Symptomy nawrotu zagrożeń z lat 30. XX wieku

Niektórzy uważali, że o wyniku referendum w sprawie Brexit przesądziła ignorancja z domieszką ksenofobii. Nie była to jednak nieracjonalna decyzja ignorantów, lecz racjonalne stanowisko przedstawicieli tych samych na całym świecie grup, które przegrywają wskutek liberalizacji handlu.
Symptomy nawrotu zagrożeń z lat 30. XX wieku

(CC0 PeteLinforth)

W przeprowadzonym 23 czerwca ogólnokrajowym referendum Brytyjczycy postanowili wystąpić z UE (52 proc. głosujących opowiedziało się za Brexitem, a 48 proc. wolało zostać w tej federacji). UE to tworzony przez 28 krajów europejskich obszar swobodnego przepływu m.in. towarów, usług, inwestycji i pracowników.

Często twierdzono, że zwolennikami Brexitu – to skrót od zwrotu mówiącego o „wyjściu” Wielkiej Brytanii z UE (Britain’s exit) – byli Brytyjczycy gniewnie odrzucający krajowe i światowe elity, których przedstawiciele nakłaniali ich, aby pozostali w Unii. Te elity z kolei komentowały, że to referendum było głosowaniem, o którego wyniku przesądziła ignorancja z domieszką ksenofobii, co przyniesie bardzo niekorzystne konsekwencje gospodarcze.

Jakby potwierdzając słuszność powszechnych uprzedzeń, Michael Gove, konserwatysta należący do najzagorzalszych zwolenników Brexitu, w połowie kampanii przekonywał, że „ludzie w tym kraju mają już dość ekspertów”.

Mimo to błędna interpretacja, w której się zakłada, że głosowanie za Brexitem to decyzja dowodząca ignorancji, oraz próby obarczania winą za wynik referendum przewodniczącego Partii Pracy to postępowanie znacznie groźniejsze od wystąpienia z UE. Takie nastawienie bowiem to przeczenie istnieniu potężnych sił, przez które wpadniemy – jeśli nic się nie zrobi, aby tym siłom przeciwdziałać – w takie same tarapaty, w jakich znalazły się Europa i USA w latach 30. ubiegłego wieku, co z kolei nieuchronnie doprowadziło do potworności II wojny światowej.

Te siły nie występują jedynie w Wielkiej Brytanii, to niepokojące zjawisko ogólnoświatowe. Brexit, rozwój trumpizmu w USA oraz nacjonalizm w innych częściach świata to elementy tej samej tendencji.

Można rozbić wyniki brytyjskiego referendum na głosy oddane w 418 jednostkach samorządowych Wielkiej Brytanii (councils). W krajowych spisach ludności lokalne władze odnotowują także informacje o klasie społecznej, poziomie wykształcenia i wieku oraz wiele innych danych. Można więc przeprowadzić empiryczne analizy tego, kto głosował za Brexitem, bez konieczności prowadzenia sondaży, które mogą prowadzić do zafałszowania wynikającego z braku dostatecznego obiektywizmu.

Z tych danych wynika, że wystąpiła niezwykle duża dodatnia korelacja (+0,60) między odsetkiem Brytyjczyków głosujących w referendum a odsetkiem osób bez wyższego wykształcenia w danej jednostce administracyjnej.

Dodatnia była również korelacja między wiekiem a poparciem dla Brexitu (poświęcano jej wiele uwagi), ale znacznie mniejsza, wyniosła bowiem +0,15. Olbrzymia część młodych absolwentów uczelni opowiedziała się za pozostaniem w UE, natomiast wielki odsetek starszych zatrudnionych Brytyjczyków, którzy nie studiowali, poparł Brexit.

Erhan Artuç, Shubham Chaudhuri i John McLaren wykazali, że w licznych krajach i okresach koszty dostosowania powodowane przez liberalizację handlu ponoszą przede wszystkim osoby należące do tej samej grupy, która głosowała za wystąpieniem Wielkiej Brytanii z UE, czyli pracownicy starsi i mający niższe kwalifikacje (zob. E. Artuç, S. Chaudhuri, J. McLaren, Trade Shocks and Labor Adjustment: A Structural Empirical Approach, „American Economic Review” 100[3], 2010 r., s. 1008-1045).

Brexit nie był nieracjonalną decyzją ignorantów, lecz bardzo racjonalnym stanowiskiem zajętym przez osoby przegrywające wskutek liberalizacji handlu. Takie osoby decydują w podobny sposób na całym świecie. Naturalnie to, czy ktoś przegrywa wskutek liberalizacji, jest kwestią bardziej złożoną i nie sprowadza się do tego, czy ukończył studia. Rzecz w tym, czy liberalizacja handlu zwiększa względną podaż osób mających te same kwalifikacje. Gdy kogoś ten problem dotyczy, maleją jego zarobki i pogarszają się warunki pracy.

