Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

Wybory w USA budzą niepokój inwestorów

W amerykańskiej polityce dużo się dzieje. Najpierw telewizyjna debata i medialnie katastrofalny występ Joe Bidena, potem kilka tygodni spekulacji, co dalej z jego startem, wreszcie decyzja o wycofaniu się z wyścigu prezydenckiego i namaszczenie Kamali Harris. Wszystko to rodzi niepewność na rynkach, która będzie wzrastać w miarę zbliżania się terminu głosowania w listopadzie 2024 r.
Wybory w USA budzą niepokój inwestorów

(©Envato)

Przez większą część kadencji prezydenta Bidena dominującym tematem ekonomicznym była inflacja, która przyćmiła sukcesy jego administracji: silny rynek pracy ze znacznym wzrostem zatrudnienia, poprawę sytuacji ekonomicznej pracowników o niższych dochodach oraz ogromne inwestycje w zieloną energię, infrastrukturę i krajowy przemysł. Bezrobocie utrzymywało się poniżej 4 proc., a indeks S&P 500 ustanowił rekord wszechczasów. USA cieszyły się najszybszym wzrostem spośród krajów G7. Samowystarczalność energetyczna Ameryki sprawiła, że po inwazji Rosji na Ukrainę doznała ona mniej poważnego szoku inflacyjnego niż Europa. Optymistyczne nastroje wpłynęły na obniżenie rentowności obligacji skarbowych z poziomów najwyższych od 16 lat.

Słabe dane z gospodarki realnej

Ostatnie dane makro sugerują jednak, że gospodarka traci impet: spada produkcja, zatrudnienie i liczba nowych zamówień w sektorze usług. Dotychczas Fed nie zdecydował się na obniżenie stóp ze względu na wciąż wysoką inflację. Alarmiści przywołują tzw. regułę Sahm, według której wzrost trzymiesięcznej średniej kroczącej stopy bezrobocia o 0,5 proc. powyżej jej najniższego poziomu z poprzedzających 12 miesięcy zwiastuje recesję. Zdaniem wielu ekonomistów Fed zbyt długo zwlekał z obniżką stóp procentowych. Teraz panuje consensus co do tego, że we wrześniu dojdzie do poluzowania polityki pieniężnej.

Ochłodzenie na rynku akcji

Ze wzrostem bezrobocia zbiegły się w czasie spadki na giełdzie, mimo dobrych wyników kwartalnych spółek. Częściowo winę za to ponosi obawa przed nadchodzącą recesją, a częściowo załamanie mechanizmu carry trade na jenie japońskim po podniesieniu stóp procentowych przez Bank Japonii i umocnieniu się jena do dolara. Donald Trump powiedział w lipcu, że jednym z jego priorytetów na drugą kadencję jest osłabienie dolara w stosunku do jena. Sprzyjałoby to dalszemu wychodzeniu z carry trade na jenie, z którego płynność kapitał spekulacyjny lokuje w USA. Nie bez znaczenia jest też fakt, że rynek akcji był mocno przegrzany, stąd spora przecena spółek technologicznych. Mamy do czynienia z korektą, nie wiadomo tylko, jak głęboką. Na razie rynek z niecierpliwością wyczekuje na decyzję o obniżce stóp procentowych.

Obniżki podatków nie gwarantują hossy

Protokół rozbieżności między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem obejmuje m.in. podejście do podatków, opieki zdrowotnej, imigracji i regulacji biznesu. W zakresie polityki podatkowej spór dotyczy tego, co stanie się z postanowieniami Ustawy o obniżkach podatków i zatrudnieniu (TCJA), z których większość ma wygasnąć z końcem 2025 r. Uchwalone w 2017 r. prawo to było flagową inicjatywą polityki krajowej administracji Trumpa. W przypadku korporacji wygaśnięcie TCJA spowoduje, że najwyższa stawka podatku wzrośnie z 21 proc. z powrotem do 35 proc. Jeśli zaś postanowienia zostaną nie tylko utrzymane, ale rozszerzone – Trump opowiada się za obniżeniem stawki podatku dochodowego od osób prawnych z 21 proc. do 15 proc. – pogłębi się deficyt budżetowy. Tymczasem Harris popiera przedłużenie ulg podatkowych dla osób zarabiających rocznie do 400 000 dol. i podniesienie stawek podatku od osób prawnych.

Zobacz również:
Jak geopolityka zmienia handel

Niższe podatki rzeczywiście mogą dać impuls rynkom akcji. Indeks S&P 500 wzrósł o blisko 60 proc. za pierwszej kadencji Trumpa. Pod rządami Bidena zanotował dobry 2021 r., ale przez cały kolejny cierpiał z powodu inflacji i rosnących stóp procentowych, by w 2023 r. powrócić do rekordowych poziomów. Ulgi podatkowe i ekspansja fiskalna, które za „pierwszego” Trumpa rozgrzały giełdę, w obecnych warunkach mogą być jednak trudne do powtórzenia.

Możliwa eskalacja wojny handlowej

Tym, co budzi niepokój inwestorów w razie zwycięstwa Trumpa, są wyższe taryfy celne i eskalacja wojny handlowej. W czasie swojej pierwszej prezydentury czterokrotnie podniósł on cło na chiński import z 3 proc. do 12 proc. Teraz mówi o drakońskim zwiększeniu go do 60 proc. To spowodowałoby wyższe ceny towarów konsumenckich trafiających do USA z Chin, m.in. ubrania, zabawki, meble, smartfony. Nie tylko zakłóciłoby to światowy handel, ale prawdopodobnie zniweczyłoby postępy, jakie Rezerwa Federalna osiągnęła w walce z inflacją. Tym bardziej, że restrykcje miałyby dotknąć nie tylko Państwo Środka. Trump zapowiada bowiem 10 proc. cło na wszystkie importowane towary. Niebezpieczeństwo jest takie, że Chiny i inne kraje zaczną nakładać cła odwetowe, a handel światowy ogólnie się skurczy. Według Capital Economics nowe cła zmniejszyłyby amerykański PKB o 1,5 proc.; kurs dolara wzrósłby, eksport byłby droższy, a to nie sprzyjałoby nastrojom inwestorów i szkodziłoby zyskom przedsiębiorstw.

Zobacz również:
Rozejm gigantów

Czy giełda boi się Trumpa?

W 2016 r. wygrana Trumpa spowodowała wyprzedaż na światowych rynkach finansowych. Trump nie piastował wcześniej żadnego urzędu publicznego i nie miał doświadczenia w kształtowaniu polityki fiskalnej. Miał za to skrajne poglądy. Koszty jego kontrowersyjnych propozycji dotyczących zerwania długoletnich umów handlowych, deportacji milionów imigrantów, nałożenia dwucyfrowych ceł na towary z Meksyku i Chin, obniżek podatków dla osób fizycznych i korporacji szacowano na 6 bln dol. Obawy były jednak przejściowe. Indeks S&P 500 wzrósł o 57,5 proc. w ciągu czterech lat po wyborze Trumpa w listopadzie 2016 r. Dla porównania: szeroki benchmark nowojorskiej giełdy wzrósł o 62 proc. od czasu wyboru Bidena w listopadzie 2020 r.

Po zwycięstwie Donalda Trumpa w 2016 r. powszechnie zakładano, że jego polityka będzie miała negatywne konsekwencje dla firm mających styczność z Chinami. Prawdopodobnie żadna amerykańska firma nie robi z Chinami więcej interesów niż Apple. Istniały obawy, że wojna handlowa zaciąży na jej wynikach. Tymczasem biznes Apple radził sobie całkiem nieźle. Od września 2019 r. do września 2020 r. przyniósł inwestorom prawie 8 razy tyle, ile dał zarobić szeroki rynek akcji – wynika z wyliczeń platformy Morningstar.

Z kolei proekologiczna administracja Bidena jest często postrzegana jako nieprzychylna przemysłowi energetycznemu. Jednym z jego punktów programu było ograniczenie liczby pozwoleń na odwierty. Firmy energetyczne, podobnie jak Apple, poradziły sobie jednak świetnie. Zwroty z akcji energetycznych były prawie dwukrotnie większe niż zwroty z szerokiego rynku od grudnia 2020 r. do grudnia 2021. Mało tego: od czasu zaprzysiężenia Bidena w styczniu 2021 r. energetyka jest najwyżej notowanym sektorem w USA. Branża technologiczna nawet nie zbliża się do jej zysków. Te przykłady pokazują, że polityka ma mniejszy wpływ na giełdę, niż można by przypuszczać.

Inwestorzy, róbcie swoje

Bespoke Investment Group pokusiła się o analizę, z której wynika, że na przestrzeni 70 lat (od czasu inauguracji Dwighta Eisenhowera) pod rządami prezydentów z ramienia Partii Demokratycznej giełda była łaskawsza dla inwestorów. Ten, kto by począwszy od 1953 r. inwestował 1000 dol., gdy prezydentem był Demokrata, następnie spieniężał akcje, gdy urząd obejmował Republikanin, ponownie inwestował za Demokraty, w 2023 r. wyjąłby 62 000 dol. Przeciwna strategia – inwestowanie tylko wtedy, gdy w Białym Domu zasiadał Republikanin – przyniosłaby zysk o ponad połowę mniejszy (27 000 dol.). Jeszcze lepiej inwestorzy wyszliby, gdyby zignorowali zmiany w Białym Domu i trzymaliby środki w akcjach nieprzerwanie. Wówczas pierwotna inwestycja w wysokości 1000 dol. urosłaby do prawie 1,7 mln dol. Zatem będąc inwestorem długoterminowym, nie warto kierować się preferencjami politycznymi.

Zobacz również:
Republikański plan gospodarczy

Z kolei stratedzy inwestycyjni US Banku przeanalizowali dane rynkowe z ostatnich 75 lat i zidentyfikowali wzorce, które powtarzały się w cyklach wyborczych. Chcieli ustalić, czy jedna grupa zmiennych (obsada Białego Domu i Kongresu) ma mierzalny wpływ na inną zmienną (średnią trzymiesięczną stopę zwrotu z indeksu S&P 500). Wyniki analizy przeczą powszechnie panującej opinii, że przejęcie Białego Domu i Kapitolu przez jedną partię powoduje zakłócenie rynku. W rzeczywistości historycznie nie było statystycznie istotnego związku między sprawowaniem władzy ustawodawczej i wykonawczej przez jedną partię a wynikami rynkowymi. Inwestorzy powinni być zatem głusi na szum medialny wokół wyborów i skupić się na takich czynnikach, jak wzrost gospodarczy, stopy procentowe, inflacja i zyski przedsiębiorstw, podejmując decyzje dotyczące portfela.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wpływ polskiego rynku akcji na rynki zewnętrzne

Kategoria: Analizy
Ważnym skutkiem globalizacji jest zwiększona współzależność cen aktywów na rynkach kapitałowych, która może stymulować podatność na szoki zmienności cen. Badanie wykazało, że Polska jest silnym eksporterem szoków zmienności cen do innych krajów regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Wpływ polskiego rynku akcji na rynki zewnętrzne

Upadek Silicon Valley Bank i zawirowania w amerykańskim sektorze bankowym

Kategoria: Analizy
Od czasów globalnego kryzysu finansowego i upadku Washington Mutual w 2008 r. amerykański sektor bankowy nie doświadczał takich turbulencji. Zaburzenia na rynku bankowym nie ograniczyły się tylko do USA. Upadek Silicon Valley Bank (SVB) spowodował zawirowania w skali globalnej, przenosząc kryzys zaufania na rynek europejski.
Upadek Silicon Valley Bank i zawirowania w amerykańskim sektorze bankowym

Próby przywrócenia zaufania zagranicznych inwestorów do rynku chińskiego

Kategoria: Trendy gospodarcze
W ostatnich latach chińska gospodarka, będąca dotychczas „motorem” światowego wzrostu gospodarczego, przeżywa duże trudności. Poza toczącą się od 2018 r. „wojną handlową” ze Stanami Zjednoczonymi, Chiny próbują poprawić sytuację w krajowym sektorze nieruchomości, po upadku największego chińskiego dewelopera – spółki Evergrande, a także zwiększyć dynamikę wzrostu gospodarczego osłabionego po pandemii COVID-19 i wprowadzonych lockdownach.
Próby przywrócenia zaufania zagranicznych inwestorów do rynku chińskiego