Wojny wywołują państwa, a nie obywatele

Setna rocznica wybuchu I wojny światowej dopiero za kilka miesięcy, ale już pojawiło się kilka ciekawych artykułów porównujących obecną sytuację międzynarodową z tą sprzed 100 lat. Autorzy sugerują, że tak jak wówczas u źródeł konfliktu była rywalizacja rosnących w siłę Niemiec ze słabnącą Wielką Brytanią, tak teraz rosnąca potęga Chin zagraża dominującej pozycji USA.
Wojny wywołują państwa, a nie obywatele

Most Łaciński w Sarajewie. Tutaj doszło do zamachu na arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, który stał się katalizatorem wybuchu I wojny światowej (CC BY-SA Baumi)

Odczucie deja vu pogłębiła rosyjska inwazja na Krym stawiająca pytanie o ryzyko konfliktu na wielką skalę w Europie i w świecie. Czy rok 2014 przybliża nas do nowej Wielkiej Wojny, a sytuacja rzeczywiście jest tak podobna do tej 100 lat temu?

Warto przypomnieć, jakie były źródła konfliktu w 1914 roku.  Historycy do dziś spierają się, kto ponosi odpowiedzialność za wybuch wojny, przy czym zależnie od epoki i szkoły dominował pogląd, że Niemcy, Anglia, albo wszystkie ówczesne mocarstwa. Wydaje się jednak, że to nie zderzenie Niemiec z Anglią było decydujące dla wybuchu konfliktu, choć niewątpliwie Niemcy rozwijały się znacznie szybciej niż Anglia i Francja.

Popatrzmy jak kształtował się produkt krajowy brutto w 1913 roku w Europie (według siły nabywczej,  w mld dol. z 1960 r.) w porównaniu z 1870 rokiem.

Infografika DG

Infografika DG

Andrzej Chwalba, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i autor niedawno wydanej świetnej historii I wojny światowej „Samobójstwo Europy” pisze, że „w 1880 roku PKB Rzeszy był wyższy od francuskiego o 15 procent, lecz w 1913 już o 82 procent. Potencjał przemysłowy Niemiec był większy od potencjału Francji w 1880 r. o 90 procent, a w 1913 r. o 140 proc. Gdy w latach 1870-1913 brytyjska produkcja przemysłowa wzrosła dwukrotnie, niemiecka wzrosła 6-krotnie”.

Równocześnie jednak globalizacja, która już wówczas miała miejsce, rozwój więzi handlowych i produkcyjnych raczej hamowały konflikty niż je rozniecały. Hugo Stinnes, przemysłowiec niemiecki powiedział w 1911 roku zresztą: 3 – 4 lata pokoju i gwarantuję cichą dominację Niemiec w Europie.

Nie chodziło o surowce i o kolonie

Wydaje się też, że I wojna światowa nie była – wbrew ugruntowanym poglądom – spowodowana głównie sporem o dostęp do surowców i nowy podział kolonii, bardziej satysfakcjonujący Niemcy, jak twierdzą niektórzy historycy. Mało przekonywująca wydaje się wreszcie leninowska interpretacja przyczyn konfliktu, mianowicie że wywołał go monopolistyczny kapitalizm, a w szczególności  rywalizacja finansistów i przemysłowców z głównych mocarstw. Jak bowiem wiadomo wojny na świecie toczyły się także w czasach, gdy o kapitalizmie nikomu się jeszcze nie śniło. Faktem jednak jest, że firmy zbrojeniowe zarobiły wielkie pieniądze na wojnie (zarabiały i na szalonych zbrojeniach przed jej wybuchem), a kompleks militarno-przemysłowy już wtedy istniał. Francja chciała odzyskać uprzemysłowioną Alzację i Lotaryngię. Niemcy faktycznie potrzebowały coraz więcej surowców i m.in. dlatego rozbudowywały flotę wojenną itd.

Paul Kennedy, znany jako historyk dyplomacji, zauważył jednak, że interesy ekonomiczne są kluczowym czynnikiem działającym za jej plecami. Jego zdaniem politycy są autonomiczni w decyzjach w polityce zagranicznej, także jeśli chodzi o wojnę, w stosunku do głównych grup reprezentujących interesy ekonomiczne. Ekonomiczne i przemysłowe zasoby w końcu jednak decydują o sukcesie lub porażce tych decyzji. „Siła ekonomiczna wpleciona jest w tkaninę walki wielkich mocarstw”.

