Po szczycie jak przed szczytem

Przywódcy Unii Europejskiej na swym dwudniowym spotkaniu w Brukseli uzgodnili zasady działania mechanizmu pomocy dla Grecji. Będą to dwustronne pożyczki od państw strefy euro i z MFW. Ale ten plan nie jest dla Unii wiążący. Bo na kwotę pomocy będą musiały wyrazić zgodę wszystkie kraje.  Przyjęte „rozwiązanie” jest -  jak komentował efekt szczytu w telewizji Fox Business jeden z najsłynniejszych amerykańskich inwestorów  Jim Rogers, autor bestsellera „Hot Commodities” - kolejną polityczną zasłoną dymną.

Gdyby posłużyć się definicją sztuki przekonywania Marka Twaina: „zmieniać tak bardzo, by nic się nie zmieniło”, to dwudniowe, 25 i 26 marca, obrady nieformalnego szczytu Unii Europejskiej w Brukseli można by uznać za arcydzieło. Europa wróciła do punktu wyjścia, w którym znajdowała się przed szczytem.  Bo na udzielenie pomocy według propozycji kanclerz Angelę Merkel i prezydenta Nicholasa Sarkozy’ego i tak będzie potrzebna nowa zgoda Unii. To oznacza, że konieczne będzie zorganizowanie następnego szczytu, na którym Niemcy podobnie jak każdy inny kraj będą mogli wszystkie ustalenia zawetować.

Schemat pomocy przedstawiony przez Merkel i Sarkozy’ego jest prosty. Pomocy udzielają państwa Unii, a wspiera je Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Takie działania zostaną podjęte, gdy jakiś kraj strefy euro będzie miał problemy spowodowane złym stanem finansów publicznych. W tym sensie adresatem ich nie jest wyłącznie Grecja, ale wszystkie państwa, które w przyszłości staną przed perspektywą bankructwa.

Plan nie przewiduje daty wprowadzenia go w życie ani wielkości udzielanej pomocy. Dominującego w nim udziału Unii domagał się prezydent Nicolas Sarkozy i prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet. Ale pod naciskiem Niemiec wprowadzono klauzulę, że pomoc ma charakter „ultima ratio”, to znaczy zostanie udzielona jedynie po wyczerpaniu wszelkich innych możliwości.

Ceną za poparcie Niemiec dla planu jest wzmocnienie przez Komisję Europejską kontroli właściwych instytucji unijnych nadzorujących politykę budżetową państw strefy euro. W większym stopniu mają też być egzekwowane przepisy Paktu Stabilności i Rozwoju. Jak dotąd żadne z państw, które złamało kryteria z Maastricht nie zostało ukarane finansowo, i to ma się zmienić.

OPINIA

Prof. Kenneth Dyson, Cardiff School of European Studies

Grecja nie poradzi sobie sama. Kiedy popatrzymy na jej historię od odzyskania niepodległości w 1830 r., przez połowę tego okresu była w stanie bankructwa bądź restrukturyzacji długu. I jej polityka gospodarcza nie wzbudziła zaufania po wejściu do strefy euro. Z tego punktu widzenia można mieć poważne wątpliwości co do zdolności Grecji do dotrzymywania swoich zobowiązań. Jakość instytucji publicznych w Grecji, na przykład zdolność do zbierania podatków i efektywnego dostarczania usług publicznych, nastawia mnie pesymistycznie. Grecja jest dużo gorzej zorganizowanym krajem niż Irlandia czy nawet Hiszpania, która boryka się z problemami związanymi z regionalizacją. Dlatego nie sądzę, żeby kryzys fiskalny w Europie był zaraźliwy. Wątpię jednak, czy Grecja poradzi sobie i wykona to, czego oczekuje Rada Europejska, czyli by do końca maja zrolowała ponad 20 mld euro długu i uzyskała ponad 80 mld euro ze sprzedaży obligacji do 20 kwietnia. Myślę, że realizacja tego planu udałaby się Irlandczykom, Hiszpanom, a nawet Portugalczykom, ale nie Grekom. I pomoc międzynarodowa będzie w tym przypadku potrzebna.

Otwarta licencja


Tagi