Autor: Mohamed El-Erian

Główny doradca ekonomiczny Allianz, publicysta Project Syndicate.

Samodestrukcja – nowe wyzwanie dla rządów

Struktury polityczne i gospodarcze Zachodu są zaprojektowane, by opierać się głębokim i nagłym zmianom, a z takimi mamy teraz do czynienia w światowej gospodarce.  
Samodestrukcja – nowe wyzwanie dla rządów

Jednym z najtrudniejszych wyzwań stojących dziś przed zachodnimi rządami jest wyzwolenie i ukierunkowane transformatywnych sił innowacji technicznych, a w przypadku osób fizycznych i firm także wzmacniających ich motywację. Rządy nie osiągną pod tym względem sukcesu, jeśli nie staną się bardziej otwarte na twórczą destrukcję, która umożliwia ulepszanie i unowocześnianie nie tylko narzędzi i procedur, lecz również sposobu myślenia. Im dłużej trwają zmagania z tym problemem, tym więcej szans tracą obecne i przyszłe pokolenia.

Historyczna transformacja

Wokół nas jest mnóstwo wzmacniających motywację innowacji technicznych. Oddziałują one na rosnącą liczbę ludzi, sektorów i typów działalności na całym świecie. Korzystanie z coraz liczniejszych platform sprawia, że gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa mają łatwiejszy niż kiedykolwiek dostęp do coraz bardziej różnorodnych form działalności. Naruszone zostały nawet umocnione przepisami fortece, jakimi tradycyjnie były medycyna i finanse.

Ta historyczna transformacja będzie nabierać rozpędu, bo jej skala i zasięg wciąż rosną. Korzyści z niej nie zostaną jednak w pełni zrealizowane, dopóki rządy nie podejmą kroków, które umocnią siły zmian, zapewnią internalizację ich dodatnich efektów zewnętrznych oraz zminimalizują ich negatywne oddziaływanie. Niestety, dla rządów wielu krajów rozwiniętych okazuje się to skrajnie trudne, co po części wynika z tego, iż nie udało im się w pełni wyzdrowieć po ostatnim kryzysie, a recesja osłabia ich wiarygodność i zdolność działania.

Pojawienie się po obydwu stronach Atlantyku przeciwnych establishmentowi nietradycyjnych partii i kandydatów komplikuje nawet najbardziej podstawowe elementy zarządzania gospodarczego, takie jak wprowadzenie aktywnego budżetu w Stanach Zjednoczonych. W tym kontekście prawie niemożliwe wydaje się podejmowanie kroków, potrzebnych do „aktualizacji” ich systemów gospodarczych, w tym infrastruktury w USA oraz niedokończonej unii w Europie czy też stawienia czoła kryzysowi wywołanemu napływem uchodźców.

Zatrzymać status quo

Faktycznie bowiem struktury polityczne i gospodarcze Zachodu są pod pewnymi względami zaprojektowane specjalnie na opór wobec głębokiej i nagłej zmiany, co zresztą miało zapobiegać niepożądanym wpływom okresowych, odwracalnych fluktuacji na podstawy systemu. Gdy polityka i gospodarka funkcjonują w rytmie cyklicznym – jak zwykle bywa na Zachodzie – działa to bardzo dobrze. Gdy jednak, jak dziś, pojawiają się strukturalne, długookresowe wyzwania, architektura instytucjonalna krajów rozwiniętych działa jak główna przeszkoda przeciwko skutecznej akcji.

Skalę tego wyzwania powiększają wpływy polityczne darczyńców finansowych i grup lobbystycznych. Ci gracze, zamiast wspierać działania nastawione na długoterminową pomyślność systemu jako całości, mają bowiem tendencję do forsowania celów w skali mikro, z których część pomaga tradycyjnym, często bogatym, członkom establishmentu utrzymywać nad tym systemem kontrolę. Postępując tak, blokują małych i wyłaniających się dopiero graczy, którzy w jego ulepszaniu i transformacji ogrywają tak żywotną rolę.

Wyjście ze strefy komfortu

Wszystko to służy komplikacji imperatywu, jaki dotyczy nie tylko rządów, lecz i firm, a także jednostek, które za pomocą ulepszenia struktur, procedur, umiejętności oraz sposobu myślenia muszą dostosować się do zmieniających się okoliczności. Mało kto ma chęć na samodestrukcję – proces, który każe nam opuścić strefę komfortu, zmusza do stawienia czoła naszym długotrwałym słabym punktom i podświadomym uprzedzeniom, a także do przyjęcia nowego sposobu myślenia. Ci jednak, którzy będą czekać, aż destrukcja stanie się nieunikniona (o co łatwo, gdy nad rządami nie wisi obowiązek reakcji w określonym czasie), stracą część ogromnych korzyści, jakie zapewnia technika.

Nawet jeśli rządy decydują się na zastosowanie rozwiązań umożliwiających ulepszenia i dostosowanie gospodarcze, samodzielnie nie są w stanie tego zrobić. Władza jurysdykcyjna państw narodowych słabnie w efekcie rozwoju techniki, która pozwala na mobilność i łączność na bezprecedensową skalę, co oznacza, że bez wielostronnej współpracy i koordynacji działań nie jest możliwa skuteczna – czyli taka, która w pełni wyzwoli korzyści z tych burzących spokój technologii – reakcja.

Wielostronność jednak także przechodzi przeobrażenia, wywołane wątpliwościami co do legitymacji istniejących struktur. Wskutek zablokowania reform tradycyjnie zdominowanych przez Zachód instytucji pojawiają się posunięcia na rzecz utworzenia ciał alternatywnych: na przykład powołany przez Chiny Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych w pewnych dziedzinach bezpośrednio konkuruje z Bankiem Światowym i Azjatyckim Bankiem Rozwoju. Wszystko to jeszcze bardziej utrudnia reakcje o wymiarze globalnym.

Jest oczywiste, że przy tych uwarunkowaniach gwałtowna i wszechstronna transformacja nie jest wykonalna, zresztą z uwagi na możliwość szkód ubocznych oraz skutków niezamierzonych właściwie nie byłaby ona pożądana. Najlepszą opcję dla zachodnich rządów jest zatem dążenie do stopniowych – przyspieszanych przez różnorodne instrumenty dostosowawcze – zmian, które osiągną z czasem masę krytyczną.

Do tych narzędzi należą dobrze zaprojektowane partnerstwo publiczno-prywatne, zwłaszcza przy modernizacji infrastruktury, burzący spokój doradcy zewnętrzni w procesie podejmowania decyzji w rządzie (wybierani nie ze względu na to, co myślą, tylko na to, jaki jest ich sposób myślenia), mechanizmy wzmacniające koordynację między poszczególnymi agendami, która by raczej pobudzała, a nie spowalniała reakcję na wprowadzane rozwiązania, a także większy zakres transgranicznych więzi sektora prywatnego, które są bodźcem do koordynacji wielostronnej.

Funkcjonowanie gospodarek zmienia się, w miarę jak władza przesuwa się od powszechnie uznawanych, scentralizowanych organizacji ku tym, którzy reagują na bezprecedensowe upodmiotowienie jednostek. Skoro rządy mają przezwyciężyć stojące przed nimi wyzwania oraz zapewnić swoim społeczeństwom maksymalizację płynących z tego zwrotu korzyści, to muszą być o wiele bardziej otwarte na samodestrukcję. Inaczej bowiem zarówno one, jak i obywatele ich krajów zostaną za siłami transformacji w tyle.

©Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org


Tagi


Artykuły powiązane

Polityka integracyjna to potężne wyzwanie

Kategoria: Zewnętrzni eksperci
Gdybyśmy mieli wcześniej politykę imigracyjną dla pracowników sezonowych, to łatwiej byłoby nam prowadzić teraz politykę integracyjną dla uchodźców. To odmienne grupy ludzi – mówi dr hab. Paweł Kaczmarczyk, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami UW.
Polityka integracyjna to potężne wyzwanie