Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Podatek od emisji dwutlenku węgla nie szkodzi gospodarce

Podatek od emisji dwutlenku węgla nie szkodzi gospodarce

Chińczycy wymuszają na zagranicznych koncernach transfer technologii do krajowych firm; podatek od emisji dwutlenku węgla nie szkodzi gospodarce; państwu opłaca się pozwolić pracownikom na niepłacenie podatków i ZUS od dodatkowej pracy. To niektóre  wnioski z najnowszych ekonomicznych prac naukowych.

Jie Bai, Panle Jia Barwick, Shengmao Cao i Shanjun Li opracowali analizę „Quid Pro Quo, Knowledge Spillover, and Industrial Quality Upgrading: Evidence from the Chinese Auto Industry” („Quid Pro Quo, przekazywanie know-how i podnoszenie jakości produkcji przemysłowej: dowody z chińskiego przemysłu samochodowego”). Zauważają w niej, że w badaniach zalet i wad inwestycji zagranicznych bardzo mało miejsca poświęcano formule wprowadzania zagranicznych inwestorów do kraju.

Z jednej strony bowiem wiele międzynarodowych organizacji zaleca bezwarunkowe otwarcie rynków krajów rozwiniętych. Z drugiej, kraje takie jak Chiny nie stosują się do tych zaleceń. Zamiast tego prowadzą własną politykę wpuszczania na swój rynek zagranicznych koncernów za pośrednictwem spółek, w których zagraniczny podmiot nie może mieć więcej niż 50 proc. udziałów (takie obostrzenia w Państwie Środka występują w 38 „kluczowych” gałęziach gospodarki). Pozostałe co najmniej 50 proc. ma chiński udziałowiec.

Autorzy uznają, że dobrym miernikiem tego, czy transfer wiedzy następuje w takich warunkach mogą być wyniki kontroli usterkowości chińskich aut i aut produkowanych przez firmy joint-venture. Jeszcze w 2009 r. auta produkowane przez chińskie firmy miały ponad 100 proc. więcej usterek, niż te, które schodziły z taśm spółek joint-venture. W 2014 r. różnica zmniejszyła się do 33 proc. Autorzy typują, iż transfer wiedzy dokonuje się poprzez zatrudnianie przez chińskie firmy pracowników z firm joint-venture oraz dostosowywanie się chińskich podwykonawców do wymagań firm z kapitałem zagranicznym.

Co istotne, Międzynarodowa Organizacja Handlu zabrania otwartego uzależniania dostępu do krajowego rynku od transferu know-how. Stąd metoda pośrednia poprzez spółki joint-venture. Z ankiety z 2018 r. wynika, że 21 proc. amerykańskich firm w Chinach odczuło naciski by przekazywać know-how. Im bardziej strategiczny przemysł, tym naciski są częstsze: doświadcza ich na przykład 44 proc. firm z sektora lotniczego i 41 proc. chemicznego.

Gilbert E. Metcalf i James H. Stock przygotowali pracę „The Macroeconomic Impact of Europe’s Carbon Taxes” („Makroekonomiczne skutki europejskich podatków od emisji dwutlenku węgla”). Sprawdzili w niej jak podatki od emisji dwutlenku węgla wpłynęły na wzrost PKB i zatrudnienie. Pod uwagę wzięli 31 krajów z Europy, które są częścią europejskiego systemu handlu prawami do emisji zanieczyszczeń (EU-ETS).

Dodatkowo piętnaście z tych krajów nakłada podatek od emisji zanieczyszczeń w większości na emisje nieobjęte systemem handlu prawami. Jednym z tych państw jest Polska, choć polski podatek od emisji jest najniższy ze wszystkich i obejmuje mniej niż 5 proc. wszystkich „oparów”. Wpływy z tego podatku w naszym kraju to mniej niż 1 mln dolarów rocznie i są przeznaczane na wydatki związane z ochroną środowiska.

Po analizie autorzy pracy nie znaleźli żadnego dowodu na to, że podatek zmniejszył wzrost PKB, albo że zwiększył bezrobocie. Co więcej, wygląda na to, że podatek koreluje z delikatnym wzrostem aktywności gospodarczej, co może wynikać z tego, że niektóre kraje zastępują podatkiem od emisji inne podatki.

Naukowcy zestawiają wyniki swoich badań z twierdzeniem prezydenta USA Donalda Trumpa, że zainicjował on proces wycofania się Stanów Zjednoczonych z tzw. Porozumienia Paryskiego, gdyż kosztowało ono Amerykę „blisko trzy biliony dolarów i niższy PKB oraz 6,5 mln miejsc pracy w przemyśle”. Z pracy dowiemy się także, jak skuteczna jest omawiana danina dla fiskusa w zmniejszaniu zanieczyszczenia środowiska. I okazuje się, że podatek w wysokości 40 dolarów za tonę dwutlenku węgla obejmujący 30 proc. emisji prowadzi do redukcji emisji od 4 do 6 proc.

Isaac Swensen, Jason M. Lindo i Krishna Regmi opracowali analizę „Stable Income, Stable Family” („Stabilny dochód, stabilna rodzina”). Sprawdzili w niej jak różnice w wysokości zasiłku dla bezrobotnych w różnych stanach USA wpływają na stabilność sytuacji w rodzinach. I okazuje się, że wzrost tygodniowego zasiłku o 100 dolarów (czyli około 1600 zł miesięcznie) zmniejsza prawdopodobieństwo rozwodu o jedną trzecią punktu procentowego. To 14 proc. podwyższonego ryzyka związanego ze zwolnieniem.

Inaczej mówiąc, podwyższenie tygodniowego zasiłku dla bezrobotnych o 100 dolarów zmniejszy liczbę dodatkowych rozwodów (czyli tych będących konsekwencją zwolnień) o około jedną siódmą. Ale spadek ryzyka dotyczy tylko mężczyzn bez pracy. Dodatkowe pieniądze nie mają wpływu na odsetek rozwodów w rodzinach kobiet, które straciły posady. Dodatkowe pieniądze zwiększają także szanse na to, że w rodzinach bezrobotnych mężczyzn urodzą się dzieci. Ale zmniejszają prawdopodobieństwo na pojawienie się maluchów u kobiet, które straciły źródło utrzymania.

Alisa Tazhitdinova przygotowała pracę „Increasing Hours Worked: Moonlighting Responses to a Large Tax Reform” („Zwiększając liczbę przepracowanych godzin: reakcja osób mających więcej niż jedno miejsce pracy na dużą reformę rynku pracy”). Zauważa w niej, że praca w dwóch i więcej miejscach jest coraz popularniejsza w krajach OECD. Od 5 proc. (w USA) do 10 proc. (w Wielkiej Brytanii) zatrudnionych pracuje w taki sposób i częściej są to osoby zarabiające mniej.

Autorka sprawdziła, jak tacy pracownicy z Niemiec zareagowali na reformę wprowadzoną w tym kraju w kwietniu 2003 r. Pozwalała ona mieć niewielką (maksymalnie 400 euro dodatkowego zarobku miesięcznie), dodatkową pracę bez płacenia podatku i niemieckiego ZUS-u. W efekcie krańcowa stopa podatkowa płacona przez takie osoby spadła. Spadek wyniósł od 19,5 p.p. (punktu procentowego) do nawet 66 p.p., co spowodowało znaczący wzrost liczby „dwuetatowców”. Z 2,3 proc. pracowników przed reformą do 5 proc. po dwóch latach i 7 proc. w 2010 r.

Co istotne, dodatkowa praca nie była wykonywana kosztem pierwszego etatu. Nie odbyło się to także kosztem mniejszej liczby miejsc pracy dla szukających zatrudnienia. W wyniku reformy podatkowej powstały nowe miejsca pracy, których nie byłoby gdyby nie bodźce podatkowe. Wśród osób pracujących w dwóch miejscach nadreprezentowane są kobiety, osoby urodzone za granicą, mieszkańcy zachodnich Niemiec i pracujący za niższe stawki.

W szczególności ci, którzy zarabiali między 400 a 1000 euro 2,5-krotnie częściej brali kolejny „etat” niż ci, którzy co miesiąc dostają na konto między 3000  a 4000 euro. Autorka wyliczyła także, że reforma „sama się spłaciła”, tzn. dodatkowe podatki zapłacone przez pracodawców były wyższe niż kwoty, których państwo nie pobrało od pracowników.


Tagi