Trzy składowe kryzysu w polskiej energetyce

Unijna presja na obniżenie emisji CO2 w UE o 30 proc. do 2020 r. prowadzi do zwiększenia wpływu Gazpromu na energetykę UE. Wymusza też nieuniknione inwestycje w modernizację infrastruktury. Jednak model, według którego prywatyzowana jest branża energetyczna w Polsce, może nie zapewnić wystarczających środków na sprostanie temu zadaniu – pisze prof. Krzysztof Żmijewski.
Trzy składowe kryzysu w polskiej energetyce

prof. Krzysztof Żmijewski

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, w jak trudnym położeniu znajduje się polska infrastruktura, a energetyka zwłaszcza. I nie chodzi tu o jakiś zwyczajny jednowymiarowy problem, tylko o prawdziwy wielowymiarowy kryzys o bardzo skomplikowanych składowych.

Trzy najważniejsze z tych składowych to:

–  europejska polityka klimatyczno–energetyczna i wbudowana w nią sprzeczność pomiędzy celami deklarowanymi głośno i oficjalnie a celami realizowanymi po cichu i realnie;

– dramatycznie wysoki poziom dekapitalizacji technicznej infrastruktury (rzeczywistej, a nie księgowej) przy bardzo niskich zasobach kapitałowych i niskiej EBIDTA sektora;

–  niezwykle trudny proces prywatyzacji infrastruktury, prowadzony przy popycie osłabionym kryzysem, przy dużych potrzebach budżetu państwa, przy wspomnianych wcześniej potrzebach inwestycyjnych i przy prawnych ograniczeniach dotyczących prywatyzacji Operatorów Systemów Przemysłowych.

Trudno określić, która z powyższych składowych jest dominująca, tym bardziej że nie jest to układ współrzędnych ortogonalnych, tzn. wzajemnie niezależnych, ale – wręcz przeciwnie – są one silnie splątane.

O co chodzi w pakiecie klimatycznym UE

Rozpocznijmy analizę od wymiaru europejskiego. Oficjalnie celem europejskiej polityki klimatyczno-energetycznej jest redukcja emisji gazów cieplarnianych. Niektórzy twierdzą nawet, że redukcje tę należy maksymalizować, a co najmniej zwiększyć do 30 proc. w 2020 r.  Jednocześnie jednak przegląd zastosowanych rozwiązań, a w szczególności rozwiązań, z których zrezygnowano, prowadzi do jednoznacznego wniosku, że rzeczywiste cele unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego to:

–  Maksymalizacja ceny uprawnień do emisji wraz z maksymalizacją obrotu tymi uprawnieniami – szczególnie wtórnego. Realizacja tego celu prowadzi m.in. do znacznego wzrostu kosztu systemu handlu emisjami dla gospodarek, zwłaszcza dla tych, które są silnie zaleźne od węgla.

– Eliminacja węgla z europejskiej energetyki i zastąpieniw go innymi, mniej emisyjnymi paliwami. W horyzoncie 2020 r. oznacza to promocję gazu ziemnego, ponieważ żadnego innego rozwiązania w tej perspektywie osiągnąć się nie da (rozwój energetyki jądrowej i odnawialnej wymaga czasu, środków i uwzględnienia wielu złożonych uwarunkowań). W praktyce prowadzi to do zwiększenia wpływu Gazpromu na energetyki europejskie, co państwa EU-15 uważają za rozwiązanie zwiększające bezpieczeństwo energetyczne ich części Europy. Bezpieczeństwo energetyczne EU–12 państw tych nie interesuje, podobnie jak nasze, niezbyt pozytywne doświadczenia z Rosją.

–  Promocja, a w efekcie znacznie zwiększona sprzedaż know–how złożonych technologii zero- i niskoemisyjnych. Sprzedawcami zamierzają być państwa EU–15, kupcami mają być EU–12 i reszta świata. Cel ten ignoruje rozwój technologii w państwach grupy BRASIIC (Brazylia, Rosja, Płd. Afryka, Indie, Indonezja, Chiny).

Co odrzuciła Komisja Europejska

Ocena powyższa wynika nie tylko z analizy zachowań Komisji Europejskiej i EU–15, ale również z zapisów posiadanych stenogramów rozmów w trakcie działań Green Effort Group, zrzeszającej cztery największe polskie koncerny energetyczne i czternaście organizacji przemysłowych. Aby uniknąć oskarżeń o gołosłowność, przytoczę kilka rozwiązań, które zostały odrzucone przez Komisję.

Pierwszym z nich jest domestic offset, rozwiązanie, które obniża koszty uzyskania uprawnień do emisji, a polega na umożliwieniu wykorzystania kontrolowanej redukcji emisji w sektorze non-ETS (czyli w tych sektorach gospodarki, które nie są objęte obowiązkiem zakupu uprawnień do emisji CO2, jak transport, mieszkalnictwo, czy rolnictwo) do legalizacji emisji w sektorze EU-ETS (europejski system handlu emisjami). Podobne rozwiązanie jest dopuszczalne w Unii w postaci tzw. overseas offset, w którym uprawnienia do emisji EU-ETS zdobywane są w rezultacie inwestycji redukcyjnych prowadzonych poza obszarem Unii. Możliwość takiego transferu jest limitowana (nie więcej niż 10 proc. uprawnień do emisji w sektorze EU-ETS), ale istnieje. A oto uzyskane przez Green Effort Group od KE wyjaśnienia, dlaczego transferu takiego nie można realizować na terenie Unii:

– po pierwsze spowodowałoby to znaczne obniżenie ceny CO2 (a więc i kosztów redukcji CO2) – a to jest niedopuszczalne (sic!);

–  po drugie kontrola tego procesu w Unii byłaby niezwykle trudna, co mogłoby prowadzić do tzw. podwójnego zliczania – interesujące jest, że Komisja sądzi, iż kontrola takiego samego procesu np. w Chinach nie budzi takich obaw (sic!);

– po trzecie wprowadzenie takiego rozwiązania ograniczyłoby płynność rynku CO2, ograniczając jego obroty (sic!).

Zdaniem Komisji domestic offset jest rozwiązaniem złym, ponieważ ograniczając koszy redukcji emisji, obniża obroty na europejskich giełdach emisji. Czytelnikowi winien jestem informację, że:

– rozwiązanie takie przewidziane było w amerykańskiej ustawie znanej jako Waxman-Markey Bill (American Clean Energy and Security Act) przyjętej w 2009 r. przez Izbę Reprezentantów USA i czekającej na rozpatrzenie przez Senat;

– jedyny w miarę realny zarzut dotyczący podwójnego zliczania (double counting) można z łatwością odeprzeć, wprowadzając zasadę częściowego transferu (np. 70 proc. uprawnień do emisji w obrębie EU-ETS za 100 proc. emisji w obrębie non-ETS, a nawet 50 za 100), ale nikt ze strony Komisji nie chce nawet podjąć dialogu w tej sprawie.

Celem Komisji nie jest redukcja emisji, lecz utrzymanie wysokiej ceny tej redukcji i wysokich obrotów, czyli w konsekwencji niestety wysokich jej kosztów.

Lista odrzuconych rozwiązań (warto porównać ją z rozwiązaniami planowanymi przez USA) jest znacznie dłuższa, należą do niej tak ciekawe inicjatywy, jak:

– ślad węglowy prezentowany na etykiecie węglowej (carbon label based on carbon footprint), ułatwiający podjęcie decyzji przez zwykłego konsumenta, a jednocześnie możliwy do wprowadzenia do przetargów publicznych, mechanizmów pomocy publicznej, zarządzania instytucjami i środkami publicznymi oraz spółkami Skarbu Państwa;

– gazyfikacja węgla w złożu, która umożliwia dostęp do trudno dostępnych zasobów (zbyt głębokich lub cienkich) – zwiększa efektywność uzyskiwania energii i zmniejsza emisyjność tego procesu;

– Komisja nie prowadzi żadnych skutecznych działań (takich jak zamówienie publiczne przez KE) w celu obniżenia nadmiernie wysokich kosztów inwestycyjnych technologii biomasowych i biogazowych, wyjaśniając to koniecznością neutralnego zachowania wobec rynku nowych technologii (sic!);

– Unia nie zaostrza wymagań wobec emisji z pojazdów samochodowych, a raczej wręcz przeciwnie obniża je (w wyniku porozumienia Merkel–Sarkozy).

Lista powyższa jest znamienna, a nie jest zamknięta. Warto postawić pytanie dlaczego Unia nie lubi takich rozwiązań?

