Ukraina potrzebuje terapii szokowej

Deficyt budżetowy, załamanie kredytów i złe prawo gospodarcze - to wszystko wstrzymuje rozwój ukraińskiej gospodarki. A najbardziej -mentalność ukraińskich elit biznesu, które postrzegają konkurencję, zwłaszcza zagraniczną, jako wroga. Zaradzenie tym problemom będzie najważniejszym zadaniem nowego prezydenta.
Ukraina potrzebuje terapii szokowej

"Biznesmeni ukraińscy jak dotąd nie byli zainteresowanu stworzeniem mechanizmu pozyskiwania kapitału poprzez giełdę"

Ukraińska gospodarka znajduje się w stanie krytycznym. Systematycznie osłabia ją wysoki deficyt budżetowy, załamanie kredytów i niejasne prawo gospodarcze. Ponad wszystko jednak najpoważniejszym problemem jest mentalność samych Ukraińców.

Deficyt budżetowy przekracza już 10 proc. PKB. Według brytyjskich analityków z Companies and Markets sięgnie w tym roku 15 proc., jeśli wliczy się zadłużenie funduszu emerytalnego. W tej sytuacji Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie odmrozi kolejnych transz kredytu. Najpierw rząd musi dokonać drastycznych cięć wydatków, zwłaszcza socjalnych, które nie wynikają z bezpośrednich zobowiązań państwa wobec obywateli, jak emerytury czy dopłaty do energii, które regulują ustawy.

Są dwie drogi wyjścia z tej sytuacji. Albo cięcia albo wielka inflacja.

Na Ukrainie nie ma  takiego prawa, jakim jest polski zapis konstytucyjny zabraniający dodrukowania pustych pieniędzy. Dlatego wcale nie odległe jest widmo inflacji. Chyba, że rząd stworzy wyjątkowo korzystne warunki dla inwestorów. Wówczas będzie mógł liczyć na wpływy z podatków. Byłby to dobry krok, gdyby budżet został choć trochę wyrównany, bo na całkowite zrównoważenie Ukrainy teraz nie stać.

W kraju nie ma zasobów, z których sprzedaży można byłoby uzyskać potrzebny zastrzyk pieniędzy. Nie ma możliwości stworzenia akcji kredytowej, jaką w Polsce zainicjował Narodowy Bank Polski. Pozostała jeszcze ziemia. Ale wiele jej zostało oddane w leasing. Dlatego państwo nie będzie mogło odnieść wielkich korzyści z jej sprzedaży.

Ale bezwzględnie właśnie teraz Ukraina potrzebuje przez kilka lat takich reformatorów jak Leszek Balcerowicz czy Krzysztof Bielecki. Nie cieszyli się popularnością, ale podjęli konieczne działania na rzecz ratowania gospodarki.

Kijów nie ma co marzyć o pakietach stymulacyjnych, które podtrzymują w okresie kryzysu gospodarki zachodnie. Przychody z podatków są jedynym dochodem budżetu. Te zaś drastycznie spadły w ubiegłym roku, bo aż o 8,5 proc. w stosunku rok-do-roku. Do wyborów Kijów nie zrobił nic, by tę sytuację poprawić.

Potrzebne są inwestycje. Weźmy jako przykład sytuację mieszkaniową. Fundusz Mieszkaniowy zarządza blisko 10,1 mln budynkami czyli 1031 mln m2 powierzchni. W rezultacie niedofinansowania blisko co trzeci budynek wymaga kapitalnego remontu. Nie lepszy jest stan infrastruktury energo-cieplnej. Około 40 proc. wymaga wymiany.

A państwa nie stać na zainicjowanie długoterminowych projektów infrastrukturalnych, które stworzyłyby większą liczbę miejsc pracy.

Politycy ukraińscy  liczą jednak na to, że recesja w skali globalnej się cofnie i powstaną warunki do rozwijania współpracy handlowej. Jeśli wzrosną ceny surowców, np. stali w ciągu 1-2 lat, Ukraina uzyska dodatkowe źródło dochodów budżetowych. Ale już dziś będąc członkiem Światowej Organizacji Handlu Ukraina może zaproponować inwestorom wakacje podatkowe.

