Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Sektor naftowy w Wenezueli ważny mimo paraliżu

Wenezuela dysponuje największymi rezerwami ropy na świecie i dlatego walka o wpływy w tym kraju będzie zażarta. Paraliż gospodarki i sektora naftowego nie pozbawił jak na razie urzędującego prezydenta szans na wygraną.
Sektor naftowy w Wenezueli ważny mimo paraliżu

Od ponad dwóch miesięcy światowe media ucichły na temat Wenezueli. Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy. Aż chce się zmodyfikować starą maksymę i rzec, że nie czas rozpaczać nad Wenezuelą, kiedy może płonąć Iran. Na pewno Iran jest teraz bardziej spektakularny.

Mimo braku zainteresowania mediów, kryzys w Wenezueli trwa w najlepsze i nie widać najmniejszego światełka w tunelu na rzecz jego rychłego zakończenia. Prowadzone rozmowy w Oslo z udziałem strony rządzącej (reprezentujących będącego ciągle u władzy Nicolasa Maduro i opozycji) spełzły na niczym. Wizyta w drugiej połowie czerwca Wysokiego Komisarza zajmującego się  Prawami Człowieka Michelle Bachalet w Caracas też na niewiele się zdała. Mówiąc o konfrontacji między Nicolasem Maduro a Juanem Guaido, niektórzy eksperci oceniają ją mianem remisu technicznego, tylko by zaraz poprawić się i przymiotnik techniczny zastępują innym przymiotnikiem: tragiczny. Polaryzacja społeczeństwa sprawia wrażenie osiągnięcia zenitu, a politycy wenezuelscy zachowują się tak, jakby w ogóle nie pamiętali o naukach swojego wyzwoliciela Simona Boliwara (o czym w dalszej części tekstu).

Załamanie gospodarki

Impas polityczny ma przełożenie na stan gospodarki. Od momentu śmierci Hugo Chaveza, PKB Wenezueli skurczyło się już prawie o dwie trzecie i nic nie zapowiada końca tego równania w dół. Mimo starań i zaklinań ze strony lokalnych autorytetów moralnych na przestrzeni dekad, decydentom tego kraju nie udało się w żaden sposób zdywersyfikować gospodarki. Dlatego na załamanie gospodarcze w Wenezueli należy patrzeć przez pryzmat kondycji sektora naftowego. Zważywszy na to, że według danych OPEC, przychody z ropy naftowej stanowią 99 proc. przychodów z eksportu tego kraju, można śmiało zaryzykować, że gospodarka krajowa i sektor naftowy stanowią swoistego rodzaju symbiozę.

Jeszcze w latach sześćdziesiątych XX w., produkcja ropy naftowej w Wenezueli stanowiła dziesięć procent światowego wydobycia. Jednak przy braku należytych inwestycji w krajowy sektor naftowy, Wenezuela traciła stopniowo swoją przewagę w regionie.  Początek obecnego  stulecia zbiegł się z szybkim wzrostem wydobycia w sąsiadującej Brazylii. Z upływem czasu Wenezuela musiała uznać wyższość największej gospodarki południowej półkuli. Postępujący kryzys gospodarczy spowodował, że w drugim kwartale tego roku wenezuelski sektor naftowy musiał także uznać wyższość innego sąsiada; tym razem Kolumbii.

Spadek wenezuelskiego wydobycia bije kolejne rekordy. Jeszcze do niedawna wydawało się, że nie sposób będzie przełamać granicy miliona baryłek dziennie. Ostatnie dane mówią już o wydobyciu rzędu niespełna 770 tysięcy baryłek (tak przynajmniej podają tzw. źródła wtórne OPEC), a jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia wydobycie przekraczało 3 miliony baryłek dziennie.

Tak spektakularna dynamika spadku każe zastanowić się nad kilkoma kwestiami. Między innymi nad przyczynami oraz konsekwencjami obecnego kryzysu. Po pierwsze, czy mamy do czynienia z całkowitym załamaniem wydobycia, czy też raczej z jego paraliżem? Po drugie, kto jest odbiorcą ciągle wydobywanej ropy naftowej? Po trzecie, czy Wenezuela w obliczu pułapki zadłużeniowej dysponuje jeszcze należytą autonomią w zakresie polityki swojego własnego sektora naftowego?

