Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Trzecia transza w USA wciąż możliwa

Ogłoszone w minionym tygodniu wyniki amerykańskiej gospodarki za pierwszy kwartał 2012 r. nie rozstrzygnęły wielkiej niewiadomej — czy szef Federalnej Rezerwy Ben Bernanke zdecyduje się uruchomić trzecią transzę programu „ilościowego luzowania”, zwanego quantitative easing.

Program QE jest obliczony na finansowe ulżenie rynkom. Zamiast jednak tradycyjnego drukowania pieniędzy, rząd federalny wprowadził program drukowania czeków. Jako taki program QE grozi więc wzrostem cen i inflacji, a zważywszy sumę na jaką czeki rządu opiewają – bardzo gwałtownym i szybkim ich wzrostem. Od grudnia 2008 r. do czerwca 2011 r. Rezerwa Federalna uruchomiła pierwsze dwie transze programu nabywając obligacje na sumę 2,3 biliona dolarów, w tym papiery wartościowe agencji hipotecznej na kwotę 1,25 biliona dol.

We wrześniu 2011 r. Rezerwa Federalna ogłosiła, że do czerwca 2012 r. wykupi dodatkowe długoterminowe papiery wartościowe, przy jednoczesnej sprzedaży ze swoich zasobów krótkoterminowych długów o identycznej wartości i rozpoczęciu reinwestycji na rynku hipotecznym. Wszyscy spodziewają się więc ewentualnego uruchomienia trzeciej transzy QE w czerwcu.

Opinie czy byłoby to sensowne są podzielone. Wall Street czeka na kolejną transzę niecierpliwie. Ekonomiści są jednak dużo bardziej sceptyczni na temat takiej perspektywy właśnie z powodu obaw o inflację. Tymczasem ogłoszone właśnie wyniki gospodarcze za pierwszy kwartał 2012 r. nie podpowiadają rozstrzygnięcia. Ewidentnie wskazują, iż jest to najwolniejsze wychodzenie z kryzysu od czasu II wojny światowej przy jednocześnie najsilniejszej monetarnej i fiskalnej polityce interwencji rządu federalnego. Nie wskazują jednak nagłej konieczności wykupowania obligacji, wskazują natomiast, że Rezerwa Federalna utrzyma nadal, tak jak zapowiadał jej szef Ben Bernanke w minioną środę, niskie stopy procentowe, które od grudnia 2008 r. wahają się w przedziale od 0 do 0,25 punktu.

Ślimacze tempo, słabiutkie inwestycje, niska konsumpcja

Oto krótki przegląd najnowszych doniesień makroekonomicznych z USAL

PKB i eksport: Departament Handlu poinformował w ostatni piątek, że wzrost produktu krajowego brutto w pierwszym kwartale 2012 r. był nieco wolniejszy niż ostatnich 3 miesiącach 2011r. Wyniósł 2,2 procenta w skali roku, przy 3 procentach w 2011 r. Taki wynik jest poniżej przewidywań ekspertów, którzy szacowali tempo wzrostu na przynajmniej 2,5 proc. Najsilniejszy wzrost odnotowano na rynku samochodowym. Wolny okazał się wzrost eksportu – 2,7 proc. oraz inwestycji biznesowych – 5,2 proc.

Konsumpcja i nastroje: odwrotna do przewidywań natomiast okazała się wartość konsumpcji, choć również nie jest zawrotna – wzrosła ona w pierwszym kwartale o 2,9 proc., najszybciej od końca 2010 roku (przy 2,1 proc. w ostatnim kwartale 2011 r.). Taki wynik pobudza lekki optymizm, jako że konsumpcja decyduje w USA o około 70 proc. aktywności gospodarczej.

Konsumenci jednak wydają wciąż za mało. Wprawdzie Amerykanie wierzą w siłę swojej gospodarki, ale to zaufanie utrzymuje się od kilku miesięcy na podobnym poziomie i w kwietniu było niemal identyczne jak w marcu – na 100 respondentów 69,2 procent wierzy amerykańską ekonomię. Problem w tym, że spadają dochody przeciętnego gospodarstwa amerykańskiego: przeciętny dochód wynosił 49 445 dolarów, a przeciętne zadłużenie gospodarstwa domowego w relacji do dochodów wciąż jest wysokie – 112,8 proc (z poziomu 130,2 we wrześniu 2007 r.). Wzrost konsumpcji odbył się kosztem oszczędności.

Inflacja: związana z konsumpcją – wzrosła o 2,1 procenta w skali roku, przy 1,3 proc. w poprzednim kwartale i założeniu Rezerwy Federalnej 2-proc. wzrostu.

Zatrudnienie: rynek pracy drgnął również zaledwie nieznacznie zaledwie. Od stycznia do końca marca 2012 r. pracodawcy utworzyli 635 tysięcy nowych miejsc pracy, to największy wzrost w skali kwartału od 2006 roku. Mimo to zatrudnienie rośnie powoli – w marcu br. Ameryka miała tylko o 2,3 miliona więcej miejsc pracy niż w czerwcu 2009 r., kiedy rozpoczął się proces wychodzenia z kryzysu. Prywatny sektor dodał w tym czasie 2,9 miliona miejsc pracy, ubyło natomiast 584 tysiące miejsc w sektorach rządowych – federalnym i stanowych.

Bezrobocie: pozostaje niemal bez zmian, na poziomie 8,2 procenta. Padł też kolejny rekord długości przeciętnego okresu pozostawania bez pracy – w marcu wynosił on 39,4 tygodni i był prawie dwukrotnie wyższy niż najwyższy wcześniej taki wskaźnik – 18,7 procent w marcu 2011 r.

Takie wyniki zdają się potwierdzać to co Ben Bernanke, szef Rezerwy Federalnej sygnalizował na początku kwietnia, iż Fed nie zamierza na razie kupować więcej obligacji aby pobudzić gospodarkę. Z drugiej strony jak twierdzi Bill Gross, finansista, współzałożyciel i szef Pacific Investment Management (Pimco), największego na świecie funduszu powierniczego inwestującego w obligacje i zarządzającego blisko 250 miliardami dolarów – kluczem jest zatrudnienie.

Zdaniem Grossa nadrzędnym celem Rezerwy Federalnej jest pobudzenie wzrostu zatrudnienia i zmniejszanie bezrobocia, a do tego potrzebny jest wzrost gospodarczy na poziomie 3 procent. Jeśli więc zatrudnienie będzie w następnych dwóch miesiącach niskie – trzecia transza QE stanie się bardzo realna.

Anna Wielopolska

Autorka  mieszka w Waszyngtonie, przez wiele była lat dziennikarką Rzeczpospolitej

Otwarta licencja


Tagi