Nieuchronna modernizacja infrastruktury

Druga składowa potencjalnego kryzysu to dramatycznie wysoki poziom dekapitalizacji infrastruktury technicznej w Polsce. Powyższe dotyczy ciepłownictwa (63 proc.), gazownictwa (70 proc.), elektroenergetyki (70-80 proc.), kolei (65 proc.), dróg (mazowieckie 67 proc.). Trochę tylko lepsza sytuacja jest w przemyśle (50 proc.) i budownictwie (39 proc.), ale i tak poziom efektywności w tym ostatnim, a co za tym idzie także poziom emisji, znacznie odbiega na niekorzyść od standardów państw europejskich o podobnym klimacie. Na przykład realna efektywność nowych polskich budynków jest trzy razy gorsza (150 kWh/m2 rok) od efektywności budynków niemieckich (50 kWh/m2 rok), nie mówiąc o budynkach pasywnych (15 kWh/m2 rok), które wkrótce po 2020 r. mają stać się standardem europejskim.

W przypadku infrastruktury tak wysoki poziom dekapitalizacji grozi infrastrukturalną zapaścią gospodarki kraju, ponieważ trudno oczekiwać bezawaryjnej pracy od instalacji mających prawie 100 proc. zużycia.

Konieczność odbudowy infrastruktury wymaga inwestycji szacowanych na ok. 320 mld euro do 2030 r. (16 mld euro rocznie). Oznacza to konieczność zwiększenia stopy inwestycji o ponad 20 proc., z 74 mld euro do 90 mld euro, czyli z 20 proc. do 24 proc. PKB. Nie jest to przedsięwzięcie łatwe i nie można go zignorować. Prawdopodobnie ok. 1/4 kosztów tego programu inwestycyjnego wynika z wymogów europejskiego pakietu klimatyczno-energetycznego. Jednakże szacunek ten nie jest prosty, ponieważ z jednej strony część działań nie wymuszanych przez pakiet, a jedynie przez nasze wewnętrzne potrzeby (i zdrowy rozsądek) i tak ma charakter redukcyjny, po drugie część zadań (ok. 1/3) wymuszanych przez pakiet jest – per saldo – korzystna dla gospodarki narodowej i charakteryzuje się tzw. ujemnym kosztem, a po trzecie część inwestycji wymuszanych przez dekapitalizację realizować trzeba będzie drożej, aby sprostać wymaganiom pakietu. W efekcie mamy zarówno czynniki zmniejszające, jak i zwiększające koszty.

Narodowy Program Redukcji Emisji, przekształcający się z wolna w Narodowy Program Budowy Gospodarki Niskoemisyjnej i obejmujący Narodowy Program Rekonstrukcji Infrastruktury oraz Narodowy Program Efektywności Energetycznej, w coraz większym stopniu staje się dla Polski nieuniknioną koniecznością – niezależną od utrudniających regulacji i/lub ułatwiających działań Unii Europejskiej.

Prywatyzacja energetyki, czyli rząd kontra państwo

Trzecia składowa naszego potencjalnego kryzysu to zakończenie procesu prywatyzacji gospodarki. Łatwo stwierdzić, że to, co pozostało, to obszar największej wrażliwości społecznej, a w konsekwencji i politycznej. Głównie dlatego, że obszar ten to matecznik kurczącego się lodowca związków zawodowych. Sektor infrastruktury oraz przemysły „strategiczne” to ich ostatni bastion.

To, że związki zawodowe stały się „ofiarą” zapoczątkowanej przez siebie transformacji, wynika z faktu, że zatrzymały się na etapie obrony tzw. interesu grupowego „tu i teraz” i nie zdołały się przekształcić w organizacyjne i intelektualne zaplecze rozwoju zawodowego swoich członków. Tak więc z punktu widzenia chcących się rozwijać ambitnych Polaków stały się niepotrzebne. Potrzebne pozostały nadal jedynie tym, których rozwój (tzn. zmiana) przerażają. I tak z motoru stały się hamulcem (jest to szczególny rodzaj „hamowania silnikiem”).

Trzeba tu uczciwie stwierdzić, że związki zawodowe były w czasie ostatniego 20-lecia kilkukrotnie „ograbiane” ze swojego intelektualnego potencjału, przekazując swoją najlepszą kadrę już to do polityki, już to do biznesu.

Dzisiaj związki zawodowe to główny oponent prywatyzacji, gotowy w ostateczności przehandlować strategiczny pakiet inwestycyjny za bogaty, acz ewidentnie operacyjny pakiet socjalny, z wieloletnimi gwarancjami zatrudnienia, gwarantującymi spowolnienie rozwoju, czyli marazm.

Zgody (związkowe i tzw. opinii publicznej) na prywatyzację giełdową wynikają z faktu, że polscy akcjonariusze czują się właścicielami akcji, lecz nie czują się właścicielami przedsiębiorstw. Oznacza to, że liczą na spekulacje, a nie na restrukturyzację. Są na szczęście szlachetne i mądre wyjątki i myślę, że będzie ich więcej.

Jednakże głównym dylematem Skarbu Państwa jest odpowiedź na pytanie, czy zwiększać przychody do budżetu poprzez windowanie ceny sprzedaży, czy też zwiększać wartość polskiej gospodarki poprzez windowanie zobowiązań inwestycyjnych kapitału uczestniczącego w prywatyzacji. Dylemat to rzeczywisty, ponieważ zwiększanie inwestycji to działalność strategiczna i długofalowa, a jej rezultaty zasłonięte są przez horyzont elekcji. Natomiast kasa w budżecie to przychód bieżący, który rozwiązuje problemy gorące i wpływające na nastroje wyborców.

Ten dylemat w sposób wzorcowy ilustruje projekt „sprywatyzowania” koncernu energetycznego Energa przez grupę PGE S.A., która pomimo obecności na giełdzie w gruncie rzeczy jest w dalszym ciągu państwowa – tzn. kontrolowana przez Skarb Państwa. Należy zwrócić uwagę, że w swoim prospekcie emisyjnym PGE obiecywało akcjonariuszom inwestowanie w materialny rozwój firmy, tzn. w nową moc i nowe sieci, a zakup Energi to inwestycja kapitałowa, a w najlepszym razie zakup zdekapitalizowanych mocy i zdekapitalizowanych sieci, czyli „zakup” dodatkowych potrzeb inwestycyjnych. Tak naprawdę PGE S.A. kupuje EBIDTA Energi S.A. i rozszerza swoją obecność na rynku – szczególnie detalicznym.

Operacja ta nie zwiększa w najmniejszym stopniu potencjału inwestycyjnego polskiego sektora elektroenergetycznego, ponieważ:

– nie generuje żadnego zewnętrznego transferu kapitału do sektora, a jedynie przelewa do budżetu państwa środki zgromadzone na inwestycje. Nasuwa się tu pytanie o zastosowanie art. 585 ksh. – działanie na szkodę spółki;

– nie zwiększa EBIDTA tego sektora, od czego zależy jego zdolność kredytowa.

Jeżeli prywatyzacja Energi przez PGE dojdzie do skutku (pomimo braku zgody UOKiK), to będziemy mieli przykład skonsumowania interesu strategicznego państwa przez interes operacyjny rządu.

Przypomnieć pragnę, że zarówno w greckiej etymologii słowa „kryzys”, jak w chińskim ideogramie je oznaczającym, kryje się zarówno problem sprawiający kłopot, jak i szansa sukcesu ukryta w jego przezwyciężeniu. Dotyczy to bez wątpienia również Polski. Naszą szansą jest zbudowanie nowoczesnej, innowacyjnej, skutecznej, konkurencyjnej i przyjaznej dla środowiska gospodarki, czyli zrealizowanie konstytucyjnej zasady zrównoważonego rozwoju.

Śródtytuły pochodzą od redakcji

Krzysztof Żmijewski, profesor Politechniki Warszawskiej, ekspert w dziedzinie energetyki. W 1991-1993 wiceminister budownictwa odpowiedzialny m.in. za kwestię efektywności energetycznej w sektorze budownictwa i ciepłownictwie. W latach 1998-2001 prezes Polskich Sieci Energetycznych. Wcześniej założyciel i prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii. Jest sekretarzem generalnym Społecznej Rady ds. Narodowego Programu Redukcji Emisji przy Wicepremierze i Ministrze Gospodarki. Prowadzi własny blog poświęcony sprawom energetyki: http://www.wnp.pl/blog/2.html

prof. Krzysztof Żmijewski

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wojna nie zatrzyma Fit for 55

Kategoria: Analizy
Rosyjska agresja przeciw Ukrainie może doprowadzić w UE do zwiększenia spalania węgla z uwagi na konieczność ograniczenia zużycia gazu. Jednak konieczność uniezależnienia się od surowców energetycznych ze Wschodu w średniej perspektywie może nawet przyspieszyć dekarbonizację gospodarki unijnej.
Wojna nie zatrzyma Fit for 55