Do ekonomicznych przesłanek wybuchu I wojny światowej historycy dokładają liczne polityczne, społeczne i kulturowe, które w sumie – jak się wydaje – miały większy ciężar gatunkowy. Podkreślają znaczenie systemu sojuszy, który uruchomił automatyzm wchodzenia w wojnę kolejnych państw.  Zawiodła dyplomacja, która potrafiła uchronić przed konfliktem wielkich mocarstw przez kilkadziesiąt lat (choć lokalnych wojen było sporo, zwłaszcza na Bałkanach). Świat polityki mimo licznych sojuszy i porozumień nie potrafił utrzymać równowagi sił w Europie.

Jeśli chodzi o kulturę – i w Anglii, i w Rzeszy panował kult męskości i siły. Zaczęły rozkwitać  nacjonalizmy, nie tylko na Bałkanach, ale także w nowo zjednoczonych Włoszech, Niemczech, a także w Rosji pod hasłem panslawizmu. W wielu krajach panowały nastroje militarystyczne. Spiralę zbrojeń nakręcały za aprobatą społeczeństw rządy małych i wielkich graczy, a wiadomo, że strzelba wisząca na ścianie prędzej czy później wypali.

Złudne przesłanki i iluzje

I wypaliła. Powszechna była iluzja, że wojna będzie krótka, choć m.in. polski bankier Jan Bloch ostrzegał, że wcale tak się nie stanie, a szpadel do kopania okopów będzie niezwykle ważnym elementem uzbrojenia w warunkach długotrwałej wojny pozycyjnej. Zwracano uwagę na znaczenie planów mobilizacyjnych i rozbudowanej sieci kolejowej dla ich realizacji. Obawa niemieckiej kontroli nad kanałem La Manche w przypadku zajęcia Belgii mobilizowała Wielką Brytanię do działania itd. Słowem – były dziesiątki poważnych przesłanek i czynników, które wspólnie doprowadziły w końcu do wybuchu wojny.

Wspomniany Andrzej Chwalba umieścił w swojej książce rozdzialik: „Czy można było uniknąć wojny?”. Ci, którzy przed jej wybuchem uważali, że tak, opierali swoje myślenie na kilku złudnych przesłankach: solidarności monarchów (wszyscy po obu stronach okopów byli spokrewnieni, czasem bardzo blisko) i ich rzekomej niechęci do wojny, zaufaniu do dyplomatów, niechęci socjalistów do wojny (poszli bez oporów), wierze w sojusze.

Zabezpieczenie przed wojną widziano także w międzynarodowych koncernach. Jak pisze Chwalba w jednej z najbardziej politycznie trudnych kwestii biznesmeni Niemiec i Anglii dogadali się dwa tygodnie przed zamachem w Sarajewie. Chodziło o budowę linii kolejowej Bagdad-Basra. Tymczasem do wybuchu światowego konfliktu wystarczyła determinacja Gawrily Principa, który zabił austriackiego następcę tronu.

Ambicje państw niedemokratycznych

Ogromna liczba wytłumaczeń i interpretacji celów i działań głównych aktorów konfliktu świadczy nie tylko o komplikacji wydarzeń i ich źródeł. Także i o tym, że proste przenoszenie sytuacji sprzed 100 lat na czasy współczesne obarczone jest niejako od urodzenia błędem drastycznych uproszczeń.

Być może jednak kwestia dlaczego wybuchają wojny nie jest aż tak skomplikowana. Ciekawa i oryginalna jest interpretacja przyczyn wojen austriackiego ekonomisty i emigranta do Ameryki, Ludwiga Misesa. W wystąpieniu w Orange County  w 1944 roku podkreślał, że gdy państwo  ogranicza się do zapewnienia bezpieczeństwa, a w systemie politycznym, gospodarczym i społecznym dominuje demokracja i wolna przedsiębiorczość, zasadniczo nikt z obywateli nie jest zainteresowany wojną. Wojną zainteresowane stają się państwa niedemokratyczne, rządzące w nich arystokracje lub książęta, by w ten sposób powiększyć swoją władzę i wpływy podatkowe przez powiększenie posiadanego terytorium.

Klasyczni liberałowie byli przekonani, że ekonomiczna wolność i polityczna demokracja będą dominować na świecie, a zatem system leseferystyczny i rządy ludu zlikwidują powody do wojen i  ludzkość wejdzie w wiek pokoju.

Jednak w świecie rosnącej potęgi rządu – mówił Mises – istnieją ekonomiczne powody do wojen”, po czym opisał jak Niemcy w ciągu kilkudziesięciu lat z prosperującego państwa wolnego rynku i przedsiębiorczości stały się państwem, w którym rząd kontroluje biznes. I wywołały dwie wojny.

Niestety, w Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech i mniejszych krajach istnieje bardzo mocny nacisk, by rząd kontrolował gospodarkę i biznes – mówił Mises. W państwach wolnego handlu i przedsiębiorczości żaden indywidualny obywatel nie uzyska korzyści z podbicia prowincji czy kolonii. W świecie państw totalitarnych wielu mieszkańców może zacząć wierzyć, że poprawa ich bytu materialnego wynikać będzie z aneksji terytoriów bogatych w surowce”.

Nie ulega wątpliwości, że od czasu kiedy austriacki ekonomista wygłaszał swoje tezy państwa rozrosły się, a demokracja od ok. 20 lat znowu jest w odwrocie. Wśród największych graczy na światowej scenie dwaj – Chiny i Rosja – są rządzone autorytarnie. O prawdziwie wolnym rynku nie można mówić nawet w przypadku Stanów Zjednoczonych czy zachodniej Europy.

Rywalizacja USA i Chin

Co mówią zwolennicy tezy, że obecnie relacje USA z Chinami przypominają te sprzed I wojny światowej?

Podkreślają przede wszystkim, że w ciągu ostatnich 40 lat Chiny dokonały gigantycznego postępu. Ich produkt krajowy licząc według siły nabywczej stanowi już 75 proc. produktu USA i jest 3 razy większy niż Japonii, podczas gdy w 1973 roku był pięć razy mniejszy niż USA i o ponad jedną trzecią mniejszy niż Japonii.

Wskazują również na chęć wzmocnienia międzynarodowej i strategicznej pozycji Chin, jej coraz szybsze zbrojenia i agresywność w Azji Południowo Wschodniej oraz na otaczających ją morzach. Odrębnym problemem jest kwestia zależności gospodarki Chin od importu surowców. Chiny rozszerzają swoje wpływy w krajach surowcowych w Ameryce Łacińskiej i Afryce, choć nie można rzecz jasna mówić o kolonizacji. Rozbudowują flotę wojenną i zdolności szybkiego reagowania w celu zapewnienia bezpieczeństwa na szlakach dowozowych przez cieśninę Malakka (niedawno z dziewiczego rejsu powrócił pierwszy chiński lotniskowiec, drugi jest w budowie).

Sytuację, w której szybko wzmacniający się aspirant rywalizuje z dotychczasowym mocarstwem –  liderem, opisuje się używając określenia: pułapka Tukidydesa. Otóż w takiej sytuacji w 11 na 15 przypadków w ostatnich 500 latach, doszło do wojny. Tukicydes napisał o wojnie Aten ze Spartą:  „To wzrost potęgi Aten i strach, który wywołała ona w Sparcie sprawiły, że wojna stała się nie unikniona” – przypomina  Graham Allisonartykule na łamach The National Interest. Rosnące w siłę Chiny chcą rewizji Pax Pacifica (Pax Americana) jaki obowiązuje w tym regionie od 70 lat. To budzi niepokój w Ameryce. Zatem mamy mieszaninę wybuchową: i wzrost potęgi, i strach.

Historyk Richard J Evans z Uniwersytetu Cambridge napisał niedawno w New Statesman, że o ile przed I wojną światową beczką prochu były Bałkany, dziś interesy mocarstw ścierają się na Bliskim Wschodzie. Tak samo jak wówczas świat niepokoi się o przyszłość. Zmieniło się natomiast postrzeganie wojny pod wpływem dwóch wojen światowych XX wieku. Ówczesne postawy kulturowe (honor mężczyzn) nie bardzo pasują do współczesnych czasów.

Nawet ci, którzy uważają, że sytuacja jest podobna jak w 1914 roku, nie sądzą by doszło do wojny chińsko-amerykańskiej. Choć jak zaznacza Allison, fakt, że coś jest trudne do pojęcia, nie jest  oświadczeniem na temat tego co możliwe, lecz raczej na temat ograniczeń naszego umysłu.

>>>> Czytaj: USA i Chiny mogą znaleźć się na kolizyjnym kursie

Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak konflikt chińsko–japoński o wyspy Senkaku i inne należące dziś do Japonii, a położone relatywnie blisko Chin. Wiele będzie zależało od rozwoju sytuacji wewnętrznej w Chinach, zdolności reżimu do uniknięcia kryzysu finansowego i podtrzymania szybkiego wzrostu gospodarczego.

Niebezpieczny nacjonalizm

Jeśli pojawią się na wielką skalę problemy gospodarcze – rozbudzony przez władze nacjonalizm może być metodą poradzenia sobie z zaburzeniami społecznymi. Jedna z teorii głoszących odpowiedzialność Niemiec za wybuch I wojny światowej bardzo mocno podkreślała, że doszło do niej, bo w ten sposób Rzesza rozwiązywała swoje problemy wewnętrzne, w szczególności tłumiła obawy przed rewolucją socjalistyczną. Warto też przypomnieć, że tak jak w 1914 roku systemy sojuszy wciągnęły świat w wojnę, tak dziś USA gwarantują bezpieczeństwo m.in. Japonii i Tajwanowi.

Napięcie chińsko-japońskie również można rozpatrywać w kategoriach wymiany liderów – nie światowych, lecz azjatyckich. Z tym, że proces ten już się dokonał, potęgą numer 1 – ekonomiczną i militarną – są na kontynencie Chiny. Nowy premier Japonii Shintaro Abe bardzo chciałby jednak odbudować silną pozycję ekonomiczną i polityczną swojego kraju oraz reaktywować siłę militarną po latach pacyfizmu.

Równocześnie to Abe, bodaj jako pierwszy polityk, porównał obecną sytuację i relacje Chin i Japonii  do tej z 1914 roku, kiedy mimo silnych więzi ekonomicznych Wielka Brytania i Niemcy walczyły ze sobą. Oczywiście wartość handlu między Chinami i Japonią jest ogromna –  334 mld dol. w 2012 roku. Jednak to zaledwie ułamek całości ich handlu zagranicznego i produktu krajowego. Jeden z  analityków US Navy – wiceszef sztabu wywiadu i informacji amerykańskiej floty Pacyfiku James Fannel –  stwierdził niedawno, że „Chiny szykują się do krótkiej, ostrej wojny z Japonią”.

Wojny XX wieku – pisał Mises – były z pewnością wojnami ekonomicznymi. Ale nie spowodował ich kapitalizm, jak nam wmawiają socjaliści. Były spowodowane przez rządy zmierzające do całkowitej politycznej i ekonomicznej omnipotencji, i były w tych krajach popierane przez zdezorientowane masy. Jak uniknąć wojen? Można to osiągnąć tylko wracając do wolnego przedsiębiorstwa”.

I dodał: „Wielkim idolem naszych czasów jest Państwo. Państwo jest potrzebną instytucją społeczną, ale nie powinno być deifikowane. Nie jest bogiem. Jest pomysłem śmiertelnego człowieka. Jeśli uczynimy je idolem, musimy poświecić mu kwiat naszej młodzieży w nadchodzących wojnach”.

Most Łaciński w Sarajewie. Tutaj doszło do zamachu na arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, który stał się katalizatorem wybuchu I wojny światowej (CC BY-SA Baumi)
Infografika DG

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Wojna Rosji z Ukrainą – możliwa trwała zmiana globalnych łańcuchów dostaw

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jeśli wojna w Ukrainie będzie trwała długo, to relokacja łańcuchów dostaw może doprowadzić do utrwalenia nowej struktury gospodarki światowej. W tej sytuacji Ukrainie i Rosji trudno będzie odzyskać pozycję gospodarczą, którą miały przed konfliktem.
Wojna Rosji z Ukrainą – możliwa trwała zmiana globalnych łańcuchów dostaw