„Obserwator Finansowy”: Temat kapitału żelaznego, czyli inwestycyjnego uczelni, od dawna znany jest na Zachodzie, natomiast w Polsce dopiero zaczynamy o tym mówić. Uczelnie powinny budować swój majątek i same inwestować w dalszy rozwój, bardziej niż pozwalałyby na to dotacje państwowe. Jakie długofalowe możliwości daje taka praktyka? W Polsce powstał właśnie pierwszy fundusz venture capital „Warsaw University of Technology Investment Factory” (WUT IF) przy uczelni publicznej. Czy my potrzebujemy takich rozwiązań?
Robert Sitnik: To fundusz założony przez Politechnikę Warszawską przy współudziale ekspertów spoza uczelni. Fundusz i jego zespół zarządzający działają niezależnie, sam podejmując decyzje inwestycyjne. Głównym powodem jego powstania była niewypełniona nisza. Takie rozwiązania działają tam od dawna. W Stanach Zjednoczonych nawet od 35 lat. W Polsce dopiero jesteśmy na początku tej długiej drogi. Na wielu uczelniach powstały programy akceleracji i inkubacji, ale ich absolwenci na rynku muszą sobie radzić sami. A z tym bywa różnie.
Środowisko naukowe a rynek, to chyba dwie zupełnie różne sprawy…
Środowisko naukowe niespecjalnie odnajduje się na rynku, a my chcemy być tym ogniwem, które lepiej zagospodaruje i zaadresuje technologie oferowane przez uczelnie. Tu widzimy swoją szansę.
A co z kapitałem?
Niestety dysponujemy dużo mniejszym kapitałem niż fundusze czy zespoły, które są dobrze rozpoznawalne i już odniosły sukces. My dopiero zaczynamy. Chcemy wnieść naszą niepowtarzalną cechę docierania jako pierwsi do zespołów uczelnianych. Dodatkowo chcemy inwestować w spółki z wyraźną przewagą technologiczną, którą będziemy potrafili realnie rozpoznać. To tak na rozgrzewkę.
Czyli jest konkretna funkcja, a nie działanie stricte wizerunkowe. A jaki jest długofalowy cel tego przedsięwzięcia?
Cel i efekt wizerunkowy uczelni są bardzo ważne i nie można tego nie doceniać. Tak z perspektywy naszego zespołu, jak i z punktu widzenia Politechniki Warszawskiej chodzi o to, aby ten fundusz funkcjonował przy uczelni i wspierał jej działania oraz wskazywał dobre praktyki. Naszą inspiracją są Niemcy, Dania i inne kraje skandynawskie, w których fundusze przy uczelniach rosną z roku na rok i dysponują coraz większym kapitałem. Część spółek, które tam zaczynały, rośnie w znaczącym tempie. My chcemy pójść tym śladem, wzorować się na tamtejszych funduszach, bo choć polski kontekst może i jest inny, ale co do zasady uczelnie są uczelniami, biznes to biznes, otoczenie jest podobne, naukowcy w poszczególnych krajach też są podobni, więc należy korzystać z dobrych praktyk.
Zobacz również:
Czy publiczne i prywatne finansowanie badań naukowych to substytuty?
W przypadku funduszu VC inwestowany jest tylko kapitał z zewnątrz?
Będziemy pozyskiwali kapitał wyłącznie z zewnątrz. To jedno z naszych najtrudniejszych zadań.
Kto jest zainteresowany albo kto może być zainteresowany?
To jest powiązane z tzw. pipeline’em (kolejką projektów – red.). Jeżeli będziemy mieli w portfolio dobre spółki, zdecydowanie łatwiej będzie można pozyskać kapitał. W przeciwnym wypadku, to oczywiste, będzie trudniej.
A jak obecnie kształtuje się sytuacja?
Mamy w naszym połączonym networku inwestorów prywatnych. Jeżeli przedstawimy im dobre spółki, to przy capital callu (wezwaniu do zwrotu kapitału, będącym prawem firmy inwestycyjnej do zażądania przeniesienia obiecanych funduszy od inwestorów – red.) zbierzemy potrzebne fundusze. Dlatego bardzo mocno rozwijamy networking i sourcing projektów tak, aby zidentyfikować jak najlepsze spółki i walczyć o kapitał.
Zobacz również:
Prof. Dragan dla SGMK: Przygotujmy się na to, że będziemy co chwilę zaskakiwani
Dlaczego warto interesować się tego typu funduszem zaangażowanym w startupy deep tech, na tak wczesnym etapie ich działania? Na rynku mamy już przecież doświadczone fundusze Venture Capital i szereg startupów, które mają możliwość szukania kapitału do dalszego rozwoju?
To jest dobre pytanie, ale ja bym je odwrócił. Dlaczego zatem inwestować w startupy, skoro na giełdzie funkcjonują spółki, które są rozpoznawalne i można bezpiecznie w nie inwestować? Pojawia się bowiem nowa szansa, nowe otwarcie, a my jesteśmy w stanie zidentyfikować technologię, rozpoznać potencjał i zweryfikować, czy ich przewaga istnieje w rzeczywistości, czy może tylko w Power Poincie. Potrafimy trafnie ocenić, czy te projekty są realizowane i czy mogą się technologicznie zeskalować. Mamy też szansę dotrzeć do takich zespołów pierwsi, w szczególności do tych wywodzących się z uczelni. W tym właśnie upatrujemy swoje szanse. Warto też wspomnieć o tym, że fundusze przy uczelniach, mające ich faktyczne wsparcie, stabilniej się rozwijają. Nie ma takiego ciśnienia jak przy komercyjnych funduszach.
Czy to przekona inwestorów?
Jako inwestora przekonałoby mnie to, że mamy kontakt z projektami na wczesnym etapie ich rozwijania. Z drugiej strony mamy zespoły, które były już w pewnym momencie zweryfikowane, mamy dostęp do ich dotychczasowego track recordu. Bo największym problemem startupów wydaje się być weryfikacja założeń, kompetencji, technologii, ludzi, motywacji itd. Zespół jest kluczowym elementem układanki, zwłaszcza na wczesnym etapie. Technologia również jest bardzo ważna, ale już definicja produktu, który bazuje na tych technologiach, bardzo często zmienia się na samym początku. To jest weryfikacja rynkowa i biznesowa. Może się bowiem okazać, że trzeba skierować działania w zupełnie inną stronę. Jeśli już mamy zespół, który potrafi zarządzać takim wyzwaniem i jest mu w stanie sprostać, minimalizując straty i maksymalizując potencjał w przyszłości, to to jest klucz. Weryfikacja to tak naprawdę największe wyzwanie, jeżeli chodzi o tego typu działania. Te najważniejsze etapy weryfikacji mamy już za sobą. Ci ludzie już studiują na najlepszej technologicznej uczelni – Politechnice Warszawskiej. Pozostaje weryfikacja, np. produktowa: czy to, co wymyślą, czyli nowy produkt, będzie się sprzedawało itd. To są dalsze etapy, ale ta weryfikacja dokonana przez nas na samym początku będzie niewątpliwym atutem. Większość ludzi nie ma też wątpliwości, że Politechnika Warszawska potrafi wytwarzać technologie, które działają i powstają z myślą o przemyśle. Dysponujemy światowej klasy zespołami, które mają potencjał intelektualny i możliwości technologiczne. To, co wyróżnia WUT IF jako zespół to, że przeszliśmy szkolenia akceleracyjne VCLab dla założycieli funduszu. Składało się na to szesnaście sprintów, z różnymi zadaniami związanymi z działaniami funduszu.
To jaki jest status tego funduszu? Kto go tworzy, kto wyłożył środki?
Zostaliśmy wpisani do KRS i jesteśmy zarejestrowani w KNF. Teraz zaczynamy czynności związane z uruchomieniem funduszu. Politechnika Warszawska nas wspiera, natomiast naszą rolą jest pozyskanie środków od inwestorów, zbudowanie pipeline’u projektów i rozpoczęcie inwestycji. Założyliśmy klasyczny model 20 i 2, czyli 20 proc. to carry dla założycieli, a 2 proc. to roczne koszty utrzymania.
Jakie działania są teraz najważniejsze?
Na najbliższe dwa lata mamy zaplanowane działania związane z trzema lub czterema inwestycjami. Planujemy inwestować w spółki do 1,5 mln zł. Zdajemy sobie natomiast sprawę z tego, że deep techowe inwestycje w wielu przypadkach mogą wymagać więcej kapitału. Nawiązujemy dobre relacje z wieloma funduszami i prywatnymi inwestorami. Wszystko zależy od pozyskanych projektów. Jeżeli będziemy mieli dobre projekty, to środki szybko się znajdą. Będziemy zatem robić wszystko, aby pozyskać i eksplorować tylko te najlepsze.
Czyli jakie?
Projekty muszą być po prostu skalowalne i mieć globalny potencjał. Muszą też być inwestowalne, czyli takie, które mieszczą się w horyzoncie czasowym, który rozważamy i przyniosą zyski inwestorom, bo oni po to właśnie angażują swoje pieniądze w fundusz.
Dlaczego jest to trudne? Czy Polska jest już dość rozwiniętym rynkiem na takie działania i czy on w ogóle istnieje u nas? Czy inwestorzy są na tyle dojrzali, żeby w to inwestować? To jednak duże ryzyko…
Nie będziemy się skupiali tylko na polskich inwestorach. Zawiązujemy network z innymi funduszami działającymi przy uczelniach w Europie i na świecie. Dostrzegamy tu szansę na wspólne działania, wymianę doświadczeń i przenoszenie dobrych praktyk oraz ich promowanie w Polsce. Nie skupiamy się zatem tylko na Polsce.
Zobacz również:
Zawody przyszłości, które będą na topie przez kolejne 30 lat
Jakim kapitałem dysponuje fundusz? Jaki jest minimalny wkład inwestora? Jaki horyzont inwestycyjny?
Jeśli chodzi o wkład LP (ang. limited parter, czyli pasywny inwestor w funduszu VC – red.), to mamy nowe regulacje, które mówią o tym, że 64 tys. euro to minimalna kwota, czyli około 250 tys. zł. Przy technologiach deep tech zakładamy około 13-letni horyzont inwestycyjny.
Jakiego rodzaju wsparcia, poza finansowym, udzielacie founderom?
Pomagamy na różne sposoby. Naszym założycielem jest Politechnika Warszawska, więc mamy bardzo preferencyjny dostęp do jej zasobów, zarówno do możliwych konsultacji technologicznych, jak i rozwiązywania problemów technologicznych w naszych spółkach. Od kilkudziesięciu lat na Politechnice Warszawskiej rozwijają się zespoły badawcze i kadra naukowa. Współpraca pomiędzy nimi a spółkami może się okazać atrakcyjna zarówno finansowo, jak i czasowo, bo na uczelniach są ludzie, którzy w konkretnych technologiach siedzą od lat i z marszu mogą rozwiązać wszelkie problemy związane ze swoją specjalizacją. Startup natomiast, nie mając takiego zaplecza, musi znaleźć kompetentną osobę bądź firmę, która wesprze go w rozwiązywaniu takich trudności. Choć współpraca z uczelnią może mieć pewne wady natury administracyjnej, to może się okazać atrakcyjnym rozwiązaniem, jeśli trafi się na dobry zespół wsparcia dla founderów.
A co może przekonać inwestorów?
Potrzebna jest najlepsza ekspozycja projektów. Czy te projekty faktycznie okażą się przekonujące, jak będziemy je prezentować. To już każdy będzie musiał ocenić samemu. To samo rozwiązanie zdaniem dwóch różnych osób może być świetne albo beznadziejne, więc konieczne będzie indywidualne podejście i rozmowy. Znamy bowiem przypadki, gdy duży gracz nie zainwestował w spółkę, a ta osiągnęła sukces, i odwrotnie. Tak to już jest w świecie startupów technologicznych, że sukces zależy od wielu czynników. Rozwój spółki na wczesnym etapie inwestycji zawsze stanowi pewne ryzyko. Robimy to, co potrafimy najlepiej, a czas pokaże, jaki będzie efekt.
Czy będziecie się skupiać tylko na przełomowych technologiach?
Nasz target to deep tech, gdyż chodzi nam o takie rozwiązania, które dają przewagę technologiczną. Na uczelniach technicznych powstaje sporo takich rozwiązań, więc chcemy na nich oprzeć nasze portfolio. Jeżeli barierą jest tylko dobry pomysł na biznes i zespół, który sprawnie potrafi wdrożyć go w życie, a technologia jest znana, to nie jest nasz target, ponieważ zespół z większym zapleczem finansowym bądź lepiej zorganizowany, jest w stanie zrobić to samo i prędzej rozwinąć produkt.
Czy są jakieś warte wyróżnienia przykłady takich działań z dojrzałych już rynków, takich jak USA czy Europa Zachodnia, gdzie mówimy o funduszach VC przy uczelniach, technologiach i startupach?
Przykładem może być pierwowzór uczelnianych funduszy VC, który powstał w Chicago. Obecnie ma już swoją czternastą rundę. Zaczynali od 9 mln dol., a po 35 latach dysponują już kapitałem w wysokości 3 mld dol.
Zobacz również:
Słaby rok dla startupów
Czy jest szansa dla młodych ludzi, którzy chcą w ten sposób zbudować swoją firmę przyszłości?
Na pewno można budować samemu, bez wsparcia z zewnątrz i rozwijać spółkę z własnych wypracowanych zysków. Obranie takiej drogi z pewnością daje dużą niezależność, bo nie ma na pokładzie inwestorów, którzy zawsze mają coś do powiedzenia. Nie jest to jednak łatwa droga. Inwestorzy są natomiast szansą na to, aby ten proces przyspieszyć, ponieważ rozwijając się samemu, można liczyć tylko na siebie. Przy dobrym doborze inwestorów, można rozwinąć się znacznie prędzej i znacznie szybciej osiągnąć zamierzony efekt. Dlatego rozumiem rolę funduszy VC jako wspierających, pomagających spółkom szybciej się wyskalować i urosnąć. Trzeba pamiętać, że konkurencja nie śpi, a czas odgrywa tu olbrzymią rolę. Jeśli ktoś inny będzie rozwijał się w tej samej dziedzinie znacznie szybciej od nas, to nas przegoni. A obecnie na rynku technologii ten, kto jest pierwszy w swojej dziedzinie, zdominuje swoim rozwiązaniem świat, przynajmniej na jakiś czas. W technologiach nie ma drugich miejsc, ponieważ nie ma kilku równoległych podobnych technologii, z których każda się rozwija i coś wygrywa. Nawet jeśli w początkowym okresie taki scenariusz jest możliwy, jak np. w przypadku sztucznej inteligencji, to bardzo możliwe, że za parę lat ten rynek zdominuje tylko jedno rozwiązanie.
A w tym wyścigu VC też musi zarabiać…
W tej całej grze chodzi nie tylko o to, żeby wejść, ale też, żeby wyjść, więc moment wyjścia też jest decydujący.
Na co pójdzie ewentualnie wypracowany zysk? Czy WUT IF da zarobić uczelni i zbudować jej tzw. żelazny kapitał? Czy jakaś część pozyskanych lub wypracowanych środków będzie przeznaczona na działalność i inwestycje Politechniki Warszawskiej?
W tej chwili tak naprawdę jeszcze tego nie wiemy.
A dywidenda, a inwestorzy? Jak wygląda patrzenie na zysk w kontekście pozostałych inwestorów?
WUT IF inwestuje na etapie wczesnego rozwoju spółek, więc całe środki powinno się przeznaczać na dalszy rozwój, skalowanie i wzrost ich wartości. Tego oczekują inwestorzy. Nie oczekują dywidendy od spółek, które się rozwijają, bo to jest działalność odwrotna do zwiększania wartości czy do skalowania.
Czy to wszystko się uda?
Czy się uda? My pracujemy w tej chwili na 120 proc. i dajemy z siebie wszystko, aby się udało. Pokonujemy wszelkie przeszkody, które napotykamy: formalne, mentalne i inne. Poświęcamy czas i energię. Mocno wierzymy w to, że nam się uda.
Rozmawiał Maksymilian Wysocki