Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Rok 2014 – chiński moment prawdy

W 2013 r. Chiny najwyraźniej ruszyły na nowe wody, ale co z tego ostatecznie wyniknie, trudno dziś przewidzieć. Niechętny im, choć nie złośliwy, Timothy Beardson w książce „Stumbling Giant: The Threats to China’s Future” pokazał, jak wiele barier mają znów do pokonania.
Rok 2014 – chiński moment prawdy

W Chinach i poza nimi rośnie świadomość, że Państwo Środka znalazło się na zakręcie. Jak zwykle w takich sytuacjach rodzą się pomysły, spekulacje, nawet całe szkoły myślenia na temat tego, gdzie druga gospodarka świata zmierza i jak wyjdzie z tego wirażu. W tym chaosie poznawczym warto postawić dwie tezy:

– po pierwsze Chiny nie tyle chcą, co po prosu muszą dokonać zasadniczych zmian, bo kontynuacja dotychczasowej ścieżki rozwojowej grozi społecznym wybuchem;

– po drugie już od czasów Alexisa de Tocqueville’a wiemy, że najbardziej newralgiczny moment w dziejach wielkich potęg nadchodzi wtedy, gdy zaczynają się reformować. Skutki podjętych reform mogą albo być opłakane, jak w przypadku Michaiła Gorbaczowa, który miast zreformować ZSRR po prostu go zdemontował, albo dać nowy impuls rozwojowy jak w wyniku japońskiej restauracji Meiji.

Wielki powrót

Szybko rosnące Chiny budzą na Zachodzie mieszane uczucia. Jedni nadal widzą w nich partnera, drudzy – coraz częściej – konkurenta, wyzwanie, a nawet wroga. Szybko rośnie liczba prac Chinom z różnych powodów nieprzychylnych. Do nich należałoby zaliczyć obszerny tom od dawna rezydującego w Hongkongu i zatrudnionego w holdingach finansowych w regionie Timothy Beardsona. Jego oparte na aktualnych opracowaniach i raportach studium to w rzeczywistości dwa tomy w jednym. Pierwszy, o wiele lepszy, to wnikliwa analiza aktualnej sytuacji gospodarczej Państwa Środka (stan na mniej więcej połowę 2013 roku). Druga – bardziej kontrowersyjna, a przy tym słabsza – część to analiza chińskich zachowań na scenie międzynarodowej. Zajmijmy się tylko tą pierwszą, wartościowszą.

Znający dobrze region, choć nie język chiński i tamtejszy sposób myślenia, autor uznaje (w czym nie jest odosobniony), iż w minionych 35 latach na terenie ChRL dokonała się „największa i najbardziej pokojowa kontrrewolucja w dziejach ludzkości”. W jej wyniku wyrosła nowa potęga, która jednak nie tyle jest nowa, co raczej wraca do pozycji sprzed wieków, kiedy to Chiny same dawały światu od 26 do 33 proc. jego PKB.

Ten powrót Chin był w ostatnim dziesięcioleciu najczęściej opisywanym zjawiskiem w zachodnich mediach, jak dowodzą specjalne badania monitoringowe prowadzone przez Global Language Monitor w Teksasie. Powstała więc bogata literatura, a zarazem dokumentacja tego, co się tam dzieje, brak jednak pełnej zgodności w ocenie otrzymywanych danych.

Autor stawia tezę, że Chiny „są znacznie słabsze niż na zewnątrz wyglądają, a ich przyszły wzrost aż roi się od zagrożeń. Stąd też, choć Chiny będą rosły nadal, to jednak nie zastąpią Ameryki jako supermocarstwo – przynajmniej tym stuleciu”. To życzenie czy oparta na twardych faktach prognoza?

Cała paleta wyzwań

Wychodząc od badań opinii publicznej działającej przy Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie agencji Pew oraz na podstawie innych solidnych analiz Timothy Beardson specyfikuje najważniejsze wyzwania, przed którymi Chiny obecnie stanęły i po kolei je analizuje. Zalicza do nich: korupcję, rozwarstwienie społeczne, ochronę środowiska, sieć zabezpieczeń socjalnych, demografię (starzenie się społeczeństwa), wyczerpywanie się surowców i prostych zasobów oraz bariery w dochodzeniu do innowacyjności.

Trzeba przyznać, że ten katalog trafia w sedno. Zgoda również na stwierdzenie, iż „chińscy przywódcy (…) muszą zmagać się z zagadnieniami o znaczeniu znacznie przekraczającymi te, z jakimi mają do czynienia przywódcy na Zachodzie”, albowiem Chiny to kontynent, ich skala ma znaczenie. To niejako z definicji kraj wielkich liczb, ale też wielkich procesów i problemów.

Autor zaczyna tom od rozdziału zatytułowanego „Złamany model gospodarczy” i w wielu miejscach dowodzi, iż dotychczasowy model rozwojowy się wyczerpał, a Chiny stoją przed wyzwaniem zbudowania nowego, opartego bardziej na konsumpcji niż eksporcie oraz zdecydowanie bardziej innowacyjnego. Będzie to wymagało nie tylko dokonania operacji na skażonej epoką dotychczasowych reform świadomości, w której liczyły się tylko pieniądz oraz powielanie idących z góry wzorców. Teraz potrzebna jest oddolna kreatywność, a odgórnie wręcz nowa ideologia uzasadniająca ten zasadniczy zwrot, bowiem: „budowa gospodarki innowacyjnej to (…) konieczność kreatywnego myślenia”. O to, czy Chiny mają jego wystarczające zasoby, toczy się zażarty spór. Beardson mocno powątpiewa, inni mają na ten temat odmienne zdanie, pokazując chociażby ostatnie chińskie osiągnięcia w naukach ścisłych czy szybki rozwój tamtejszej kosmonautyki.

Najsilniejszą stroną tego tomu jest jednak sporządzenie bodaj najbogatszego w zachodniej literaturze katalogu aktualnych chińskich bolączek i wyzwań. Wymieńmy – wyrywkowo –kilka najważniejszych, by należycie uświadomić sobie głębię i skalę napotykanych problemów.

Państwo czy rynek?

Chiny ruszyły w kierunku rynku, ale jest on wypaczony. Nadrzędny problem dotyczy ciągle preferowanych państwowych konglomeratów i przedsiębiorstw, tym bardziej, że nawet według oficjalnych danych aż 88 proc. z tych, których zasoby przekraczają 14 mln dol., znajduje się w rękach członków partii lub ich dzieci, więc tu tkwi jedno z kluczowych źródeł korupcji i uwłaszczenia nomenklatury.

Jak więc dać zielone światło małym i średnim przedsiębiorstwom? Z badań Hou Junchuna z 2011 r. wynika, iż dawały już one wtedy 80 proc. ogólnego zatrudnienia w firmach, 70 proc. patentów, 60 proc. PKB oraz wnosiły 50 proc. podatków od firm, odpowiednika naszego CIT. Innymi słowy jest to już sektor rozwinięty, ale ciągle napotykający bariery, czy to ze strony decydentów – konkurentów z góry, czy to systemu bankowego chętniej udzielającego kredytów firmom państwowych (w 2009 r. aż 60 proc.).

Banki to kolejna bolączka Chin. Ich portfolio nie jest różnorodne, a „nikt nie zna danych dotyczących złych kredytów”. Budżet kraju jest zdumiewająco zdywersyfikowany, a „wydatki są dokonywane w większości na szczeblu lokalnym, a nie centralnym”, co trudniej kontrolować. Pekin może apelować o oszczędzanie i zwiększoną konsumpcję, a lokalne władze mogą nadal wydawać na nowe inwestycje i według własnego widzimisię. W dodatku rośnie ostatnio rola banków nieoficjalnych i lokalnych.

Również chińskie giełdy w Szanghaju i Shenzhenie, gdzie w 2011 r. aż 80 proc. wkładu dawały firmy państwowe, nie pełnią takiej roli jak w gospodarkach rynkowych. Dowodem ich stagnacji jest fakt, iż indeks giełdy Szanghaju w czerwcu 2001 r. wynosił 2200 i dokładnie taki sam był w czerwcu roku 2012. Zupełnie nowym zjawiskiem, wartym zwiększonej uwagi, jest natomiast fakt pojawienia się chińskich firm na obcych giełdach. Na koniec 2009 r. w Nowym Jorku było ich 39, a już po dwóch latach aż 350. To – zdaniem autora – jeszcze jeden dowód niepewności na scenie wewnętrznej.

Chiny chcą być gospodarką innowacyjną, ale tu pojawia się ten sam problem: dostępne dane potwierdzają, że większej innowacyjności dokonuje sektor prywatny, a nie państwowe konglomeraty. Drugą kluczową barierą jest system kształcenia zmuszający do powielania i uczenia się na pamięć, a nie kreatywności i samodzielności. Dlatego też, chociaż nakłady na badania i rozwój rosną (od 1,7 proc. PKB w 2009 r. do planowanych wkrótce nawet 3,5 proc.), to wyniki jak dotąd są marne. Aż 80 proc. chińskich nakładów w tej dziedzinie idzie na rozwój produktów, a tylko 5 proc. na badania podstawowe, podczas gdy w przypadku Korei Płd., Japonii czy USA ta druga liczba sięga 13–19 proc.

Zarówno w procesie nauczania, jak w procesie produkcji kwitną w najlepsze plagiat i powielanie. W efekcie, jak dowodzą dane wyspecjalizowanego Reputation Institute, w 2012 tylko jedna chińska firma znalazła się w pierwszej setce najbardziej renomowanych firm na globie – i to na pozycji 95. (Lenovo). Z kolei na liście 50 najważniejszych firm na globie „Marketing Week” wskazał tylko jedną z Chin – China Mobile. Odzywa się ten sam syndrom, co poprzednio: wśród 380 chińskich firm, które wydają na badania i rozwój ponad 250 mln dol. rocznie, praktycznie wszystkie są państwowe.

Zniszczone środowisko, niepewne społeczeństwo

Innowacje i nowe myślenie konieczne są też w dziedzinie wywołującej najwięcej (obok przymusowego wysiedlania) niepokojów społecznych, jaką jest bezprecedensowo zniszczone w poprzedniej fazie szybkiego wzrostu środowisko naturalne. Tylko 1 proc. chińskiej populacji zamieszkałej w miastach (a od 2011 r. to już połowa ludności!) spełnia kryteria UE dotyczące czystości powietrza. Miasto Linfen w zagłębiu górniczym na terenie prowincji Shanxi od lat jest uznawane za najbardziej zanieczyszczone na świecie. Według Blacksmith Institute w Chinach znajduje się sześć z 30 najbardziej zanieczyszczonych miejsc na globie, a według Baku Światowego aż 20 z 30 najbardziej zatrutych miast świata.

Jeszcze ważniejsza staje się woda. Jest zanieczyszczona (300 mln osób na co dzień taką spożywa; połowa z chińskich jezior jest zatruta), ale też po prostu jej brakuje. Woda stała się już zagadnieniem politycznym, a badania Agencji Pew w 2012 r. wskazały na zanieczyszczenie wody i powietrza jako największe bolączki Chin z wymienionych kilkunastu (pozostałe najważniejsze to: inflacja, jakość produktów, bezpieczeństwo żywości, zabezpieczenia socjalne oraz jakość leków).

Chiny są wreszcie zagrożone ze względu na napięcia społeczne wynikające z braku sieci zabezpieczeń emerytalnych czy rentowych oraz z rosnących oczekiwań szybko rosnącej klasy średniej (już ponad 300 mln osób) i ideowego chaosu i moralnej dewastacji dokonanej pod rządami KPCh zarówno w epoce Mao Zedonga, gdy rządził terror polityczny, jak i w epoce Deng Xiaopinga, gdy rządził terror pieniądza. Beardson ma rację, wskazując „brak osobistej uczciwości, integralności i moralności we współczesnym chińskim społeczeństwie” jako jedne z najbardziej newralgicznych zagadnień stojących przed Chinami i ich pragnącymi (a raczej zmuszonymi) zmieniać model rozwojowy władzami.

OF

Otwarta licencja


Tagi