Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Upadek keynesizmu powinien być ostrzeżeniem dla elit

Opublikowana przez oficynę wydawniczą OMFIF Press książka Richarda Robertsa zatytułowana „When Britain Went Bust –The 1976 IMF Crisis” (Kiedy Brytania zbankrutowała: kryzys z 1976 r i rola MFW) będzie ciekawa dla wszystkich interesujących się i historią współczesną, i ekonomią.
Upadek keynesizmu powinien być ostrzeżeniem dla elit

Problemem historii gospodarczej jest umowność dat. Przykładem może być próba odpowiedzi na pytanie, kiedy w Polsce skończyła się gospodarka nakazowa rozdzielcza i rozpoczął się kapitalizm. Najprawdopodobniej wielu z nas wskaże początek 1990 roku, kiedy uruchomiono plan Balcerowicza. Sęk w tym, że to błędna odpowiedź. Dlaczego? Wystarczy sięgnąć do niedawno przeze mnie recenzowanej książki autorstwa Piotra Aleksandrowicza oraz Aleksandry Fandrejewskiej-Tomczyk.

 

Historia transformacji polskiej bankowości w jednym tomie

Czy można się dziwić polskim ekonomistom, że mają problem z tym pytaniem? Rzecz w tym, że wszystko jest umowne, co potwierdza kolejne pytanie – kiedy skończył się keynesizm i rozpoczął się monetaryzm? W odpowiedzi na pierwszą cześć pytania większość z nas niemal jednogłośnie wskaże na upadek systemu z Bretton Woods w 1971 r i pierwszy kryzys naftowy dwa lata późnej. W przypadku drugiej części pytania jedni wskażą dojście Margaret Thatcher do władzy w 1979 r, a inni zwycięstwo w wyborach prezydenckich Ronalda Reagana rok później. O tym, co się działo z gospodarką światową między 1973 r. a 1979 r., wiemy stosunkowo niewiele. Najczęściej mówi się – i nie jest to zbyt odległe od prawdy – że panował wtedy chaos. Sęk w tym, że jest to mało precyzyjne.

Uzupełnienie luk

Z pomocą w uzupełnieniu naszej wiedzy przychodzi profesor wykładający współczesną historię gospodarczą na Kings College w Londynie Richard Roberts. Już sam tytuł jego książki jest mocno kontrowersyjny. Rzecz w tym, że w 1976 r. zbankrutowała nie tyle Wielka Brytania, ile raczej koncepcja polityki gospodarczej prowadzonej przez ten kraj. Profesor Robert przekonuje (całkiem słusznie), że cezurą czasową w poszukiwaniach przełomowych wydarzeń w historii gospodarczej świata mogą być kryzysy funta szterlinga.

Tym, którzy nie są przekonani do tak postawionej tezy, Roberts serwuje kilka przykładów. Jeden to wrzesień 1931 r. i zawieszenie wymienialności funta na złoto, co spowodowało 30-proc. utratę jego wartości. Pięć lat później wymienialność na złoto było już wspomnieniem w skali globalnej. Dewaluacja funta z 1967 r. była preludium do upadku systemu z Bretton Woods, który nastąpił niespełna cztery lata później. Kiedy zaraz po kryzysie z 1992 r. Londyn mówił o błędach strukturalnych wewnątrz mechanizmu stabilizacyjnego ERM, został on poddany ostracyzmowi. Niespełna rok później cały mechanizm legł w gruzach i niezbędne okazało się jego rozpaczliwe ratowanie.

Roberts stawia też pytanie, co będzie oznaczać dla świata spadek wartości funta z 2016 r. Istnieją podstawy, by doszukiwać się analogii między sytuacją Wielkiej Brytanii i świata z 1976 r. a sytuacją obecną, o czym w dalszej części tekstu.

