Kiedy w Brukseli liderzy państw Unii Europejskiej starają się pokazać rynkom finansowym i całemu światu, że Europa może być zjednoczona, między Włochami a Francją toczy się wojenka, która pokazuje, jak daleko jest do prawdziwego zjednoczenia. W Brukseli przyjęto pakt na rzecz konkurencyjności Europy, a w Rzymie trwa walka między narodową dumą a wolnym rynkiem. Z oczywistym wsparciem politycznym dla tej pierwszej. To zresztą teraz ogólnoeuropejska moda.
W ostatnim miesiącu Włochy przeszły prawdziwą inwazję francuskiego kapitału. Słynne włoskie marki, będące częścią włoskiej dumy narodowej, przechodzą w ręce sąsiadów zza Alp. Producent biżuterii i luksusowych akcesoriów Bulgari został kupiony za ponad 4 mld euro przez koncern LVHM, będący już właścicielem marek m.in. Louis Vitton czy Dior. Francuski potentat Lactalis (trzeci koncern mleczny świata) zwiększył swoje udziały w firmie Parmalat z 13 do 29 proc. zaś gigant energetyczny EDF jest blisko przejęcia całkowitej kontroli nad włoskim producentem energii Edison.
Włoski świat polityki i biznesu został postawiony na nogi. Bulgari to już zamknięty rozdział, ale rozpoczyna się walka o Parmalat i Edisona. Włoski minister gospodarki Giulio Tremonti wezwał do siebie ambasadora Francji, aby zakomunikować mu, że Rzym będzie walczył o utrzymanie największych włoskich firm w rękach krajowego kapitału. Parlament już szykuje prawo ułatwiające ingerencję rządu w przypadku prób przejęcia włoskich firm przez zagraniczne podmioty. Nie znajdą się tam wprawdzie żadne konkretne zakazy lub nakazy, jednak nowa ustawa ma wydłużyć proces podejmowania decyzji przez zarząd przejmowanej spółki, co może dać rządowi czas na zorganizowanie krajowej operacji ratunkowej. Zaś wielkie włoskie firmy i banki przygotowują plany biznesowe zmierzające do zablokowania „francuskiej inwazji“ poprzez przygotowanie konkurencyjnych ofert.
Otwarcie przedstawiciele dużych włoskich przedsiębiorstw twierdzą, że trzeba unikać narodowego protekcjonizmu i działań niezgodnych z prawem europejskim: – Jeżeli chcemy być krajem, który jest konkurencyjny i przyciąga inwestycje, to nie możemy dziwić się obecności zagranicznych firm i nie możemy ich odstraszać – powiedziała Emma Marcegaglia, szefowa największego związku przedsiębiorców Confindustria, ale dodała też szybko: – Będziemy bardzo szczęśliwi, jeżeli znajdzie się „włoskie“ rozwiązanie dla Parmalat.
Słowo „ale“ dość dobrze opisuje stosunek włoskich elit do całej sprawy. Wspierają konkurencję, ale włoskie marki to dla nich wielka wartość. „Włoskie“ rozwiązanie, o którym mówi Marcegaglia, to projekt przejęcia lub fuzji między Parmalat a znanym producentem słodyczy Ferrero. Pracują nad nim obie firmy, ale również banki, m.in. Intesa SanPaolo (zainteresowany był też UniCredit). – Obie firmy przyznały, że są zainteresowane długookresowym projektem przemysłowym, pracujemy nad tym – powiedział szef banku Corrado Passsera.
Nad projektem ewentualnego przejęcia Edisona – czyli de facto sprzątnięcia firmy sprzed nosa Francuzom – pracuje największy włoski koncern Eni. „Il Sole 24 Ore“, największy dziennik gospodarczy Włoch, pisze tak: – Z Eni dobiegają sygnały, ze grupa jest gotowa do interwencji jeżeli zostanie wezwana – pisał dziennik.
Problem ma szerszy wymiar. W Europie przywiązanie do narodowych marek i krajowego kapitału jest bardzo duże i rośnie. Nowe reguły wspierające krajowy kapitał w sytuacji przejęć chcą wprowadzić nawet słynący z liberalizmu Brytyjczycy. To reakcja na przejęcie Cadbury przez amerykański koncern Kraft. W Polsce problem nie jest tak bardzo obecny, ponieważ nasz sukces gospodarczy opiera się na imporcie kapitału i technologii. Chociaż i Polska ma swoją walkę o narodowe czempiony. Rząd chce np. wprowadzić do statutów PKO BP i PZU zmiany umożliwiające utrzymanie kontroli strategicznej nad tymi instytucjami nawet przy minimalnym pakiecie posiadanych akcji.
Włosi przypominają Francuzom, że ci wprowadzili w 2005 r. prawo dające rządowi możliwość blokowania przejęć przez zagraniczne podmioty francuskich firm w strategicznych dla kraju sektorach. Ucierpiał na tym m.in. włoski Eni, który chciał w 2006 r. kupić Gaz de France Suez. Teraz Włosi nadzwyczajniej rewanżują się swoim sąsiadom i ten rewanż znajduje poklask wśród opinii publicznej, również tej proeropejskiej i otwartej na świat. Nawet jeżeli jest to poklask stonowany i owinięty w serię deklaracji o konieczności przestrzegania reguł. Dziennik „Corriere della Sera“ napisał sugestywnie w komentarzu: – Francuzi są ostatnimi, którzy powinni się dziwić, mają liczne przepisy, które bronią ich firm przed przejęciami.
Z jednej strony, trudno się dziwić włoskiemu przywiązaniu do rodzimych marek i tradycji. Tak znane brendy, jak Benetton, Ferrero, Ferrari, Fiat, Martini są – lub były – firmami rodzinnymi, a we Włoszech rodzina to świętość. Problem zaistniał nawet w kulturze masowej – historię włoskiego producenta ubrań, sprzedawanego przez „złego“ syna „złym“ inwestorom, opowiada film „Jestem miłością“, który zrobił w 2010 r. karierę na europejskich festiwalach filmowych.
Z drugiej strony, jak przyznaje Emma Marcegaglia, problem przejęć włoskich czempionów, to problem strukturalny włoskiej gospodarki, który Włosi mogą rozwiązać jedynie poprzez zwiększenie konkurencyjności własnego rynku. Firmy rodzinne muszą szerzej otworzyć się na fuzje i przejęcia, gdyż tylko w ten sposób będą mogły uzyskać dostęp do rynków finansowych. Rząd zaś powinien – zdaniem Marcegaglii – miękko wspierać włoski biznes, promując go za granicą oraz wprowadzając regulacje ułatwiające konsolidację firm i wzmacniające ich konkurencyjną pozycję.
To chyba najlepszy wniosek. Gospodarczy patriotyzm w Europie nie zniknie prędko, ale może rządy będą uczyć „nowoczesnego patriotyzmu“, dając firmom wsparcie w postaci lepszego prawa, a nie sztucznych tarcz ochronnych.