Autor: Mohamed El-Erian

Główny doradca ekonomiczny Allianz, publicysta Project Syndicate.

W trzy lata gospodarka znów stanie na rozdrożu

Akurat wtedy, gdy wśród ekonomistów głównego nurtu akceptację zyskała opinia, iż gospodarki Zachodu przyzwyczajają się do „nowej normalności”, czyli niskiego tempa wzrostu zaczęły się pojawiać wątpliwości, czy się ona utrzyma. Być może bowiem świat zmierza ku ekonomicznym i finansowym rozdrożom. Wszystko zależy od kluczowych decyzji w polityce gospodarczej.  
W trzy lata gospodarka znów stanie na rozdrożu

We wczesnych dniach 2009 roku „nowej normalności” nie było widać na żadnym radarze. Globalny kryzys, jaki wybuchł parę miesięcy wcześniej, wywołał oczywiście zamieszanie w gospodarce globalnej, powodując spadek produkcji, gwałtowny wzrost bezrobocia i załamanie handlu. Zaburzenia były widoczne nawet w najbardziej stabilnych i wyszukanych segmentach rynków finansowych.

Mimo to instynkt skłaniał większość ludzi do określania tego wstrząsu jako czegoś tymczasowego i odwracalnego – jak recesja w kształcie litery V, którą cechuje ostre załamanie i gwałtowne ożywienie. Ten kryzys pojawił się przecież najpierw w krajach rozwiniętych – przyzwyczajonych do radzenia sobie z cyklem koniunkturalnym – nie zaś w państwach wschodzących, gdzie dominują czynniki strukturalne i długofalowe.

Niektórzy obserwatorzy już wtedy zauważali jednak oznaki świadczące, iż wstrząs ten będzie miał większe konsekwencje, a gospodarki krajów rozwiniętych znajdą się na irytującej i – co niezwykłe – bardzo długiej trajektorii niskiego wzrostu. W maju 2009 roku ja i moi koledzy z PIMCO wystąpiliśmy z taką hipotezą, nazywając tę sytuację „nową normalnością”.

W kołach akademickich i politycznych koncepcja ta spotkała się z zimnym raczej przyjęciem, co – zważywszy na silny odruch myślenia i działania w ujęciu cyklicznym – stanowiło reakcję zrozumiałą. Mało kto gotów był przyznać, że w krajach rozwiniętych postawiono – ryzykując wszystko – na błędny model wzrostu gospodarczego, a jeszcze mniej godziło się z poglądem, że aby zyskać wyobrażenie o strukturalnych utrudnieniach we wzroście (w tym o nawisie zadłużenia oraz nadmiernych nierównościach) powinny się one przyjrzeć krajom wschodzącym.

Gospodarcze odbicie wciąż nie następowało. Przeciwnie, przez lata nie tylko utrzymywał się słaby wzrost i wysokie bezrobocie, ale pogorszyła się również t.zw. triada nierówności (dochodu, majątku i szans). Konsekwencje tego wykraczały poza ekonomię i finanse, powodując naruszenie regionalnych porozumień politycznych, nasilając zakłócenia natury politycznej na poziomie krajowym i sprzyjając pojawianiu się partii i ruchów skierowanych przeciwko establishmentowi.

Jako że nadzieje na ożywienie w kształcie litery V coraz trudniej było uzasadnić, teoria „nowej normalności” zyskała w końcu powszechną akceptację. W trakcie tego procesu przydano jej kilka nowych etykietek. W październiku 2014 roku Christine Lagarde, dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ostrzegała, że gospodarkę krajów rozwiniętych czeka „nowa przeciętność”. A były sekretarz skarbu USA, Larry Summers, przewidywał epokę „długotrwałej stagnacji”.

Dziś sugestia, że Zachód może na wyjątkowo długi okres ugrzęznąć w równowadze, którą cechuje wzrost na niskim poziomie, nie stanowi już niczego nadzwyczajnego. Mimo, że – jak wyjaśniam w mojej nowej książce „The Only Game in Town: Central Banks, Instability, and Avoiding the Next Collapse” (Jedyny możliwy wybór: banki centralne, niestabilność i unikanie kolejnego załamania)- destabilizująco na tę równowagę wpływają narastające napięcia i sprzeczności wewnętrzne, a także nadmierne poleganie na polityce pieniężnej.

Kiedy bowiem wraz z nabrzmiewaniem baniek finansowych przeobrażeniu ulega natura ryzyka finansowego, pogłębiają się nierówności i wciąż zyskują uznanie nietradycyjne – a w pewnych przypadkach skrajne – siły polityczne, to uspokajający wpływ polityki pieniężnej osiąga kres swoich możliwości. Coraz bardziej ponuro wygląda więc perspektywa utrzymania gospodarczych silników w ruchu – choćby nawet na niskich obrotach – za pomocą takich rozwiązań. Wydaje się raczej, że gospodarka światowa zmierza ku kolejnemu rozdrożu, gdzie dotrze – jak oczekuję – w ciągu następnych trzech lat.

Może to wcale nie być takie złe. Jeśli architekci polityki zastosują bardziej wszechstronną reakcję, mogą swoje gospodarki wprowadzić na stabilniejszą i bardziej pomyślną ścieżkę wzrostu. Wzrostu, który będzie cechować wysoka inkluzyjność, malejące nierówności oraz rzeczywista stabilność finansowa. Tego typu reakcja polityki gospodarczej musiałaby obejmować prowzrostowe reformy strukturalne (jak wyższe inwestycje w infrastrukturę, poprawa systemu podatkowego oraz zmiana narzędzi oddziaływania na rynek pracy), bardziej aktywną politykę fiskalną, ulgi dla nadmiernie zadłużonych i ulepszenie koordynacji w skali globalnej. Takie posunięcia – wraz z innowacjami technicznymi oraz wykorzystaniem odłożonej przez przedsiębiorstwa gotówki – spowodowałyby uruchomienie mocy produkcyjnych, prowadząc do szybszego i bardziej inkluzyjnego wzrostu, a jednocześnie wzmacniając ceny aktywów, które dziś są sztucznie nadmuchane.

Ścieżka alternatywna – na którą wepchnęłoby świat utrzymywanie się zaburzeń politycznych – wskutek gęstwiny zaściankowych i nieskoordynowanych rozwiązań prowadziłaby do recesji gospodarczej, większych nierówności i poważnej niestabilności finansowej. Taki tok wydarzeń podważyłby pomyślność ekonomiczną obecnych i przyszłych pokoleń, a ponadto zagroziłoby spójności społecznej i politycznej.

Nie jest wcale przesądzone, która z tych dwóch ścieżek zostanie obrana. W obecnej sytuacji przewidzenie tego wyboru jest – co denerwujące – niemożliwe. Ale w nadchodzących miesiącach, gdy politykom przyjedzie się zmierzyć z nasilającymi się wahaniami finansowymi, zobaczymy parę wskazówek, co do tego, jak potoczą się sprawy.

Miejmy nadzieję, że będą one prowadzić do bardziej systemowych – a więc skuteczniejszych – rozwiązań. Są jednak obawy, że nie uda się w tych rozwiązaniach odejść od zbytniego polegania na bankach centralnych i że skończy się na wspominaniu nowej normalności – przy wszystkich jej ograniczeniach i niepowodzeniach – jako okresu relatywnego spokoju i pomyślności.

©Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org


Tagi