Profesor Roberts przekonuje, że na szczególną uwagę zasługuje kryzys funta z jesieni 1976 r, gdyż odmienił on oblicze nie tylko Wielkiej Brytanii, ale również świata. Autor oferuje nam wprowadzenie w klimat lat 70. XX wieku, a przede wszystkim przybliża czytelnikom spoza Wysp wydarzenie, którego zna każdy brytyjski ekonomista. Czytelnicy dowiedzą się między innymi o przymusowym powrocie kanclerza skarbu Denis’a Healey’a z lotniska Heathrow, które jest kluczem do znalezienia poszukiwanej przez nas daty końca keynesizmu. Zmarły w ubiegłym roku Denis Healey, zamiast lecieć do Azji, musiał rozprawić się ostatecznie z keynesizmem w rodzimym Blackpool.

Następnie Roberts serwuje nam opis polityki gospodarczej Wielkiej Brytanii, sięgając wstecz nawet do roku 1931 r. Koncentruje się jednak na okresie od zakończenia drugiej wojny światowej, kiedy to między partiami sprawującymi władzę w Wielkiej Brytanii panował konsensus w zakresie prowadzenia polityki gospodarczej. Niektórzy historycy mówią nawet o modelu socjaldemokracji w wydaniu brytyjskim. Chodziło o zarządzanie popytem w celu wspierania wzrostu gospodarczego po to, aby nie dopuścić do nadmiernego wzrostu zadłużenia. Efektem tej polityki była de facto ciągła zależność władz w Londynie od kredytów ze strony innych banków centralnych i przede wszystkim MFW. Jeszcze innym efektem opisywanej polityki była i jest wspaniała siedziba MFW w Waszyngtonie wybudowana za odsetki z kredytów płacone przez Londyn.

Lekcja historii

Roberts świetnie sobie radzi w prezentowaniu najważniejszych wydarzeń, które doprowadziły do kryzysu z 1976 r. I jest to chyba najciekawsza część książki, którą można polecić każdemu, kto interesuje się historią gospodarczą XX wieku, a w szczególności funkcjonowaniem MFW w pierwszych latach jego istnienia. Tym bardziej, że Roberts nie ogranicza się do analizy relacji na linii Wielka Brytania – MFW. Koncentruje się na układzie sił występującym w tamtych czasach. Opisuje, jak postawieni pod murem Brytyjczycy próbowali wywierać presję na kredytodawców, kwestionując zdolność militarnego zaangażowania się w Niemczech Zachodnich i na Cyprze. Autor przypomina też znaczenie jeszcze jednego aktora sceny politycznej – OPEC – i przestrzega, jak niebezpieczny może być flirt z nim (na który pozwolili sobie Brytyjczycy w latach 1974-1976).

Najważniejszą jednak wartością książki jest jej przesłanie, które młodszych czytelników najprawdopodobniej wprawi w szok, a starszych zmusi do zadumy. Niesie ono swego rodzaju ostrzeżenie. Ale może po kolei.

Młodszych czytelników na pewno dużo wysiłku będzie kosztować zrozumienie, że Wielka Brytania połowy lat 70. ubiegłego wieku była de facto krajem owładniętym przez dyktaturę związków zawodowych mających ogromne wsparcie wśród lewego skrzydła Partii Pracy. Ich receptą na deficyt na rachunku obrotów bieżących miały być – stojące w sprzeczności z GATT i EWG – administracyjnie narzucane ograniczenia importowe. Roberts serwuje wiele ciekawych faktów ilustrujących siłę lewego skrzydła, które gdyby mogło, przesunęłoby kraj jeszcze bardziej w kierunku gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Opisuje też przerażone władze niemające odwagi pójść na konfrontację ze związkami zawodowymi. To właśnie związki (a dokładniej górnicy) utorowały Partii Pracy drogę do władzy, zmuszając torysów (pod wodzą E. Heatha i z jeszcze młodą M. Thatcher w jego rządzie) do ostatecznej kapitulacji.

A jednak zwolennicy keynesizmu ponieśli porażkę. Ostatni gwóźdź do trumny związkowcom wbiła w latach 80. żądna rewanżu za rok 1974 Żelazna Dama. Jednak pierwszą (i jakże ważną) batalię z nimi wygrał paradoksalnie socjalista, wspomniany wyżej Denis Healey, kanclerz skarbu w rządzie James’a Callaghan’a. To on jawi się jako główna postać opisywanej tutaj książki.

Healey jako pierwszy rozumie bankructwo polityki ówczesnej brytyjskiej socjaldemokracji i już w 1975 r. podejmuje działania naprawcze. Napotykają one opór jego własnej partii i wtedy Healey decyduje się na ostateczną konfrontację z lewym skrzydłem, choć matematyka parlamentarna nie wróży mu sukcesu. Decyduje się na poniżające Wielką Brytanię negocjacje z MFW i w efekcie uchwalenie programu w dużym stopniu firmowanego przez instytucję waszyngtońską.

W sumie te działania były zbyteczne, bo sytuacja kraju – jak opisuje Roberts – nie była aż tak dramatyczna i wiele wskazuje na to, że Brytyjczycy poradziliby sobie i bez pomocy MFW. Healey chciał jednak za sprawą MFW potrząsnąć swoją partią. Może nie miał na początku większości w parlamencie, ale miał poparcie przywódców krajów, które wcześniej skończyły z keynesizmem i – przede wszystkim – czuł wsparcie przeciętnego Brytyjczyka zmęczonego ciągłymi przerwami w dostawie prądu i wody.

Lekcja ekonomii

Mało interesująca byłaby pozycja Robertsa dla osób zainteresowanych ekonomią, gdyby ograniczała się do opisu samych zmagań Healey’a. Jak już wspominałem, książka ta niesie ostrzeżenie. I to nie przez ewentualnym powrotem keynesizmu, ale przed megalomanią dzisiejszego mainstreamu, który zachowuje się podobnie jak zwolennicy keynesizmu na kilka chwil przed upadkiem. Narodzony właśnie w 1976 r. swoistego rodzaju dyktat rynkowy ma się nadal nieźle, choć zainicjowany w 2008 r. globalny kryzys mocno podważył mandat MFW do wydawania recept na dzisiejsze bolączki gospodarcze.

Wcześniej polityka MFW zupełnie nie zdała egzaminu w Azji Południowo-Wschodniej. A jednak nadal wielu z nas wierzy w filozofię rynkową firmowaną przez MFW, choć ostatnie lata wskazują coraz wyraźniej na jego bankructwo. Rzucają w oczy analogie. Przecież wypowiedzi wielu decydentów (w stylu, że ich działania może nie generują oczekiwanego przez wszystkich cudu, ale co by się działo z gospodarką, gdyby nie one) niemal do złudzenia przypominają głosy zwolenników keynesizmu z połowy lat 70. XX wieku Jednych i drugich łączy oderwanie się od potrzeb przeciętnego obywatela.

Autor dopatruje pewnej symboliki w obniżce stóp procentowych dokonanej przez Bank Anglii zaraz Brexicie. Obecny bliski 0 proc. poziom doprowadził do wyczerpania się broni, jaką jest polityka monetarna. Może zatem odpowiedzią na dzisiejsze bolączki jest właśnie powrót do aktywnej polityki fiskalnej, czyli de facto do zbankrutowanego w 1976 r. keynesizmu?

Niektórych czytelników będzie nużyć ogromna liczba faktów historycznych. Ale marny to ekonomista, który nie interesuje się historią gospodarczą. Rzecz w tym, że – jak zauważył kiedyś Martin Wolf – ci, którzy nie uczą się na błędach swoich poprzedników, są skazani na ponowne popełnienie tych samych błędów. Dlatego zapoznanie się z książką Robertsa będzie na pewno pożytecznym zadaniem zarówno dla osób interesujących się ekonomią jak i historią współczesną.


Tagi