Brak prywatnej własności ziemi podnosi PKB Chin o ponad połowę. To intrygujący wniosek z opracowania powstałego w Pekinie.
Kai Liu z Renmin University of China z Pekinu przygotował pracę „How the land system with Chinese characteristics affects China’s economic growth” („Jak chiński system własności ziemi wpływa na wzrost gospodarczy kraju”). Naukowiec policzył, że PKB Chin byłoby o 36 proc. niższe, gdyby państwo wzorem większości bogatszych krajów, w tym Polski, zezwoliło na prywatną własność ziemi. PKB według parytetu siły nabywczej nie wynosiłoby 17 204 dolarów, ale 11 011 dolarów.
To oznacza, że mniej więcej połowa różnicy w tempie bogacenia się Polski i Chin wynika z odmiennego stosunku państwa do prywatnej własności ziemi. W 1990 r. PKB na obywatela Chin według parytetu siły nabywczej wynosiło 982 dolary (dane Banku Światowego). W 2020 r. były to już 17 204 dolary. To oznacza wzrost o 1652 proc. w ciągu 30 lat. Dla porównania w 1990 r. PKB na obywatela Polski wynosiło 6170 dolarów, podczas gdy w 2020 r. 34 406 dolarów. To wzrost o 458 proc.
Mniej więcej połowa różnicy w tempie bogacenia się Polski i Chin wynika z odmiennego stosunku do prywatnej własności ziemi.
Według badacza prywatna własność ziemi wpłynęłaby także na obniżenie produkcji przemysłowej o 42 proc. Wpływy z podatków spadłyby o 41 proc., a inwestycje w infrastrukturę – o 40 proc. To przełożyłoby się na konsumpcję gospodarstw domowych niższą o 34 proc.
W jaki sposób brak prywatnej własności ziemi dodatkowo stymuluje wzrost chińskiej gospodarki? Autor tłumaczy, że podstawą polityki gospodarczej krajów na dorobku jest intensywne inwestowanie w przemysł i infrastrukturę, a do tego niezbędna jest ziemia. Rocznie w Chinach 80–85 proc. ziemi zbywanej przez władze decyzjami administracyjnymi zwykle za darmo albo po niskich cenach jest przeznaczane na tego typu projekty. Prawa do dzierżawy na czas określony pozostałych 15–20 proc. gruntów są sprzedawane na aukcjach. W ten sposób chińskie władze mają i darmową ziemię i pieniądze, by na tych terenach inwestować w infrastrukturę. W efekcie na inwestycje infrastrukturalne w Chinach wydaje się w stosunku do PKB kilkakrotnie więcej niż w większości rozwiniętych krajów.
Jak podaje OECD, w 2018 r. na budowę nowej i utrzymanie starej infrastruktury wydano w Chinach 5,57 proc. PKB. Dla porównania w Polsce wydatki te wyniosły 0,63 proc. PKB, w Niemczech 0,68 proc., a w USA 0,52 proc.
By zdać sobie sprawę, jak wielkim obciążeniem dla podatników są koszty wykupu gruntów, naukowiec przytacza historię budowy kolei dużych prędkości HS2 w Wielkiej Brytanii. W 2017 r. zaakceptowano projekt. Szybko jednak się okazało, że szacowane koszty będą wyższe. Portal BBC jako trzeci najważniejszy powód podał wzrost kosztu wykupu gruntów pod budowę. Pierwotnie miał wynosić ok. 1,1 mld funtów, obecne wyceny mówią już o 5 mld funtów, czyli mniej więcej 25 mld zł. A to tylko jeden projekt infrastrukturalny. Tymczasem przykładowo tylko w 2010 r. władze Chin przeznaczyły pod budowę infrastruktury 138 tys. ha ziemi wycenianych na 1,3 biliona juanów, czyli mniej więcej 205 mld dolarów.
Oczywiście w systemie prywatnej własności ziemi rząd także może inwestować w infrastrukturę. Jednak bez dodatkowych środków z tytułu sprzedaży praw do dzierżawy gruntów oraz wobec konieczności płacenia prywatnym monopolistom ziemskim za grunty państwo musi finansować inwestycje z podatków. Jak policzył Kai Liu, aby osiągnąć taki poziom wzrostu PKB przy systemie prywatnej własności ziemi, podatki w Chinach musiałyby wzrosnąć prawie o ponad jedną trzecią – z 24 proc. PKB do 32,5 proc. PKB.
Aby osiągnąć taki poziom wzrostu PKB przy systemie prywatnej własności ziemi, podatki w Chinach musiałyby wzrosnąć prawie o ponad jedną trzecią – z 24 proc. PKB do 32,5 proc. PKB.
Wyższe podatki mają jednak wiele negatywnych skutków dla gospodarki. Ich wzrost spowodowałby spadek wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych o 9 proc., a produkcji przemysłowej – o 10 proc. „Publiczna własność ziemi daje Chinom instytucjonalną przewagę, która jest istotną przyczyną szybkiego wzrostu gospodarczego kraju” – konkluduje naukowiec.
Co ciekawe, zapis o braku możliwości posiadania ziemi przez osoby prywatne pojawił się w chińskiej konstytucji uchwalonej w 1982 r., a więc już po rozpoczęciu rynkowych reform. Jest to artykuł 10 ustawy zasadniczej Państwa Środka, co świadczy, jak ważne było to dla jej twórców.
W omawianej pracy trochę brakuje wyjaśnienia powodów, dla których chińskie władze nie zdecydowały się wprowadzić prywatnej własności ziemi na fali rynkowych reform przełomu lat 70. i 80. Tym bardziej że w innych dziedzinach prywatna własność w Chinach obowiązuje na podobnych zasadach jak w krajach zachodnich. Wiele wskazuje na wpływ idei Henry’ego George’a i jego książki „Progress and Poverty” („Postęp i ubóstwo”), w której argumentował, dlaczego prywatna własność ziemi jest szkodliwa dla gospodarki. Pod dużym wpływem idei George’a był chiński polityk Sun Jat-sen (1866–1925) uważany za teoretyka chińskiego socjalizmu.
Idee George’a były w Chinach sprawdzane w praktyce w tzw. niemieckim Hongkongu. Chodzi o obszar 552 km2 w pobliżu zatoki Kiautschou, którym zarządzali Niemcy w latach 1898–1914. Zgodnie z teoriami George’a Niemcy całość dochodów podatkowych regionu pozyskiwali z podatku od wzrostu wartości ziemi (czyli ziemia mogła być prywatna, ale większość korzyści z niej zabierało państwo w postaci podatku – w praktyce niewiele różniło się to od sytuacji, gdy ziemia należy do państwa).
Za te pieniądze w sennej wiosce rybackiej wybudowano szerokie ulice, nowoczesne budynki dla administracji oraz szkoły (na tym terenie był najwyższy odsetek uczniów i studentów w kraju). Całość zelektryfikowano, wybudowano wodociągi i system opływu ścieków, który był wówczas rzadkością w Azji. Kiedy w 1912 r. region odwiedził sam Sun Jat-sen, zrobił on na nim duże wrażenie. „Tak w przyszłości powinny wyglądać całe Chiny” – miał powiedzieć.