokrację, jest w większym stopniu sprywatyzowana i mniej uzależniona od eksportu niż słoweńska. Jednak poza inwestycjami współfinansowanymi przez Unię Europejską nie widać obecnie żadnego czynnika , który mógłby pomóc wydobyć kraj z recesji. A ten zacznie działać dopiero za kilka lat, podobnie jak reformy strukturalne i ułatwiające prowadzenie interesów, o ile w końcu zostaną podjęte. Na razie bowiem rząd skupia się głównie na podatkach – od 1 marca podniósł VAT do najwyżej możliwej stawki 25 procent, na jesieni planuje wprowadzić podatek od dywidend i zysków kapitałowych, a od 1 stycznia przyszłego roku podatek od nieruchomości oparty na wartości nieruchomości a nie powierzchni. Konsumpcja krajowa, która już spada, obniży się jeszcze bardziej. Dlatego w tej części kotła bałkańskiego już wkrótce można spodziewać się wrzenia.

Piotr Aleksandrowicz

Gospodarka Chorwacji jest w większym stopniu sprywatyzowana i mniej uzależniona od eksportu niż słoweńska (bank centralny w Zagrzebiu, CC By-NC King Molan)
(opr. DG/CC BY-SA Luigi Rosa/CC BY-NC davesandford)
chorwacja-slowenia dane makro

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym

Kategoria: Analizy
Efektywny policy mix polityki pieniężnej, fiskalnej i ostrożnościowej zastosowany wobec sektora bankowego przyniósł w państwach TSI oczekiwane efekty: zachowanie stabilności systemu finansowego i utrzymanie dostępności finansowania dla gospodarki realnej po wybuchu pandemii.
Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym

Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19

Kategoria: Trendy gospodarcze
Pandemia przyspieszyła transformację cyfrową, która stała się integralną częścią społeczeństwa oraz przetrwania europejskich i amerykańskich firm. Unia Europejska pozostaje jednak w tyle za Stanami Zjednoczonymi pod względem cyfryzacji przedsiębiorstw.
Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19