Świat rusza jak żółw ociężale

Nie wiadomo jeszcze, jaka będzie skoordynowana „strategia wyjścia” z kryzysu w skali międzynarodowej. Ale najprawdopodobniej zacznie się od konsolidacji finansów publicznych. Drugi etap to stopniowe zacieśnianie polityki pieniężnej. Dopiero w trzeciej kolejności nastąpi wycofywanie rządowego wsparcia dla instytucji finansowych – uważa Maciej Krzak, szef ekonomistów CASE.
Świat rusza jak żółw ociężale

Świat ma najgłębszą powojenną recesję już za sobą. Ożywienie gospodarcze nabiera rozpędu, aczkolwiek nierównomiernie w różnych regionach, co odzwierciedla wysokość PKB w różnych krajach. Co istotne, indeksy koniunktury i zaufania konsumentów też pną się do góry. Globalny indeks koniunktury w usługach JP Morgana sygnalizował w grudniu 2009 r. ekspansję tego sektora piąty miesiąc z rzędu, a podobny indeks dla przemysłu przetwórczego – szósty miesiąc z rzędu, i był na najwyższym poziomie od 44 miesięcy. W czwartym kwartale 2009 r. znalazł się na najwyższym poziomie od trzeciego kwartału 2006 r. Rosną także zamówienia w obu działach gospodarki. Rok 2010 zapowiada się zatem dużo lepiej niż poprzedni, choć podstawy ożywienia są ciągle dość kruche.

PKB wolno w górę

Najszybciej rozwijającym się regionem jest Azja Południowo-Wschodnia, w której przodują Chiny, Indie i Indonezja, a dołączają do nich Korea Południowa i Tajlandia. Dzięki silnym bodźcom fiskalnym i monetarnym oraz małej ekspozycji wobec kryzysu dynamika PKB w Chinach po początkowym starcie z niskiej – jak na nie – wysokości 6,2 proc. r/r w pierwszym kwartale 2009 r. przekroczyła, według wstępnych danych, 10,7 proc. r/r w czwartym kwartale. W całym 2009 r. wzrost gospodarczy wyniósł według wstępnych szacunków 8,7 proc. i był niewiele niższy niż rok wcześniej.

W krajach wysoko rozwiniętych ożywienie jest znacznie wolniejsze. Ale jest. Przykładem USA, gdzie jest wspomagane bodźcami rządowymi i wzrostem eksportu. W trzecim kwartale 2009 r., po czterech kwartałach spadków, PKB podniósł się o 2,2 proc. r/r. Zgodnie z oczekiwaniami w czwartym kwartale jeszcze poszedł w górę.

Z relacji historycznych pomiędzy PMI i PKB w tym kraju wynika, że grudniowy poziom indeksu PMI dla przemysłu przetwórczego, opublikowanego przez Institute of Supply Management, odpowiada dynamice PKB 4,6 proc. w przeliczeniu na rok, jego zaś przeciętny poziom z 2009 r. odpowiada wzrostowi o 1,6 proc. W 2010 r. gospodarka USA może osiągnąć ponad 3-procentowy wzrost.

W strefie euro, która najbardziej interesuje Polskę, ożywienie postępuje bardzo powoli. W trzecim kwartale 2009 r. nastąpiło odbicie, PKB wzrósł po korekcie sezonowej o 0,4 proc. kw/kw po pięciu kwartałach spadku. Komisja Europejska prognozowała w październiku ub. r. wzrost PKB o zaledwie 0,7 proc. w 2010 r.  i 1,5 proc. w 2011 r., a OECD w listopadzie – odpowiednio o 0,9 proc. i 1,7 proc. Jednak na podstawie wzrostu indeksów koniunktury w ostatnich miesiącach można przypuszczać, że rzeczywista dynamika PKB w 2010 r. będzie wyższa od tych prognoz.

W Europie, podobnie jak w USA, eksport netto i rządowe wydatki mają być głównymi czynnikami wzrostu popytu. Prywatne inwestycje w środki trwałe będą nadal pod kreską, a konsumpcja indywidualna może także obniżyć się z powodu rosnącego bezrobocia i powolnej dynamiki wzrostu płac. Dodatkowo w Europie w przeciwieństwie do USA programy zredukowanego czasu pracy i jej subsydiowania będą ograniczały tworzenie nowych miejsc pracy. W rezultacie będzie to negatywnie oddziaływało na poziom zaufania konsumentów. Niemniej dzięki tym programom stopa bezrobocia w Unii Europejskiej w tym kryzysie po raz pierwszy od wielu lat spadła do poziomu niższego niż w USA.

Myśląc o perspektywach wzrostu gospodarczego, nie można zapomnieć, że obecne ożywienie opiera się na dwóch filarach. Na odbudowie zapasów do normalnego poziomu w relacji do sprzedaży czy produkcji po ich gwałtownym ograniczeniu w ostatnim kwartale 2008 r. i pierwszej połowie 2009 r.  oraz  na fiskalnej i monetarnej stymulacji oraz ustabilizowaniu sektora finansowego także dzięki wydatkom rządowym.  Oba czynniki będą działały tylko czasowo, dlatego średniookresowa perspektywa wzrostu gospodarczego jest niejasna. Trzeba jednak podkreślić, że ryzyko ewentualnej pauzy w ożywieniu z tych przyczyn nie dotyczy jeszcze roku 2010 r.

Mimo że zbliżamy się do momentu, w którym nastąpi odwrócenie od luźnej polityki makroekonomicznej w świecie, a niektóre programy ożywienia gospodarki nawet już wygasły, to całkowite wycofanie się państw z bodźców popytowych nie powinno nastąpić jeszcze w tym roku. Jeśli ten proces się zacznie, to najwcześniej jesienią br.,  nie zdoła więc jeszcze negatywnie wpłynąć na dynamikę gospodarczą w 2010 r. Natomiast może odbić się negatywnie na dłuższej perspektywie wzrostu gospodarczego, jeżeli w miejsce popytu publicznego nie pojawi się popyt prywatny. W tym kontekście wzrost zaufania podmiotów prywatnych jest kluczowy, gdyż niesie za sobą szanse ożywienia popytu prywatnego i podtrzymania ożywienia. Scenariusze podstawowe MFW, OECD  i Komisji Europejskiej przewidują jego kontynuację w szybszym tempie w 2011 r. niż 2010 r., a zatem zakładają, że popyt prywatny zacznie zastępować popyt publiczny.

Ponieważ w tym roku nie ma co jeszcze liczyć na ożywienie inwestycji prywatnych oraz zwiększenie konsumpcji, to dynamika gospodarcza w Europie i w USA nie będzie wysoka.

Po okresie deflacji, odzwierciedlającym w dużej mierze zjazd w dół cen surowców, pod koniec 2009 r. w strefie euro i USA powróciła inflacja. Według prognoz, mimo pewnego przyspieszenia z powodu odbicia cen surowców, dyskontujących nadchodzące ożywienie, inflacja pozostanie na niskim poziomie. Nie będzie więc w tym roku stanowiła przeszkody dla ożywienia gospodarczego.

Rynek pracy

Do wybuchu globalnego kryzysu w 2008 r. rynek pracy w strefie euro zachowywał się coraz lepiej – stopa bezrobocia spadała przy jednoczesnym zwiększaniu się aktywności zawodowej ludności, w tym grup w starszym wieku. Nie towarzyszyła temu podwyższona inflacja, ponieważ naturalna stopa bezrobocia uległa spadkowi dzięki stopniowym reformom rynku pracy. W 2009 r. z powodu kryzysu nastąpiło znaczne pogorszenie się sytuacji na rynkach pracy w Unii Europejskiej i  USA.

Na początku największy wzrost bezrobocia nastąpił w krajach, które najbardziej odczuły jego skutki: Hiszpanii, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Koncentrował się w kilku sektorach: finansowym, budowlanym i samochodowym. Najbardziej ucierpieli pracownicy z niższymi kwalifikacjami i doświadczeniem oraz posiadający czasowe kontrakty. W drugim etapie bezrobocie zaczęło dotykać pracowników z średnim wykształceniem i stażem pracy. Według statystyki, pracownicy z wysokimi kwalifikacjami prawie nie odczuli jego skutków.

Jednak w porównaniu ze skalą  spadku PKB wzrost bezrobocia był mały, a dostosowanie polegało także na zredukowaniu liczby godzin pracy przypadających na pracownika.  To swoiste „magazynowanie” pracy jest nietypowe dla recesji przebytych w przeszłości.

Dlaczego tak się stało? Wdrożone schematy elastycznego czasu pracy, subsydiowanie części wynagrodzenia, dzielenie czasu pracy i czasowe zamknięcia zakładów uchroniły Europę przed utratą wielu miejsc pracy, zwłaszcza w Niemczech, a potem w Austrii, Holandii i Włoszech. Aby złagodzić ryzyko masowego bezrobocia, rządy dopłacają do obniżonego wynagrodzenia pracownika wynikającego z redukcji godzin pracy, kiedy firmy doświadczają krótkookresowego gwałtownego spadku zamówień.

Jednak z powodu prognozowanego słabego ożywienia w najbliższej przyszłości tworzenie nowych miejsc pracy będzie postępowało powoli, bo te ocalone muszą najpierw opłacić swoje koszty. Zresztą poprawa na rynku pracy po recesji następuje na ogół z opóźnieniem, bo kiedy rośnie popyt, firmy najpierw zwiększają obciążenie zatrudnionych pracowników, a dopiero później zaczynają przyjmować nowych. Dlatego jak prognozuje Komisja Europejska, bezrobocie w tym roku wzrośnie do ponad 10,7 proc. i do 11 proc. w 2011 r., kiedy powinno nastąpić odwrócenie trendu.

Zjawisko histerezy

Subsydiowanie pracy przez rządy grozi petryfikacją starych struktur, niekoniecznie rentownych i odwleczeniem procesów dostosowawczych – zahamowaniem schumpeterowskiej kreatywnej destrukcji. Przykładem jest ratowanie przemysłu samochodowego w USA i Europie, który ma nadmierne zdolności wytwórcze. Stwarza to ryzyko, że bezrobocie wzrośnie w tych sektorach, kiedy wsparcie całkowicie zostanie wycofane. Dlaczego zatem do niego doszło? Temu postępowaniu przyświecała, pomijając inne względy, jak filozofia dynamiki przemian czy polityka, chęć uniknięcia efektu histerezy na rynku pracy, zidentyfikowanego w latach 80. w Europie.

Hipoteza histerezy pojawiła  się w związku z uporczywym europejskim bezrobociem po szokach naftowych lat 70., kiedy gospodarka europejska i ogólnie światowa wróciły na ścieżkę długookresowego wzrostu. Koncepcja zjawiska histerezy na rynku pracy uzależnia poziom naturalnej stopy bezrobocia od stopy rzeczywistej, a bardziej  – od historii bezrobocia w kraju. Jedna z wersji mówi, że część pracowników pozostaje niezatrudniona, bo utracili zdolność zatrudnienia, gdyż ich kapitał ludzki (umiejętności) się zdeprecjonowały podczas okresu pozostawania bezczynnym zawodowo. Tak naprawdę, choć te osoby są liczone jako bezrobotne, to w rzeczywistości są one bierne zawodowo.

Inny wariant hipotezy histerezy mówi, że uporczywe wysokie bezrobocie prowadzi do zmiany postawy i zachęca do bierności, tzn. pozostawania bezrobotnym zamiast przyjęcia nisko płatnej pracy. To zmusza rządy do rozbudowy systemu świadczeń społecznych, aby ochronić bezrobotnych i ich rodziny. Wzrost świadczeń społecznych prowadzi jednak do wzrostu naturalnej stopy bezrobocia. Istnieje ryzyko, że grupy czy jednostki zniechęcone brakiem perspektyw zatrudnienia zaczną wycofywać się z rynku pracy, naciskać na przyznanie wcześniejszych emerytur, szukać sposobów przejścia na rentę inwalidzką etc. To zmniejszałoby aktywność zawodową ludności i mogło ograniczyć dynamikę potencjalnego PKB w długim okresie. Obecne programy mają temu zapobiec.

Z danych statystycznych wynika, że w Europie Zachodniej po pięciu recesjach, poczynając od 1973 r., przedłużony był okres niskiego poziomu zatrudnienia, gdyż nie wracało ono do poziomu sprzed kryzysu przez kilka lat. Wyjątkiem była recesja lat 2000-2001, a to może być sygnałem, że reformy rynku pracy, które podjęto w latach 90. wywarły pozytywny wpływ na rynek pracy. W latach 2000 nadal stopniowo liberalizowano rynki pracy, co może sprzyjać powrotowi do poziomu zatrudnienia sprzed kryzysu szybciej niż w ciągu kilku lat.

Bilans ryzyka dla wzrostu

Rok 2010 będzie pierwszym rokiem po kryzysie i dlatego uwaga ekonomistów i polityków będzie skupiała się coraz bardziej na strategiach średniookresowych zamiast na krótkoterminowych problemach polityki antykryzysowej – jak było dotychczas. Będzie to okres wdrażania nowych regulacji w sektorze finansowym i wygaszania programów stymulacji gospodarki światowej. Bliskie zeru stopy procentowe też nie będą mogły być utrzymywane w nieskończoność, gdyż grożą wybuchem inflacji. To stwarza ryzyko utrwalenia się niskiej dynamiki wzrostu gospodarczego w najbliższych latach. Niepewność, dokąd zmierza gospodarka światowa, oddziałuje negatywnie na decyzje długookresowe, a zatem w przypadku przedsiębiorstw – na popyt inwestycyjny, a w przypadku gospodarstw domowych – na konsumpcję dóbr trwałego użytku.

Nie wiadomo jeszcze, jaka będzie sekwencja i jak zostanie skoordynowana „strategia wyjścia” w skali międzynarodowej. Niemniej z dużym prawdopodobieństwem można spodziewać się, że jako pierwsza zacznie się konsolidacja finansów publicznych. Jeśli dynamika gospodarcza na tym nie ucierpi, to w drugim etapie zacznie się stopniowe zacieśnianie polityki pieniężnej. Dopiero w trzeciej kolejności nastąpi stopniowe wycofanie rządowego wsparcia dla instytucji finansowych. W ten sposób państwa unikną ryzyka zakłócenia dopływu kredytów do przedsiębiorstw przez niestabilną sytuację płynnościową sektora finansowego.

Sytuacja na rynkach finansowych

Coraz niższe jest ryzyko drugiej fali problemów sektora finansowego, wynikających z dotąd niezidentyfikowanych ryzyk. Natomiast przybywa nieregularnych kredytów, zwłaszcza firm i gospodarstw domowych. Mogą one ograniczyć możliwości kredytowania przedsiębiorstw i przyczynić się do osłabienia tempa ożywienia.

Bliskie zeru stopy procentowe na kluczowych rynkach finansowych, spadek awersji do ryzyka wraz z dużą płynnością zapewnioną przez banki centralne zachęciły do lokat w aktywa na rynkach wschodzących. Pojawiły się symptomy bąbli spekulacyjnych na rynkach nieruchomości  i akcji w niektórych krajach, szczególnie w Chinach. Powstały też ostatnio napięcia inflacyjne. Są one w dużej części związane z nadmierną ekspansją monetarną, ale przyczynia się do nich także wyjątkowo surowa zima, ograniczająca podaż świeżych produktów.

Modne jest obecnie porównywanie Chin do Japonii sprzed pęknięcia banki spekulacyjnej w 1989 roku. Podobnie jak Japonię wtedy, Chiny u progu 2010 r. charakteryzuje nadmierna ekspansja kredytowa banków, przeinwestowanie i bąbel na rynku akcji i nieruchomości. Podobnie jak Japonię, także Chiny po ewentualnym pęknięciu bańki może czekać długotrwała stagnacja. Perturbacje z tym związane mogłyby pogrążyć w stagnacji gospodarkę światową.

Jednak opisane podobieństwa muszą być skonfrontowane z różnicami. Przede wszystkim Chiny są ciągle krajem biednym, który ma nadal bardzo niski stopień wyposażenia ludności w kapitał, więc trudno jest mówić o przeinwestowaniu, nawet jeśli stopa inwestycji w PKB jest bardzo wysoka. Ekonomiści oceniają, że Chiny stworzyły nadmierne zdolności wytwórcze nastawione na eksport wzorem Japonii lat 80. Jeśli nie poprawi się popyt na ich towary ze strony USA i Europy, to Chiny czeka stagnacja, kiedy wygasną programy rządowego wsparcia dla gospodarki. Te następstwa nie są jednak tak oczywiste. Chiny bowiem mogą dość łatwo przestawić je na rynek wewnętrzny, który jest nienasycony; setki milionów mieszkańców wsi nadal pragnie przenieść się do miast i zacząć uczestniczyć w gospodarce rynkowej, więc popytu krajowego nie zabraknie. Udział konsumpcji prywatnej w PKB jest na bardzo niskim poziomie. Ponadto Chiny nie tworzyły nowych zdolności wytwórczych w czasie tego kryzysu, ale wykorzystały wydatki rządowe na rozwój i modernizację infrastruktury. Wydatki na ten cel wzrosły w 2009 r. w porównaniu z 2008 r. o 44 proc. Ryzyko, że gospodarstwa domowe nie będą spłacały kredytów, jest umiarkowane. W Chinach system finansowy jest nierozwinięty i ludzie muszą kupować nieruchomości z dużym, sięgającym nawet 50 proc. wkładem gotówkowym.

Wzrost gospodarczy może też nieco dławić dalsza inflacja cen surowców. Podrożały one, kiedy zwiększył się popyt na rynkach wschodzących. Jednak raczej zdyskontowały już stopniowe przyspieszenie wzrostu gospodarczego w 2010 roku i ich wzrost powinien być umiarkowany.

Maciej Krzak, szef ekonomistów CASE, wykładowca w Wyższej szkole Handlu i Prawa im. R. Łazarskiego

Otwarta licencja


Tagi