Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

„Samowystarczalne Indie” mogą się wolniej rozwijać

Znaczny wzrost ceł, zawieszenie umów handlowych, hojne dotacje dla zagranicznych producentów – protekcjonizm torował sobie w Indiach drogę na długo przed pandemią COVID-19. Sądząc po strategii samowystarczalności gospodarczej, forsowanej obecnie przez rząd Narendry Modiego, zadomowił się na dobre.

Na przestrzeni 70 lat populacja Indii wzrosła o 274 proc.: z 361 mln w 1951 r. do 1,35 mld w 2020 r. Oznacza to, że Indie niemal dogoniły Chiny (1,4 mld) pod względem liczby ludności. Pandemia zniweczyła dekady postępu w zakresie wykorzeniania ubóstwa, nie mówiąc o stratach ludzkich.

Według oficjalnych danych administracji rządowej w 2020 r. gospodarka kraju skurczyła się o 7,7 proc. Po raz ostatni Indie doznały spadku PKB 40 lat temu, natomiast recesji takich rozmiarów, jak obecnie nie widziano od 1952 r. Statystyka może ulec korekcie (oczywiście w dół), ponieważ w czasie lockdownu wystąpiły zakłócenia w zbieraniu danych. W Azji tylko Filipinom COVID-19 zadał silniejszy cios ekonomiczny.

„Samowystarczalne Indie”

Premier Narendra Modi ogłosił plan odbudowy gospodarczej pod hasłem „Atma Nirbhar Bharat” (dosłownie: samowystarczalne Indie). Wznosi się on na dwóch filarach. Pierwszym z nich niezmiennie pozostaje eksport w ramach kontynuacji programu „Make in India” z 2014 r. Drugim – tu novum – jest uniezależnienie się od importu i promowanie popytu i produkcji krajowej. W ten sposób rząd chce podnosić stopę życiową ludności, która w większości wciąż żyje w ubóstwie.

Modi bardziej pomógł statystyce niż indyjskiej gospodarce

W latach 1991-2014 panował konsensus, że podstawą rozwoju gospodarczego Indii jest utrzymanie wysokiej dynamiki eksportu, a co za tym idzie – eliminacja barier handlowych. „Atma Nirbhar Bharat” nie przekreśla eksportowych fundamentów realizowanego od 6 lat programu „Make in India”. Zmienia się jednak strategiczny cel. Dotąd była nim po prostu maksymalizacja eksportu. Teraz chodzi o doprowadzenie do stanu, w którym cały proces produkcji (w wybranych branżach oczywiście), od surowców po zmontowany produkt, bazowałby wyłącznie na lokalnych zasobach.

Zmienia się strategiczny cel. Cały proces produkcji (w wybranych branżach oczywiście), od surowców po zmontowany produkt, bazowałby wyłącznie na lokalnych zasobach.

Logika „Atma Nirbhar Bharat” jest podporządkowana uniezależnieniu się od importu i wynika z przekonania, że o sile Indii stanowi wielki rynek wewnętrzny. Stąd dążenie do stymulowania takiej przebudowy niektórych globalnych łańcuchów dostaw – za pomocą zachęt fiskalnych i twardych ceł wwozowych – aby w całości znalazły się one na terytorium Indii i mogły obsługiwać zapotrzebowanie rodzimego rynku. Dopiero po jego zaspokojeniu robiłaby się przestrzeń dla eksportu.

Polowanie na zagranicznych producentów

W Indiach, podobnie jak we wszystkich krajach rozwijających się, motorem gospodarki jest produkcja. To ona będzie miała ogromne znaczenie dla popandemicznego ożywienia gospodarczego, bez względu na proporcję między eksportem a konsumpcją wewnętrzną, jaką narzuca optyka samowystarczalności. Ambitny cel programu „Make in India” – wzrost udziału produkcji w PKB z 16 proc. do min. 25 proc. – nie został osiągnięty. Proces ten ma być przyspieszony w wyniku nowego, 5-letniego programu zachęcania lokalnych i zagranicznych przedsiębiorstw do inwestowania w indyjskim sektorze wytwórczym (ang. Production-Linked Incentive – PLI). Na przyciąganie nowych producentów i skłanianie dotychczasowych do zwielokrotnienia zaangażowania przewidziano pulę ponad 20 mld dol. Firmy, które osiągną cele wyznaczone przez rząd, otrzymają dotację w wysokości 4-6 proc. (w zależności od sektora) wartości ich rocznej sprzedaży. W zamyśle ma to zwiększyć konkurencyjność Indii w stosunku do Chin, Wietnamu, Tajlandii czy Malezji. Planem zostało objętych 10 sektorów, z preferencją trzech, w których Indie szczególnie się wybijają: zbrojeniowy, farmaceutyczny i technologiczny. Najszybciej zareagowały firmy z tego ostatniego: 16 producentów sprzętu elektronicznego już ogłosiło plany inwestycyjne w Indiach.

Gdzie Chiny stracą, tam Indie skorzystają

Pod koniec 2020 r. Salcomp, największy na świecie producent ładowarek do telefonów, ulokował się w fabryce w Sriperumbudur na południu kraju. Kompleks popadał w ruinę odkąd w 2014 r. Nokia spakowała się i przeniosła swoją linię produkcyjną do Wietnamu w następstwie sporu podatkowego z władzami w New Delhi. Salcomp zmodernizował budynki i obecnie produkuje 8 mln ładowarek miesięcznie, zatrudniając ponad 7,5 tys. osób, i planuje dalsze zaangażowanie. Inni producenci podzespołów do smartfonów, tacy jak Wistron, Foxconn i Pegatron, podobnie, chcą zdywersyfikować swoje łańcuchy dostaw poprzez częściowe wyrugowanie z nich Chin.

Indie: Obrotowe mocarstwo

Zachęty oferowane przez Indie wychodzą naprzeciw temu dążeniu. Dodatkowo starcia zbrojne (z ofiarami po stronie indyjskiej) na spornym odcinku granicy w regionie Ladakh w Himalajach pomogły rządowi w New Delhi usprawiedliwić wizerunkowo obostrzenia dotyczące chińskich inwestycji w Indiach oraz lobbowanie wśród światowych producentów na rzecz przenoszenia fabryk z Chin do Indii. Tyle że większość firm zamierza raczej przyjąć strategię „Chiny plus 1”, aniżeli całkowicie wyprowadzić się z Chin.

Ułuda protekcjonizmu

W artykule pt. „India’s Inward (Re)Turn” (Indie [r]orientują się ku wnętrzu) Arvind Subramanian, profesor Uniwersytetu Ashoka i były (2014-2016) główny doradca ekonomiczny gabinetu Modiego, oraz Shoumitro Chatterjee, profesor Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, twierdzą, że rząd ulega ułudzie protekcjonizmu i zamiast myśleć, jak poszerzyć zakres eksportu, walczy z importem. Indie są przykładem spektakularnego wzrostu napędzanego eksportem, dlatego też kładąc nacisk na rynek krajowy i wycofując się z umów o wolnym handlu, premier marnuje szansę nadrobienia udziału w rynku eksportowym – argumentują.

Wzrost napędzany popytem krajowym wymagałby większych wydatków publicznych, obniżki podatków, wreszcie reformy sektora finansowego w celu pobudzenia inwestycji prywatnych. Bez tego zwiększenie konsumpcji nie będzie możliwe, tym bardziej że na przestrzeni ostatnich lat stopniały oszczędności i wzrosło zadłużenie gospodarstw domowych. Konsumpcja może rosnąć tylko wtedy, gdy rosną dochody.

Jak Lewiatan i rynek razem niszczą wspólnoty lokalne

Sprawę komplikuje fakt, że Indie muszą zachować ostrożność w naśladowaniu polityki fiskalnej i pieniężnej krajów rozwiniętych. Ich obligacje skarbowe nie cieszą się wysokim ratingiem, a referencyjna stopa procentowa Banku Rezerw Indii wynosi 4 proc., i jest to maksimum, do jakiego władze monetarne mogły ją obniżyć, zważywszy na inflację. Oczekuje się, że w wyniku pandemicznego zamrożenia gospodarki zadłużenie Indii wzrośnie z 70 proc. PKB do ok. 90 proc., co – w znacznie większym stopniu niż w przypadku krajów wysoko rozwiniętych – zawęzi przestrzeń fiskalną rządu.

Popyt wewnętrzny tworzy klasa średnia

Mimo to rząd żywi przekonanie, że indyjski rynek wewnętrzny jest wystarczająco chłonny, aby udźwignąć ciężar generowania wzrostu. Wydawać by się mogło, że z piątym wskaźnikiem PKB (2,9 bln dol.) na świecie Indie istotnie mają potencjał, by oprzeć wzrost na popycie wewnętrznym. Tyle że nośnikiem wzrostu jest przede wszystkim klasa średnia, a ta w Indiach wciąż jest rachityczna. W krajach rozwijających się do klasy średniej kwalifikuje dochód 3,5 tys. dol. rocznie (w krajach rozwiniętych – 10 razy większy). Zgodnie z tym założeniem klasa średnia stanowi zaledwie 12 proc. populacji Indii (w Chinach, dla porównania, 50 proc.).

