Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Samorządy zaczynają rozsądniej inwestować

Do niedawna polskie miasta i gminy na potęgę budowały baseny, hale widowiskowe i sportowe, centra kongresowe, obiekty kulturalne itp., na ogół nie analizując, czy i ile trzeba będzie łożyć na ich utrzymanie. Takie podejście zaczyna się jednak zmieniać. Miasta zaczynają kalkulować.
Samorządy zaczynają rozsądniej inwestować

Hanna Gronkiewicz - Waltz, prezydent Warszawy, zarządziła, by przed uruchomieniem inwestycji sprawdzać jej późniejsze koszty utrzymania. .(CC BY-ND PlatformaRP)

14 października prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz, wydała znamienne zarządzenie.  Zgodnie z nim przed przystąpieniem do jakiejkolwiek inwestycji, np. do budowy hali sportowej, warszawski samorząd oraz podległe mu instytucje i spółki muszą oszacować późniejsze koszty utrzymania takiego obiektu. To nowa filozofia inwestycyjna stolicy. Jeśli jakiś planowany obiekt nie będzie mógł po oddaniu do użytku samodzielnie się utrzymywać, to przed przystąpieniem do jego budowy trzeba wskazać źródła finansowania jego późniejszej eksploatacji. Innymi słowy wykazać, że w przyszłych dochodach miasta czy jego spółek znajdą się pieniądze na utrzymanie tej budowli.

To przełom, bo wcześniej wiele inwestycji samorządowych w stolicy powstawało na zasadzie: to jest potrzebne więc to trzeba zbudować. Nie analizowano zazwyczaj, co będzie potem, czy np. po zbudowaniu basenu trzeba będzie do niego dokładać czy nie, a jeśli tak, to czy będzie z czego. Z prostej przyczyny: przed kryzysem dochody warszawskiego samorządu cały czas rosły, kondycja finansowa była tak dobra, że miasto nie musiało liczyć się z groszem. Tym bardziej, że na inwestycje zdobywano miliardy złotych dotacji unijnych.

Teraz sytuacja jest diametralnie inna: dochody spadają, unijne fundusze na lata 2007-2013 już zostały podzielone, a towarzyszy temu bardzo wysokie zadłużenie warszawskiego samorządu.

– Od wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku w środowisku samorządowców coraz częściej i głośniej mówi się, że przed rozpoczęciem inwestycji trzeba dogłębnie analizować ich finansowe następstwa, prognozować koszty utrzymania planowanych obiektów, to, czy będą one się bilansować – opowiada Joanna Proniewicz, rzeczniczka Związku Miast Polskich.

Stolica tnie inwestycje i baczniej im się przygląda, na przykład należące do warszawskiego samorządu Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągowo-Kanalizacyjne od niedawna rezygnuje z niektórych inwestycji, uznając, że ich realizacja byłaby „nieekonomiczna”.

Taka sama zmiana zachodzi w wielu innych polskich samorządach. Dobrym przykładem jest Wieliczka. Miasto kilka miesięcy temu oddało do użytku Centrum Edukacyjno – Rekreacyjne „Solne Miasto”. Jego główną część stanowi pierwsza w Wieliczce kryta pływalnia. Obiekt został zaplanowany tak, żeby mógł sam zarabiać na swoje utrzymanie – maja temu służyć płatne korty, wynajem sal konferencyjnych, czy parkingu. „Solne Miasto” jest usytuowane nieopodal wejścia do zabytkowej i słynnej na cały świat kopalni soli – to pomaga.

Inny przykład. W Poznaniu wiele osób zabiega o to, żeby samorząd miejski wybudował jednej z tamtejszych szkół artystycznych teatr. Władze miasta nie palą się jednak do tego.

– Fajnie byłoby wybudować teatr, ale potem trzeba będzie go jeszcze utrzymać, na co tej szkoły prawdopodobnie nie będzie stać – mówi Ryszard Grobelny, prezydent Poznania, a zarazem szef Związku Miast Polskich.

Potwierdza, że takie nastawienie ma coraz więcej polskich samorządów.