W USA tempo wzrostu średniej stawki godzinowej nie było wyższe od stopy inflacji od lat 70. XX wieku, a 70 proc. płac uwzględnianych w tej średniej wzrastało w tempie wolniejszym od inflacji. W sektorach zatrudniających osoby o niskich kwalifikacjach brytyjskie przedsiębiorstwa mogły wprowadzić tzw. umowy zerowe (zero-hour contracts), na mocy których firma nie musi zapewnić żadnej liczby godzin płatnego zatrudnienia, pracownicy jednak muszą być w pełni dyspozycyjni.

To jedna z rzadkich badanych przez ekonomistów sytuacji, kiedy fakty następują odpowiednio do teorii. Handel zagraniczny przyczynia się do wzrostu dobrobytu kraju w ujęciu netto. W standardowych modelach ekonomicznych trudno dokładnie ująć, jak przedsiębiorstwa reagują na niższe bariery w handlu, ale w historii było wiele naturalnych eksperymentów, które skłaniają do tego wniosku.

Najlepszym przykładem jest zamknięcie Kanału Sueskiego dzień po ataku z zaskoczenia izraelskich sił na lotnictwo egipskie (atak nastąpił 5 czerwca 1967 r.). Gdy kanał był zamknięty, statki zmierzające do Wielkiej Brytanii z Indii musiały przepłynąć 4800 mil więcej. Konieczność okrążenia Przylądka Dobrej Nadziei wydłużała rejs o 16 dni. Ponowne otwarcie kanału w 1975 r. było mniejszym zaskoczeniem, ale towarzyszyła temu spora niepewność.

Z przeprowadzonej przez Jamesa Freyrera analizy wpływu zamknięcia kanału na handel i PKB kilkunastu państw wynika, że każdy wzrost (albo spadek) obrotów w handlu zagranicznym powoduje zwiększenie (albo zmniejszenie) dochodu narodowego o 1,6 proc. (zob. J. Feyrer, The 1967-75 Suez Canal closure: Lessons for trade and the trade-income link, VoxEU.org, 23.12.2009 r.).

Korzyści netto wynikające z handlu zagranicznego uzasadniają to, że zwycięzcy odkładają część wygranej, aby rekompensować straty przegrywającym. Stała się jednak rzecz fatalna, gdyż program liberalizacji handlu powiązano z programem neoliberalnym, w którym założono, że to wina przegranych.

Postępom w dziedzinie liberalizacji handlu towarzyszyła rezygnacja ze świadczeń dla bezrobotnych, szkolnictwa wyższego drugiego stopnia, szkoleń dających dodatkowe kwalifikacje zawodowe i mieszkań socjalnych. W coraz większym stopniu nie dochodziło do dystrybucji, lecz do koncentracji korzyści osiąganych dzięki handlowi. Liberalizacja handlu doprowadziła do konwergencji między krajami i dywergencji w krajach.

Brexit i nominowanie Trumpa przez republikanów to sygnał, że nadeszło nieuchronne rozważanie możliwych rozwiązań. Doraźnym rozwiązaniem jest luźna polityka pieniężna, ale ona prowadzi wyłącznie do wzrostu cen domów i mieszkań oraz aktywów finansowych należących do przedstawicieli wykwalifikowanych elit, przez co stają się coraz bardziej niedostępne dla pozostałych, a to nie napędza konsumpcji.

Rozwiązaniem trwałym jest wykorzystanie polityki fiskalnej do rekompensowania strat przegranym poprzez intensywne działania mające podnieść kwalifikacje osobom tracącym zatrudnienie oraz budowę dostępnych mieszkań czynszowych tam, gdzie znajdują się nowe miejsca pracy. Neoliberałowie krzyczą, że to kosztuje, ale gdy się tego nie robi, koszt jest wielokrotnie wyższy.

Jeżeli nasilenie nacjonalizmu handlowego doprowadzi do wojen handlowych i walutowych podobnych do tych, które toczono w latach 30. ubiegłego wieku, to zmaleją obroty w handlu zagranicznym i PKB, czego skutkiem będą masowe bezrobocie, rozpacz i rzeczy jeszcze gorsze.

Avinash Persaud jest emeritus professor Gresham College i niezarządzającym prezesem Elara Capital PLC.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się w VoxEU.org (tam dostępna jest pełna bibliografia). Tłumaczenie i publikacja za zgodą wydawcy.

 

(CC0 PeteLinforth)

Tagi