Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Żeby strefa euro nie pękła, musi się uginać

Wskutek zwycięstwa partii Syriza ceny greckich akcji i obligacji runęły w dół. Niewiele jest jednak oznak przenoszenia się tej zarazy do innych dotkniętych kłopotami krajów z peryferii strefy euro. Pytanie jak długo się ten relatywny spokój utrzyma.
Żeby strefa euro nie pękła, musi się uginać

Zakłada się ogólnie, że mimo ognistej retoryki nowy rząd Grecji nie będzie mieć innego wyboru jak tylko kontynuacja rozpoczętego przez poprzedni gabinet programu reform strukturalnych – być może w zamian za pewne złagodzenie wyrzeczeń budżetowych. W wymiarze politycznym, społecznym i ekonomicznym zwycięstwo Syrizy jest jednak zbyt znaczące, żeby je ignorować. Nie można bowiem całkowicie wykluczyć ostrego wyjścia Grecji ze strefy euro („Grexit”), a tym bardziej – kontroli przepływu kapitału, w efekcie której wewnątrz Grecji „greckie” euro byłoby warte mniej niż gdzie indziej.

Niektórzy politycy strefy euro wydają się przekonani, że odejście Grecji od euro – czy to ostre, czy łagodne – nie będzie dłużej stanowić zagrożenia dla innych krajów peryferyjnych. Być może mają rację; z drugiej jednak strony przecież architekci polityki USA w 2008 roku uważali, że wskutek upadku jednego banku inwestycyjnego, Bear Stearns, rynki są już przygotowane na upadek kolejnego, czyli Lehman Brothers. Wiadomo, jak się to skończyło.

Prawdą jest, że od 2010 roku, kiedy to doszło do pierwszej odsłony greckiego kryzysu, nastąpił istotny postęp polityczny, a także instytucjonalny. Dla trwałości unii walutowej kluczowe znacznie ma unia bankowa (choć niedoskonała) oraz zobowiązanie Europejskiego Banku Centralnego do zrobienia „wszystkiego, co trzeba”, żeby uratować euro. Kolejną innowację o kluczowym znaczeniu stanowi powołanie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, który –  podobnie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy – ma możliwość przeprowadzania wielkich i łączących się z pewnymi warunkami finansowych operacji ratunkowych.

A mimo to, nawet przy ochronie, jaką zapewniają te nowe instytucje, niestabilność Grecji wciąż oznacza przemożne ryzyko finansowe w skali globalnej. Nie trudno sobie wyobrazić, że nowi, krzykliwi przywódcy Grecji mogą nie doceniać nieprzejednania Niemiec w sprawie ulgi w zadłużeniu czy renegocjacji pakietów reform strukturalnych. Nie jest trudne do wyobrażenia również i to, że eurokraci mogą błędnie oceniać dynamikę zmian politycznych w Grecji.

W każdym jednak scenariuszu ciężar dostosowań spadnie w większości na Grecję. Każdy rozrzutny kraj, który nagle zmuszany jest do niewydawania więcej, niż ma, musi dokonać ogromnych korekt – nawet gdyby mu darowano wszystkie jego długi z przeszłości. A rozrzutność Grecji była gigantyczna. Tuż przed ujawnieniem się w 2010 roku kryzysu zadłużeniowego deficyt pierwotny budżetu państwa (czyli kwota, o którą rządowe wydatki na towary i usługi – bez odsetek od zadłużenia – przekraczają przychody) sięgała zadziwiającego poziomu 10 proc. dochodu narodowego.

Gdy wybuchł kryzys i Grecja straciła dostęp do nowych pożyczek prywatnych, „trojka” (MFW, EBC oraz Komisja Europejska) zapewniły jej ogromne, długoterminowe finansowanie na finansowo dogodnych warunkach. Gdyby dług Grecji został jednak nawet całkowicie anulowany, to i tak przejście od 10 proc. deficytu pierwotnego do zrównoważonego budżetu wymaga mocnego zaciskania pasa – i, co nieuchronne, wiąże się z recesją. Niemcy słusznie dowodzą, że pretensje o „wyrzeczenia” powinny być kierowane pod adresem poprzednich rządów Grecji. Wskutek poczynań tych rządów konsumpcja w Grecji wzrosła znacznie ponad możliwy do utrzymania poziom; powrót na ziemię był nieunikniony.

A mimo to Europa powinna okazać większą szczodrość, jeśli chodzi o trwałe umorzenie zadłużenia, a także – co jeszcze pilniejsze – o zmniejszenie spłat pożyczek krótkoteminowych. Pierwsze z tych posunięć konieczne jest dla zmniejszenia niepewności w długim okresie; drugie ma zasadnicze znaczenie dla ułatwienia wzrostu w bliskim okresie.

Spójrzmy prawdzie w oczy: za obecne tarapaty Grecji nie odpowiada wyłącznie ona sama. Grecka młodzież, której ukończenie szkoły średniej często zajmuje obecnie kilka dodatkowych lat, bo jej nauczyciele tak często strajkują, z pewnością się do nich nie przyczyniła.

Po pierwsze, decyzja krajów strefy euro o przyjęciu w 2002 roku przez Grecję wspólnej waluty była przygnębiająco nieodpowiedzialna, przy czym większość winy spada na zabiegających o to Francuzów. Grecja – co rzucało się w oczy – z uwagi na ogromne zadłużenie oraz relatywne zacofanie gospodarcze i polityczne nie spełniała wtedy mnóstwa podstawowych kryteriów konwergencji.

Po drugie, większość finansowania długu Grecji pochodziła z niemieckich i francuskich banków, które osiągnęły wielkie zyski na pośrednictwie w pożyczkach z ich własnych krajów i z Azji. Pchały pieniądze w to kruche państwo, którego wiarygodność kredytowa opierała się w końcu na tym, że inni członkowie strefy euro mają je obowiązek ratować.

Po trzecie, partnerzy Grecji ze strefy euro dysponują ogromnym kijem, jaki nie pojawia się zwykle w negocjacjach dotyczących zadłużenia państw. Jeśli bowiem Grecja nie zaakceptuje warunków, narzuconych jej w celu utrzymania członkostwa w grupie wspólnej waluty, to ryzykuje wyrzucenie również z Unii Europejskiej.

Nawet po dwóch pakietach pomocowych nierealistyczne byłyby oczekiwania, że greccy podatnicy zaczną szybko duże spłaty – przy 25-procentowym (a wśród młodzieży – ponad 50-procentowym) bezrobociu nie sposób tego oczekiwać. Niemcy i inne „jastrzębie” z północy Europy słusznie nalegają, żeby Grecja przestrzegała swoich zobowiązań w sprawie reform strukturalnych, bo w ten sposób dojdzie kiedyś do konwergencji jej gospodarki z resztą Europy. Państwa te powinny jednak pójść na dużo głębsze ustępstwa odnośnie do spłat zadłużenia, gdyż jego nawis wciąż stwarza znaczną niepewność dla inwestorów.

Jeśli nawet ustępstwa wobec Grecji tworzą precedens, który mogą wykorzystywać inne kraje, no to trudno. Inne kraje peryferyjne też będą potrzebować pomocy i to raczej wcześniej niż później. Można mieć nadzieję, że Grecja nie zostanie zmuszona do opuszczenia strefy euro, choć w celu zapobieżenia załamania finansowego niezbędne mogą się okazać pewne rozwiązania tymczasowe, takie jak wprowadzenie kontroli przepływów kapitałowych. Żeby strefa nie popękała, musi się wciąż uginać.

© Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org


Tagi