– Wcześniej wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że utrzymanie każdego obiektu kosztuje. Przez wiele lat podejście było jednak takie, że te koszty pokrywa podatnik, że dokładamy do tego z samorządowego budżetu. Nikogo to nie dziwiło, tym bardziej, że wiele inwestycji samorządowych po ich zakończeniu nie daje dochodów, generuje tylko koszty, co jest normalne. Problem polega na tym, że w ostatnich latach sytuacja finansowa samorządów pogorszyła się do tego stopnia, iż możliwości takiego dofinansowywania się skończyły, nie ma już z czego dopłacać – mówi prezydent Poznania.

Alternatywą jest przerzucenie całości kosztów utrzymania danego obiektu na tych, którzy z niego korzystają. To jednak w wielu przypadkach jest niemożliwe. Gdyby bowiem zastosować tę metodę, choćby w miejskich muzeach, to ceny biletów wstępu musiałyby być wielokrotnie większe niż dziś. Dlatego samorządy coraz częściej wolą zrezygnować z wielu planowanych budów. To ogromna zmiana, biorąc pod uwagę, że jeszcze parę lat temu nasze miasta i gminy przeżywały bezprecedensowy boom inwestycyjny, budowały setki obiektów sportowych, kulturalnych, turystycznych i infrastrukturalnych.

Było to możliwe głównie dzięki miliardom euro funduszy unijnych, o które mogły starać się nasze miasta i gminy. Większość polskich samorządów chciała zdobyć jak najwięcej dotacji, a przy doborze unijnych projektów dawała upust wielkomiejskim ambicjom. Teraz za utrzymanie zbudowanych za pieniądze unijne obiektów trzeba płacić.

Samorząd województwa podlaskiego kończy właśnie budować operę i filharmonię w Białymstoku. Zdecydował się na tę inwestycję, mimo wielu głosów, że Białystok to za małe i zbyt peryferyjne miasto, by opera połączona z filharmonią miały tam rację bytu. W podjęciu owej decyzji pomogła przyznana na ten cel dotacja unijna – aż 100 mln zł (prawie połowa kosztów inwestycji).

Białostocka opera ma być gotowa w przyszłym roku. Jej roczne utrzymanie ma kosztować ponad 20 mln zł. Planowane zyski (głównie ze sprzedaży biletów) w pierwszych latach działalności maja sięgnąć 2,5 – 3 mln zł rocznie (potem 5-7 mln zł rocznie). Obiekt będzie więc potrzebować co rok kilkunastu milionów złotych dotacji. Właściciela – podlaskiego samorządu wojewódzkiego – nie stać na to, żeby tyle wykładać. Kilka milionów złotych dotacji obiecało Ministerstwo Kultury, ale i nawet  to uwzględniając, pieniędzy nie starczy. Dlatego samorząd wojewódzki namawia teraz władze Białegostoku, by dorzucały się do utrzymania tej opery. Te jednak też zmagają się z problemem budżetowej krótkiej kołdry.

Takie przykłady można mnożyć, ciągle są w Polsce samorządy, które nie wyciągają z nich wniosków i wciąż brną w równie karkołomne przedsięwzięcia. Jest ich jednak coraz mniej. Zaś o tym, że polskie samorządy naprawdę zmieniają podejście do inwestycji, świadczy choćby to, że coraz częściej sięgają po partnerstwo publiczno – prywatne, szukają partnerów prywatnych, którzy wzięliby na siebie finansowanie danego projektu. Samorząd Warszawy

przy użyciu tej metody chce zrealizować dużą część miejskich inwestycji (m.in. budowę parkingów podziemnych w centrum miasta). Prywatny inwestor wejdzie jednak tylko w takie inwestycje samorządowe, co do których sensu ekonomicznego nie ma żadnych wątpliwości.

Kryzys i następujące po nim spowolnienie gospodarcze zmusza samorządy, żeby racjonalniej inwestowały. Skłania też do tego Unię Europejską, która w latach 2014-2020 chce zastąpić dotacje inwestycyjne pomocą zwrotną, czyli pożyczkami, a także upowszechnić w ich przypadku partnerstwo publiczno-prywatne. Samorządy, chcąc sięgnąć po pieniądze unijne, będą musiały udowodnić, że ich inwestycje są uzasadnione ekonomicznie. A jeśli już raz zaczną analizować  finansowe następstwa swych projektów inwestycyjnych, powinno im to wejść w krew.

Hanna Gronkiewicz - Waltz, prezydent Warszawy, zarządziła, by przed uruchomieniem inwestycji sprawdzać jej późniejsze koszty utrzymania. .(CC BY-ND PlatformaRP)

Otwarta licencja


Tagi