Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Tropienie ekonomii behawioralnej

Po tym, jak Richard Thaler otrzymał ekonomicznego Nobla, warto zapoznać się z wypracowanym na przestrzeni ostatnich ponad 30 lat dorobkiem ekonomii behawioralnej. Daje na to szansę publikacja „Makroekonomia behawioralna” Krzysztofa Orlika.
Tropienie ekonomii behawioralnej

O ekonomii behawioralnej robiło się coraz głośniej od kilku lat. Mimo że naukowcy pracują nad rozwojem tej gałęzi nauki społecznej od ponad 30 lat, z podziemia wyszła ona dopiero w 2001 roku, gdy George A. Akerlof z University of California (Berkeley) otrzymał ekonomicznego Nobla. Jego wykład wygłoszony podczas odbierania nagrody jest uważany za manifest makroekonomii behawioralnej.

Makroekonomia behawioralna to nauka, która stara się wytłumaczyć (a nawet przewidzieć) zjawiska ekonomiczne i gospodarcze występujące na dużą skalę przy założeniu, że człowiek nie jest w pełni racjonalny, popełnia błędy poznawcze, ulega pewnym złudzeniom albo presji czasu.

„Makroekonomia behawioralna jako samodzielna dziedzina jest wciąż w trakcie tworzenia. Wypada zgodzić się z R. Thalerem, który śledząc sięgającą 40 lat historię ekonomii behawioralnej, wyraził opinię, że dziedziną ekonomii, na którą miała ona jak dotąd najmniejszy wpływ, jest makroekonomia. Powodem tego stanu rzeczy jest to, że teorii brakuje dwóch istotnych dla sukcesu elementów: nie jest łatwo skonstruować falsyfikowalne predykcje, a zasób dotychczas pozyskanych danych jest dosyć skąpy” – pisze w swojej książce „Makroekonomia behawioralna. Jak wyjaśniać zjawiska makroekonomiczne z wykorzystaniem ekonomii behawioralnej” (Wydawnictwo CeDeWu, Warszawa 2017) Krzysztof Orlik.

Książka Orlika powstała na podstawie jego pracy doktorskiej z 2016 roku napisanej pod kierunkiem prof. Mariana Nogi, jest więc bardzo systematyczna. Czytelnik zapoznaje się najpierw z przedmiotem i metodami badawczymi ekonomii behawioralnej, następnie z jej głównymi tezami (i wynikami badań). Potem Orlik prezentuje sposoby na to, jak można wykorzystać osiągnięcia ekonomii behawioralnej w analizie zjawisk makroekonomicznych. Na koniec przedstawia historię kryzysów w ujęciu ekonomii behawioralnej.

Autor bardzo pieczołowicie przedstawia historię i główne osiągnięcia badawcze ekonomii behawioralnej. Czytelnik może się dowiedzieć, że już u Adama Smitha można dopatrywać się jej prapoczątków, a także wielu innych ciekawostek, np. o tym, że w rozporządzeniu z września 2015 roku prezydent USA Barack Obama zalecił, by wykorzystać narzędzia badawcze i osiągnięcia ekonomii behawioralnej do rozwiązywania problemów polityki społecznej, szczególnie zdrowotnej.

Następnie Orlik omawia podstawowe teorie ekonomii behawioralnej. A jest ich sporo, żeby wymienić tylko efekt atrybucji, błąd sąsiedztwa, mentalne księgowanie, efekt myślenia wstecznego czy błąd skupiania się na skutkach.

Jest to prawdziwa kopalnia wiedzy, która pozwala sobie uświadomić, jak często mózg prowadzi na finansowe manowce, czyli do finansowych strat. Podawane są zaskakujące wyniki badań, np. takie, że aż 75 proc. traderów przyznaje się do podejmowania ważnych decyzji inwestycyjnych na podstawie… plotek. Ci zaś, którzy mają majątek i dzieci, mogą dowiedzieć, dlaczego lepiej zostawić potomnym w spadku nieruchomość niż gotówkę.

Lektura „Makroekonomii behawioralnej” uświadamia także, jak wiele ma do powiedzenia ta gałąź nauki społecznej o oszczędzaniu na emeryturę i problemach z tym związanych. Jest to szczególnie ważne i frapujące w kontekście planowanej reformy OFE i powstania pracowniczych programów kapitałowych.

Niezwykle ciekawie w kontekście trwającej już ponad 8 lat potężnej hossy wypada również ostatni rozdział dotyczący kryzysów ekonomicznych. Orlik pokazuje w nim, w jaki sposób ekonomia behawioralna tłumaczy, że do nich w ogóle dochodzi. Jednym z charakterystycznych dla formowania się boomów i baniek mechanizmów jest upowszechnianie się tzw. opowieści nowej ery. Orlik wskazuje, że jedną z ostatnich tego rodzaju opowieści jest wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Trump był przedstawiany jako skuteczny biznesman, więc rynki uwierzyły, że nadchodzi świetny okres dla biznesu. Odkąd Trump zasiadł w Białym Domu, w Wall Street wstąpił jakby nowy duch, nowa wiara w kontynuację hossy.

„Tym razem będzie inaczej, nadchodzi rewolucja, wielka zmiana, boom i hossa nie będą mieć końca” – tak za każdym razem podczas narastającej euforii twierdzą uczestnicy rynku. Lekceważą pojawiające się sygnały, które mogą świadczyć o nadchodzącym końcu boomu czy hossy. Ten mechanizm to „wzajemnie potwierdzane złudzenie”.

Thaler podpowiada, jak czerpać korzyści z naszych wad

Należy pamiętać, że ekonomia behawioralna nie jest cudownym antidotum na wszelkie choroby trapiące makroekonomię. Nie daje – przynajmniej na razie – szklanej kuli, w której można zobaczyć przyszłość gospodarki. Jej metody badawcze nie są idealne. Orlik niemal na samym początku książki wymienia główne zarzuty stawiane ekonomii behawioralnej przez ekonomistów głównego nurtu. Są wśród nich: zarzut wybiórczego traktowania założeń ekonomii klasycznej, tworzenie nierealistycznego modelu decydenta (zbyt uproszczonego albo zbyt wyrafinowanego), nieprzekładalność doświadczeń z eksperymentów w laboratorium na realne życie czy też niemożność zebrania odpowiednio dużej ilości danych empirycznych.

„Makroekonomia behawioralna” Orlika pojawiła się na rynku w odpowiednim czasie. Nagrodzenie ekonomicznym Noblem Richarda Thalera może przyczynić się do zainteresowania czytelników tematyką. Problem w tym, że pozycja ta jawi się trochę jako zmarnowana szansa. Odnoszę wrażenie, że praca doktorska Orlika została przeniesiona na karty książki niemal w całości i niemal bez poprawek. To powoduje, że mamy w „Makroekonomii behawioralnej” dłużyzny (opisy teorii efektywnych rynków czy przebiegu kryzysu z lat 2007-2009), które można by pominąć. Mamy naukowy, suchy styl, który nawet osobie zainteresowanej tematyką ekonomiczną może przeszkadzać. Wreszcie mamy nieatrakcyjną formę graficzną, która powoduje, że przez tę dość krótką publikację (220 stron) trzeba się przedzierać relatywnie długo.

„Makroekonomia behawioralna” Krzysztofa Orlika mogła być porywającą publikacją popularnonaukową, która wprowadziłaby ekonomię behawioralną pod strzechy. Jest „tylko” porządną publikacją naukową, którą wiele osób może odłożyć na półkę po przeczytaniu kilkunastu stron. Szkoda.


Tagi