Nie jest tajemnicą, że od wielu lat wielki biznes nie ma najlepszej prasy. Badania pokazują, że młodzi ludzie na całym niemal świecie są raczej anty-kapitalistycznie nastawieni, a duże korporacje traktują często jako zło wcielone. Nawet w USA – kolebce kapitalizmu korporacyjnego – badania naukowców z Harvard University pokazały, że tylko 42 proc. osób w wieku od 19 do 29 lat popiera kapitalizm (51 proc. go nie popiera). Z ankiety instytutu Gallupa przeprowadzonej wśród Amerykanów w 2016 r. wynika, że wielkie korporacje nie cieszą się zaufaniem społecznym – gorzej niż one postrzegany jest jedynie Kongres (stąd zapewne wielka popularność amerykańskiego serialu z gatunku dramatu politycznego „House of Cards”). Obserwując wypowiedzi i zachowania niektórych naukowców, można dojść do wniosku, że na uniwersytetach rozpoczęła się – i to już dawno – pełzająca marksistowska rewolucja.
W zwierciadle mediów
Wiele śmiałości pokazał więc znany amerykański ekonomista i publicysta, profesor George Mason University Tyler Cowen, publikując „Big Business: A Love Letter to an American Anti-Hero” (St. Martin’s Press, 2019). Jak sam pisze we wstępie: „Biznes stał się niedoceniany. Napisałem więc książkę na pierwszy rzut oka kontrariańską, która wcale taką w istocie rzeczy nie jest. […] Biznes produkuje większość rzeczy i usług, które wszyscy konsumujemy. Poza tym daje nam pracę. Bez wielkiego prywatnego biznesu nie mielibyśmy statków, pociągów, samochodów, elektryczności, wielu produktów spożywczych, wielu leków, telefonów, książek i wielu, wielu innych przydatnych rzeczy oraz usług.”
Zdaniem autora „Big Business”, za spaczony obraz wielkiego biznesu odpowiedzialne są głównie media. „Chodzi o to, że media – nie tylko telewizja, ale także blogi czy media społecznościowe – prezentują głównie ciemną stronę rzeczywistości korporacyjnej. Skandale korupcyjne, seksualne czy wszelkiego innego rodzaju – ostatnio ich synonimem stały się nazwy takich firm, jak Theranos, Volkswagen czy Wells Fargo – to jest to, o czym słyszy odbiorca mediów. Nie słyszy on natomiast o wielkich sukcesach prywatnych firm. A takich nie brakuje. Największym z nich jest to, że codziennie pomagają one podnosić poziom życia nas wszystkich. […] Nawet tak wybitni publicyści jak na przykład Rana Foroohar nie unikają pejoratywnych określeń odnośnie takich przedsiębiorstw, jak Google, Amazon, Apple czy Facebook. Tymczasem te korporacje Big Tech zaoferowały całemu światu rewolucyjne rozwiązania za śmieszną wręcz cenę, która czasami wynosi zero” – zwraca uwagę prof. Cowen. I dodaje, że wielce niepokojące jest pojawienie się i wzrost popularności takich jawnie anty-kapitalistycznych mediów, jak „The Jacobin”.
Nie ma rozwoju wielkich korporacji bez właściwej jakości zarządzania
Według Tylera Cowena wielki biznes nie tylko dostarcza rzeczy materialnych, czy związanych z ogólnie i szeroko pojmowaną sferą profanum, ale także propaguje szlachetne wartości. Zdaniem autora „Big Business” nie ma rozwoju wielkich korporacji bez właściwej jakości zarządzania. A nie ma zarządzania na poziomie bez zaufania. „Zaufanie pozwala na decentralizację procesu decyzyjnego. Dzięki temu menedżerowie stojący na szczycie korporacyjnej hierarchii nie stają się hamulcowymi. Firma oparta na zaufaniu może rozwijać się szybko i być bardzo fleksybilna” – wskazuje profesor George Mason University.
Poprawność dużego biznesu
Mało tego. Prof. Cowen uważa, że wielki biznes przyczynia się pośrednio do upowszechniania się takich wartości, jak miłość, przyjaźń czy kreatywność. „Firmy takie jak McDonald’s, General Electric czy Procter & Gamble wprowadziły wspólną opiekę zdrowotną dla par jednopłciowych wiele lat przed tym, jak Sąd Najwyższy zalegalizował małżeństwa homoseksualne. Z kolei Apple, Pfizer czy Microsoft opowiadały się za prawami osób transpłciowych. Wielki biznes nie chce, by jakakolwiek grupa osób była dyskryminowana. Chęć maksymalizacji zysku w czasach social media powoduje, że korporacje muszą być wzorem inkluzywności i tolerancji” – stwierdza autor „Big Business”. Poza tym, jak wskazuje prof. Cowen, korporacje dają ludziom okazję do interakcji z innymi ludźmi o podobnych poglądach, inteligencji, umiejętnościach czy kodzie kulturowym. „Połowa Amerykanów przyznaje, że ma w pracy serdecznych przyjaciół” – podkreśla naukowiec.
Kreatywna destrukcja
Prof. Cowen uważa, że amerykańskie wielkie korporacje były i są szczególnie efektywne na tle konkurencji z innych regionów świata głównie dzięki mechanizmowi „kreatywnej destrukcji”. Chodzi o to, że w USA gra jest ostra – najsłabsi szybko wypadają z rynku, brutalnie weryfikowani przez bezwzględnych klientów, nie znajdując oparcia w państwie. Inną zaletą amerykańskiego kapitalizmu jest – według Cowena – umiejętne kierowanie strumieniem najzdolniejszej siły roboczej. „Ameryka jest wyjątkowo dobra w łączeniu talentów i wyciskaniu z nich maksa, dla dobra firm i dla dobra klientów tychże firm” – uważa naukowiec.
Zresztą, to poszukowanie użyteczności za wszelką cenę jest właściwie fundamentem każdego udanego wielkiego biznesu. „Czy Uber prosił kogokolwiek o zgodę, zanim zaoferował swoje usługi przewozowe? Nie. Mimo to te usługi zyskały społeczną akceptację, a potem dostały zielone światło od władz setek miast na całym świecie. Dlatego, że okazały się po prostu potrzebne. Wielkie korporacje powstają bardzo często właśnie w ten sposób: dają najpierw rozwiązanie jakiegoś palącego społecznego problemu, czasami nie do końca uświadomionego, a dopiero potem stawiają czoła problemom regulacyjnym” – wskazuje prof. Cowen.
Kłamstwo kontrolowane
Autor „Big Business” przyznaje, że wielkie firmy nie są bez grzechu. O aferach Theranosa, Volkswagena czy Wells Fargo słyszeli chyba wszyscy. Nie wszyscy natomiast są świadomi tego, że np. aż jedna trzecia ryb z supermarketów ma podane fałszywe źródło pochodzenia. Jednak, jak wskazuje prof. Cowen, aż 53 proc. ludzi kłamie, opisując się na portalach randkowych. Z badań wynika również, że przeciętny człowiek kłamie przynajmniej raz w ciągu 10-minutowej rozmowy. Z badań jednej ze znanych firm head hunterskich wynika z kolei, że aż 40 proc. CV menedżerów wysokiego szczebla zawiera nieprawdę, 76 proc. naciąga pewne fakty, a 59 proc. pomija pewne niewygodne informacje! Mało tego: z badań bibliotek z całych USA wynika, że książkami, które są najczęściej kradzione są… pozycje o etyce, a złodziejami okazują się najczęściej… studenci etyki i filozofii! Z kolei z analizy zeznań podatkowych składanych do amerykańskiego Internal Revenue Service wynika, że w tym zakresie o wiele częściej od przedsiębiorstw oszukują osoby fizyczne.
