CC Pixabay
Wśród 11 krajów Europy Środkowej i Wschodniej, które w latach 2004–2013 weszły do Unii Europejskiej (Bułgaria, Czechy, Chorwacja, Estonia, Litwa, Łotwa, Rumunia, Polska, Słowacja, Słowenia i Węgry) nikt nie goni Zachodu tak szybko jak Polska. Nasz PKB od 1989 roku zwiększył się 2,46 raza, co dało średnio tempo wzrostu 3,2 proc rocznie w latach 1990-2018. Był to najlepszy wynik w wymienionej grupie krajów, a druga w kolejności Słowacja powiększyła PKB tylko dwukrotnie w tempie 2,5 proc. rocznie. Dla porównania – kraje UE15 są niecałe 1,5 razy bogatsze niż w 1989 roku, co przekłada się na ledwie 1,3 proc. tempo wzrostu każdego roku. My biegniemy, oni drepczą, ale tak nie musi być wiecznie.
Ekonomiści Szkoły Głównej Handlowej (SGH) podkreślają, że i w przeszłości nasz bieg nie miał równego tempa. Owszem byliśmy jedynym krajem w Europie, który w 2008 roku nie zanotował recesji, ale rosnąć zaczęliśmy nie w 1989 roku, ale w 1992. Na początku tak jak każdy kraj regionu przeżyliśmy recesję transformacyjną, która skutkowała spadkiem produkcji i dochodu narodowego o około 18 proc. Przyśpieszyliśmy za to po wejściu do Unii Europejskiej. Po 2004 roku PKB w Polsce zwiększyło się łącznie o 72 proc. co daje aż 4,2 proc. średnio rocznie. Potem znowu spowolnił nas kryzys finansowy z 2008 roku i jego następstwa w postaci kryzysu strefy euro. W pokryzysowych latach 2010– 2018 Polska utraciła pozycję lidera wzrostu gospodarczego w grupie 11 krajów Europy Środkowej i Wschodniej, a tempo wzrostu PKB spadło do wieloletniej średniej 3,2 proc. rocznie. To nasza teraźniejszość.
„Nie można wykluczyć, że omawiane tu zjawiska są pierwszym zwiastunem sygnalizowanych przez nas w innych badaniach sekularnych zmian dotychczasowych trajektorii rozwojowych w krajach członkowskich Unii Europejskiej i zahamowania, a nawet odwrócenia, procesu realnej konwergencji polskiej gospodarki w stosunku do krajów UE15 (Matkowski, Próchniak, Rapacki, 2016)” – ostrzegają autorzy raportu „Europa Środkowo-Wschodnia wobec globalnych trendów: gospodarka, społeczeństwo i biznes”.
Zwracają też uwagę, że w reakcji na kryzys z 2008 roku podjęliśmy reformy, które bardziej pasowały do fazy rozwoju gospodarczego, z której już powinniśmy wychodzić.
„Znaczne uelastycznienie rynku pracy i stagnacja poziomu wynagrodzeń realnych (znajdujące odbicie w malejącym udziale płac i wynagrodzeń w PKB), do których doszło po roku 2008, były nie tylko spóźnione – z punktu widzenia interesów potencjalnych inwestorów zagranicznych – ale co więcej, reformy te zaczęto w Polsce w sposób kompleksowy wdrażać dopiero wtedy, gdy – z punktu widzenia instytucjonalnej przewagi komparatywnej – powinny się raczej rozpocząć zmiany sprzyjające stabilizacji zatrudnienia i podnoszeniu jakości miejsc pracy” – czytamy w raporcie.
Z innego raportu przedstawionego w Krynicy wynika jednak, że w ostatnich latach wzrost płac nadrabia te „zaległości”. Ekonomiści Pekao S.A. przypominają, że o ile w latach 2010-2015 płace rosły średnio o 3,7 proc. rok do roku, to w latach 2016-2018 już o 5,6 proc. rok do roku.
„Z makroekonomicznego punktu widzenia mamy do czynienia z sytuacją kurczenia się zasobu pracy w gospodarce. Odpowiedzią powinno być coraz efektywniejsze wykorzystanie tego zasobu oraz stymulacja inwestycji, tak aby praca stawała się coraz bardziej produktywna dzięki coraz wyższemu stopniowi jej uzbrojenia w maszyny i urządzenia” – czytamy w raporcie „Polska gospodarka i wyzwania na najbliższe dekady”.
Oczywiście Polska wykorzystująca jako motor rozwoju liczną i stosunkowo tanią siłę roboczą nie jest wyjątkiem na tle regionu, a nawet niektórych państw UE15. Ekonomiści SGH podkreślają, że w ekstraklasie rozwoju opartego na wiedzy są tylko dwa kraje. W Niemczech i Wielkiej Brytanii eksport produktów wysokiej technologii stanowił powyżej 14 proc. eksportu ogółem. W krajach Europy Południowej ten udział to 6-7 proc. Pod tym względem lepiej wypadają nawet Węgry i Czechy, a Polska porównywalnie do krajów Południa.
„Inaczej wygląda ocena sytuacji, jeśli chodzi o przechodzenie od etapu konkurowania tanią pracą do stadium, w którym przewaga komparatywna gospodarki opiera się głównie na produktach wysokiej technologii. W Europie Środkowo-Wschodniej wyłania się grupa krajów, które mają większe osiągnięcia pod tym względem – ich przejawami są wyraźniejszy wzrost udziału eksportu ucieleśniającego wysokie technologie i postęp w uzyskiwaniu patentów związanych z wysoką technologią. Do tej grupy można zaliczyć Czechy i wszystkie trzy kraje bałtyckie oraz pod pewnymi względami także Słowenię, Słowację i Węgry. Polska obecnie nie należy do tak rozumianej grupy liderów wśród krajów EŚW i potrzebny byłby większy wysiłek, zarówno państwa, jak i przedsiębiorstw, w tworzeniu warunków przejścia do tego nowego stadium rozwoju” – czytamy w raporcie SGH.
Mimo tego ekstrapolacja dotychczasowych trendów rozwojowych jest dla Polski korzystna. Ekonomiści SGH postanowili bowiem nie posługiwać się modelami ekonometrycznymi i prognozami demograficznymi w prognozach przyszłego PKB ze względu na dużą niepewność, ale przedłużyć linie z dotychczasowymi wynikami. Dzięki założeniu utrzymania się przeciętnych tendencji wzrostowych z okresu po wejściu do UE, Polska będzie potrzebowała tylko 14 lat (licząc od 2018 roku) do osiągnięcia średniego poziomu dochodu na mieszkańca grupy UE15 i 21 lat przyjmując za punkt docelowy Niemcy.
Oznacza to, że mieszkaniec Polski powinien osiągnąć średni dochód obywatela Europy Zachodniej w 2032 roku, a średni dochód obywatela Niemiec jeszcze przed 2040 rokiem. Pod warunkiem oczywiście, że nie spotka nas recesja i unikniemy pułapki średniego rozwoju. W realistycznym scenariuszu należałoby więc pewnie te daty wyznaczyć później.
– Oprac. MP
Raport na stronie SGH