Arvind Subramanian i Shoumitro Chatterjee szacują, że indyjska klasa średnia generuje między 15 a 40 proc. PKB. Nawet ta górna wartość (abstrahując od przyczyn potężnej rozpiętości estymacji) jest ich zdaniem znacznie mniejsza niż głębokość rynku eksportowego, o jaki mogą i powinni konkurować lokalni producenci. I tu dochodzimy do niejednoznacznej roli eksportu w polityce samowystarczalności, a mówiąc ściślej, do pytania, jak rząd rozłoży akcenty: czy eksport rzeczywiście straci priorytet na rzecz stymulowania popytu konsumpcyjnego?

Czy eksport straci priorytet?

Na obecnym etapie rozwoju gospodarczego Indii należy to wykluczyć. Owszem, krajowy handel detaliczny przewyższa eksport, i to o prawie 10 proc., jeśli chodzi o udział w PKB (dane z 2019 r.), a w Chinach nawet o 14 proc. Ale: po pierwsze, handel detaliczny nie daje pełnego obrazu popytu wewnętrznego (nie uwzględnia wydatków na zdrowie, edukację, transport, kulturę, sport i turystykę); po drugie, PKB per capita Chin zbliża się do 10 tys. dol., a Indie dopiero niedawno przekroczyły próg 2 tys. dol. Jest oczywiste, że jeśli Chińczycy tak się wzbogacili, to nie dzięki popytowi wewnętrznemu, ale dzięki eksportowi.

Fabryka świata bez dróg. Co dalej z „Make in India”?

W latach 1995-2018 wolumen indyjskiego eksportu rósł o ponad 13 proc. rocznie. Tylko w Chinach i w Wietnamie tempo to było szybsze. W 2013 r. udział eksportu w PKB Indii osiągnął szczytowy poziom 25 proc., po czym zaczął spadać do 18 proc. obecnie. Pogorszenie wyników eksportu w 2014 r. (dojście do władzy Modiego) przypisuje się m.in. gwałtownej aprecjacji kursu rupii o 20 proc. oraz wzrostowi taryf celnych średnio o 5 proc. w 3,2 tys. z 5,3 tys. kategorii produktowych.

Możliwości eksportowe Indii, zwłaszcza w kilku sektorach, mogą jednak wzrosnąć w pocovidowym świecie. Indie są w czołówce krajów, które mogą skorzystać na nowym rozdaniu.

Indie eksportują zbyt mało w stosunku do zasobów swojej siły roboczej. Eksport produktów przemysłowych z Indii stanowi 1,7 proc. światowego eksportu, tj. mniej niż z Wietnamu. Paradoksalnie możliwości eksportowe Indii, zwłaszcza w kilku sektorach, mogą jednak wzrosnąć w pocovidowym świecie. Należy się bowiem spodziewać przetasowań w globalnych łańcuchach dostaw, a Indie są w czołówce krajów, które mogą skorzystać na nowym rozdaniu. Ponadto Chiny zwolniły niszę eksportu generowanego przez pracowników o niskich kwalifikacjach i podniosły płace. Indie, gdzie wciąż przeważa niewykwalifikowana siła robocza, mogą ją spenetrować.

Alternatywa „popyt wewnętrzny albo eksport” wydaje się z gruntu fałszywa, ale jeśli już oba źródła wzrostu traktować rozdzielnie, to nasuwają się trzy wnioski. Po pierwsze, skuteczność przyciągania zagranicznych technologii, czy to na potrzeby krajowe czy eksportowe, zależy od konkurencyjności, a ta wymaga reform strukturalnych w dziedzinie administracji, edukacji, łączności, energetyki (ceny elektryczności należą do najwyższych na świecie, a w Chinach – do najniższych) oraz infrastruktury transportowej. Długofalowo nie da się budować przewagi na zachętach fiskalnych i zamykaniu się przed zagraniczną konkurencją. Po drugie, kluczem do wzmocnienia popytu wewnętrznego jest wzrost zamożności społeczeństwa, a ten w gospodarkach wschodzących jest zawsze funkcją eksportu. I po trzecie, postęp w zakresie eksportu wymaga liberalizacji handlu, czyli dokładnie tego, czemu sprzeciwia się rząd Narendry Modiego, stawiając na samowystarczalność. „Atma Nirbhar Bharat” może więc nie mieć szans na to, żeby się udać.

Otwarta licencja


Tagi