Stiglitz tęskni za Ameryką tradycyjnych wartości

Spodziewałem się frontalnego ataku na cały system finansowy, na chciwość i brak rozwagi, a przede wszystkim na wolność gospodarczą. I nie zawiodłem się - o najnowszej książce Josepha Stiglitza pt. „Freefall. Free Markets and the Sinking of the Global Economy” pisze dr Mariusz Świetlicki, UMCS.
Stiglitz tęskni za Ameryką tradycyjnych wartości

Copyright by PAP/Photoshot/ Joseph Stiglitz „Freefall. Free Markets and the Sinking of the Global Economy”, Allen Lane, London, luty 2010

Biorąc do ręki nową książkę Josepha Stiglitza „Freefall. Free Markets and the Sinking of the Global Economy”, czułem lekki niepokój. Mimo że autor jest jednym z największych współczesnych ekonomistów, jest laureatem nagrody Nobla, znajduje się w czołówce listy najczęściej cytowanych ekonomistów, to znane mi z jego poprzednich publikacji poglądy daleko odbiegają od moich. Spodziewałem się kolejnego frontalnego ataku na globalne instytucje gospodarcze – Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, na cały system finansowy, a przede wszystkim na wolność gospodarczą. I nie zawiodłem się, ale…

„Ale” zostawię jednak na później. Chciałbym zacząć od głównych tez Stiglitza opisujących przyczyny, przebieg i następstwa kryzysu, które nie były dla mnie zaskoczeniem, choć niekoniecznie się z nimi zgadzam.

Czy kryzys, który wybuchł w 2008 roku można było przewidzieć? Oczywiście tak, odpowiada Stiglitz. „Jedyną niespodzianką związaną z kryzysem ekonomicznym roku 2008 było to, że pojawił się on jako niespodzianka dla tak wielu” – tak zaczyna się pierwszy rozdział książki. „Rynek bez regulacji skąpany w płynności i niskich stopach procentowych, globalna bańka na rynku nieruchomości i galopujący wzrost kredytów subprime były toksyczną kombinacją. Dodając do tego amerykański fiskalny i handlowy deficyt w połączeniu z nagromadzonymi przez Chiny olbrzymimi rezerwami dolarowymi – niezrównoważona gospodarka światowa – było jasne, że sprawy idą strasznie na opak” (str. 1).

Kto odpowiada za kryzys? Stiglitz jednoznacznie wskazuje winowajcę: „Kryzys nie był czymś, co się po prostu przydarzyło rynkom finansowym, został wywołany przez ludzi – był czymś, co Wall Street zrobiło dla siebie i dla reszty społeczeństwa” (str. XVIII). Do kryzysu doprowadziły narzucane przez bankierów deregulacje rynków finansowych, realizowane przede wszystkim przez Busha oraz w skali światowej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Te deregulacje pozwoliły na wymieszanie tradycyjnej bankowości z bankowością inwestycyjną i stworzenie pochodnych instrumentów finansowych, które później stały się bezpośrednią przyczyną upadku całego systemu.

Autor przeprowadza frontalny atak na banki, które jego zdaniem były zainteresowane przede wszystkim prowizjami od zawieranych transakcji hipotecznych. Stąd udzielały tak skonstruowanych kredytów, aby je później często zmieniać. Przy każdym aneksie dochodziła nowa prowizja. Do tego powstał cały system sekuratyzacji (securitization). Banki łączyły udzielane kredyty w „pakiety” (bundles), które odsprzedawały innym bankom lub instytucjom finansowym, teoretycznie ograniczając ryzyko. Te „pakiety” mogły być następnie w różny sposób dzielone i łączone w następne „pakiety”. Tak narastała cała gamy pochodnych papierów opartych na kredytach hipotecznych, które z założenia miały ograniczać ryzyko. Przy obrocie tego typu papierami banki mogły oczywiście pobierać kolejne prowizje. System działał dobrze, dawał możliwość wysokich zarobków przy jednym założeniu – ceny nieruchomości będą stale rosnąć. Niemal wszyscy w to uwierzyli, łącznie z agencjami ratingowymi, które tego rodzaju aktywom dawały najwyższy stopień bezpieczeństwa. Całość się zawaliła w momencie, gdy nastąpił krach na rynku nieruchomości i ceny domów zaczęły spadać. Nagle nie było wiadomo, ile są warte pochodne instrumenty oparte na kredytach hipotecznych. Powstały tzw. „toksyczne aktywa”. Cały mechanizm został dodatkowo napędzony tanim pieniądzem dzięki niskim stopom procentowym utrzymywanym przez System Rezerwy Federalnej.

Czy kryzysu można było uniknąć? Zdaniem Stiglitza tak, a słowo kluczowe to „regulacja” (regulation) i silny udział państwa. Każda odnosząca sukcesy gospodarka – każde odnoszące sukcesy społeczeństwo – zawiera oba elementy, rządu i rynku. Potrzeba ich zrównoważonej roli. I kwestią nie jest tylko „jak dużo”, ale także „jak” (str.17). Gdyby rządy amerykańskie nie ugięły się przed lobby finansjery, ale utrzymały wcześniejsze regulacje i je rozwinęły, to nie dopuściłyby do zachwiania rynku finansowego.

Czy działania władz amerykańskich po wybuchu kryzysu były właściwe? Według autora – zdecydowanie nie. Dwa główne zarzuty, to po pierwsze działania stymulujące gospodarkę były zdecydowanie za słabe, a po drugie, główne środki pomocowe państwa przekazane zostały nie dla ofiar kryzysu, tylko dla jego sprawców. 800.000.000.000 USD to według Stiglitza zdecydowanie za mało, aby nie dopuścić do wzrostu bezrobocia i przywrócić wzrost gospodarczy. Zarzuca też rządom Busha i Obamy, że zamiast przeprowadzić normalne procesy upadku banków, które poniosły straty na kredytach hipotecznych, wpompował w nie olbrzymie pieniądze. Tego typu działania prowadzą do „moralnego hazardu” albo inaczej do „prywatyzacji zysków i nacjonalizacji strat”. Wielkie instytucje finansowe, które są „zbyt duże, aby upaść” (too-big-to-fail) wiedząc, że w razie problemów finansowych zostaną przez rząd uratowane, podejmują nadmierne ryzyko, korzystając z wyższych zysków, i nacjonalizują potencjalne straty, które ponosi ostatecznie podatnik.

Niezależnie od opisu przyczyn kryzysu i wskazania winnych jego powstania „Freefall” okazała się przede wszystkim bardzo dobrą książką ekonomiczną, w której Stiglitz, przy okazji kryzysu, nawiązuje do wielu współczesnych dylematów ekonomii. Jest głosem wybitnego ekonomisty, z którym można się nie zgadzać, ale którego warto słuchać.

W książce pojawia się bardzo silnie zarysowany problem nieefektywności rynków, wynikający z trzech głównych powodów: monopoli, efektów zewnętrznych (externalities) i niedoskonałej informacji. W tym kontekście Stiglitz ponownie bardzo silnie podkreśla rolę rządu, który powinien być aktywnym podmiotem, chroniącym społeczeństwo przed niedoskonałościami rozwiązań rynkowych.

W jego ocenie tzw. moralny hazard jest zjawiskiem wynikającym z braku możliwości samoregulacji rynków. Deregulacja rynków finansowych doprowadziła do powstania podmiotów „zbyt dużych, aby upaść”. Co ważniejsze, zdaniem autora, zarządzający tymi podmiotami mieli tego świadomość i z premedytacją to wykorzystali. A więc mamy tu ewidentnie do czynienia z problemem agencji – kto inny podejmuje decyzje, a kto inny za nie odpowiada. Co ważniejsze, koszty błędnych decyzji są przerzucane na osoby trzecie, nie mające z nimi nic wspólnego (efekty zewnętrzne). Za błędne decyzje bankierów płacą amerykańscy podatnicy i mieszkańcy innych krajów ogarniętych kryzysem.

Przy tej okazji wprowadza bardzo ciekawe określenie opisujące rolę rządu: „ponoszący ryzyko ostatniej instancji” (bearer of risk of last resort) – w wyraźnej analogii do banku centralnego jako kredytodawcy ostatniej instancji (str.145). Funkcję taką rząd przyjmuje, jeśli nie wprowadza regulacji niedopuszczających do funkcjonowania moralnego hazardu. Jest to, niestety, sytuacja dająca możliwość czerpania nadzwyczajnych zysków przez jednych kosztem całego społeczeństwa.

Stiglitz przedstawia sześć najważniejszych jego zdaniem ekonomicznych wyzwań, jakie stoją przed współczesnym światem:

1. Luka między światowym popytem a podażą. Światowe możliwości produkcyjne nie są w pełni wykorzystane, co powoduje potężny problem bezrobocia.

2. Olbrzymie zmiany w środowisku naturalnym, które prowadzą także do zmian klimatycznych.

3. Globalna nierównowaga w konsumpcji i produkcji. Jedna część świata (głównie USA) żyje ponad standard, gdy inni produkują więcej niż konsumują. To prowadzi również do nierównowagi finansowej – kraje ubogie, głównie Chiny, stały się największym pożyczkodawcą dla USA.

4. Zagadka produktywności. W ostatniej dekadzie, mimo wzrostu wydajności w tradycyjnych, produkcyjnych sektorach gospodarki, wynagrodzenia nie rosły, a wręcz malały. W XX wieku to właśnie rozwój przemysłu przyczynił się do rozwoju krajów i umocnienia siły klasy średniej. Aktualnie to nie działa.

5. Nierównowaga zamożności. Globalizacja nie przyczynia się do równego wzrostu zamożności, lecz przeciwnie, zwiększa nierówności.

6. Stabilizacja. Mimo wzrostu wiedzy ekonomicznej gospodarka światowa wcale nie jest bardziej stabilna. Nadal grożą nam kryzysy ekonomiczne (str.191).

Rozwiązanie powyższych problemów jest wyzwaniem, zdaniem Stiglitza, dla państwa. Problemy te nie rozwiążą się same, zmiany nie zajdą bez aktywnej roli państwa, a właściwie wielu państw, gdyż są to problemy globalne.

Kryzys przynosi zarówno nowe ryzyka, jak i nowe szanse.

Najważniejsze ryzyka są następujące:

1. Jeżeli nie stworzymy lepszego systemu finansowego i ekonomicznego, to będziemy mieć w przyszłości jeszcze większe załamania. To może z kolei doprowadzić do ogólnej awersji do globalizacji i ograniczania otwartości krajów na siebie wzajemnie.

2. Dyskusja i bitwa na temat idei ekonomicznych może się przenieść z poziomu dyskusji naukowej na poziom walki społecznej.

Potrzebujemy zatem nowych światowych instytucji i regulacji, z większym udziałem państw rozwijających się. Wiara w amerykański system, zdaniem Stiglitza, upadła.

Nowy porządek musi być zbudowany na dwóch głównych potęgach gospodarczych: Chinach i Ameryce. Kraje te już są ze sobą tak gospodarczo powiązane, że muszą szukać wspólnych rozwiązań.

Musi zostać stworzony nowy system rezerw międzynarodowych. Nie może on być oparty na jednej walucie, jak to było z dolarem amerykańskim

Świat musi stać się bardziej multilateralny z lepszym i silniejszym prawem międzynarodowym.

Musimy też włożyć jeszcze więcej wysiłku, aby zrozumieć, jak funkcjonują procesy ekonomiczne, a to wymaga nie tyle reformy gospodarki, co reformy ekonomii jako nauki.

Cała książka przesiąknięta jest też tęsknotą za „starymi”, tradycyjnymi wartościami. „Chciwość triumfuje nad rozwagą” (Avarice Triumphs Over Prudence) – to tytuł jednego z rozdziałów. Określa on doskonale ocenę współczesnego świata, zwłaszcza Ameryki, dokonaną przez Stiglitza. To właśnie odejście od wcześniejszych ideałów Ameryki i zbudowanie świata opartego na chciwości i konsumpcjonizmie doprowadziło do kryzysu i grozi dalszymi negatywnymi konsekwencjami, jeśli nie nastąpią radykalne zmiany. „Wielu Amerykanów żyło w fantazyjnym świecie łatwego kredytu, ale ten świat już się skończył. Już nie wróci i nie powinien wrócić” (str.186).

Stiglitz podkreśla, że mamy do czynienia z kryzysem moralnym. Pogoń za zyskiem i własnym interesem zburzyła więzy społeczne, a także doprowadziła do próby osiągania zysku kosztem innych członków społeczeństwa. Jedną z najważniejszych kwestii w poprawie sytuacji gospodarczej świata jest odbudowa zaufania. Bez zaufania, na każdym szczeblu działania gospodarczego, nie ma możliwości osiągnięcia zrównoważonego rozwoju. Konkretny przykład: „Przy sekuratyzacji zaufanie nie odgrywa żadnej roli. Pożyczkodawca i pożyczkobiorca nie mają osobistych relacji. Wszystko jest anonimowe i wszystkie istotne informacje charakteryzujące dany kredyt hipoteczny są ujmowane w danych statystycznych” (str. 290). A to właśnie sekuratyzacja odpowiadała za powstanie „toksycznych aktywów”, będących bezpośrednią przyczyną załamania systemu finansowego.

Ludzie przestali myśleć i działać w perspektywie długoterminowej. Pryzmat podejmowanych decyzji stał się bardzo krótki. Krótkoterminowe są również cele stawiane przed kadrą zarządzającą. Maksymalizacja bieżących zysków prowadzi do nadmiernego ryzyka i braku odpowiedzialności za swoje działania w dłuższym okresie.

Zdaniem Stiglitza powrót do zaufania, rozwagi, odpowiedzialności, myślenia perspektywicznego nie nastąpi samodzielnie. Tu znów potrzebne jest państwo, które przede wszystkim stworzy odpowiednie regulacje i powoła instytucje pilnujące ich przestrzegania. Nowe czasy potrzebują nowych reguł. „Każda gra ma reguły i arbitrów, tak samo gra ekonomiczna. Jedną z kluczowych ról rządu jest pisanie reguł i ustanowienie arbitrów. Regułami jest prawo, które rządzi gospodarką rynkową. Arbitrzy to regulatorzy i sędziowie, którzy pomagają wprowadzać i interpretować prawo” (str. 207). Ważne jest jednak, aby nowe regulacje wprowadzali ci, którzy w nie rzeczywiście wierzą, a nie ci, którzy odpowiadają za poprzednie błędy.

W zakresie wartości Stiglitz ma wyidealizowane wyobrażenie, którego uczyli go jego rodzice: „Pieniądze nie są ważne. One nigdy nie przyniosą ci szczęścia. Używaj rozumu, który otrzymałeś od Boga, i bądź pomocny innym. To jest to, co da ci satysfakcję” (str. 276).

Aby stworzyć nowy świat gospodarczy, potrzebujemy także nowych miar. Jak zauważa Stiglitz: „To, co mierzysz, jest dla ciebie wartością i odwrotnie” (What you measure is what you value, and vice versa, str.283). Aktualnie najpopularniejszy wskaźnik rozwoju gospodarczego PKB (produkt krajowy brutto) jest według niego miarą ułomną. „W zorientowanym na działanie społeczeństwie, takim jak nasze, staramy się czynić dobrze – ale to, co robimy, jest pod wpływem tego, co mierzymy. Jeśli uczniowie są egzaminowani z czytania, nauczyciele będą uczyć czytać i będą mniej czasu poświęcać na rozwój innych umiejętności. Tak samo politycy, rządzący, ekonomiści będą starać się zrozumieć, co poprawi wyniki mierzone przez PKB. Ale jeśli PKB jest złą miarą dobrobytu społecznego, to poświęcimy się osiąganiu złych celów. I rzeczywiście, to, co zrobimy, będzie kontrproduktywne w zakresie osiągania naszych prawdziwych celów” (str. 283).

W związku z powyższym „potrzebujemy miar skoncentrowanych na poziomie życia przeciętnego obywatela (mediana dochodu jest o wiele lepsza niż dochód średni na głowę mieszkańca), na zdolności trwałego rozwoju (miary, która bierze pod uwagę zarówno wyczerpanie zasobów naturalnych i zniszczenie środowiska naturalnego, jak również wzrost zadłużenia) oraz na zdrowiu i edukacji” (str. 285).

Miara taka powinna uwzględniać również takie elementy, jak czas wolny i ogólne poczucie zadowolenia.

„Freefall” jest książką, po którą każdy zainteresowany współczesnymi problemami ekonomii powinien sięgnąć. Można się nie zgadzać z autorem w jego gloryfikacji roli państwa i regulacji, ograniczających wolny rynek, można się zżymać na jego widoczną niechęć do instytucji finansowych, można podważać jego hierarchię ważności przyczyn problemów gospodarczych, ale nie można przejść obok tych problemów obojętnie. Przy użyciu jasnego i dosadnego języka, przedstawia poruszane kwestie w kontekście głównych zagadnień teorii ekonomi w sposób pogłębiony i kompleksowy, a przy tym czytelny nawet dla mniej zorientowanego w problemach ekonomicznych czytelnika.

„Ta książka jest o bitwie idei, o ideach, które doprowadziły do błędnej polityki, które wywołały kryzys, i o lekcjach, które z nich wynikają” – to słowa ze wstępu książki. Warto sprawdzić, jaka jest nasza pozycja w tej walce.

Joseph Stiglitz „Freefall. Free Markets and the Sinking of the Global Economy”,  Allen Lane, London, luty 2010

Copyright by PAP/Photoshot/ Joseph Stiglitz „Freefall. Free Markets and the Sinking of the Global Economy”, Allen Lane, London, luty 2010

Otwarta licencja


Tagi