W dwóch pozornie dalekich od siebie resortach – nauki i finansów – powstają programy, które współgrając ze sobą mają szansę rozruszać gałąź badań naukowych prowadzonych z myślą o krajowej komercjalizacji.
Ministerstwo Nauki chce odzyskać dla kraju młodych naukowców mogących dać impuls do polskich badań, które będą się kończyć gdzie indziej niż w szufladzie. W ramach pierwszej edycji zainicjowanego w marcu programu Polskie Powroty krajowe uczelnie i instytuty badawcze złożyły 107 wniosków w sprawie zatrudnienia 107 polskich badaczy pracujących dotąd w placówkach naukowych rozsianych po całym świecie. Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej (NAWA), która prowadzi ten program rozpoczęła właśnie ich ocenę.
– Nie chodzi przecież o każdego naukowca pracującego zagranicą, ale o takich, którzy wniosą wymierne korzyści i do nauki, i dydaktyki. Najwięcej wniosków złożył Uniwersytet Warszawski. To, co bardzo cieszy to obecność w programie także kilku uczelni prywatnych oraz małych jednostek badawczych ukierunkowanych na bardzo konkretne dziedziny, jak np. fizyka jądrowa – mówi Anna Chylak, dyrektor marketingu NAWA.
Dodaje, że pełna lista zakwalifikowanych do Powrotu badaczy zostanie przedstawiona we wrześniu. Z informacji na stronie internetowej resortu nauki wynika, że pierwsze powroty możliwe będą już pod koniec tego roku.
Ministerstwo chce zachęcić do powrotu i pracy naukowo-badawczej w kraju Polaków, którzy wyjechali za granicę na studia czy po studiach „na chwilę”, ale zostali na zawsze. Bo brak wykwalifikowanych naukowców jest jednym z największych wyzwań dla firm w Europie Środkowej – przyznają też autorzy raportu Deloitte analizującego innowacyjność Środkowej Europy.
– W ciągu kilkudziesięciu lat z Polski wyjechało kilkanaście tysięcy naukowców – zdolnych, młodych ludzi, którzy poza granicami kraju szukali warunków do pracy naukowej i twórczej wymiany myśli. Dziś mamy warunki, aby przyjąć ich w Polsce. Z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że można dziś w Polsce uprawiać naukę na światowym poziomie ‒ mówił wicepremier Jarosław Gowin otwierając w marcu program Polskie Powroty.
Dla naukowca – nawet 350 tys. zł rocznego wynagrodzenia przez 4 lata i możliwość stworzenia własnej grupy projektowej. Dla uczelni – szansa na wzmocnienie potencjału naukowego, na zatrudnienie dobrych naukowców bez ponoszenia dodatkowych kosztów – czytamy na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Ta współpraca ma umożliwić większą internacjonalizację badawczej działalności – dostęp do specjalistów z międzynarodowym doświadczeniem, z wiedzą z zakresu najnowszych trendów badawczych, ale także z umiejętnością pozyskiwania funduszy na badania. Jak na polskie warunki, oferta brzmi bardzo zachęcająco. Pytanie, czy na tyle zachęcająco, żeby przekonać do porzucenia krajów, gdzie jest raczej standardowa.
– Mamy u siebie młodego doktoranta z Włoch. Na stypendium w Polsce dostaje każdego miesiąca 1400 euro, bez żadnych zobowiązań. Jego jedyną pracą jest zbieranie materiałów do pracy doktorskiej, ale nawet z tego nikt go nie rozlicza – mówi wykładowca z dużej warszawskiej uczelni.
Ale krok jest milowy i dostrzegają to także badacze za granicą. Nicola Brandt zauważa w swojej najnowszej pracy dla OECD Strengthening innovation in Poland, iż „tworzenie atrakcyjnych ścieżek kariery dla naukowców w Polsce, kompatybilne z tymi w innych krajach i oferujące ciekawe dotacje na krótkie pobyty w Polsce, to klucz do sukcesu”. Jej zdaniem ważne będzie także wysyłanie polskich naukowców do zagranicznych instytucji i inicjowanie powstawania w Polsce międzynarodowych zespołów, bo w ten sposób do Polski uda się przyciągnąć zagranicznych naukowców.
Patent na patent
Im więcej pieniędzy popłynie do polskich badaczy i im szybciej polskie uczelnie nauczą się pracować nowocześnie w międzynarodowym środowisku, tym szybciej efekty ich pracy trafią do realnej gospodarki i zostaną skonsumowane przez beneficjentów innego rządowego pomysłu, nad którym właśnie kończą się prace – Innovation Box (lub Intellectual Property Box, IP Box). IP Box to ulga podatkowa dla przedsiębiorców korzystających z polskich wynalazków. Szczegółów jeszcze brak, ale podstawowe wymogi są dość klarowne: badania nad projektem muszą być przeprowadzone w Polsce. Na szczęście resort finansów, który przygotowuje to rozwiązanie dopuszcza zarówno krajowe jak i europejskie opatentowanie wynalazku.
– Istotny w kontekście IP BOX (zgodnie z OECD BEPS nr 5) jest wymóg korzystania własności intelektualnej z ochrony prawnej. Jest bez znaczenia czy będzie to ochrona wynikającą z decyzji polskiego Urzędu Patentowego, czy z patentu europejskiego – zapewnia Ministerstwo Finansów.
To bardzo ważne, bo coraz więcej polskich badaczy i przedsiębiorców patentuje swoje projekty właśnie w ramach patentu europejskiego.
W 2017 roku do Urzędu Patentowego RP wpłynęło 3924 zgłoszeń wynalazków do ochrony patentowej w trybie krajowym (spadek w stosunku do 2016 r. – 4261). Ogólna liczba zgłoszonych w trybie krajowym wynalazków, wzorów użytkowych, znaków towarowych i wzorów przemysłowych wyniosła 20 725 – i także spadła, chociaż nieznacznie, w stosunku do 2016 r. (21 375).
Wyraźny pik w 2016 roku, który widać w statystyce przyznanych patentów i innych form ochrony własności przemysłowej (infografika obok) można przypisać intensywnemu siedmioletniemu okresowi finansowania innowacji w ramach programu operacyjnego UE Innowacyjna Gospodarka. W Polsce na ten cel przeznaczono 10 mld euro. Nie jest to jednak tak istotny podskok, jakiego można by oczekiwać po tak znaczącej kwocie inwestycji.
No i siedmioletnie dokapitalizowanie procesu innowacyjności nie dało efektu trwałego – po piku 2015-2016 (w 2015 złożono najwięcej wniosków o ochronę praw własności, w 2016 przyznano najwięcej patentów) w 2017 roku nastąpił widoczny spadek wniosków patentowych i jaskrawy spadek liczby udzielonych patentów.
– Spadek nie jest bardzo znaczący i w pewnym cyklu odzwierciedla koniunkturę gospodarczą, ale liczba patentów zawsze odbija cykl z pewnym opóźnieniem. Jeśli polska gospodarka będzie się rozwijać to udzielanych patentów będzie więcej. Poza tym w globalnej gospodarce mamy do czynienia z różnymi systemami ochrony własności intelektualnej. Niektórzy przedsiębiorcy wybierają europejski patent – podkreśla Adam Taukert, rzecznik Urzędu Patentowego.
Rzeczywiście, w danych Europejskiego Urzędu Patentowego (EPO) widać bardzo pozytywny trend. W 2007 roku w w EPO podmioty z Polski złożyły zaledwie 168 wniosków. Dla porównania, niemieckie ponad 25 tys., belgijskie 1,9 tys., a firmy z małego Luksemburga 250 wniosków. Dokładnie 10 lat później, w 2017 r., polscy badacze, firmy i instytuty naukowe złożyli do EPO 628 zgłoszeń patentowych (dane podaje w raporcie rocznym za 2017 r. polski urząd patentowy). Wzrost uplasował Polskę w czołówce krajów, które zwiększyły liczbę zgłoszeń z roku na rok. Polskim wnioskodawcom przyznano w 2017 r. w sumie 216 europejskich patentów.
Łącznie do EPO wpłynęło w zeszłym roku 166 tys. wniosków patentowych z całego świata. W Europie bardzo mocno rozpychają się Chiny i to trzeba szczególnie podkreślić. Państwo Środka weszło właśnie do grona pięciu najbardziej aktywnych krajów pod względem nowych zgłoszeń patentowych, wypychając z tej listy Szwajcarię (Stany Zjednoczone, Niemcy, Japonia, Francja, Chiny).
„Zniwelowanie różnicy w obszarze innowacji i utrzymanie przewagi nad Chinami będzie wymagało skoordynowanych wysiłków na rzecz pogłębienia potencjału innowacyjnego Europy”, napisali autorzy najnowszego Rankingu Innowacyjności Komisji Europejskiej.
Na razie UE dogania głównych konkurentów, takich jak Kanada, Japonia i Stany Zjednoczone. Liderem innowacji w UE, wg upublicznionego w czerwcu rankingu, ponownie została Szwecja. Tuż za nią uplasowały się: Dania, Finlandia, Holandia, Wielka Brytania i Luksemburg, który w tym roku po raz pierwszy dołączył do grona liderów. Ciekawostka – do grupy tzw. silnych innowatorów spadły Niemcy. Polska zaliczana jest do grona tzw. umiarkowanych innowatorów.
Zmiana potrzeby patentowania projektów nie tylko we własnym zaścianku, ale też na skalę europejską pozwala wierzyć, że innowatorzy zaczynają dostrzegać przyszłe korzyści. Przygotowywany w ministerstwie finansów IP Box ma spowodować, że patentowane rozwiązania częściej będą trafiać do realizacji, i to na terenie kraju, bo to się po prostu będzie opłacało. Adam Taukert bardzo ostrożnie szacuje, że na razie wdrażanych do produkcji jest tylko około 10 proc. patentów (dokładnych statystyk nikt w Polsce nie prowadzi). Już dwa lata temu NIK krytykowała skuteczność programów wpierających komercjalizację badań naukowych.
Leniwy biznes
Chociaż jakość pracy naukowej polskich wyższych uczelni i instytutów badawczo-naukowych jest poddawana dość ostrej krytyce, to wciąż jednak to one napędzają polską działalność patentową w Europie (odwrotnie niż w większości państw Europy).
Paradoksalnie, najsłabszym ogniwem łańcucha rozwoju innowacji jest to, które mogłoby być także jego największym beneficjentem – szeroko rozumiany biznes. W Globalnym Indeksie Innowacji Polska zajmuje 38 miejsce na 127 krajów. Czechy są 24.
– Aż 21 proc. polskich firm deklaruje, że nie wydaje ani złotówki na badania i rozwój (B+R). Odsetek ten jest dwa razy wyższy niż w całym regionie – mówi Dominika Orzołek z zespołu ds. innowacji i zachęt inwestycyjnych Deloitte.
Raport Central European Corporate R&D Report 2018 kolejny raz potwierdza niestety, że innowacyjność w Polsce kształtuje się na poziomie zdecydowanie niższym, niż średnia unijna, ale optymistycznie zakłada, że ostatnie zmiany w zakresie zachęt podatkowych, wspieranie badań bezzwrotnymi dotacjami i programy takie jak Polskie Powroty zmienią nastawienie w biznesie.
Na razie jednak przedsiębiorcy są przez ekspertów z każdej strony wytykani palcami za: brak wizji, brak działalności B+R, brak współpracy z uczelniami i zaangażowania we wdrażanie wynalazków, brak długoletnich strategii ukierunkowanych na innowacyjny rozwój, brak większych potrzeb, brak kreatywności, która skłaniałaby i naukowców, i badaczy do opracowywania konkretnych rozwiązań, szytych na miarę potrzeb danej firmy, branży, dziedziny i problemu i, co najgorsze – brak chęci zmiany.
– Współpraca jest napędzana przez naukowców, a nie przez biznes, bo w przemyśle brakuje wizji. Przemysł nie dostrzega projektów, które mogą przynieść korzyści za 20-30 lat. Szwankuje myślenie długookresowe, w którym jest miejsce na rozważanie, co można osiągnąć i co stracić w ciągu 40 lat. A można to, co np. Samsung, Apple albo Microsoft – mówił Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen, na debacie Dziennika Gazety Prawnej poświęconej polskim wynalazkom.
– My nie czujemy efektów prowadzenia polityki innowacyjnej. Zwracam uwagę na dwie podstawowe kwestie. Po pierwsze, brak jest źródeł finansowania, które pozwalają na realizację całego przedsięwzięcia – od fazy projektu, do zdobycia miejsca na rynku globalnym. Rzecz druga – to państwo powinno generować popyt, aby kreować rozwój technologii. Np. większe zamówienia publiczne hybrydowych czy elektrycznych autobusów pobudziłyby ten sektor do działania – odpowiada dr Robert Dwiliński z Uniwersyteckiego Ośrodka Transferu Technologii na UW.
W dyskusji o innowacyjności od lat przywoływane są te same argumenty: brak kapitału, brak porozumienia międzysektorowego, brak zachęt podatkowych, lub brak umiejętności korzystania z nich, gdy już się pojawią. Według Deloitte zaledwie 11 proc. badanych firm z Polski zna i aktywnie korzysta z ulgi podatkowej z tytułu prowadzenia działalności B+R. Kolejne 39 proc. jest świadomych istniejących zachęt, ale ich nie używa.
Dorota Rzążewska, rzecznik patentowy, uważa, że trzeba wypracować bardziej elastyczne zasady współpracy miedzy biznesem i nauką, bo nadal bardzo trudno wypracować umowę akceptowalną przez obie strony.
– Badacze bardziej myślą o dotacjach i punktach, a nie o uzyskaniu celów strategicznych czy biznesowych. A biznes o kapitale, którego nie ma. Finansowanie własności intelektualnej jest ważne zwłaszcza dla małych i średnich firm – a takich jest w Polsce zdecydowana większość. Jeśli od nich oczekujemy, że będą innowacyjne – powinny być wspierane – mówi Dorota Rzążewska.
Jeśli firmy nie korzystają z ulg podatkowych, to nie dlatego przecież, że nie chcą z nich skorzystać, ale dlatego że nie wiedzą jak to zrobić, obawiają się błędów, kontroli i kar będących skutkami tych błędów. Duży koncern sobie poradzi, ma sztab księgowych i prawników, mała firma – czyli 90 proc. polskiej gospodarki – woli nie ryzykować. Dlaczego? Bo urząd po drugiej stronie widzi jako wroga, a nie partnera w biznesie.
Brak zaufania do instytucji, będącego obok sieci powiązań (społecznych i biznesowych) częścią składową kapitału społecznego, to pierwszy hamulcowy innowacyjności. Analitycy NBP podkreślają, że poziom inwestycji w innowacje jest w Polsce niższy aniżeli uzasadniałby to potencjał innowacyjny polskiej gospodarki. Niski poziom kapitału społecznego jest jedną z przyczyn. I dlatego, że niski jest poziom zaufania do instytucji i prawa, i dlatego, że nie ufamy sobie nawzajem – przynajmniej dwa razy mniej niż średnio w najbardziej innowacyjnych krajach, podaje NBP w raporcie Potencjał innowacyjny gospodarki: uwarunkowania, determinanty, perspektywy. „Czynnik zaufania jest ważny, ponieważ w dzisiejszym świecie tworzenie innowacyjnych produktów wiąże się w dużej mierze z koniecznością współpracy”.
Im bardziej przejrzyste regulacje, im mniej miejsca na interpretacje urzędników, im bardziej zaangażowane uczestnictwo w organizacjach biznesowych i obywatelskich, im większe wsparcie dla przedsiębiorcy i lepsza z nim komunikacja tym większy kapitał społeczny. W Polsce to niestety zupełnie niedoceniany czynnik, a szkoda, bo badania dowodzą, że poziom ogólnego zaufania międzyludzkiego zdecydowanie wpływa na wzrost gospodarczy. Ekonomiści NBP przywołują kilka różnych badań dokumentujących wpływ zaufania na wzrost PKB per capita, liczby patentów i wydatków na B+R.
Dobra wiadomość: zaufanie w Polsce rośnie. Zła wiadomość: zbyt wolno. W takim tempie jak dziś zajmie dekady nim dogonimy kraje pod tym względem świecące przykładem, oceniają analitycy NBP. Co nas natomiast wyróżnia pozytywnie, i co sprzyja zachowaniom innowacyjnym, to docenianie lojalności i niezależności.
Nie idźcie już tą drogą
W sumie nakłady na badania i rozwój nie przekraczają w Polsce 1 proc. PKB. W Chinach, które płynnie przechodzą od gospodarki odtwórczej do innowacyjnej, to 2 proc. PKB.
– Rząd inwestuje w Polsce 0,41 proc. PKB, firmy jeszcze mniej – 0,16 – 0,17 proc. PKB. Dlaczego tak mało? Jak długo, jako przedsiębiorcy, będziemy mieli filozofię inwestowania w tanią siłę roboczą, tak długo nie będziemy mieli potrzeby inwestowania w nowe technologie. To była nasza oferta gospodarcza dla świata przez wiele lat, ale dziś to jest ślepa ulica. W kwietniu średnia płaca w Chinach zrównała się z naszą. To znak. Trzeba wreszcie ludziom w Polsce wybić z głowy filozofię taniej siły roboczej – politykom i menedżerom – bo konkurencji na światowym rynku już niskimi płacami nie wygramy – podkreślał w debacie dr Adam Witek, dyrektor Instytutu Ceramiki i Materiałów Budowlanych.
Dotychczasowe źródła szybkiego rozwoju gospodarczego w Polsce stopniowo się wyczerpują i to innowacyjność powinna je zastąpić. Ten wniosek szczególnie akcentowali ekonomiści Narodowego Banku Polskiego w swoim raporcie.
„Przez ostatnie ćwierćwiecze wzrost gospodarczy opierał się na szybkiej akumulacji kapitału, napływie nowoczesnych technologii z zagranicy i wzroście poziomu wykształcenia społeczeństwa. (…) Bariery skuteczności dotychczasowego modelu rozwoju widać już dziś. (…) Kluczem do wzrostu gospodarczego w Polsce w przyszłości będzie czynnik TFP (z ang. total factor produktivity, wzrost całkowitej produktywności czynników produkcji). Najważniejszym zaś mechanizmem pozwalającym na dynamiczny wzrost TFP w długim okresie jest postęp technologiczny osiągany dzięki innowacyjności własnej gospodarki oraz umiejętnemu korzystaniu z efektów międzynarodowej dyfuzji innowacji”, napisali autorzy NBP.
Na niską produktywność Polski w pracy dla OECD zwraca uwagę Nicola Brandt. Autorka zauważa wprawdzie duży progres, ale podkreśla niską bazę, która pozwala wykazać niezłe wzrosty procentowe, niewyciągające jeszcze jednak Polski z ogona krajów innowacyjnych. Do zagregowanego wzrostu wydajności przyczynił się przepływ siły roboczej i kapitału z sektorów o niskiej produktywności, głównie z rolnictwa, do sektorów o wyższej wydajności, jednak udział w zatrudnieniu w sektorach zaawansowanych technologii pozostaje stosunkowo niski. Dobra wiadomość jest taka, że potencjał do działania jest ogromny.
„Wiele małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce ma szczególnie niską produktywność, częściowo związaną ze słabościami w kształceniu zawodowym i kształceniu dorosłych, ponieważ zbyt wielu pracowników ma słabe umiejętności podstawowe i cyfrowe. Reforma edukacji i strategia cyfrowa rozwiązują niektóre z tych problemów”, pisze Nicola Brandt.
Żeby zwiększyć TFP niezbędne są inwestycje przedsiębiorstw, i to wykraczające poza zakup robotów, nawet bardzo zaawansowanych technologicznie i nie tylko w tych branżach, które tradycyjnie u nas inwestują, jak budownictwo, handel czy przemysł spożywczy. „Inwestycje w wartości niematerialne, jak dane, oprogramowanie, patenty, nowe procesy organizacyjne itp., które łącznie stanowią tzw. kapitał oparty na wiedzy wzrosły jedynie nieznacznie przez ostatnich 10 lat i w porównaniach międzynarodowych pozostają na niskim poziomie”, napisali w opublikowanej kilka dni temu pracy Financing innovative business investment in Poland Antoine Goujard i Pierre Guérin.
Celowo nie przywołuję tu kwot, bo oba badania opierają się na danych statystycznych w najlepszym razie z 2016 roku. A co by nie powiedzieć o polskich zapóźnieniach, to jednak trzeba uczciwie przyznać, że krajobraz zmienia się z roku na rok na lepsze.
Wynalazki z puli 10 mld euro
Często mówiąc „innowacje” myślimy o wiekopomnych przełomowych wynalazkach, jak koło lub żarówka. Z tym, że dla statystycznego obywatela czasów błyskawicznie zmieniających się technologii, do których niemal każdy ma dostęp, przełomowym wynalazkiem będzie w tym samym stopniu nowatorska metoda medyczna, co, na przykład, przemyślany, nieabsorbujący nadmiernie czasu i uwagi system płatności za usługi w mieście.
Na liście 17 378 projektów zrealizowanych w latach 2007-2015 w ramach programu Innowacyjna Gospodarka znalazły się m.in. (wybór Ministerstwa Rozwoju):
- rękawica do demakijażu GLOV, sprzedawana obecnie w 40 krajach świata,
- pierwszy na świecie biznesowo-rodzinny odrzutowiec Flaris,
- serwis Audioteka, który w 2016 r. sprzedał ponad 1 mln audiobooków,
- Centrum Cyklotronowe Bronowice, oferujące dostępną jedynie w kilku ośrodkach na świecie terapię leczenia nowotworów w szczególnie trudnych miejscach,
- wyszukiwarka połączeń Jakdojadę.pl, z której korzysta miesięcznie około 5 mln użytkowników,
- pierwszy na świecie tester BRASTER, wykrywający najmniejsze zmiany nowotworowe piersi,
- pierwszy w Europie polski autobus elektryczny SOLARIS, odzyskujący energię elektryczną podczas hamowania,
- rewolucyjny robot LUNA, prowadzący automatyczną rehabilitację ruchową pacjenta.
Chwaląc je w marcu 2017 r., wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz podsumowała cały program Innowacyjna Gospodarka. Sfinansowanie go pochłonęło 10 mld euro. Trzeba wierzyć, że te środki jeszcze zapracują i, jak mówi rzecznik urzędu patentowego, z opóźnieniem trafią do gospodarki.
Celem Polski jest zwiększenie wydatków na B+R z niespełna 1 proc. PKB (PKB Polski w 2017 r. sięgnął 470 mld dol.) do 1,7 proc. do końca 2020 roku. Jest z czego korzystać – w latach 2014-2020 do naszego kraju trafi ok. 105 miliardów euro funduszy UE. Mało czasu, duże sumy. W przyszłości będziemy z nich rozliczeni nie tylko przez unijne instytucje.
>>więcej:
>>Ranking Innowacyjności UE 2018
>>working paper OECD: Strengthening innovation in Poland
>>working paper OECD: Financing innovative business investment in Poland
>>Raport NBP Potencjał innowacyjny gospodarki
>>NIK o komercjalizacji badań naukowych
>>NIK o działalności ośrodków innowacji