Nawet jeśli nastąpiłby napływ nowych inwestorów, najprawdopodobniej wielu z nich rozbiłoby się o bardzo złe prawo handlowe. Cały system prawny jest bardzo nieprzejrzysty i egzekwowanie kontraktów w tych warunkach jest bardzo trudne. Ponadto prawo drastycznie ogranicza prawa udziałowców mniejszościowych w porównaniu z zachodnimi standardami.

Jednak najpoważniejszym problemem ukraińskich przedsiębiorców jest mentalność. Jeden z wiodących biznesmenów, którego nazwiska nie wymienię, wyznał mi kiedyś, że Ukraińcy nie pozwolą, by sprowadzili się do nich barbarzyńcy. Miał na myśli zachodnich inwestorów, których postrzegał jako zagrożenie dla swojego biznesu.

Przez ostatnie kilka lat dzięki swoim wpływom w świecie polityki zrobili wszystko, by nie zmienić sposobu prowadzenia przez nich biznesu. Wiele z wielkich konglomeratów przemysłowych nie ma chęci przekształcić się IPO ani nawet sprzedać kontrolnego pakietu akcji mieszanym ukraińsko-zagranicznym konsorcjom. Cały ich wysiłek skupia się na ograniczaniu konkurencji i niedopuszczaniu do zarządzania przedsiębiorstwami tych, którzy by ich rozliczyli za wyniki. A więc jak dotychczas na Ukrainie nie funkcjonują mechanizmy prawne czy gospodarcze, które na całym świecie wykorzystywane są do przyciągnięcia inwestorów. Głęboką niechęć do nich żywią zarówno elity biznesu, jak i politycy.

Innym przejawem tego zapóźnionego myślenia jest transakcja zawarta w tym tygodniu przez jeden z największych kombinatów metalurgicznych. Ukraiński Związek Przemysłowy Donbasu sprzedał pakiet kontrolny akcji rosyjskim biznesmenom. Ale jest to raczej działanie polityczne, a nie zakrojone w ramach szerszej strategii gospodarczej. Dlaczego? Jak informowały media, rozmowy na ten temat toczyły się na Kremlu. Nie podjęto też żadnego wysiłku, by sprawdzić, czy taką transakcją nie byliby zainteresowani inni gracze rynkowi. Ani nie słychać o żadnej decyzji, by inne akcje przedsiębiorstwa były sprzedawane na otwartym rynku. Nawet biorąc pod uwagę szczególny stopień zadłużenia ZPD, nie można zgodzić się z taką decyzją.

Z doświadczenia mogę powiedzieć, że biznesmeni ukraińscy jak dotąd nie byli zainteresowani stworzeniem mechanizmu pozyskiwania kapitału w oparciu o giełdę. Wielu właścicieli, którzy posiadają 90 proc. czy więcej zasobów przedsiębiorstw, nie chce sprzedać tego kapitału, by uzyskać więcej nowego. Niestety zarówno ukraiński biznes, jak i rząd mógł uzyskać więcej kapitału na zewnątrz, ale jak dotąd nie podjął w tym kierunku żadnych poważnych kroków.

Bez względu na to, czy Ukraińcy wybiorą Wiktora Janukowycza czy – co jest mniej prawdopodobne po pierwszej turze wyborów – Julię Tymoszenko na prezydenta, gospodarka będzie musiała przejść silną terapię szokową.

Adrian Karatnycky – ekonomista i przedsiębiorca. Był doradcą ds. gospodarczych kandydata na prezydenta Wiktora Juszczenki. Jest członkiem Atlantic Council.

"Biznesmeni ukraińscy jak dotąd nie byli zainteresowanu stworzeniem mechanizmu pozyskiwania kapitału poprzez giełdę"

Tagi


Artykuły powiązane

Ukraina walczy o eksport zbóż

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jeżeli kraj eksportował co roku 50 mln ton pszenicy i kukurydzy, czy 15 mln ton wyrobów stalowych, a nagle może wywozić ułamek tego wolumenu, to ma wielki problem gospodarczy. Przeżywa go Ukraina, walcząca z agresorem.
Ukraina walczy o eksport zbóż