Autor: Arkadiusz Sieroń

Dr hab. nauk ekonomicznych, pracuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Członek zarządu Instytutu Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa

Zabawa wirusa w literki: V, U czy L?

Recesja jest już pewna. Ale po niej nastąpi szybkie ożywienie, prawda? Cóż, niekoniecznie.
Zabawa wirusa w literki: V, U czy L?

(CC BY Pat Guiney)

Gospodarka światowa i polska wpadną najpewniej w tym roku w recesję. Z tym już prawie nikt nie dyskutuje. Według ankiety makroekonomicznej NBP, medianowy ekspert prognozuje w scenariuszu centralnym spadek polskiego PKB o 2 proc. w tym roku. Debaty toczą się teraz na temat skali załamania oraz siły następującego po nim ożywienia. Optymiści liczą na ożywienie w kształcie „V”, czyli na dynamiczne odbicie. Na pozór te oczekiwania mają sens. W końcu kryzys nie wynikał z wewnętrznego rozstroju, ale z zewnętrznego szoku wirusowego. A historia uczy nas, że po egzogenicznych szokach zwykle następuje prężne odbicie.

Ale tym razem może być inaczej. Dlaczego? To proste: obecny kryzys nie jest jednorazowym negatywnym szokiem podażowym, takim jak trzęsienie ziemi czy zamach terrorystyczny. To nie jest tak, że wirus zaatakował i zniknął. Zagrożenie patogenem pozostanie z nami tak długo, jak długo nie pojawi się szczepionka, która da nam odporność, czyli najprawdopodobniej do przyszłego roku. Warto pamiętać, że epidemie przychodzą falami (grypa hiszpanka przetoczyła się w trzech falach, zaś obecnie Singapur zmaga się z drugą falą zachorowań na koronawirusa).

Oznacza to, że nawet jeśli kwarantanna narodowa zostanie złagodzona po osiągnięciu szczytu zachorowań, nie zostanie ona zniesiona całkowicie. Przykładowo, naukowcy z Imperial College London ostrzegli, że środki zapobiegające rozprzestrzenianiu się koronawirusa mogą być konieczne nawet przez kilkanaście miesięcy! Również społeczne dystansowanie nie zniknie. Strach przed zarażeniem pozostanie. Ludzie nie będą przez jakiś czas podróżować, chodzić na koncerty stadionowe, czy jadać w zatłoczonych restauracjach. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to zachęcam do przeprowadzenia eksperymentu myślowego: załóżmy, że jutro rząd uchyla wszelkie obostrzenia – czy pojutrze wybiorą się Państwo do kina albo na wycieczkę zorganizowaną?

Dopóki społeczeństwo nie będzie przekonane, że epidemia jest za nami, dopóty gospodarka nie powróci do poziomu sprzed kryzysu

Innymi słowy, dopóki społeczeństwo nie będzie przekonane, że epidemia jest za nami, dopóty gospodarka nie powróci do poziomu sprzed kryzysu. To nie jest standardowy kryzys, który polega na tym, że spada zagregowany popyt, aby po chwili się odbić – czy to samemu i z wigorem (recesja w kształcie litery V) czy nieco słabiej i z pomocą stymulacji fiskalnej i monetarnej (recesja w kształcie litery U). Obserwujemy raczej zmianę strukturalną w stronę społecznie zdystansowanej gospodarki, w której popyt przesuwa się z branż opierających się na fizycznej interakcji między ludźmi do branż online. Zatem przez pewien czas możemy mieć gospodarkę operującą na pół gwizdka: środki transportu zapełnione w połowie, zawody sportowe bez widzów, restauracje z klientami siedzącymi co drugi stolik, ograniczenia co do liczby osób przebywających w jednym czasie w sklepie itd.

To też oznacza, że część popytu przepadnie na zawsze. Gdyby kwarantanna narodowa trwała bardzo krótko, np. siedem dni, to spadek wydatków na podróże czy jedzenie w restauracjach w jednym tygodniu mógłby zostać praktycznie w pełni zrekompensowany wyższymi wydatkami w następnym tygodniu. Podróże zostałyby przełożone, zaś ludzie mogliby częściej wyjść coś zjeść na miasto. Ale przy dłuższej kwarantannie ten efekt stłumionego popytu będzie osłabiony: część wycieczek czy posiłków w knajpach po prostu przepadnie.

Po drugie, istnieje coś takiego jak efekt histerezy: negatywne szoki mają nie tylko krótkoterminowe skutki, ale także pociągają za sobą trwałe konsekwencje. O co chodzi? Cóż, łatwo i szybko można zostać bezrobotnym (zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych), ale znalezienie pracy może zająć trochę czasu. Do tego zmieni się struktura produkcji (np. rozwiną się branże online), a niektórzy pracownicy mogą zatem nie mieć już umiejętności potrzebnych na rynku pracy. Inni – zwłaszcza jeśli gospodarczy lockdown będzie się przeciągał – wypadną z rutyny i nie powrócą w ogóle na rynek pracy.

Podobnie zamknięcie firmy lub bankructwo nie jest łatwe do odwrócenia. Część przedsiębiorców nie będzie miała już kapitału, albo chęci, aby zaczynać od nowa. Inni będą bardzo ostrożni z inwestycjami czy rozszerzaniem produkcji. Podwyższona niepewność może się utrzymywać przez dłuższy czas, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwość powrotu koronawirusa na jesień, przed czym ostrzegają niektórzy epidemiolodzy.

Po trzecie, prowadzona polityka gospodarcza może hamować szybkie ożywienie. Choć luźna polityka monetarna i fiskalna mogą złagodzić początkowe uderzenie, mogą negatywnie oddziaływać na produktywność gospodarki. Dobrym przykładem jest Wielka Recesja. Ożywienie, które po niej nastąpiło, było najwolniejszym ożywieniem w historii USA po II wojnie światowej (o czym pisał w „OF” prof. Kwaśnicki).

Optymistycznie i pesymistycznie o ożywieniu gospodarczym w USA

Niektórzy źródeł tego wolnego wzrostu szukają w osłabionym procesie kreatywnej destrukcji – historycznie po wcześniejszych kryzysach tempo realokacji zasobów rosło, ale po globalnym kryzysie finansowym tempo zakładania nowych firm i wychodzenia z rynku starych firm zmalało. Do tego przyczynić mogły się właśnie bardzo niskie stopy procentowe – które są pożywką dla firm zombie – czy rozrost wydatków rządowych. Te same czynniki będą oddziaływać obecnie. Do tego można spodziewać się osłabienia międzynarodowej wymiany handlowej oraz przetasowań w globalnych łańcuchach wartości, które będą zmniejszać produktywność (np. zastępowania importem leków czy sprzętu medycznego produkcją krajową, nawet jeśli ich produkcja w kraju będzie mniej wydajna).

I na sam koniec: im dłużej trwa okres społecznego dystansowania, tym większe ryzyko bankructw przedsiębiorstw, a w konsekwencji możliwe, że i kryzysu finansowego, który by dodatkowo uderzył w realną gospodarkę, powodując dłuższą recesję i wolniejsze ożywienie. Choć obecny kryzys gospodarczy wynika z odpowiedzi na epidemię, warto pamiętać, że globalna gospodarka nie była w pełni zrównoważona przed wybuchem pandemii. Zadłużenie na świecie – i mam tu na myśli nie tylko dług publiczny w wielu krajach, ale także dług przedsiębiorstw niefinansowych w USA jest większe niż przed Wielką Recesją. Globalna gospodarka zwolniła już w 2019 r., a niektóre kraje (takie jak Włochy czy Japonia) flirtowały z recesją jeszcze przed wybuchem pandemii. Możemy doświadczyć zatem kolejnego kryzysu zadłużeniowego.

Wszystko to powoduje, że ożywienie po obecnym kryzysie może nie mieć charakteru litery V, na co liczą optymiści, ale raczej U, a w niektórych branżach nawet litery L. Może być tak, że jeszcze nie rozumiemy w pełni długookresowych skutków obecnej epidemii i zmian, które zajdą w gospodarce. Choć L nie brzmi najlepiej, lepsze to niż obecne I!

(CC BY Pat Guiney)

Tagi