Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Ożywienie inne niż wszystkie

Błędne przekonanie, że „tym razem jest inaczej” przywiodło polityków do przyzwolenia na to, by boom kredytowy z początku obecnego stulecia trwał zbyt długo, co przygotowało grunt pod największy kryzys finansowy, jak sięgnąć pamięcią. Obecnie jednak równie niebezpieczne może być przekonanie, że gdy nadejdzie już ożywienie to i tym razem nie powinno być ono inne niż zwykle.
Ożywienie inne niż wszystkie

Daniel Gros (CC BY-SA World Economic Forum)

Wielu polityków i ekonomistów zauważyło, że ożywienie po kryzysie finansowym z lat 2007-2008 było o wiele wolniejsze niż w przypadku większości ożywień w okresie powojennym, kiedy to na powrót do poprzedniego poziomu produkcji i zatrudnienia wystarczało przeciętnie nieco ponad rok. Według tych standardów ożywienie jest wręcz nie do przyjęcia powolne, a zarówno produkcja, jak i zatrudnienie nie osiągnęły poziomu sprzed kryzysu. Politycy czują zatem, iż usprawiedliwione jest stosowanie wszelkich dostępnych dźwigni makroekonomicznych, żeby doprowadzić do ożywienia przypominającego te z przeszłości.

Postępując tak, czynniki oficjalne unikają przyjęcia do wiadomości, że ostatni kryzys był efektem załamania się bezprecedensowego boomu kredytowego. Byłoby więc do pewnego stopnia logiczne oczekiwać, iż następująca po nim faza wzrostowa będzie również bezprecedensowa. Gdy wybuchł kryzys, liczne były nadzieje na ożywienie w kształcie litery „V”, choć z wielu znaczących badań wynikało, że ożywienia po recesjach spowodowanych kryzysem finansowym są zwykle słabsze i wolniejsze niż po recesjach „normalnych”.

Spostrzeżenie, iż ożywienia następujące po kryzysach finansowych są inne sugeruje, że i standardowa polityka makroekonomiczna może nie działać skutkować tak, jak się zwykle oczekuje. Porównanie sytuacji po obydwu stronach Atlantyku sugerują, że rzeczywiście może tak być.

Można by oczekiwać, że skoro Stany Zjednoczone i strefa euro to gospodarki o podobnej wielkości, skoro charakteryzuje je zbliżony stopień zróżnicowania wewnętrznego i skoro w latach przed krachem doświadczyły podobnego (licząc przeciętnie) wzrostu cen mieszkań, to i wstrząs wywołany kryzysem finansowym jest porównywalny. Co więcej, relatywny przyrost zadłużenia (lewar) w systemie finansowym był po obydwu stronach Atlantyku podobny.

I rzeczywiście, wyniki gospodarcze USA od początku kryzysu są podobne do wyników strefy euro: po obydwu stronach Atlantyku PKB per capita jest obecnie o około 2 proc. poniżej poziomu z 2007 r. Również stopa bezrobocia w USA i w strefie euro wzrosła w niemal tym samym stopniu — o trzy punkty procentowe.

Można oczywiście wskazać w Europie pewne kraje, pogrążone w recesji. Ale i w USA są regiony szczególnie nią dotknięte. Odpowiednikiem Irlandii i Hiszpanii mogą być Nevada i Kalifornia (a Grecji — Puerto Rico). Poprawne jest zatem porównanie przeciętnych danych dla tych dwóch gospodarek o skali kontynentalnej, z których każdą cechuje znaczne zróżnicowanie wewnętrzne.

Te podobieństwa w wynikach ekonomicznych są uderzające, zwłaszcza że polityka makroekonomiczna w USA i strefie euro mocno się różniła. Stany Zjednoczone dopuściły do wzrostu deficytu budżetowego powyżej 10 proc., podczas gdy w strefie euro wyniósł on niespełna 6 proc. Jeśli wziąć pod uwagę okres pięcioletni (2007-2012), to USA wcale nie wypadają lepiej niż strefa euro, choć w znacznie większym stopniu zastosowały one ekspansję budżetową. W Stanach Zjednoczonych (i w Wielkiej Brytanii) deficyt finansów publicznych nadal wynosi około 8 proc. PKB w porównaniu z  nieco  ponad 3 proc. w strefie euro, a relacja długu do PKB wzrosła w tym czasie w USA o ponad 41 punktów, podczas gdy w strefie euro „tylko” o 25 punktów.

Tak naprawdę, to gospodarka, którą uraczono najsilniejszą porcją polityki ekspansji budżetowej odżywa  wyjątkowo słabo: PKB per capita w Wielkiej Brytanii nadal jest o 6 proc. mniejszy niż w 2007 roku. Można oczywiście dowodzić, że Wielka Brytania była szczególnie narażona na skutki krachu, gdyż usługi finansowe tworzą dużą część jej PKB. Ale faktem pozostaje, iż to właśnie jej gospodarka, uchodząca za najbardziej elastyczną w Europie, przez pięć lat nie otrząsnęła się z szoku i to pomimo ogromnej stymulacji budżetowej i monetarnej, połączonej ze znaczną dewaluacją.

W sumie wydaje się więc, że tym razem rzeczywiście jest inaczej — czy raczej: warunki pokryzysowe są tym razem inne— i że polityka makroekonomiczna niewiele przyczyniła się do poprawy sytuacji. Kraje, które —jak USA i Wielka Brytania —w rekordowym tempie zwiększają zadłużenie, stawiają na to, że te finansowane z deficytu wydatki w ostatecznym rozrachunku się opłacą, bo wzmocnią gospodarkę. Ryzykują jednak, że skończy się to relacją długu do PKB powyżej 100 proc., co — jeśli nastroje obrócą się przeciwko tym krajom — zda je na łaskę rynków finansowych.

Doświadczenia historyczne sugerują, że rekordowo niskie stopy procentowe nie utrzymują się w nieskończoność i że gdy dochodzi do ich zmiany, może być ona ostra. Dlaczego mamy uważać, że tym razem będzie inaczej?

Autor jest dyrektorem Center for European Policy Studies.

© Project Syndicate, 2012

Daniel Gros (CC BY-SA World Economic Forum)

Tagi