Przyszłość gospodarki zależy od tego, do kogo będą należały roboty

Postęp techniczny sprawia, że coraz większa część dochodu trafia do rąk właścicieli kapitału. Nawet gdyby miejsca pracy powstawały w tym samym tempie w jakim automatyzacja produkcji je niszczy, gospodarka nadal będzie cierpieć na brak popytu. To fundamentalny fakt, do tej pory pomijany w debacie publicznej – uważa prof. Jens Lowitzsch z Uniwersytetu Viadrina.
Przyszłość gospodarki zależy od tego, do kogo będą należały roboty

(CC B NC ND Michael Shaheen)

Mechanizmem, który odpowiada za podział wytworów gospodarki wolnorynkowej jest własność. Dzięki niemu dochody z produkcji trafiają do poszczególnych kategorii właścicieli czynników produkcji: dochody z ziemi do właścicieli ziemi; dochody z pracy do pracowników, dochody z kapitału do właścicieli kapitału. Od początku rewolucji przemysłowej kapitał produkcyjny – w postaci maszyn i technologii – odgrywa coraz większą rolę w procesie produkcji przemysłowej. W rezultacie, właściciele aktywów produkcyjnych uzyskują coraz większy udział w dochodach z produkcji podczas gdy udział dochodów trafiających do dysponentów siły roboczej stale maleje.

Stała erozja przychodów z pracy stanowi problem, który zagraża nam wszystkim ponieważ wydatki na towary i usługi są tym, co napędza gospodarkę. Jednocześnie, w następstwie kryzysu finansowego, pojawiły się nowe pytania dotyczące jego skutków dla państwa opiekuńczego. Na przykład, dlaczego mediana dochodów przestała rosnąć i dlaczego, w efekcie, nasze społeczeństwa i gospodarki, stopniowo się rozwarstwiły? Jednym z szeroko ostatnio dyskutowanych wyjaśnień jest teza francuskiego ekonomisty Thomasa Piketty’ego, że majątek jest coraz bardziej skoncentrowany, jako że stopa zwrotu z kapitału jest stale wyższa niż wzrost gospodarczy.

Trzy dekady zmniejszającego się udziału płac w PKB

Zmianę relacji między czynnikami produkcji – na korzyść kapitału – umacnia jeszcze postęp techniczny i automatyzacja, która jest jego ucieleśnieniem. Wyścig przeciwko maszynom ponownie pojawił się w nagłówkach gazet. Konkurencja ludzi z maszynami jest postrzegana jako zagrożenie dla równowagi na rynku pracy, a – zdaniem niektórych pesymistów – dla przyszłości samego rynku pracy.

Wydaje się, że informatyzacja zmieniła sam charakter zmian technologicznych. Innowacje cyfrowe są zjawiskiem powszechnym i mają bardzo poważne skutki.

Wiele z nich przynosi zmiany na lepsze, takie jak wzrost wydajności, obniżka cen czy zwiększenie PKB. Występują jednak ważne negatywne efekty w podziale wyprodukowanych dóbr. Dotyczy to przede wszystkim przeciętnego pracownika, który wykonuje pracę możliwą do zautomatyzowania. Jego zarobki i perspektywy na rynku pracy pogarszają się. Jeśli proces ten nie zostanie powstrzymany, pracownicy, zwłaszcza ci najmniej wykształceni, będą musieli konkurować z maszynami, a ich pozycja przetargowa będzie coraz gorsza.

Co więcej, przesunięcie dochodów z pracy, a zwłaszcza pracowników w kierunku kapitału i pracowników najlepiej zarabiających najwyraźniej ma negatywny wpływ na zagregowany popyt, jako że pracownicy zarabiający poniżej średniej mają wyższą skłonność do konsumpcji niż najlepiej zarabiający pracownicy oraz właściciele kapitału.

Należy jednakże podkreślić, że zastępowanie ludzi maszynami nie odbywa się w celu likwidacji miejsc pracy. Celem jest redukcja kosztów. Mniej wydajne maszyny zastępowane są bardziej wydajnymi, modyfikuje się procedury produkcyjne, a nowe materiały zastępują starsze – wszystko to w celu obniżenia kosztów produkcji. Chwytliwe hasło „człowiek kontra maszyna” może być mylące, ponieważ zakłada, że praca ludzka pozostaje nadal głównym motorem produkcji. Twierdzenie to nie jest już prawdziwe. Praca stanowi koszt. Produkcję napędza potrzeba redukcji kosztów w celu wytwarzania tańszych i bardziej dostępnych produktów, co prowadzi do wzrostu sprzedaży i zysków. Konsekwencją tak ustalonego celu dla gospodarki rynkowej, zatrudnienia, siły nabywczej, dystrybucji dochodów, itp. – są wszelkie wtórne skutki uboczne, które także mają swoje konsekwencje. Ale błędem byłoby zakładać, że te konsekwencje są zamierzone. Celem jest koszt.

Słoń w pokoju

Powinniśmy zwrócić szczególną uwagę na wyraźny rozdźwięk między zjawiskami opisanymi powyżej,  a  tym jak je interpretujemy w debacie publicznej i jak na nie reagujemy dostosowując prawo, politykę rynku pracy, strategie przedsiębiorstw, itp.

Z jednej strony dyskusja na temat automatyzacji koncentruje się niemal wyłącznie na jej możliwym wpływie na zatrudnienie, podczas gdy prawie nie wspomina się o skutkach zmian w podziale wyprodukowanych dóbr dla poszczególnych podmiotów i gospodarki jako całości.

Z drugiej strony, dyskusja o narastającej nierówności koncentruje się prawie w całości na kwestii sprawiedliwego podziału, podczas gdy zmiana relacji między pracą i kapitałem jako czynnikami produkcji i jej wpływ na koncentrację bogactwa, są ignorowane.

Zatem w świecie skupiającym całą uwagę na pracy, zmiany w podziale dóbr, które prowadzą do dalszej koncentracji majątku w rękach nielicznych to właśnie słoń w pokoju – wielka oczywistość prawie całkowicie pomijana w debacie publicznej.

Ten fakt jest tym bardziej zaskakujący, że „słoń” nie jest bynajmniej zjawiskiem nowym: mamy z nim do czynienia od początku rewolucji przemysłowej, która zmieniła  – i w dalszym ciągu zmienia  – wzajemne relacje między czynnikami produkcji na korzyść kapitału. Na początku wydaje się nam, że mamy do czynienia z rosną produktywnością pracy, ale w chwili dojścia do pełnej automatyzacji nagle okazuje się, że pracownik jest po prostu zbędny. Wówczas staje się również jasne, że nie da się pogodzić tego, że szerokie warstwy społeczeństwa będą utrzymywały się z pracy,  z tym, że własność kapitału oraz dochody z tej własności płynące są skoncentrowane rękach nielicznych.

Jednocześnie nikt nie kwestionuje tego, że koncentracja kapitału szkodzi gospodarce i powszechnie przyjmuje się, że demokracja wymaga szerokiej dystrybucji majątku. Jednak do tej pory uwaga opinii publicznej skupia się na rosnącym bogactwie nielicznych (np. prawo antymonopolowe), nie zauważając wzrostu liczby tych, którzy nie mają nic. Zasadniczą kwestią zatem nie jest antagonizm między pracą a ziemią i kapitałem, ale raczej współzależności między tymi czynnikami.

To samo dotyczy gorącej dyskusji na temat nierówności: w Niemczech, przed krachem finansowym w roku 2007, najbogatsze 20 proc. społeczeństwa posiadało 80 proc. wszystkich zasobów kapitałowych, podczas gdy 50 proc. nie posiadało żadnych aktywów lub miało długi. Ponadto, nierówności dochodowe narastały przez cały okres kryzysu. W tym samym czasie niemiecki filozof Peter Sloterdijk narzekał, że „ponad połowa populacji każdego z nowoczesnych państw to ludzie o niskich dochodach lub w ogóle pozbawieni dochodów, którzy są zwolnieni z podatków i żyją – w dużej mierze – na koszt drugiej połowy społeczeństwa, która płaci podatki.” Zatem jego zdaniem, nieproduktywna część społeczeństwa coraz bardziej żyje na koszt części produktywnej. Nie zadaje pytania dlaczego połowa populacji żyje dzięki dobroczynności pozostałych obywateli ani o przyczyny „ubóstwa pracujących”.

Twórcza destrukcja miejsc pracy

Skutki zmian w podziale dóbr, które omówiłem powyżej byłyby oczywiście mniej drastyczne, gdyby miejsca pracy znikały w tym samym tempie, co powstawały i gdyby nie zmieniała się ich jakość. MacAfee i Brynjolfsson twierdzą, że postęp techniczny w XXI wieku jest jednocześnie szybszy i bardziej powszechny niż wcześniej, ponieważ postęp w informatyce i telekomunikacji następuje nieprzerwanie w sposób szybszy niż w przypadku maszyny parowej, silnika elektrycznego lub spalinowego.

Ponadto, bez polityka braku wzrostu UE mogła mieć podobny łagodzący efekt. Jednakże, zwłaszcza w odniesieniu do zatrudnienia i produktywności, wydaje się mało prawdopodobne, aby polityka reindustrializacji aktualnie realizowana przez UE, zostawiła wiele miejsca na celowe niewykorzystanie potencjału wzrostu istniejącego we współczesnej informatyce i telekomunikacji. Wprost przeciwnie, można oczekiwać, że decydenci będą chcieli wykorzystać ten potencjał, żeby wyjść z kryzysu.

Porównanie rocznych stóp wzrostu w USA i Europie doskonale ilustruje ten dylemat. Podczas, gdy między rokiem 1970 a 1990 wzrost gospodarczy był podobny, wzrost produktywności w Europie był ponad dwukrotnie wyższy niż w USA przy niskim wzroście zatrudnienia. Ta tendencja się odwróciła, kiedy USA utrzymały w latach 1990-2000 wzrost produkcji, zwiększając  wzrost wydajności i drastycznie zmniejszając wzrost zatrudnienia.  Co ciekawe, oba regiony gospodarcze wykazują podobny spadek udziału płac w PKB okresie ostatnich 30 lat.

Nawet jednak, jeśli tempo tworzenia miejsc pracy byłoby równe tempu likwidacji miejsc pracy, skutki w podziale dochodu związane z automatyzacją doprowadzą do dalszej koncentracji kapitału. Podczas gdy postęp technologiczny związany z kapitałem teleinformatycznym działa wyraźnie na niekorzyść osób słabo wykształconych, a ogólny postęp techniczny istotnie uprzywilejowuje pracowników wysoko wykwalifikowanych,  towarzyszące temu zmiany w strukturze zatrudnienia wzmocnią negatywne skutki zmiany podziału dochodu.

Ponieważ automatyzacja jest komplementarna wobec wykwalifikowanej siły roboczej i substytucyjna wobec pracy niewykwalifikowanej, w gospodarce opartej na wzroście luka dochodowa, a w konsekwencji różnice w zamożności, czyli między dochodami z kapitału i z pracy, będą się pogłębiać.

Postulat: Robot dla każdego

Co ciekawe pisarz i publicysta Stanisław Lem, który bardzo interesował się cybernetyką i robotyką przewidział wystąpienie tych problemów w Polsce już w roku 1954. Wkrótce potem, w 1958 roku, amerykański prawnik i bankier Louis Kelso – w książce „Manifest kapitalistyczny” przedstawił propozycję rozwiązania tego problemu i analizę jego podstawowych przyczyn.

Twierdził, że istotą problemu jest brak dostępu do kredytu inwestycyjnego w celu nabycia majątku produkcyjnego. Kredyt inwestycyjny jest bowiem podstawowym mechanizmem bogacenia się w gospodarce przemysłowej. Brak dostępu do takiego kredytu spowodował, że ruch stowarzyszeniowy, który pojawił się w Europie i Ameryce Północnej w ostatnich dekadach XVIII wieku, z jego organizacjami charytatywnymi, klubami społecznymi i gospodarczymi, organizacjami samopomocowymi i spółdzielniami, nie był w stanie zastopować rosnącej koncentracji kapitału.

Kelso zaprojektował więc model transakcji do sfinansowania na kredyt zakupu udziałów w majątku produkcyjnym dla ludzi, którzy nie mają własnej wiarygodności kredytowej. Później ten model nazwano akcjonariatem pracowniczym (Employment Stock Ownership Plan, ESOP –na język polski tłumaczone jako „programy pracownik właścicielem”, PPW). PPW wykorzystują wiarygodność kredytową spółki pracodawcy do sfinansowania zakupu udziałów w spółce przez jej pracowników, kredyt na nabycie udziałów jest spłacany z przyszłych zysków z akcji kupionych na kredyt.

Neelie Kroes, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, ogłaszając uruchomienie największego na świecie cywilnego programu badań i innowacji w robotyce postulowała, że „Europa musi być producentem, a nie tylko konsument robotów”. Do tego Kelso dodałby, że obywatele państw Europy muszą stać się właścicielami robotów, które dla nich pracują.

Jens Lowitzsch jest kierownikiem katedry ekonomii Louisa Kelso i profesorem prawa na Uniwersytecie Europejskim Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Był uczestnikiem międzynarodowej debaty „Moralny kapitalizm” współorganizowanej przez Narodowy Bank Polski.

Przetłumaczył Paweł Granicki, zredagował Krzysztof Nędzyński.

 

Fragment „Dzienników gwiazdowych” Stanisława Lema, Ze wspomnień Ijona Tichego, Podróż dwudziesta czwarta.„- Obcy wędrowcze! Musisz wiedzieć, że jesteśmy narodem o długiej i wspaniałej przeszłości. Ludność tej planety z dawien dawna dzieliła się na Spirytów, Dostojnych i Tyrałów.  Spiryci zagłębiali się w dociekaniu istoty Wielkiego Indy, który umyślnym aktem twórczym stworzył Indiotów, osadził ich na tym globie, a w niepojętej łaskawości otoczył go gwiazdami rozjaśniającymi noce, a także przysposobił Ogień Słoneczny, aby oświetlał nasze dni i zsyłał nam dobroczynne ciepło. Dostojni ustanawiali daniny, wykładali znaczenie praw państwowych i pełnili pieczę nad fabrykami, w których skromnie trudzili się Tyrałowie. Tak wszyscy pospołu pracowali dla dobra ogólnego. Żyliśmy w zgodzie i harmonii; cywilizacja nasza rozkwitała coraz pyszniej. W ciągu wieków wynalazcy budowali maszyny ułatwiające pracę i gdzie w starożytności gięły się zlane potem grzbiety stu Tyrałów, tam po upływie stuleci stało przy maszynie ledwo kilku. Uczeni nasi doskonalili maszyny coraz bardziej i naród radował się z tego, lecz nadchodzące wydarzenia okazały, jak okrutnie radość ta była niewczesna. Oto pewien uczony konstruktor stworzył Nowe Maszyny, tak wyborne, ze potrafiły pracować zupełnie samodzielnie, bez jakiegokolwiek nadzoru. I to był początek katastrofy. W miarę jak w fabrykach pojawiały się Nowe Maszyny, rzesze Tyrałów traciły prace, a nie otrzymując wynagrodzenia stawały w obliczu śmierci głodowej…

– Pozwól, Indioto – spytałem – a co się działo z dochodem, który przynosiły fabryki?

– Jakże – odparł mój rozmówca – dochód przypadał prawowitym właścicielom, Dostojnym.

Tak wiec, jak ci mówiłem, groźba zagłady zawisła…

– Ale co mówisz, godny Indioto! – zawołałem – toć wystarczyło uczynić fabryki własnością

pospólna, zęby Nowe Maszyny obróciły się dla was w błogosławieństwo!

Ledwom to wyrzekł, Indiota zadrżał, mrugnął trwożnie dziesięciorgiem oczu i zestrzygł uszami, badając, czy nikt z jego towarzyszy krzątających się przy schodach nie usłyszał moich słów.

– Na dziesięć nosów Indy, błagam cię, przybyszu, nie wygłaszaj tak okropnych herezji, które są niecnym zamachem na podstawę naszych swobód! Wiesz, ze prawo nasze najwyższe, zwane zasada swobodnej inicjatywy obywatelskiej, głosi, iż nikt nie może być do niczego niewolony, przymuszany lub choćby nakłaniany, jeżeli sobie tego nie życzy. Któż by tedy ośmielił się zabrać Dostojnym fabryki, skoro wola ich było lubować się stanem posiadania?! Byłoby to najokropniejszym pogwałceniem wolności, jakie można sobie tylko wyobrazić. Tak tedy, jakem ci już powiedział, Nowe Maszyny wytwarzały mnóstwo niezmiernie tanich towarów i przedniej żywności, lecz Tyrałowie niczego zgoła nie kupowali, nie mieli bowiem za co…

– Ależ, mój Indioto! – zawołałem – nie twierdzisz chyba, że Tyrałowie postępowali tak dobrowolnie? Gdzież była wasza wolność, wasze swobody obywatelskie?!

– Ach, godny przybyszu – odparł z westchnieniem Indiota – prawa nadal w pełnym były poszanowaniu, jednakże mówią one tylko o tym, że obywatelowi wolno czynić ze swą własnością i pieniędzmi, co zechce, ale nie o tym, skąd je ma wziąć. Tyrałów nikt nie gnębił, nikt ich do niczego nie przymuszał, owszem, nadal byli zupełnie wolni i mogli czynić, co im się żywnie podobało, a jednak zamiast radować się taką pełnią swobody, ginęli jak muchy. .. Położenie stawało się coraz straszliwsze: w składach fabrycznych pod niebo rosły góry towarów, których nikt nie kupował, ulicami zaś wlokły się do cieni podobne chmary zabiedzonych Tyrałów.

Władający państwem Wysoki Durynał, godne zgromadzenie Spirytów i Dostojnych, obradował przez rok okrągły nad zaradzeniem złu. Członkowie jego wygłaszali długie mowy z największym zapamiętaniem szukając wyjścia z dylematu, aliści wysiłki ich spełzły na niczym.

Zaraz na początku obrad pewien członek Durynału, autor znakomitego dzieła o istocie swobód indiockich, zażądał, by konstruktorowi Nowych Maszyn odebrano wieniec laurowy i w zamian wyłupiono mu dziewięć oczu. Sprzeciwili się temu Spiryci prosząc o litość dla wynalazcy w imieniu Wielkiego Indy. Przez cztery miesiące Durynał zagłębiał się w dociekaniu, czy wymyślając Nowe Maszyny konstruktor pogwałcił ustawy państwowe, czy nie. Zgromadzenie podzieliło się na dwa obozy, nawzajem zaciekle się zwalczające.

Sporowi temu kres położył wreszcie pożar archiwum, który strawił wszystkie protokoły posiedzeń, a że nikt z wysokich członków Durynału nie pamiętał, jakie w tej sprawie zajmował stanowisko, rzecz cała upadła.

Powstał potem projekt, by namówić Dostojnych, właścicieli fabryk, do zaniechania budowy Nowych Maszyn; Durynał wyłonił w tym celu mieszaną komisję, aliści ani jej błagania, ani prośby nie odniosły najmniejszego skutku. Odrzekli oni, iż Nowe Maszyny pracują taniej i szybciej od Tyrałów i że produkować tym sposobem jest ich umiłowanym życzeniem.

Wysoki Durynał jął obradować dalej. Był projekt ustawy, żeby właściciele fabryk oddawali ustaloną cząstkę dochodu Tyrałem, aliści i ten wniosek upadł, bo jak słusznie podniósł Archispiryta Nolab, takie darmowe dawanie środków utrzymania zdemoralizowałoby i poniżyło dusze Tyrałów.

Tymczasem góry wytwarzanych towarów rosły i na koniec przesypywać się jęty przez mury okalające fabryki, a dręczeni głodem Tyrałowie ściągali ku nim tłumnie, wznosząc groźne okrzyki.“

(CC B NC ND Michael Shaheen)

Otwarta licencja


Tagi