Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

O potrzebie reformy państwa

Na całym świecie widać kryzys zaufania do władzy. W USA rząd federalny ma mniej poparcia, niż miał tam w XVIII w. król Anglii Jerzy III. Rozpoczął się globalny wyścig o to, kto znajdzie formułę państwa, która w XXI w. usatysfakcjonuje wyborców.
O potrzebie reformy państwa

Ronald Reagan zrobił "pół-rewolucję". Kto zrobi rewolucję? (fot. z domeny publicznej)

Prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, mówi otwarcie, że współczesne państwo stało się „nieprzyjaznym draństwem”. Na ten proces zwracają uwagę także dziennikarze tygodnika „The Economist” John Micklethwait i Adrian Wooldridge we właśnie wydanej książce „The Fourth Revolution: The Global Race to Reinvent the State” („Czwarta rewolucja: globalny wyścig by zreformować państwo”). Dlaczego czwarta rewolucja?

Wcześniejsze rewolucje

Pierwsza gwałtowna zmiana miała miejsce w XVII w., gdy europejscy książęta stworzyli scentralizowane państwa. Druga na przełomie XVIII i XIX w. Rozpoczęła się wraz z rewolucjami amerykańską i francuską, a potem rozprzestrzeniła się na inne kraje. „Starą korupcję”, jak mówiono w Anglii, zastąpiły relatywnie merytoryczne i odpowiedzialne rządy.

Mimo że od 1816 r. do 1846 r. ludność Wielkiej Brytanii wzrosła o 50 proc., to państwo zaczęło świadczyć wiele nowych usług (powstała m.in. państwowa policja), a wpływy rządu z podatków spadły (z 80 mln do 60 mln funtów). Wzorując się na Chinach, wprowadzono profesjonalną cywilną służbę urzędniczą, do której wybór odbywał się na podstawie egzaminów.

Trzecia rewolucja zaczęła się pod koniec XIX w., a skończyła po II wojnie światowej. Angielski ekonomista i filozof John Stuart Mill (1806–1873) zastanawiał się wówczas: co z tego, że robotnik ma wolność, skoro nie ma wykształcenia i nie stać go na lekarza? Państwo zaczęło zabierać w podatkach coraz większą część dochodu narodowego i dawać pieniądze oraz świadczenia także tym, którzy w wyniki „wyroku rynku” byli najbardziej poszkodowani.

Rozwój państwa opiekuńczego został częściowo zatrzymany w latach 80. XX w. przez „pół-rewolucję” Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii i Ronalda Reagana w USA, których zainspirował m.in. laureat Nagrody Nobla z ekonomii prof. Milton Friedman. Brytyjscy dziennikarze nazywają to „pół-rewolucją”, ponieważ powracała ona do haseł z drugiej rewolucji, ale w długim okresie nie udało jej się powstrzymać rozrostu państwa w ramach trzeciej rewolucji.

Zaufanie i zadłużenie

Dlaczego potrzebna jest kolejna wielka zmiana? Tylko 17 proc. Amerykanów twierdzi, że ma zaufanie do rządu federalnego. W 1990 r. takich osób było 36 proc., a w latach 60. XX w. aż 70 proc. Kongres regularnie notuje w sondażach poparcie na poziomie 10 proc.

Członkostwo w partiach politycznych jest na śmiesznie niskim poziomie. W Wielkiej Brytanii mniej niż 1 proc. obywateli należy do jakiejś partii. Liczba Torysów spadła z 3 mln w 1950 r. do 134 tys. obecnie. W USA więcej osób uważa się za niezależnych niż za demokratów czy republikanów. Podobnie wygląda sytuacja w innych krajach.

Kryzys zaufania łączy się z kryzysem zadłużenia. Od 1960 r. rząd USA miał nadwyżkę budżetową tylko pięć razy. Francja nie miała ani jednej od 1975 r. Pod koniec 2001 r. na rynku były obligacje rządowe o wartości 11 bln dol., a w marcu 2012 r. już 43 bln dol. To zresztą tylko ułamek rządowych długów, do tego dochodzą zobowiązania emerytalne i dotyczące opieki zdrowotnej.

Długów nie ma kto zapłacić. W Europie populacja osób w wieku produkcyjnym wyniosła w 2012 r. 308 mln. W 2060 r. ma ich być 265 mln. Liczba osób na emeryturze w stosunku do liczby pracujących wzrośnie z 28 proc. do 56 proc. i to pod warunkiem, że UE będzie wpuszczać przynajmniej 1 mln młodych emigrantów rocznie.

Państwo chroni, ale kogo?

Jakby tego było mało, to prawo coraz częściej uchwalane jest w interesie niewielkich wpływowych grup społecznych, szkodząc reszcie społeczeństwa. I tak np. by zostać fryzjerem w Kalifornii, trzeba poświęcić prawie rok na szkolenia. Dba o to Rada ds. Fryjerstwa i Kosmetologii (ang. Board of Barbering and Cosmetology), która na swojej stronie ostrzega przed „niebezpiecznym pedicurem”. By zostać pedicurzystą w Alabamie, trzeba zaliczyć 750 godz. wykładów. Na Florydzie nie można zostać dekoratorem wnętrz bez czteroletnich studiów wyższych i dwuletniej praktyki zakończonej dwudniowym egzaminem.

W 1950 r. mniej niż 5 proc. amerykańskich pracowników potrzebowało licencji, by wykonywać swój zawód. Dzisiaj to prawie 30 proc. Jeżeli doliczyć tych, którzy są w trakcie ubiegania się o takie pozwolenie, to odsetek rośnie do 38 proc. Morris Kleiner z University of Minnesota policzył, że wprowadzenie licencji na wykonywanie zawodu podnosi dochody tych, którzy mają taką licencję, średnio o 15 proc., mniej więcej o tyle samo co udział w związkach zawodowych.

Micklethwait i Wooldridge uważają, że w najbliższym czasie zachodnie państwa będą się zajmować odbieraniem ludziom pieniędzy. I to znacznie większych, niż się to obywatelom wydaje. W niektórych miejscach sytuacja jest dramatyczna. W kalifornijskim mieście San Bernardino lokalne władze doradziły mieszkańcom, by „zamknęli drzwi na klucz i załadowali broń”, ponieważ miasta nie było stać na utrzymanie policji.

Choroba Baumola

Autorzy sugerują, że cięcia będą musiały dotknąć państwa opiekuńcze, w szczególności w Europie. Niemiecka kanclerz Angela Merkel lubi się powoływać się na wyliczenie, że w UE miesza 7 proc. ludzi, którzy produkują 25 proc. PKB globu, ale finansują połowę wszystkich świadczeń socjalnych na świecie.

Nieefektywność rządów w zaspokajaniu potrzeb obywateli może wynikać z tzw. choroby Baumola. Amerykański ekonomista William Baumol zauważył już w 1966 r., że produktywność zwiększa się wolniej w działach gospodarki, w których jest więcej pracowników, niż w tych, które są oparte głównie na pracy maszyn. Baumol podawał przykład kwartetu smyczkowego, którego produktywność nie wzrosła od XIX w. Utwory na kwartet smyczkowy nadal musi wykonywać czterech muzyków i nie mogą tego robić szybciej bez utraty przyjemności ze słuchania ich. Rządy natomiast zajmują się właśnie częściami gospodarki opartymi na ludzkiej pracy, jak służba zdrowia, edukacja czy administracja. W 1958 r., kiedy pierwsze prymitywne komputery wchodziły do użytku, zebranie 100 funtów podatku kosztowało brytyjskie władze 1,16 funta. Dzisiaj, gdy komputery są tanie, potężne i powszechne, kosztuje 1,14 funta.

Tymczasem sektor prywatny w większym stopniu zajmuje się produkcją przemysłową, gdzie postęp technologiczny pozwala na skokowy wzrost produktywności (to widać było chociażby po wprowadzeniu przez Henry’ego Forda taśmy montażowej na początku XX w.).

Micklethwait i Wooldridge jednak nie do końca zgadzają się z diagnozą Baumola, z której wynika, że rządy są skazane na nieefektywność. Co prawda faktycznie produktywność kwartetu smyczkowego jest taka sama jak w XIX w., ale dramatycznie spadła cena i wzrosła jakość muzyki z takich nośników jak chociażby pliki komputerowe. Za 10 dol. miesięcznie w jednym z serwisów można mieć dostęp do większości najpopularniejszej muzyki świata.

Podobnie sprawa wygląda z edukacją. Produktywność nauczycieli także nie rośnie od kilkudziesięciu lat, ale dzięki internetowi można mieć za darmo dostęp do wykładów największych światowych naukowców. W USA już 10 proc. studentów uczy się tylko przez internet. Wiodące uczelnie (np. University of California, MIT czy Stanford) umieszczają w sieci materiały z wykładów.

W 2004 r. Salman Kahn nagrał i umieścił na portalu youtube.com kilka filmów, na których w przystępny sposób wyjaśniał zagadnienia matematyczne. Zrobił to, by pomóc członkom swojej rodziny, ale niespodziewanie okazało się, że oglądają je także zupełnie obce osoby (korzystali z nich nawet Bill i Melinda Gates, by pomóc swoim dzieciom w lekcjach). Dzisiaj filmy Akademii Khana (jest ich ponad 3 tys.) oglądają 4 mln ludzi miesięcznie. W podobny sposób można wykorzystywać nowinki techniczne, by podnosić produktywność w sektorach usług świadczonych przez państwo.

Nowy model skandynawski

Autorzy widzą też wzór w państwach skandynawskich, które pierwsze zmierzyły się z kryzysem państwa opiekuńczego i potrafiły sobie z nim poradzić. W 1993 r. w Szwecji wydatki publiczne sięgnęły 67 proc., by spaść do 49 proc. obecnie. Najwyższa stopa podatku dochodowego spadła o 27 pkt proc. od 1983 r. (choć ciągle wynosi 57 proc.). Dług publiczny zmniejszył się z 70 proc. w 1993 r. do 37 proc. w 2010 r., a budżet zamienił w tym okresie 11-proc. deficyt na 0,3-proc. nadwyżkę.

To także w Szwecji wprowadzono propagowaną przez Miltona Friedmana ideę bonu edukacyjnego. Rodzice mogą wysłać dzieci do dowolnie wybranej szkoły, a państwo zapłaci za och edukację. W Sztokholmie połowa dzieci w wieku szkolnym chodzi do tzw. niezależnych szkół. Ponad 60 proc. z nich to firmy nastawione na wypracowywanie zysku.

Ronald Reagan zrobił "pół-rewolucję". Kto zrobi rewolucję? (fot. z domeny publicznej)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa