Superekspres prywatyzacyjny w Europie przyspiesza

Niemiecki poczytny dziennik „Bild” w artykule „Sprzedajcie przecież wasze wyspy, splajtowani Grecy… i Akropol razem z nimi!” wezwał we wczorajszym wydaniu przyjeżdżającego do Niemiec greckiego premiera Papandreu do powszechnej prywatyzacji. Argumentacja bardzo praktyczna „skoro musimy pomóc Grekom jeszcze miliardami euro, powinni coś za to dać – na przykład parę ich cudownie pięknych wysp egejskich. Motto: wy dostajecie węgiel. My dostajemy Korf”. Argumentacja jest podparta opinią Josefa Schlarmanna, z CDU/CSU: „Bankrut musi zamienić na pieniądze wszystko, co ma – by zaspokoić swych wierzycieli. Grecja posiada budynki, firmy i niezamieszkałe wyspy, które można wykorzystać na spłatę długów” i Franka Schaefflera z FDP: „Pani kanclerz nie może łamać prawa, nie wolno jej obiecywać Grecji żadnej pomocy. Greckie państwo musi się radykalnie pozbyć udziałów w firmach i posprzedawać również nieruchomości, na przykład niezamieszkałe wyspy”.

A oto cytowana 1 marca przez „Business Week” zdecydowana odpowiedź przywódcy Niemiec, kanclerz Merkel, na sugestie dotyczące konieczności dopasowania popytu niemieckiego do kryzysowych wyzwań w strefie euro: „Wszyscy ci, którzy teraz mówią, że jesteśmy zbyt uzależnieni od eksportu, podważają nasze największe źródło pomyślności i muszą być odrzuceni”. To zdecydowane słowa, żadnych niedomówień co do strategii. Podczas gdy w tym samym czasie w powyższym artykule „Wybór Merkel: Niemcy czy Europa” wymieniane są jednym tchem organizacyjne podstawy niemieckiego sukcesu w postaci instytucji przemysłowych BASF, Bayer, Bosch, Daimler, Infineon, Miele, Siemens, SAB, ThyssenKrupp i Volkswagen, najbardziej wpływowy polski dziennik „Gazeta Wyborcza” podąża w stronę „Bilda”. Na całą stronę rzadko stosowanymi 3,5 cm literami: „Prywatyzujmy!”, a poniżej „25 mld zł chce uzyskać w tym roku rząd z prywatyzacji. I może mu się udać, bo za granicą Polska ma świetną opinię…”, a z boku charakterystyczna wyliczanka: „KTO MIAŁ RĘKĘ DO PRYWATYZOWANIA”. Grad 12,54 mld zł, Socha 14,5 mld zł, Wąsacz 38,15 mld zł. Przy tym ostatnim takie oto stwierdzenie: „Także rozpoczęta prywatyzacja PZU to jego dzieło”. Przy takim poziomie „edukacji publicznej” trudno czytelnikowi zrozumieć, dlaczego Niemcy kontrolując potężne koncerny motoryzacyjne Daimler, BMW i Volkswagen walczyły przez cały rok z Amerykanami o przejęcie jeszcze jednego: Opla. Przecież zgodnie z prezentowaną logiką to raczej powinni te trzy sprzedać i nawet nie myśleć o kupnie Akropolu.

Obecnie na świecie toczy się kluczowa debata nad „tragedią grecką” – sytuacją Grecji w Eurolandzie, jej reperkusjami dla strefy euro, jak i też sytuacją całej Unii Europejskiej oraz kwestią ewentualnego zaangażowania się Niemiec w ratowanie finansów publicznych południowych krajów Europy. Wynika z niej, że każde rozwiązanie będzie niekorzystne dla Unii, Grecji, jak też dla beneficjentów obecnego systemu – Niemiec, ale również dla Polski. Charakterystyczne, że debata na temat sytuacji Grecji jest globalna. Bardzo dużo pisze się na ten temat w Stanach Zjednoczonych. Sytuacja grecka zdecydowanie dominuje wśród informacji finansowych. Nawet wiadomości dotyczące Stanów Zjednoczonych są na drugim planie i to mimo wystąpienia prezesa Bernanke przed Kongresem, w którym prezentował politykę pieniężną i sytuację gospodarczą Stanów Zjednoczonych, a  podczas przesłuchania musiał obiecać skontrolowanie  udziału Goldman Sachsa w greckich manipulacjach finansowych. Choć wszyscy byli zaniepokojeni faktem, że bilans Fed i eksplozja monetarna Fed wzrosła o 165 proc. od 2007 r. do poziomu 2200 mld USD, to z drugiej strony istnieje bardzo duża niechęć polityczna do tego, aby  przed wyborami uzupełniającymi działać w kierunku sterylizacji nadmiaru pieniądza. Ważne dla polityków jest też, że poziom bezrobocia jest prawie dwukrotnie większy od powszechnie akceptowalnego poziomu 5-procentowego. Analitycy przekonują, że tak naprawdę nie należy się niepokoić faktem, że inflację sprowokuje wzrost wynagrodzeń, ponieważ całkowite koszty pracy, włączając emerytury, wzrosły w ostatnim kwartale w ujęciu rocznym zaledwie o 1,5 procenta. Choć indeks cen wzrósł 2,8 proc., ale był on spowodowany wzrostem innych kosztów, a zwłaszcza kosztów paliw płynnych, rosnących w tempie 5,8 proc. w ujęciu rocznym w ostatnim miesiącu 2009 r.

Powszechnie liczy się na to, że jednak nastąpi pewne zahamowanie importu inflacji, spowodowane wzrostem chińskiego zapotrzebowania i  powodującego wzrost cen surowców o 50 proc. Obecne wysiłki związane z redukowaniem chińskiej ekspansji kredytowej mogą spowolnić wzrost cen surowców. Również kontakty instrumentów pochodnych wskazują, że wzrost stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych będzie w znacznym stopniu politycznie umotywowany. I nastąpi po okresie wyborów uzupełniających w listopadzie po to, aby nie wzbudzić krytyki pod adresem sterników Fed w sytuacji, kiedy obecne procesy wzrostu są związane jedynie ze wzrostem produktywności w Stanach Zjednoczonych. Pozarolnicza produktywność wzrosła o 6,1 proc. w porównaniu do okresu sprzed recesji. Podczas gdy produkcja jest o 3,4 proc. poniżej produkcji w grudniu 2007 r., to liczba przepracowanych godzin pracy spadła w tym czasie o 8,9 proc. Jeśli chodzi o oczekiwania dotyczące przyszłości, pesymistyczny jest fakt, że aktualnie wydatki kapitałowe przedsiębiorstw są poniżej poziomu zysków, których poziom i tak znacząco spadł, i jest to wskaźnik, który w ostatnim okresie utrzymuje się na bardzo niskim poziomie poniżej 100 proc. Na tak niskim poziomie był tylko przed końcem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Jego niski 99-procentowy poziom wskazuje, że perspektywy dotyczące wzrostu popytu globalnego są nadal niewysokie.

 Na kryzys światowy nakłada się wybuch kryzysu w strefie euro, który jest związany z problemami Grecji oraz pozostałych gospodarek południa Europy. Jest to pytanie o dalszą strategię funkcjonowania tego państwa. Proponowane rozwiązania, a więc z jednej strony przyjęcie rady, aby zrobić sobie wakacje od euro, lub inne jeszcze dziwniejsze projekty polegające na tym, żeby było euro krajów północnych i euro krajów południowych, nie są dobre dla nikogo. Ale z drugiej strony propozycje dotyczące obniżki deficytu w ciągu krótkiego okresu o 10 pkt bazowych będą zdecydowanie trudniejsze w Grecji niż w Wielkiej Brytanii, która ma swoją niezależną walutę. Przy tym już spotkało się to z olbrzymimi protestami, wiążącymi się nie tylko z perspektywą głębokiego spadku PKB w Grecji, ale obawami, że spadające dochody pracowników zderzą się z koniecznością płacenia coraz wyższych rat kredytowych. Powoduje to problemy dla tych, którzy jeszcze pracują, jak i niebezpieczeństwo dla banków, które pożyczyły pieniądze osobom tracącym zatrudnienie. Do tego dochodzi frustracja młodego pokolenia mającego coraz większe trudności ze zdobyciem nawet mało płatnej pracy. Oznacza trudną sytuację dla innych krajów peryferyjnych, względem których polityka pieniężna EBC nie jest dopasowana. Oznacza to w praktyce konieczność bardzo głębokich oszczędności w przypadku Hiszpanii, Portugalii i Włoch, a z drugiej strony groźbę wieloletniego procesu stagnacyjnego.

 Nie jest to sytuacja dobra dla Unii Europejskiej, której południowa część  będzie miała potężne problemy ekonomiczne i społeczne. Nie jest to dobra sytuacja dla Polski i tych, którzy chcieliby jej szybkiego włączenia do strefy euro, ponieważ widać, że tego typu koszty niedostosowania możemy i my ponosić w przypadkach kryzysowych. Sytuacja polegająca na wyjściu ze strefy euro wiąże się z kolei z olbrzymimi potencjalnymi problemami dla instytucji finansowych, czyli zwłaszcza niemieckich, które zainwestowały prawie ok. 240 mld USD w Hiszpanii, 190 mld USD w Irlandii i po 40 mld USD w Grecji i Portugalii. Wypadnięcie Grecji oznacza od razu stratę wartości po stronie aktywów tych instytucji, które zainwestowały w tym kraju.

 Mając w perspektywę debatę na temat wejścia Polski do strefy euro, należy uwzględnić, że samo rozważanie możliwości wystąpienia Grecji oznacza, że zakładana redukcja kosztów kapitału po przyjęciu euro tak naprawdę nigdy nie wystąpi. Ponieważ inwestorzy będą się obawiali, że Polska na równi z innymi w razie trudności będzie mogła wziąć sobie „wakacje”. I przy podejmowaniu inwestycji tego typu ryzyko będzie miało odzwierciedlenie w wyższym oprocentowaniu. To problem, który obecnie dotyczy Grecji będącej w strefie euro, która musi przeznaczać olbrzymie kwoty na finansowanie swojego zadłużenia, które tak naprawdę powodują, że tak kosztowne pożyczki stają się nieopłacalne i trudne do spłacenia. A cały koszt przerzucony na sferę realną powoduje, że inwestycje w Grecji mające na celu zwiększenie zatrudnienia będą minimalne i będą wypychały miejsca pracy z kraju.

Ponadto na obecnym etapie kryzysu trudno sobie wprost wyobrazić, że nawet pospieszne spełnienia kryteriów formalnych spowodowałoby włączenie Polski do strefy euro. A to ze względu na fakt, że jak wyliczył BNP Paribas, pomoc, jaka powinna być zaoferowana Grecji i innym krajom przeżywającym kłopoty, powinna wynieść ok. 400 mld USD. W tej perspektywie rozważania nad tym, że potencjalni darczyńcy wzięliby sobie również ewentualne problemy finansowe Polski, są trudne do wyobrażenia. Kluczowy jest również fakt, że znaczną część tego rachunku musiałyby zapłacić Niemcy, stąd też głośny tytuł „Business Weeka” mówiący o tym, jaki będzie wybór: czy Niemcy, czy Europa? Szybka odpowiedź ze strony Niemiec wcale sprawy nie rozwiązuje.

Patrząc na debatę dotyczącą strefy euro, Polska nie powinna koncentrować  się na wymyślaniu coraz to nowych dat wejścia do niej. Powinna podejmować decyzje, które miałyby na celu przyspieszenie wzrostu gospodarczego, dogonienie innych krajów wysoko rozwiniętych i wykorzystanie możliwości, jakie stwarza posiadanie własnej waluty. Z drugiej strony kluczowe jest uniknięcie pułapki zadłużenia, zwłaszcza względem narastających zobowiązań pozabudżetowych. Powinna oprzeć wydatki publiczne na regule efektywności, podjąć rozwiązania, które wspierałyby inwestycje publiczne, mające na celu stworzenie korzystnych warunków do zakładania miejsc pracy. Do tego jednak konieczne jest nie tylko zrezygnowanie z reguły wydatkowej i oparcie się na regule efektywności, ale i zrozumienie istotności posiadania krajowych organizacji gospodarczych i własnej własności. Bo jaka przyszłość czeka naród bez instytucji i dzieci? 
 
 Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora


Tagi