Autor: Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Prywatyzacja nie będzie lekiem na całe zło

Rozpoczęta nad Dnieprem masowa prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych zdaniem ekspertów nie spełni zapewne nadziei na ożywienie ukraińskiej gospodarki. A ono potrzebne jest od zaraz.
Prywatyzacja nie będzie lekiem na całe zło

„Dzięki prywatyzacji gospodarka ukraińska będzie rozwijać się w tempie 6-7 proc. rocznie, co pozwoli stworzyć nowe miejsca pracy i podnieść poziom życia obywateli” — przekonywał prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podczas posiedzenia Narodowej Rady Reform, które odbyło się w Kijowie jesienią zeszłego roku.

Zdaniem ukraińskiego premiera Wołodymyra Hrojsmana w rękach państwa powinno pozostać maksymalnie sto firm, reszta – około 3 tys. powinna zostać albo sprzedana albo oddana w dzierżawę.

„Nie można zwlekać dalej. Zwlekaliśmy 26 lat. Za to jeśli zrobimy zmiany w ciągu kilku miesięcy jestem pewien, że szybki wzrost gospodarki stanie się osiągalny” – wtórował Poroszence.

Ostatecznie ukraiński rząd listę przedsiębiorstw państwowych przeznaczonych do tzw. „dużej prywatyzacji” zatwierdził w maju tego roku. Znalazło się na niej 26 firm wagi ciężkiej — wśród nich: koncern energetyczny „Centrenergo”, na który przypada 10 proc. ukraińskiej produkcji energii elektrycznej, następnie odpowiednik puławskich Azotów – gigant chemiczny Odeski Zakład Przyportowy i wreszcie „Turboatom” – produkujący wyposażenie na potrzeby ukraińskich elektrowni atomowych. Prywatyzacja miałaby przynieść wpływy rzędu 21,3 mld hrywien, czyli ok. 800 mln dolarów.

„Nasze zadanie to sprzedaż w warunkach konkurencji wszystkiego co nie jest strategiczne dla Ukrainy. Firmy o znaczeniu strategicznym pozostaną własnością państwa, a wszystko pozostałe powinno transparentnie znaleźć efektywnych właścicieli, którzy zaczną modernizację przedsiębiorstw, tworzyć nowe miejsca pracy, produkować w wyższej niż teraz jakości” – komentował ukraiński premier.

Wyższe stawki opłat

Według danych ministerstwa rozwoju gospodarczego udział sektora państwowego w gospodarce Ukrainy w I kwartale tego roku wynosił 14,4 proc.

Równocześnie zawiadujący przedsiębiorstwami państwowymi Fundusz Majątku Państwowego ogłosił swoją listę „małej prywatyzacji”, w ramach której chce sprzedać 749 firm państwowych.

Nawet sam rząd nie jest dziś jednak przekonany co do finansowych rezultatów prywatyzacji. Jak podawały agencje – już pod koniec lipca premier Wołodymyr Hrojsman dopuścił odchylenia od zaplanowanej w budżecie kwoty 21,3 mld hrywien, co nie może dziwić. W 2016 r. zamiast zapisanych w budżecie 17,1 mld hrywien udało się uzyskać zaledwie 190 mln hrywien, w zeszłym roku wynik był trochę lepszy — zaplanowano znów 17,1 mld a uzyskano 3,4 mld hrywien.

Jak zwracają uwagę eksperci, dotychczasowe fale sprzedaży państwowych przedsiębiorstw nie przekładały się, niestety, nad Dnieprem na zwiększenie potencjału gospodarczego kraju. Rozwijał się dzięki nim tylko stan posiadania oligarchów zbierających monopolistyczną rentę z przejmowanych pod kontrolę kolejnych fragmentów gospodarki.

Analizę wpływu prywatyzacji na ukraiński sektor energetyczny przedstawił Andrij Gerus, były członek Narodowej Komisji Regulacji Energetyki i Usług Komunalnych. Wynika z niej, że prywatyzacja w tym sektorze przyniosła jedynie podwyżki taryf dla odbiorców, nie przekładając się w żaden sposób na jakość usług.

„Jestem zwolennikiem wolnego rynku, ale jestem zmuszony przyznać, że w energetyce ukraińskiej działa prawidłowość – własność prywatna wpływa na wzrost taryf. Ukraińscy właściciele prywatni dzięki posiadanym przez siebie środkom masowego przekazu, lojalnym politykom i urzędnikom, a także potężnym zasobom finansowym bardzo agresywnie i efektywnie lobbują za podwyższaniem taryf” – komentował w wywiadzie dla rządowej agencji prasowej Ukrinform.

Zdaniem Jurija Korolczuka z Fundacji Strategii Energetycznych również zapowiadana prywatyzacja koncernu energetycznego „Centrenergo” niesie za sobą więcej zagrożeń niż potencjalnych korzyści. Przejście firmy w ręce miejscowych graczy zamiast w ręce dysponującego kapitałem inwestora zagranicznego może grozić załamaniem jej działalności, bo kapitał znad Dniepru najzwyczajniej nie będzie miał wystarczających środków by rozwijać giganta dysponującego dziś trzema elektrowniami – przekonuje ekspert.

W dodatku tuż przed prywatyzacją pojawiły się dane wskazujące na osłabienie pozycji finansowej firmy – w pierwszym półroczu tego roku – jak podała Państwowa Komisja Papierów Wartościowych i Rynku Kapitałowego – Centrenergo przy wyższych przychodach o 32,2 proc. wykazało kilkukrotnie niższy zysk niż w analogicznym okresie zeszłego roku. W pierwszym półroczu 2017 r. Centrenergo zarobiło nieco ponad 2 mld hrywien, teraz zaledwie 439 mln hrywien.

Złapać co się da

Zdaniem szefa Komitetu Ekonomistów Ukrainy Andrija Nowaka ogłoszona przez rząd już po raz kolejny prywatyzacja w rzeczywistości nie ma wiele wspólnego z gospodarką. Chodzi po prostu o to, by w przededniu przyszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych przekazać „swoim” atrakcyjne kawałki ukraińskiego przemysłu, kontrolowane dziś przez państwo – przekonuje ukraiński ekonomista.

„Obecne kierownictwo kraju rozumie, że najprawdopodobniej po wyborach już nie będzie rządzić. Dlatego zdecydowali na zakończenie swojej kadencji za bezcen sprywatyzować ostatki najatrakcyjniejszych przedsiębiorstw państwowych” – komentował Nowak w wywiadzie udzielonym stacji telewizyjnej ZIK. Ekonomista jest przekonany, że zanim to jednak nastąpi przewidziane do prywatyzacji firmy czeka ciężki okres – będą celowo doprowadzane na krawędź bankructwa, by maksymalnie obniżyć cenę. „Wszystkie rozmowy o „rynkowej cenie” to blef” – przekonywał, podając za przykład zeszłoroczną prywatyzację trzech państwowych lokalnych firm zajmujących się dystrybucją energii elektrycznej.

Na inny problem zwraca uwagę Wołodymyr Torczynskyj z monitorującej działania państwa w sferze gospodarki organizacji Publiczny Audyt. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży państwowego majątku nie są w żaden sposób „znaczone” i w całości trafiają do ogólnego budżetu państwa, w efekcie zostaną błyskawicznie przejedzone. „Te pieniądze pójdą w całości na „łatanie dziur” przed wyborami. Żeby wykonać zobowiązania w sferze socjalnej trzeba coś sprzedać, bo nie ma skąd więcej brać na to środków” – uważa.

Także przykład pierwszej firmy, jaką wystawiono do sprzedaży w tzw. małej prywatyzacji – Ukrprompapir pokazuje zasadność wątpliwości zgłaszanych pod adresem prywatyzacji przez ukraińskich ekspertów. Już w 2015 r. firmie zablokowano konta bankowe, paraliżując działalność w sytuacji, gdy Ukrprompapir wspólnie z ministerstwem gospodarki i ministerstwem edukacji przygotowywał program rozpoczęcia nad Dnieprem produkcji papieru drukarskiego, który Ukraina dzisiaj importuje. Realizacja tych planów w oczywisty sposób zwiększyłaby wartość firmy, a jak przekonywali przed sądem jej przedstawiciele, blokada te plany torpedowała i w konsekwencji obniżała wartość rynkową spółki.

W związku z podejrzeniem nadużyć związanych z przygotowaniem prywatyzacji Ukrprompapir, jesienią zeszłego roku kijowski sąd na wniosek prokuratury wydał zakaz zbywania jej akcji. Zakaz został zniesiony w marcu na skutek apelacji w dość dziwnych okolicznościach – prokurator nie stawił się na posiedzeniu, a firma ostatecznie została wystawiona na sprzedaż.

W tej sytuacji nic więc dziwnego, że w parlamencie pojawił się projekt ustawy przewidujący zakaz prywatyzacji szeregu strategicznych firm sektora energetycznego. „Przyjęcie tej ustawy jest uzasadnione ze względu na konieczność reagowania na zagrożenia dla międzynarodowego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa Ukrainy” – argumentują autorzy projektu.


Tagi