Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

W Indiach rośnie nowa kasta milionerów

Indie zachwycają tempem wzrostu gospodarczego – ponad dwukrotnie szybszym niż w Chinach. Wciąż jednak daleko im do poziomu Państwa Środka, jeśli chodzi o udział w światowej produkcji. Budowie kapitalizmu towarzyszy rozwarstwienie społeczne.
W Indiach rośnie nowa kasta milionerów

©Getty Images

Narendra Modi, przywódca Indyjskiej Partii Ludowej (BJP), po raz trzeci wygrał w czerwcu 2024 r. wybory parlamentarne, choć tym razem będzie potrzebował koalicjanta. Po raz pierwszy doszedł do władzy dekadę temu, gdy na fali recesji osłabło poparcie dla Kongresu Narodowego. Partii związanej z legendarną dynastią Gandhich na przestrzeni dziesięcioleci nie udało się zapewnić lepszych standardów i warunków życia dla setek milionów ludzi, nie tylko na wsi, ale i w miejskich slumsach. Pojawił się żyzny grunt dla nowej siły politycznej. Nacjonalistyczna Partia Ludowa skierowała gniew elektoratu przeciwko muzułmanom i skorumpowanemu, jak twierdziła, establishmentowi w epoce Kongresu Narodowego.

Bastionem hinduskiego nacjonalizmu, do którego odwołuje się partia BJP, są zacofane obszary kraju, które nie odniosły korzyści z gwałtownego wzrostu kapitalizmu w miastach. Rząd Modiego prowadzi politykę gospodarczą, w której tendencje liberalne ścierają się z interwencjonizmem państwowym. Z jednej strony, nieufnie patrzy na korporacje międzynarodowe i chce budować potęgę kraju, promując rodzimych producentów i chroniąc małych przedsiębiorców. Z drugiej strony, stara się przyciągać zagraniczny kapitał w celu tworzenia miejsc pracy. Realizuje jednocześnie ideę państwa opiekuńczego: rozszerzył programy opieki społecznej, takie jak bezpłatne zboże dla 800 mln najbiedniejszych, miesięczne stypendium w wysokości 1250 rupii (16 dol.) dla kobiet z rodzin o niskich dochodach czy darmowe podłączenie gazu do milionów domów dla ubogich. Roztacza przed społeczeństwem wizję wkroczenia w epokę Viksit Bharat („Rozwinięte Indie”), czyli osiągnięcia statusu gospodarki rozwiniętej w opozycji do wschodzącej. Taki cel wyznaczył dla Republiki na stulecie jej istnienia w 2047 r.

Lider wzrostu

Sytuacja gospodarcza Indii istotnie sprzyja tworzeniu bogactwa. Inflacja oscyluje w granicach 5 proc. Wzrost gospodarczy wyniósł 8 proc. w roku budżetowym zakończonym w marcu 2024 r., co ugruntowało pozycję Indii jako najszybciej rozwijającej się dużej gospodarki na świecie. Ostatnie 10 lat to dla tego kraju okres silnego wzrostu. Z dziewiątego miejsca na liście największych gospodarek świata awansował na piąte, z rekordowym w skali świata wzrostem PKB o 83 proc. Dla porównania: chińska gospodarka w analogicznym okresie doświadczyła wzrostu o 68 proc., amerykańska – o 54 proc., niemiecka – o 14 proc., a japońska skurczyła się o 14 proc. – wynika z danych MFW. W latach 2014–2023 PKB na mieszkańca wzrósł o 55 proc.

Zobacz również:
Indie i Chiny: trudne sąsiedztwo

Według Bloomberg Economics wzrost gospodarczy Indii przyspieszy do końca tej dekady do 9 proc., a Chin spowolni do 3,5 proc. Obecnie gospodarka Indii, której wielkość szacuje się na 3,5 bln dol., pozostaje daleko w tyle za gospodarką Chin wartą 17,8 bln dol. Ale Deutsche Bank prognozuje, że do 2030 r. PKB Indii skoczy do 7 bln dol., natomiast Goldman Sachs przewiduje, że do 2075 r. Indie staną się drugą co do wielkości gospodarką świata – po Chinach i przed USA.

Zająć miejsce Chin

Indie korzystają z trendu dywersyfikacji łańcuchów dostaw i pozycjonują się jako alternatywa dla Chin, szczególnie w obliczu pogarszających się stosunków między Waszyngtonem a Pekinem. Rzeczywiście są jedynym rynkiem Azji Południowo-Wschodniej, który w dłuższej perspektywie oferuje skalę porównywalną do Chin. Rosnący rynek wewnętrzny, ciągłość polityki i młody profil demograficzny zwiększają atrakcyjność Indii w oczach inwestorów. Inwestycje w infrastrukturę fizyczną, niezbędną do pobudzenia produkcji, podwoiły się w ciągu ostatnich 10 lat: z 1,6 proc. PKB w 2015 r. do 3,2 proc. obecnie. Na przeszkodzie głębszej integracji z globalnymi łańcuchami dostaw stoją jednak zapędy protekcjonistyczne. Taryfy celne wzrosły z 13,5 proc. w 2013 r. do 18 proc. obecnie – znacznie więcej niż w Indonezji czy Tajlandii. Indie nie przystąpiły też do żadnej z azjatyckich umów handlowych zawartych w ciągu ostatniej dekady.

Podejrzliwość wobec importu wpisuje się w strategię „Make in India”, której celem jest tworzenie miejsc pracy dla coraz szerszej rzeszy osób chcących porzucić rolnictwo, przenieść się do miast i znaleźć tam zatrudnienie. Tyle że ta strategia nie działa. Obecnie przemysł wytwórczy, który mógłby stworzyć miejsca pracy dla ogromnej rzeszy młodych ludzi, generuje tylko 17 proc. PKB (w Chinach – w granicach 30 proc.). A udział Indii w światowej produkcji jest wciąż ułamkowy i utrzymuje się na poziomie poniżej 3 proc., podczas gdy w przypadku Państwa Środka wzrósł z 25 proc. do ponad 30 proc. w ciągu ostatnich 10 lat.

Zobacz również:
„Samowystarczalne Indie” mogą się wolniej rozwijać

Protekcjonizm odnosi się w większym stopniu do handlu niż do bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Mimo to w wielu sektorach na czele z IT zagraniczne firmy muszą szukać lokalnych dostawców niektórych komponentów, jeśli chcą zdobywać kontrakty. Obecnie Indie przyciągają BIZ brutto o wartości mniejszej niż 30 mld dol. rocznie, co stanowi zauważalny spadek w porównaniu z ponad 50 mld dol. w latach 2019–2022. Stąd też rząd Modiego uruchomił program zachęt inwestycyjnych w sektorze wytwórczym o wartości 26 mld dol., którego celem jest zmotywowanie firm do rozpoczynania produkcji w 14 sektorach, od elektroniki i motoryzacji po farmaceutyki. Wydaje się, że to jest – w połączeniu z inwestowaniem w infrastrukturę i kapitał ludzki – znacznie lepsza droga do industrializacji niż ograniczenia wynikające z protekcjonizmu. Tylko poprawa konkurencyjności oraz jakości produktów i usług może naprawdę zapewnić Indiom bezpieczeństwo gospodarcze i długofalowy rozwój.

Giełdowa hossa

Świetne wskaźniki wzrostu gospodarczego znajdują odzwierciedlenie na rynku kapitałowym, który osiąga rekordowe wyniki. Kapitalizacja spółek notowanych na giełdach w Indiach przekroczyła pod koniec 2023 r. 4 bln dol. Według Macquarie Capital w rękach inwestorów indywidualnych jest 9 proc. wartości indyjskiego rynku akcji, podczas gdy inwestorzy zagraniczni mają nieco mniej niż 20 proc. Analitycy spodziewają się ożywienia inwestycji zagranicznych w drugiej połowie 2024 r. – po wyborach.

Szacuje się, że w latach 2018–2022 w Indiach każdego dnia rodziło się 70 nowych milionerów. W ciągu ostatniej dekady majątek miliarderów wzrósł niemal 10-krotnie, a ich łączny majątek jest wyższy niż cały budżet narodowy Indii.

W Indiach działają dwie główne giełdy: Indyjska Narodowa Giełda Papierów Wartościowych (NSE) oraz BSE, najstarsza giełda w Azji, znana wcześniej jako Giełda Papierów Wartościowych w Bombaju. Rosnąca wartość rynku kapitałowego w Indiach sprawia, że ustępuje on jedynie giełdom w Stanach Zjednoczonych, Chinach i Japonii. Indeks BSE SENSEX, który śledzi 30 dużych spółek, wzrósł na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy o ponad 22 proc., natomiast NSE Nifty 50 zyskał w tym czasie o ponad 25 proc. Giełdy w Indiach również odnotowują wzrost liczby pierwszych ofert publicznych. Według raportu EY w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2023 r. zadebiutowało tam 150 spółek. Dla porównania: w Hongkongu 42.

Debiutom giełdowym sprzyjają sukcesy startupów. W marcu 2023 r. liczba krajowych jednorożców, wyceniana na ponad 1 mld dol., wynosiła 84, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym i Chinom – wynika z danych Crunchbase. Optymizm inwestorów co do Indii ostro kontrastował w 2023 r. z nastrojami panującymi w Państwie Środka. Zaniepokojenie inwestorów słabym popytem konsumenckim i przedłużającym się kryzysem na rynku nieruchomości w drugiej co do wielkości gospodarce świata odcisnęły piętno na jej rynkach. Chiński Shanghai Composite spadł w tym roku o 7 proc., podczas gdy indeks Hang Seng w Hongkongu spadł o prawie 19 proc. (jednak od początku 2024 r. zaczęły odrabiać straty).

Żniwa dla bogatych

Okazuje się, że Indie Modiego to wylęgarnia milionerów. Z badania World Inequality Lab wynika, że od czasu dojścia do władzy partii BJP w 2014 r. w Indiach miał miejsce gwałtowny wzrost nierówności dochodów – obecnie należą one do najwyższych na świecie i są znaczniejsze niż w USA, Brazylii i RPA. Przepaść między bogatymi i biednymi w Indiach jest obecnie tak głęboka, że pod pewnymi względami podział dochodów w Indiach był sprawiedliwszy pod brytyjskimi rządami kolonialnymi niż obecnie. Według statystyk 10 proc. najbogatszych kontroluje 77 proc. całkowitego bogactwa narodowego. W populacji liczącej 920 mln dorosłych mniej niż 10 tys. osób zarabia średnio 480 mln rupii (5,7 mln dol.), podczas gdy średni dochód wynosi 2800 dol., a 9 na 10 Hindusów zarabia mniej niż średnia. Szacuje się, że w latach 2018–2022 w Indiach każdego dnia rodziło się 70 nowych milionerów. W ciągu ostatniej dekady majątek miliarderów wzrósł niemal 10-krotnie, a ich łączny majątek jest wyższy niż cały budżet narodowy Indii.

Według globalnej listy bogatych sporządzonej przez Hurun Research Institute na 2024 r., łączna liczba miliarderów w Indiach wynosi 271, a w samym tylko 2023 r. przybyło 94. To więcej nowych miliarderów niż w jakimkolwiek kraju innym niż Stany Zjednoczone, a ich łączny majątek wynosi prawie 1 bln dol., czyli 7 proc. całkowitego bogactwa świata. Ci najwięksi, tacy jak Mukesh Ambani, Gautam Adani i Sajjan Jindal, dorobili się nie na wprowadzaniu innowacyjnych produktów i usług na rynki światowe, ale poprzez wyszukiwanie okazji zakupowych w krajowych gałęziach przemysłu, takich jak transport, telekomunikacja, energetyka i gaz, metale, handel detaliczny, media oraz nowa energia.

***

Aż 85 proc. lokalnej siły roboczej stanowią pracownicy fizyczni, którzy muszą dostosowywać się do nowych wyzwań branżowych. Według raportu Światowego Forum Ekonomicznego Indie muszą do 2030 r. wykształcić i podnieść kwalifikacje ponad 400 mln pracowników, jeśli mają utrzymać obecne tempo wzrostu. W tym celu potrzebne są inwestycje w infrastrukturę obszarów wiejskich, upowszechnienie dostępu do Internetu, programy umiejętności cyfrowych, inicjatywy w zakresie podnoszenia umiejętności i technologię sztucznej inteligencji. Klucz do poprawy produktywności i konkurencyjności – i osiągnięcia Viksit Bharat – leży w cyfryzacji. To największe wyzwanie, jakie stoi przed Narendrą Modim – drugim premierem po Jawaharlalu Nehru, który został zaprzysiężony na trzecią kadencję z rzędu.

©Getty Images

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Indie (na razie) nie aspirują do bycia potęgą w światowym handlu

Kategoria: Trendy gospodarcze
Indie chociaż dorównały Chinom pod względem liczby ludności, to ich rola w międzynarodowym handlu jest zdecydowanie mniejsza. W 2022 r. wartość indyjskiego eksportu była ośmiokrotnie mniejsza w porównaniu z chińskim eksportem.
Indie (na razie) nie aspirują do bycia potęgą w światowym handlu

Rośnie znaczenie Indii w globalnych łańcuchach dostaw

Kategoria: Trendy gospodarcze
Zerwane w czasie pandemii łańcuchy dostaw wielu towarów, konieczność ich dywersyfikacji z uwagi na narastający konflikt chińsko-amerykański zwiększają szanse Indii w handlu międzynarodowym. Kraj ten przeprowadził wiele reform, które zdynamizowały wzrost gospodarczy i jest coraz lepiej przygotowany do konkurencji o zachodnie rynki, a jego władze dobitnie wyrażają ambicje w tym zakresie.
Rośnie znaczenie Indii w globalnych łańcuchach dostaw

Chiński syndrom w Indiach

Kategoria: Trendy gospodarcze
Indie i Chiny, dwa najludniejsze państwa świata o porównywalnym potencjale ludnościowym zwróciły większą uwagę na siebie po kryzysie finansowym i gospodarczym z 2008 roku. Wyrosły bowiem jako dwa najpotężniejsze Wschodzące Rynki i od tej pory zaczęły odgrywać coraz większą rolę na arenie międzynarodowej i to nie tylko w ramach grupy BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA) czy  G-20.
Chiński syndrom w Indiach