Jeżeli w ogóle pisano o wydobyciu w źródłach niespecjalistycznych, to głównie za sprawą wspomnianej utraty drugiego miejsca na rzecz Kolumbii. Zważywszy na dość złożone stosunki między oboma krajami, utrata jakiegokolwiek miejsca przez Wenezuelę na rzecz Kolumbii niesie ze sobą skutki co najwyżej o charakterze prestiżowym. W tzw. normalnych czasach wątek ten byłby na pewno tematem debaty narodowej. Teraz jednak Wenezuelczycy nie mają czasu myśleć o takich rzeczach. Z kolei eksperci, świadomi, jakim poziomem infrastruktury dysponują oba kraje, niemal w ogóle nie poświęcają temu szczegółowi czasu, traktując opisywane wydarzenia w kategoriach tymczasowych anomalii.

Paraliż sektora naftowego

Istnieją przesłanki do tego, aby móc wierzyć w to, że tak naprawdę mamy do czynienia jedynie z paraliżem zarówno gospodarki, jak i przede wszystkim sektora naftowego. Marcowy blackout dotknął wszystkie branże gospodarki bez wyjątku. Oczywiście blackout nie trwał cały miesiąc. Trwał on tydzień. A tak jak tłumaczą eksperci z US Energy Information Administration (EIA) , zważywszy na charakter wenezuelskiej ropy naftowej (jest to ropa ciężka o stosunkowo niskim współczynniku API), nawet krótkie przerwy w pracy rurociągów mogą powodować dłuższy przestój za sprawą pozostających w rurach ciężkich molekuł (dość charakterystycznych dla wenezuelskiej ropy). Usunięcie tych molekuł potrafi być czasochłonne. Poza tym, tak jak pisze w swoich analizach Barclays, wiele przedsiębiorstw redukuje wydobycie do absolutnego minimum za sprawą niezapłaconych rachunków. Ich uregulowanie powinno stosunkowo sprawnie zwiększyć wydobycie ropy w tym kraju.

Spadek wydobycia jest też efektem narzuconych przez USA sankcji. Władze w Caracas nie są w stanie wypełnić próżni po zniknięciu tradycyjnego rynku zbytu. Znalezienie nowych odbiorców jest procesem czasochłonnym, tym bardziej, że mówimy o dostawcy zmagającym się z dużymi problemami. A taki stan rzeczy nie ułatwia znalezienia nowych odbiorców. Niemniej jest mało prawdopodobne, aby wydobycie w Wenezueli spadało w nieskończoność, a to głównie za sprawą Rosji i Chin. Poza tym, mimo obniżenia wydobycia, ilość eksportowanej ropy maleje w dużo wolniejszym tempie. Rzecz w tym, że w tym kraju maleje konsumpcja wewnętrzna ropy (szacunki mówią, że w drugim kwartale bieżącego roku mogła ona wynieść mniej niż 250 tysięcy baryłek dziennie, w 2016 r. wynosiła ona ok. 430 tysięcy baryłek dziennie). Tym samym, niezużytą przez sektor krajowy ropę można przeznaczyć na eksport.

Czy jednak poza Chinami i Rosją ktoś jeszcze kupuje wenezuelską ropę ? Wiele źródeł (w tym i cytowana już EIA) wskazywało na Indie, które mogły w kwietniu importować nawet 250 tysięcy baryłek dziennie. To więcej niż wynosi eksport do Chin w tym samym miesiącu. Jednak, tak jak podaje cytowany już Barclays, chcąc nie dopuścić do irytacji USA, Indie podjęły ostatnio decyzję o zmniejszeniu swojej ekspozycji na Wenezuelę. Innym odbiorcą jest Kuba i nie chodzi tu o 60 tysięcy baryłek dziennie eksportowanych do Hawany. Rzecz w tym, że więzy między Caracas a Hawaną są nadal bardzo silne. Stanowią one jednak oś niezgody między Caracas a Waszyngtonem, gdyż USA niemal wprost powiedziały, że zerwanie więzi z Hawaną jest jednym z warunków do normalizacji stosunków między Wenezuelą a USA. Wątpliwe wydaje się to, aby urzędujący N. Maduro zgodził się na taki krok, co może dodatkowo świadczyć o impasie politycznym będącym pochodną wspomnianego wyżej tragicznego (technicznego) remisu.

Wielu ekspertów twierdzi, że przezwyciężenie impasu wenezuelskiego będzie miało charakter zero jedynkowy. Dla nich upadek Maduro wydaje się kwestią czasu, a po nim przyjdzie czas odbudowy pod egidą opozycji. W przeciwnym razie – ich zdaniem – Wenezuela stanie się nie drugą Kubą Ameryki Łacińskiej, ale raczej pierwszą kopią Zimbabwe w Ameryce Łacińskiej. Gdyby jednak życie było takie proste. N. Maduro widzi najwyraźniej, że J. Guaido nie potrafi przekonać do siebie armii, a sama opozycja w Wenezueli jest bardzo podatna na podziały. Te ostatnie wydają się kwestią czasu i dlatego Maduro sprawia wrażenie, że kupuje niezbędny mu czas. Trudno w to uwierzyć, ale Wenezuela spłaca swój dług. Np. dług wobec ChRL wynosi ok 11 mld dolarów, jednak Wenezuela wysyła do Pekinu średniorocznie ok 300 tysięcy baryłek dziennie, co na przestrzeni dwunastu miesięcy umożliwiłoby zmniejszenie długu nawet  o ponad połowę.

Ekipa J. Guaido dysponuje swoim własnym planem uregulowania zobowiązań wobec wierzycieli. Nie wszyscy są jednak nim zachwyceni, wystarczy wymienić przykład firmy ConocoPhillips. Na rzecz N. Madury przemawia też to, że mimo sankcji pewne firmy USA nadal handlują i będą handlować z obecnym rządem. Mogą o tym świadczyć starania amerykańskiego Chevrona o specjalne zezwolenie rządu USA, które umożliwiłoby firmie dalszą działalność w Wenezueli. Wenezuela jest zbyt strategicznym obszarem, aby USA mogły sobie pozwolić na całkowitą nieobecność.

Tym samym pozycja N. Maduro nie jest taka słaba, jak co niektórzy sądzą. Taki stan rzeczy wydaje się wspierać opinię tych, którzy twierdzą, że N. Maduro może jeszcze wyjść zwycięsko z opisywanej konfrontacji. Niemniej przestrzegają oni, że rozwiązanie problemów tego kraju nie sprowadza się do wyłonienia zwycięzcy w rywalizacji Maduro – Guaido. W kraju partykularyzmy indywidualne biorą cały czas górę nad myśleniem ponadpodziałowym.

Spadku wydobycia ropy poniżej 1 miliona baryłek na pewno nie był w stanie sobie wyobrazić w swoich najczarniejszych snach niejaki Juan Pablo Perez Alfonzo. Mało osób jest świadomych tego, że uchodzi on za ojca założyciela OPEC. To były czasy, kiedy Wenezuela rozdawała karty na arenie międzynarodowej. Dzisiaj wydaje się być kartą w grze wielkich mocarstw. Wydaje się, bo mając największe rezerwy na świecie, rządzący tymi zasobami mogą wiele dokonać i nawet przekonać wielkie mocarstwa do siebie. A to, że naród cierpi? Tak było, jest i chyba będzie.

Jeszcze przed śmiercią w 1979 r. J. P. Perez Alfonzo przestrzegał swoich rodaków przed tym, że polityka gospodarcza w tym kraju idzie w złym kierunku. Nie tylko on. Inny wenezuelski znany i ceniony w świecie hiszpańskojęzycznym Arturo Uslar Pietri jeszcze w 1936 r. nawoływał do polityki należytego siania ropy naftowej. Chodziło mu to, aby dochody z ropy naftowej służyły do dywersyfikacji gospodarczej tego kraju. Pozostaje zagadką dlaczego Wenezuelczycy pozostawali głusi na głosy rozsądku swoich słynnych rodaków.

O Wenezueli, czasami mówi się jako o kraju odkrytym przez Krzysztofa Kolumba wyzwolonym przez Simona Boliwara oraz pogrążonym w odwiecznym chaosie za sprawą ropy. Jeszcze w latach 80. każde dziecko w Wenezueli uczyło się na pamięć myśli wyzwoliciela S. Boliwara, wyrażonych w trakcie słynnego wykładu w Angosturze (Discurso de Angostura) z 1819 r. Boliwar rysował tam wizję Wenezueli jako kraju otwartego na wszystkich. Daleko upraszczając tezy tego wykładu, można było rzec, że Wenezuela należy do wszystkich jej mieszkańców. Boliwar nie wiedział, że ziemia wenezuelska kryje największe złoża ropy na świecie. Gdyby był świadom tego faktu, może inaczej sformułowałby swoje myśli zawarte w wykładzie. Zwłaszcza gdyby wiedział, że Wenezuelczycy (a zwłaszcza politycy) interpretują jego myśli tak, jak jest im to wygodne.

Opinie wyrażone przez autora nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej

Kategoria: Analizy
Administracja prezydenta J. Bidena zaproponowała największy w historii plan uwolnienia około 180 mln baryłek ropy naftowej z posiadanych rezerw strategicznych. Dla silniejszego spadku cen ropy pomocne byłoby podobne przedsięwzięcie ze strony innych krajów.
Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej