Autor: Katarzyna Bartman

Redaktor naczelna miesięcznika „Praca za granicą”.

Zaskakujące wyniki badań: menedżerowie nie widzą kryzysu

Aż  96 proc. menadżerów z ponad 1000 badanych firm zakłada wzrost potrzeb finansowych i dobre perspektywy rozwoju dla swoich firm w  następnych dwóch latach. Ci z Europy liczą głównie na kredyty, tyle, że raczej z azjatyckich instytucji. Ich optymizm zaskakuje analityków.
Zaskakujące wyniki badań: menedżerowie nie widzą kryzysu

(DG/CC BY-NC-SA MyTudut)

Banki w Europie i Stanach Zjednoczonych przestały być instytucjami zaufania publicznego i poziom nieufności inwestorów w stosunkach z nimi znacznie się zwiększył, (chociaż w Polsce, z uwagi na ogólnie dobrą kondycję sektora bankowego, zjawisko to jest mniej zauważalne). Z drugiej strony dwa ostatnie lata kryzysu na rynkach finansowych utrudniły dostęp do kredytów bankowych. Zdaniem ekspertów oznacza to, że w krótkiej perspektywie europejskie i amerykańskie firmy mogą ograniczyć zaciąganie zewnętrznego finansowania.

W perspektywie długofalowej bez finansowania zewnętrznego nie nastąpi jednak rozwój firm. Tym czasem najnowsze badania międzynarodowej kancelarii Allen& Overy „Under pressure: Funding options in an uncertain world” pokazują, że w najbliższych dwóch latach menedżerowie kierujący dużymi przedsiębiorstwami przewidują dalszy wzrost potrzeb finansowych (badanie przeprowadzono na 1054 dużych firmach z 19 państw świata).

Ankietowani uzasadniali to optymistycznymi oczekiwaniami odnośnie popytu konsumenckiego i spodziewaną stabilnością sytuacji ekonomicznej. Ten ogólny optymizm skutkował także oczekiwaniem wzrostu zapotrzebowania na kapitał. W skali globalnej aż 48 proc. menedżerów spodziewało się zwiększenia potrzeb finansowych ich przedsiębiorstw, tyle samo uważało, że nie ulegną one zmianie, a jedynie 4 proc. oczekuje zmniejszenia zapotrzebowania na finansowanie.

Jednocześnie ocenili oni, że dostęp do źródeł finansowania ulegnie poprawie (tak uważa 45 proc. ankietowanych, jedynie 9 proc. oczekuje pogorszenia). Równocześnie menedżerowie ci byli dość zgodni, że koszty finansowania wzrosną (taka jest opinia 52 proc. respondentów, tylko 7 proc. oczekuje spadku).

Największymi optymistami są Hindusi, Brazylijczycy, Chińczycy oraz inwestorzy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Stanów Zjednoczonych i Holandii. Pesymistycznie widzą natomiast przyszłość przedsiębiorcy z Niemiec, Francji , Japonii i Rosji.

Badanie przeprowadzono w lipcu, w okresie najbardziej burzliwych doniesień z Grecji. Czy dzisiaj, gdy już wiadomo, że kraje Unii stanęły na granicy recesji odpowiedzi byłyby podobne? Produkcja przemysłowa jest najniższa od lat, na przykład w Niemczech PMI balansuje na poziomie 50 proc. – to granica recesji – i to tylko dzięki uslugom, a nie przemysłowi.

– Z jednej strony inwestorzy optymistycznie patrzą w przyszłość, widząc potencjał rozwoju przedsiębiorstw, którymi kierują w erze globalizacji, jednakże biorą pod uwagę, że rozwój ten będzie się odbywał w warunkach ogólnej niepewności i dynamicznych przemian gospodarczych, co z kolei będzie skutkować wzrostem premii za ryzyko – uważa Tomasz Kawczyński, partner w warszawskim oddziale kancelarii prawnej Allen& Overy.

Na pytanie, w gospodarki których państw najchętniej zainwestowaliby przedsiębiorcy z Unii Europejskiej najczęściej padała odpowiedź, że w chińską, hinduską, rosyjską i amerykańską. Entuzjazm niemieckich inwestorów studziła jednak świadomość konieczności podjęcia przez rząd federalny znacznych obciążeń finansowych w związku z ratowaniem strefy euro. Podobnie pesymistycznie do nowych inwestycji podchodzili inwestorzy z Francji i Włoch. Ich przeciwieństwem okazali się Chińczycy, Brazylijczycy, Hindusi i inwestorzy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którzy bezpośrednio nie odczuli u siebie skutków kryzysu. Są największymi optymistami. W obecnej sytuacji na rynkach dostrzegają dla siebie szansę na rozwój i ekspansję.

Pewnym zaskoczeniem jest natomiast fakt, że na pytanie o państwa prezentujące potencjał wzrostu dla biznesu wskazano ponad sto różnych krajów. Zdaniem ekspertów pokazuje to stopień globalizacji współczesnej gospodarki światowej.

– Ten fakt również uzmysławia, że firmy aktywnie poszukują możliwości inwestycyjnych praktycznie na całym świecie, nie wyłączając krajów, które do niedawna nie były rozważane jako potencjalne miejsca zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Dla Polski ważną informacją jest, że konkurencja o kapitał inwestycyjny ma obecnie wymiar globalny i dawno przestała być rywalizacją wyłącznie z krajami naszego regionu – mówi Kawczyński. Podobnego zdania jest również Marcin Murawski, dyrektor Departamentu Sektora Publicznego w banku Citi Handlowy.

Przypomina, że dla kapitału nie ma dziś rynków lokalnych, nie ma też granic państwowych, ani walut. Jeśli jednak kryzys w strefie euro nie zostanie zażegnany oczekiwania inwestorów mogą zostać wystawione na ciężką próbę. Europejskie banki najbardziej boją się gwałtownego odpływu depozytów.

W takiej sytuacji problemy mogłyby mieć szczególnie te firmy europejskie, które uzależniają swoje źródła finansowania od kredytów. Z badań wynika, że takich firm w Europie jest aż 51 proc. Dla porównania, w gospodarkach grupy BRICS wskaźnik ten wynosi 45 proc.).

Jednocześnie europejska kadra nie ma złudzeń, co do wzrostu kosztów kredytów. Podwyższenia ich na przestrzeni dwóch najbliższych lat spodziewa się ponad połowa badanych z Europy. W najbliższych latach bankom trudno będzie zredukować koszty i podwyższyć efektywność. Inwestorzy są więc gotowi również na zmiany w strukturze finansowania.

Zdaniem Arkadiusza Kamińskiego, byłego dyrektora Departamentu Długu Publicznego w Ministerstwie Finansów raport wskazuje na konieczność rewizji dotychczasowych metod zarządzania długiem, zmiany roli instrumentów zabezpieczeniowych i zarządzania płynnością oraz innego sposobu podejścia do kwestii statystyki i  rewizji wskaźników ostrożnościowych.

– Dobrym pomysłem wydaje się tu wprowadzenie uśrednionego kursu zadłużenia zagranicznego. Obecne wskaźniki te są nic nie warte, jeśli nie sygnalizują faktycznego ryzyka załamania gospodarczego i ryzyka refinansowania – mówi dobitnie Arkadiusz Kamiński.

Kamiński zgadza się z respondentami, że zarówno rola kredytów oraz obligacji, jako instrumentów pozyskiwania kapitału inwestycyjnego nie ulegnie w najbliższej przyszłości zmarginalizowaniu na rzecz innych instrumentów. To, co może się według niego zmienić, to rola, jaką odegrają w tym procesie banki. Te mogą ewoluować w kierunku bycia pośrednikiem, a nie pożyczkodawcą.

Podobnie jak Kamiński uważa Emil Szweda, analityk rynków finansowych.

– W procesie pozyskiwania kapitału banki będą tym ogniwem, które będzie można stosunkowo łatwo wyeliminować. Inwestorzy będą dążyć do pożyczania bezpośrednio od tych, którzy je mają. Dlatego, w najbliższych latach w Europie wzrośnie znacząco rola obligacji korporacyjnych – uważa Szweda.

Szweda nie do końca dowierza jednak deklaracjom ankietowanych, z których co trzeci twierdzi, że w ciągu najbliższych pięciu lat będzie szukał źródeł finansowania na rynkach Azji i Pacyfiku.

Jak wynika z badania kapitał w tym regionie świata zamierza pozyskać aż 54 proc. europejskich ankietowanych. Mało tego, blisko o połowę wzrośnie też liczba przedsiębiorstw, które zamierzają korzystać z produktów denominowanych w renminbi (czyli chińskim juanie).

Jak pokazują najnowsze dane Dealogic proces ten już się rozpoczął. Po raz pierwszy bowiem od wprowadzenia waluty euro na rynki (1999 r.), w III kw. 2011 r. emisja obligacji denominowanych w renminbi przewyższyła emisję obligacji w euro.

Szweda jednak uspokaja.

– W najbliższych 2-3 latach juan nie ma szans stać się walutą światową i zastąpić np. euro. To jest faktycznie najsilniejsza w tej chwili waluta azjatycka, ale jej kurs jest ustalany sztywno w stosunku do dolara. Inwestorzy, którzy nie uzyskują trwałych dochodów w tej walucie, a zdecydują się na obligacje denominowane w juanach są bardzo odważni – uważa Szweda.

Inaczej niż Szweda przyszłość europejskiego rynku inwestycyjnego widzi włoski ekonomista Alberto Brugnoni, były dyrektor Merrill Lynch. Według niego istnieje konieczność ponownego zrównoważenia światowego systemu finansowego, w którym jako jedno ze źródeł finansowania pojawi się region  basenu Oceanu Spokojnego, jednak nie oznacza to upadku UE, którą obecny kryzys raczej wzmocni, a obszar GCC (Rada Współpracy Zatoki Perskiej) stanie się kluczowym partnerem w transakcjach globalnych.

– Pojawią się fundusze oparte na aktywach (zwane też finansowaniem islamskim) jako realna alternatywa dla finansowania korporacyjnego – zapowiada Brugnoni.

O badaniu:

Badania inwestorów były prowadzone w lipcu i sierpniu 2011 roku, więc zbiegły się w czasie z silnymi spadkami kursów akcji na giełdach, niepokojami społecznymi w Grecji i obniżeniem ratingu USA przez S&P. Objęto nim respondentów z 19 państw. Były to: Australia, Brazylia, Kanada, Chiny, Francja, Niemcy, Hong Kong, Indie, Indonezja, Włochy, Japonia, Holandia, Rosja, Singapur, Korea Płd., Tajlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wielka Brytania i USA. W każdym z krajów przeprowadzono ponad 50 rozmów (w USA – ponad 100 ze względu na ich znaczenie w gospodarce światowej).

Każda z firm, z której przedstawicielami przeprowadzono rozmowy zatrudniała ponad 500 osób, prowadziła działalność także poza granicami swojego kraju macierzystego i posiadała doświadczenie w prowadzeniu działalności w Azji. Sektory, z których pochodziły te firmy obejmowały przede wszystkim: usługi finansowe, nowe technologie, telekomunikację, energetykę, nieruchomości, sektor farmaceutyczny, biologię molekularną, biotechnologię, infrastrukturę oraz produkcję przemysłową.

(DG/CC BY-NC-SA MyTudut)

Otwarta licencja


Tagi