To będzie rok niskiej inflacji

W ubiegłym roku inflacja spadła w porównaniu z 2008 r. z 4,2 do 3,5 proc. Według prognoz w tym roku wzrost cen będzie jeszcze niższy - wyniesie maksymalnie 2,5 proc. To dobrze dla kredytobiorców, bo stopy procentowe powinny pozostać na niskim poziomie. Z drugiej strony powodem niskiej inflacji jest słabnący popyt konsumpcyjny, który wynika ze wzrostu bezrobocia i spadku wzrostu dochodów.
To będzie rok niskiej inflacji

Pomimo znacznego spadku dynamiki wzrostu cen w Polsce i tak mieliśmy jedną z najwyższych inflacji w Europie. W Niemczech np. w ostatnich miesiącach poprzedniego roku ceny praktycznie nie drgnęły, a we Francji nawet lekko spadły  – o 0,2-0,4 proc. Również w USA inflacja jest dużo niższa, choć w listopadzie po raz pierwszy od wielu miesięcy wzrosła  z 0,2 proc. do 1,8 proc.

Z danych GUS wynika, że w Polsce w  ciągu ostatnich dwunastu miesięcy najbardziej, bo aż o 8 proc. zdrożały używki, czyli wyroby tytoniowe i napoje alkoholowe. Powodem był wzrost akcyzy.

O 7,2 proc. więcej musieliśmy wydać na  transport, głównie  z powodu wzrostu notowań ropy  naftowej na światowych giełdach. Duże obciążenie dla naszych kieszeni stanowiły opłaty mieszkaniowe, np. za energię płaciliśmy więcej o 5,8 proc. Drożała także żywność – średnio o 3,4 proc.

Ekonomiści są zdania, że w tym roku inflacja w Polsce jeszcze spadnie. Wyniesie ok. 2- 2,5 proc. Resort finansów zakłada natomiast, że w tym roku wzrost cen nie będzie wyższy niż 1 proc. Ale zdaniem ekspertów tak niski poziom jest niemożliwy. – Rząd prognozuje tak niską inflację przy założeniu, że wzrost gospodarczy wyniesie 1,2 proc. PKB. A jest niemal pewne, że wzrost gospodarczy będzie wyższy – wyższa będzie więc również inflacja – uważa prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów. Według niego inflację pociągnie w dół  umacniający się złoty, który cieszy się coraz większym zainteresowaniem inwestorów zagranicznych.

Szwajcarski bank UBS prognozuje, że na koniec 2010 r.  euro będzie kosztowało 3,4 zł, Erste Bank, że 3,9 zł, a z kolei Bank of America szacuje, że za jedenaście miesięcy za euro będziemy płacili 3,45 zł, gdy teraz jego kurs lekko przekracza 4 zł. Zagrożeniem dla złotego, które może spowodować wzrost inflacji, jest dług publiczny. Jeśli przekroczy 55 proc. PKB, to może spaść zaufanie inwestorów do naszego kraju, a tym samym naszej waluty.

Według prof. Gomułki to właśnie słaby złoty spowodował w ubiegłym roku relatywnie wysoką inflację. Ale ma nadzieję, że w tym roku ten trend się odwróci.  – Uważam, że inflacja może spaść nawet do 1,5-2 proc. Proszę zauważyć, że ten rok wcale nie będzie dla Polski szczególnie szczęśliwy, owszem poprawi się nieco sytuacja finansów publicznych, bo będą dodatkowe wpływy do budżetu, choćby z Narodowego Banku Polskiego. Jednak prognozowany wzrost bezrobocia  spowoduje wyhamowanie wzrostu płac, a to wpłynie na spadek popytu wewnętrznego. Brak presji na wzrost wynagrodzeń nie sprzyja wzrostowi inflacji – wyjaśnia Gomułka. Podkreśla, że nawet jeśli bezrobocie przestanie rosnąć, to firmy i tak nie będą zatrudniać nowych pracowników przynajmniej do czasu trwałego powrotu ożywienia gospodarczego. Dlatego, zdaniem Gomułki, z przyspieszeniem dynamiki wzrostu cen będziemy mieli do czynienia najwcześniej za dwa-trzy lata.

Do nieco innych wniosków dochodzi prof. Krzysztof Rybiński ze Szkoły Głównej Handlowej, były wiceprezes NBP. Twierdzi wprawdzie, podobnie jak Gomułka, że tegoroczna inflacja będzie niska, ale oczekuje, że już w czwartym kwartale tego roku możemy spodziewać się pierwszych sygnałów świadczących o narastającej presji inflacyjnej. – Tak jest zawsze, kiedy gospodarka budzi się z recesji, a sądzę, że w czwartym kwartale będzie to już widoczne.  Wzrośnie popyt na surowce i co naturalne, wzrosną też ceny artykułów spożywczych – uważa Rybiński.

Nawet jeśli uda nam się utrzymać w tym roku wzrost cen na poziomie 2–2,5 proc., to i tak możemy być  nadal jednym z liderów w Europie. W Eurolandzie w listopadzie 2009 r. w porównaniu z grudniem 2008 r. inflacja  stopniała o 3 pkt. proc. – do 0,3 proc. W tym roku, według ekonomistów kilkunastu światowych banków przepytywanych przez agencję Bloomberg, ma wzrosnąć do 1,3 proc.  Uważają, że przedsiębiorstwa m.in. z Niemiec, Francji czy krajów skandynawskich odzyskują siły do działania i chcą wydawać coraz więcej pieniędzy na inwestycje. To rozrusza gospodarki i spowoduje wzrost popytu wewnętrznego, co przełoży się na wzrost cen. A to dobra wiadomość dla Polski, bo wzrośnie także popyt na nasze towary, co w konsekwencji przełoży się i u nas na wyższy wzrost gospodarczy. Choć na to najprawdopodobniej będziemy musieli poczekać do 2011 r.


Tagi