Strefa euro zacieśnia swoje podwoje

Premier Papandreou uzyskał w ramach pomocy w USA to, czego w Polsce od lat nie udaje wywalczyć, a więc zniesienie wiz wjazdowych dla swoich obywateli. Gdy jednak patrzymy na rentowności sprzedawanych obligacji greckich, to widać wyraźnie, że ich wysokość przedstawia obawy inwestorów o to, że Grecja, mając tak potężnych przyjaciół na świecie, może jednak nie wyjść z opisywanych problemów finansowych obronną ręką. Mimo że w poniedziałek ministrowie finansów strefy euro uzgodnili, że Grecja otrzyma pomoc finansową, jeśli takowa okaże się konieczna, to 10-letnie obligacje zanotowały wczoraj rentowność aż 6,283 proc., a CDS-y na długu najwyższą tygodniową rentowność 295 punktów bazowych. W związku z tym obligacje greckie są droższe od niemieckich aż o 316 punktów bazowych, co oznacza, że rolując 10 mld euro 20 kwietnia i 19 maja Grecy będą musieli zapłacić aż o 1,45 mld euro więcej niż Niemcy.

Kluczowa dla przyszłych działań może jednak okazać się wypowiedź w jutrzejszym wywiadzie dla „Sueddeutsche Zeitung”,  przewodniczącego Eurogrupy Jean-Claude Juckera, że „na dłuższą metę wspólna waluta nie może funkcjonować w strefie, w której pogłębiać się mogą różnice między rachunkami bieżącymi poszczególnych gospodarek”. Jeszcze bardziej istotne może być analogiczne publiczne stwierdzenie ze strony francuskiego ministra finansów Christie Lagarde`a o konieczności debaty na temat braku makroekonomicznego zbilansowania w strefie euro, którego nie zrekompensuje wymuszenie kryteriów fiskalnych.

Przyczyną strukturalną kryzysu jest często opisywany na łamach „Financial Timesa”, a także „BusinessWeek” fakt braku równowagi finansowej w strefie euro. Martin Wolf wiele razy pisał o zmianach w bilansie dochodów i wydatków prywatnych, rządowych i różnicy, która jest wyrównywana w relacjach z zagranicą. Okres przedkryzysowy charakteryzowała olbrzymia ekspansja w krajach peryferyjnych strefy euro. Wtedy gdy duża część wydatków i inwestycji prywatnych w Hiszpanii, Grecji, Portugalii i Irlandii była finansowana poprzez inwestycje zagraniczne. Sytuacja jest o tyle interesująca, że w przypadku Irlandii i Hiszpanii występowała nawet nadwyżka, gdy chodzi o sektor rządowy w  okresie przedkryzysowym, np. w 2006 r. Sytuacja pod względem bilansowym zmieniła się diametralnie w okresie kryzysu, kiedy to ucieczka inwestycji prywatnych i konsumpcji prywatnej spowodowała, nastąpiła ekspansja deficytów finansów publicznych kompensująca utraconą część popytu globalnego.

Gdy analizujemy kraje południa Europy, które nie należą do optymalnego obszaru walutowego strefy euro i są krajami peryferyjnymi, to zauważamy, że ich deficyt płatniczy wynosił w zeszłym roku 102 mld euro, w tym Grecji 13 mld, Włoch 30 mld, Portugalii 12 mld, a Hiszpanii 40 mld. W tym samym czasie Niemcy miały nadwyżkę w wysokości 80 mld, przy czym połowa była względem krajów eurostrefy. Przez ostatnie 10 lat Niemcy mogły bardzo szeroko rozwinąć eksport do tych krajów, ponieważ regulacje sprzyjały wzrostowi popytu z tego kierunku. Dzięki temu eksport niemiecki w latach 2000-2008 mógł wzrosnąć o 65 proc. mimo procesu wzmocnienia euro względem dolara. Obecnie, kiedy w sytuacji kryzysowej w krajach peryferyjnych możliwości finansowania ze strony środków niepublicznych się załamały, środki publiczne musiały zająć to miejsce, po to, aby nie doprowadzić do załamania krajów wrażliwych na fazy cyklu gospodarczego. W efekcie, aby spełnić kryteria z Maastricht, wymienione kraje powinny ograniczyć swój deficyt o kwotę podobną do deficytu płatniczego, czyli ok. 120 mld euro – Hiszpania o 60 mld, Grecja o 19 mld, Włochy o 36 mld, a Portugalia o 5 mld euro. Zauważają to nawet entuzjaści euro, jak niemiecki profesor Jorg Bibow wykładający na New York Skidmore Collage, który wprost twierdzi że „idea stojąca za wymogami fiskalnymi strefy euro jest nonsensowna i niebezpieczna”.

