©Getty Imgaes
Unia Europejska jest największym eksporterem żywności na świecie. To fakt, choć dość mało znany. Być może dlatego, że debata o przyszłości wspólnotowego rolnictwa i wizji systemu żywnościowego toczy się od dawna, ale w mediach nie jest obecna na co dzień. UE to także jeden z najważniejszych importerów produktów rolno-spożywczych.
Na stronie internetowej Komisji Europejskiej znajduje się sporo pozytywnych słów o rolnikach, np. że są fundamentem samowystarczalności żywnościowej, tworzą miejsca pracy i zapewniają zrównoważony wzrost gospodarczy na obszarach wiejskich, a unijny sektor rolno-spożywczy, dając zatrudnienie ponad 17 mln osób, dostarcza bezpieczną, zdrową i przystępną cenowo żywność dla około 450 mln obywateli państw członkowskich.
10 umów o wolnym handlu
Pod auspicjami Joint Research Centre, stanowiącego zaplecze badawczo-analityczne Komisji Europejskiej, ukazał się w lutym 2024 r., raport „Cumulative economic impact of upcoming trade agreements on EU agriculture”. Jego autorzy dokonali analizy potencjalnych skutków wejścia w życie 10 umów o wolnym handlu – zawartych niedawno – choć jeszcze nie wdrożonych – lub obecnie negocjowanych przez UE.
Chodzi o porozumienia z 13 państwami z różnych regionów świata: Australią, Chile, Filipinami, Indiami, Indonezją, Malezją, Meksykiem, Nową Zelandią, Tajlandią oraz czwórką krajów należącą do Mercosuru, czyli najsilniejszej strefy wolnego handlu w Ameryce Południowej: Argentyną, Brazylią, Paragwajem i Urugwajem. Gdyby umowa UE-Mercosur weszła jednak w życie, objęłaby bezpośrednim zasięgiem ok. 800 mln konsumentów.
Kto zyska, a kto straci?
W raporcie założono dwa scenariusze. Pierwszy – ambitny, obejmujący pełną liberalizację taryf 98,5 proc. produktów i obniżkę ceł o 50 proc. w odniesieniu do tych uznanych za wrażliwe. Drugi zaś zachowawczy, w ramach którego doszłoby do pełnej liberalizacji 97 proc. produktów, a cła na te wrażliwe obniżono by nie o połowę, lecz o jedną czwartą.
Zobacz również:
Dlaczego protestują niemieccy rolnicy
Zdaniem autorów badania, wejście w życie umów ze wspomnianymi państwami powinno doprowadzić do wzrostu wartości eksportu produktów rolno-spożywczych z UE o 3,1–4,4 mld euro w 2032 r. Dodatkowe możliwości pojawiłyby się zwłaszcza dla producentów przetworzonych produktów rolno-spożywczych (1,3 mld euro), przetworów mlecznych (780 mln euro) oraz win i innych napojów (654 mln euro).
Ale nie ma róży bez kolców. Jeśli faktycznie zmieniłyby się zasady rządzące handlem międzynarodowym, to oczekuje się także wzrostu wartości importu do Unii o 3,1–4,1 mld euro w 2032 r. Eksperci dali jasno do zrozumienia, że produkcja m.in. wołowiny, baraniny, drobiu i cukru stanęłaby w obliczu zwiększonej konkurencji.
Punkt widzenia Brukseli
Na stronie internetowej Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce czytamy, że umowy o wolnym handlu otwierają nowe możliwości dla sektora rolno-spożywczego i stanowią szansę dla eksporterów, pozwalając im zaspokoić popyt międzynarodowy na wysokiej jakości żywność pochodzącą z UE. A zróżnicowanie źródeł importu zwiększy odporność na ewentualne problemy z dostawami z zagranicy.
Valdis Dombrovskis, łotewski polityk, ekonomista oraz wiceprzewodniczący wykonawczy Komisji Europejskiej odpowiedzialny za gospodarkę, nie ma wątpliwości, że umowy, które mogą wejść w życie w przyszłości, przyniosą sporo korzyści.
„Dzięki nim rolnicy uzyskają większy dostęp do nowych rynków, wzrośnie bezpieczeństwo żywnościowe, a klienci z państw trzecich będą mogli nabywać wina, sery i inne produkty, które oferuje Europa” – stwierdził komisarz, komentując wyniki badania dotyczącego skumulowanego wpływu gospodarczego planowanych porozumień handlowych na unijne rolnictwo.
Ryzyko ekonomiczne
Wiele dobrego da się powiedzieć o obecnej kondycji rolnictwa w UE, ale kiedy bliżej się przyjrzy faktom, sytuacja niekoniecznie rysuje się w jasnych barwach. Mówią o tym wprost najważniejsi urzędnicy w Brukseli.
„W ciągu dekady w Europie przestało istnieć 3 mln gospodarstw rolnych. W 2010 r. było ich 12 mln, a w 2020 r. już tylko 9 mln. To oznacza, że każdego dnia tracimy 80 gospodarstw rolnych” – powiedział komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski w czasie jednej z sesji plenarnych Europejskiego Komitetu Regionów. W porównaniu z 2010 r. produkcja zwierzęca zmniejszyła się o 7 proc., a powierzchnia gruntów uprawnych o 1 proc. „Ten jeden procent to w liczbach bezwzględnych 1,5 mln ha wyłączonych z produkcji rolnej” – dodał.
Zobacz również:
Impas w negocjacjach WTO
Na obszarach wiejskich ubywa ludności, a starzenie się społeczeństwa, nie tylko na wsi, stanowi coraz większy problem. Średni wiek rolników w UE wynosi 57 lat, co trzeci przekroczył 65. rok życia, a poziom wymiany pokoleniowej jest niski. „Rolnicy potrzebują większego bezpieczeństwa ekonomicznego. Dziś młodzi ludzie nie chcą przejmować gospodarstw, ponieważ postrzegają rolnictwo jako zajęcie niosące ze sobą bardzo duże ryzyko ekonomiczne” – podkreślił Wojciechowski.
W cieniu protestów
Nie wiadomo, czy wypowiadając te słowa jeden z najważniejszych urzędników w Brukseli miał na myśli obawy rolników z Francji, Grecji, Rumunii czy Polski związane z importowaniem żywności spoza UE. Już teraz jej obecność, zarówno w dużych marketach, jak i małych sklepach, wywiera presję na ceny, co nie pozostaje bez wpływu na dochody osób utrzymujących się z pracy w rolnictwie.
Sprowadzanie produktów rolno-spożywczych z państw trzecich podlega licznym ograniczeniom, ale rolnicy wiedzą, że decyzje w tej sprawie zapadają czasami dość nieoczekiwanie pod wpływem czynników zewnętrznych. Przykładów nie brakuje. To oczywiste, że dla niektórych producentów żywności z Unii Europejskiej liberalizacja handlu stanowi okazję do rozszerzenia skali działalności, ale część ma uzasadnione powody do obaw o zmniejszenie swoich dochodów.
Ewolucja Wspólnej Polityki Rolnej
Najstarszą obowiązującą polityką Unii jest zainicjowana na początku lat 60. XX w. Wspólna Polityka Rolna (WPR). Od samego początku pod jej adresem kierowane są krytyczne opinie, że pochłania zbyt wiele środków. „Około jedna trzecia budżetu UE przeznaczona jest na wsparcie rolników i obszarów wiejskich w ramach WPR, co w przeliczeniu na obywatela Unii stanowi około 33 eurocenty dziennie” – napisano w oficjalnym portalu Rady UE i Rady Europejskiej.
Wspólna Polityka Rolna na lata 2023–2027 kładzie duży nacisk na wyniki i efektywność, a jej celem jest m.in. bardziej ukierunkowane wsparcie dla mniejszych gospodarstw i większa elastyczność w dostosowywaniu środków do warunków lokalnych. Wśród osób utrzymujących się z produkcji roślinnej i zwierzęcej kontrowersje wzbudza jednak coś innego.
Zreformowana polityka ma się bowiem przyczynić do odgrywania przez rolnictwo większej roli w osiąganiu celów środowiskowych i klimatycznych. Jest to ujęte wprost we wspólnotowych dokumentach i materiałach publikowanych na stronie Komisji Europejskiej, gdzie wskazuje się jej kluczowe znaczenie dla Europejskiego Zielonego Ładu.
Stawką jest opłacalność produkcji
Europejski Zielony Ład, czyli pakiet inicjatyw mających doprowadzić do osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r., zawiera propozycje działań o istotnym znaczeniu dla obszarów wiejskich. Kosztowne zobowiązania budzą sprzeciw wśród części rolników, którzy boją się, że to, co stanowi źródło ich utrzymania, stanie się znacznie mniej opłacalne, doprowadzając niektórych właścicieli gospodarstw do bankructwa.
Odejście od Europejskiego Zielonego Ładu to jeden z najważniejszych postulatów podnoszonych w trakcie protestów rolników, które uległy zaostrzeniu w grudniu 2023 r. w różnych krajach UE, a także w Polsce. Dla części demonstrantów jest on równie istotny co sprzeciw wobec – jak sami mówią – niekontrolowanego importu produktów rolnych z innych państw. Żądań jest więcej, ale te dwa są największego kalibru, bo mogą fundamentalnie zmienić reguły gry panujące na tym rynku.
Będzie tak jak jest?
Obecnie nie wystarczy, by rolnicy w UE koncentrowali się na produkcji bezpiecznej żywności po przystępnych cenach, bo prawie tak samo ważne jest robienie tego w sposób wyznaczany w coraz większym stopniu przez Brukselę. Ale nawet wśród ekspertów nie ma konsensusu, że proponowane rozwiązania są jedynie słuszne. Na to nakłada się też niepewność jutra związana z planowaną od dawna liberalizacją handlu międzynarodowego.
Co zatem czeka unijne rolnictwo? Przyszłość jest nieodgadniona, więc możliwe są rozmaite scenariusze. Nie da się scharakteryzować każdego, ale warto rozważyć przynajmniej dwa z nich – i to w dużym uproszczeniu.
Zobacz również:
Potrzebna jest globalna strategia żywnościowa
W pierwszym załóżmy utrzymanie dotychczasowego kierunku polityki rolnej. Decyzje podejmowane na najwyższym szczeblu politycznym, powodujące rozszerzanie bezcłowego handlu i zaciskanie pętli regulacyjnej, przyczynią się do dalszego wzrostu ryzyka ekonomicznego, które towarzyszy produkcji roślinnej i zwierzęcej.
Niektóre osoby zyskają pretekst do pożegnania się z sadownictwem albo hodowlą trzody chlewnej. Młode pokolenie zacznie jeszcze bardziej się obawiać wiązania swojej przyszłości z tego typu działalnością. W tym scenariuszu dane publikowane co pewien czas będą świadczyć o zwijaniu się unijnego rolnictwa, ale konsumenci niczego złego nie dostrzegą, ponieważ w sklepach – od Helsinek i Tallina po Madryt i Lizbonę – nie zabraknie żywności w przystępnych cenach.
Nowy paradygmat?
Możliwy jest jednak zgoła odmienny rozwój sytuacji. Wprawdzie nie nastąpi rezygnacja z zawierania umów handlowych z państwami trzecimi, ale ich wolnorynkowy charakter będzie mocno „stępiony”. Sprowadzanie dodatkowych ton owoców, warzyw, nabiału i mięsa z innych regionów świata zostanie bowiem uznane za zagrożenie dla suwerenności żywnościowej UE.
W tym drugim scenariuszu władza byłaby w rękach osób dążących do skrócenia łańcucha dostaw i ograniczenia go, co do zasady, do państw członkowskich Unii lub, ewentualnie, jej najbliższych sąsiadów. Będzie to podyktowane chęcią zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego w obliczu wzrostu napięć geopolitycznych oraz uznane za sposób na zmniejszenie śladu środowiskowego. A rozmaite nakazy i zakazy bezpośrednio odnoszące się do producentów żywności zostaną radykalnie ograniczone lub przesunięte w czasie.
Tym, którym wydaje się to nierealne, warto przypomnieć chociażby opustoszałe półki sklepowe w czasie pandemii COVID-19 w 2020 r. oraz emocje targające wówczas opinią publiczną. Powtarzający się brak części podstawowych produktów żywnościowych w połączeniu ze zmianą klimatu politycznego może doprowadzić do rewizji utartych poglądów, a nawet odwrócenia paradygmatów.