Zdaniem prof. Cowena powyższe pokazuje, że przedsiębiorstwa są po prostu na tyle niedoskonałe, na ile niedoskonały jest człowiek. Bo przecież to ludzie, a nie roboty (przynajmniej na razie…) prowadzą biznesy. Z drugiej strony, firmy ulegają personifikacji (bo ludzie uwielbiają personifokować przedmioty czy zjawiska), więc są oceniane jak ludzie, choć tak oceniane być nie powinny. „Jako ludzie odróżniamy homo sapiens od spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, ale tylko na poziomie intelektualnym. Na co dzień nie porównujemy swojej babci z koncernem Monsanto. Ale gdy docierają do nas informacje o korporacjach, włącza się proces ich personifikacji i zaczynają one być oceniane jak ludzie, lub jak żywe istoty. Antropomorfizujemy przedsiębiorstwa, nadajemy im ludzkie cechy, traktujemy je jako istoty posiadające pewne cechy, świadomość, poglądy. To dlatego korporacje tak często zmieniają swoje barwy, swoje logo, symbole których używają. Chcą prezentować się w taki, a nie inny sposób w oczach klientów i mediów” – tłumaczy prof. Cowen.
Demitologizacja zjawisk
W książce „Big Business” znajdujemy jeszcze niezwykle sprawną demitologizację takich zjawisk, jak short-termism (prof. Cowen dość sprawnie udowadnia, że tendencja do patrzenia na rozwój w krótkim horyzoncie wcale nie jest powszechna w amerykańskim biznesie) czy rozkwitanie monopoli. Według prof. Cowena, obecnie jedynym sektorem gospodarki amerykańskiej, który jest zagrożony brakiem efektywnej konkurencji, jest sektor ochrony zdrowia, a wszystko za sprawą programu Obamacare – czyli zbyt dużej ingerencji państwa w działanie sił rynkowych.
Z drugiej strony prof. Cowen momentami zdaje się podchodzić zbyt idealistycznie do tego, co robi wielki biznes. Podaje przykład firmy Apple jako tej, której rewolucyjny produkt został zaakceptowany przez masy bez mrugnięcia okiem. Problem w tym, że ci konsumenci w większości nie spodziewali się, że będą podsłuchiwani, oraz że ich dane oraz informacje o czynnościach wykonywanych na smarftonie staną się atrakcyjnym towarem. Nie podaje również wielu przykładów wielkich katastrof, które zaszkodziły naturze, a które zostały wywołane przez niefrasobliwe koncerny paliwowe. Podejmuje się także bardzo ryzykownych misji, jak obrona niezwykle wysokich i stale rosnących wynagrodzeń menedżerów (pytanie czy decyzja o tym, by produkować dany towar w Chinach – a nie w dajmy na to Rumunii – powinna być rzeczywiście wyceniana na dziesiątki milionów dolarów premii, pozostaje bez jasnej odpowiedzi, mimo usilnych starań prof. Cowena).
Kochajmy wielkie korporacje
Na zakończenie tego peanu na cześć wielkich korporacji czytelnik otrzymuje całkiem fajny deser pod postacią rozważań filozoficznych nad tym, czym tak naprawdę jest firma (przedsiębiorstwo, biznes). Prof. Cowen nawiązuje do eseju „The Nature of the Firm” prof. Ronalda Coase z 1937 roku, w którym to firma została określona jako środek do redukcji kosztów transakcyjnych. Autor „Big Business” snuje własne rozważania nad naturą biznesu, przyznając, że nie jest pewien, czy definicja prof. Coase jest właściwa i pełna i czy w ogóle da się zdefiniować co to jest firma.
„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – pisał w swoim wierszu ks. Jan Twardowski. Parafrazując można napisać, że prof. Tyler Cowen radzi kochać wielkie korporacje, bo tak wiele im zawdzięczamy. Jego książka „Big Business” jest miejscami nieznośnie pompatyczna i stronnicza, ale taka miała być z założenia. I okazuje się w sumie całkiem ciekawą odtrutką na sączącą się ze wszystkich kierunków antykapitalistyczną i antywolnorynkową propagandę.