Będąc w jednej strefie walutowej, winić za kryzys finansowy nie powinno się finansów publicznych, ale ucieczkę kapitału prywatnego w okresie kryzysu. Dlatego też wszelkiego typu naprawa powinna być związana z realokacją finansową w strefie euro. Bo w sytuacji, gdy nie ma możliwości bilansowego dostosowania się poprzez mechanizm kursowy, to właśnie kraje nadwyżkowe powinny albo zredukować posiadaną nadwyżkę, albo nadwyżka całej strefy euro względem innych musi znacząco wzrosnąć. Jeśli wziąć pod uwagę ten ostatni postulat, jest on niemożliwy do zrealizowania, ponieważ trudno sobie wyobrazić, że konkurencyjność gospodarki europejskiej miałaby tak znacząco wzrosnąć. Ponadto USA jest tym krajem, który gwałtownie walczy o dopasowanie bilansowe, a Chiny codziennie dementują postulaty znaczącej aprecjacji juana, i są przykładem kraju, którego bardzo gwałtowny rozwój jest oparty na ekspansji eksportowej.

Dlatego też wszelkiego typu niedopasowania będą bardzo boleśnie odczuwane i dążenie do obniżenia deficytów finansów publicznych w sytuacji braku powrotu konsumpcji prywatnej będzie pogłębiało istniejący kryzys. A samo rozważanie o ewentualnym wycofaniu się Grecji ze strefy euro nie tylko już powoduje podrożenie kosztów kapitału w krajach peryferyjnych starających się o wejście do strefy euro, ale nawet w przypadku akcesji nowych krajów istnieje niebezpieczeństwo, że przy zaciąganiu zobowiązań będą tworzone specjalne klauzule zabezpieczające pożyczkodawców przed spłatą w walucie lokalnej w sytuacji wyjścia ze strefy euro. Niezależnie od oburzenia medialnego, jak i faktu, że zgodnie z wyliczeniami BNP Paribas kraje peryferyjne potrzebują pomocy na skalę 400 mld euro, głównym beneficjentom, w tym Niemcom, trudno będzie wycofać się z udzielenia realnej pomocy. Gdyż skala potencjalnych strat może być kryzysogenna, w sytuacji, kiedy na koniec września 2009 r. banki niemieckie zanotowały ekspozycję kredytową na poziomie ok. 240 mld euro względem Hiszpanii, 190 mld euro Irlandii i ok. 40 mld euro względem Portugalii i Grecji. Przy czym sam jeden bank – Hypo Real Estate ma inwestycje w wysokości 5 mld USD tylko w długu publicznym Grecji.

Z tych to właśnie powodów, i to niezależnie od rozkładu korzyści między krajami peryferyjnymi i centralnymi strefy euro, ryzyko konieczności znaczącego wsparcia finansowego kraju peryferyjnego w okresie kryzysu, może powodować niechęć do przyjęcia do strefy euro Polski, i to nawet w przypadku wypełnienia przez nią wszystkich kryteriów. Dlatego należy rozważnie analizować motywy decyzji podejmowanych w sferze euro, aby uniknąć sytuacji, w której utrudnienia w akcesji byłyby interpretowane jako niechęć w dopuszczeniu Polski do sfery dobrobytu.


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu