Tak to widzą Grecy. (CC BY NC Jubilee Debt Campaign)
Bezrobocie w Grecji nie tylko nie spada, ale rośnie i greckie statystyki są pod tym względem nawet bardziej bezlitosne niż Eurostat – według danych Eurostatu stopa bezrobocia wynosi już 25,3 proc., podczas gdy według danych greckich przekracza 30 proc. (a wśród młodych i absolwentów uczelni nawet 50 proc.). To daje Grecji niechlubną pierwszą pozycję w UE (druga Hiszpania ma 23,1-proc. bezrobocie, trzeci Cypr 16-proc.; średnia dla UE za 2015 r. to 9,8 proc.).
Grecja nie radzi też sobie ze spłatą rosnących długów. W 2016 roku trzeba będzie na to wydać sumę rzędu 180 proc. PKB (wzrost relacji długu do PKB sięgnął niemal 40 proc.). Dług publiczny na koniec 2014 r. wyniósł 182, 4 proc. PKB a w tym roku ma być porównywalny – 177,8 proc.
Obywateli Grecji wcale nie cieszą oficjalne dane, mówiące o poważnym spadku deficytu budżetowego (z – 12,3 proc. PKB w roku 2013,. do – 3,5 proc w 2014 i – 2,1 proc. w 2015 – według danych Eurostatu). Nie cieszy ich również inna oficjalna statystyka, że spadek PKB zdecydowanie się zmniejsza, od minus 8,2 w roku 2011 do – 6,1 w 2013 i tylko – 1,8 w 2014, co, jak widzimy, w zasadzie powtórzyło się w roku ubiegłym. Gorsze jest to, że od 2010 r. , gdy grecki kryzys z hukiem wybuchł, PKB zmniejszyło się łącznie aż o 24 proc.
Dentyści razem z rolnikami
Dane makroekonomiczne z jednej strony mówią o niewielkiej poprawie, ale potwierdzają zarazem, że kraj nadal po uszy tkwi w recesji i ciągle nie jest mu blisko do wejścia na ścieżkę wzrostu, co przewidywała Trojka dając trzeci pakiet oszczędnościowo-pomocowy.
To główny powód tego, że ostatnio o Grecji znowu zrobiło się głośno. Bo Grecy wyszli na ulice, doszło do masowych demonstracji. Rolnicy przybyli aż z Krety i na traktorach blokowali przejścia przed ministerstwem rolnictwa. Na plac przed Parlamentem, znany z demonstracji poprzednich, znowu wyszli ludzie młodzi, ale też przedstawiciele wielu zawodów, od lekarzy czy dentystów, po artystów, a nawet osób zatrudnionych w kasynach gry czy policjantów. Wszyscy sprzeciwiają się jednemu: podnoszonym obciążeniom podatkowym oraz zmniejszanym emeryturom i świadczeniom socjalnym.
Zaakceptowany w lipcu 2015 r. pakiet pomocowy (o łącznej wartości 86 mld euro, podawany w transzach po 2-2,5 mld euro)był w gruncie rzeczy oparty na tej samej filozofii, co dwa poprzednie: zaciskania pasa. W dodatku zaakceptował go premier Aleksis Tsipras, który w styczniu doszedł do władzy na fali protestów przeciwko narzucanym przez negocjującą a greckim władzami Trojkę (MFW, Europejski Bank Centralny – EBC i Komisję Europejską) pakietom pomocowym, przez Greków uważanym za plany wyrzeczeń i oszczędności.
Tsipras przestraszył się wyjścia Grecji ze strefy euro, co sam publicznie wyznał. Zaczął realizować trzeci pakiet, który jeszcze mocniej niż poprzednie obwarowano wieloma warunkami: obniżenie rent i emerytur, podniesienie wieku emerytalnego, liberalizacja energetyki, wyższe opodatkowanie (wprowadzono najwyższą stawkę podatku indywidualnego na poziomie 50 proc.), otwarcie zamkniętych dotąd profesji (stąd protesty dentystów czy prawników), dalsza prywatyzacja majątku państwowego.
Z obawy przed kompromitacją i utratą władzy, w odpowiedzi na narastające społeczne protesty, premier Tsipras zapowiedział, że nie przyjmie kolejnej transzy z pakietu mającej napłynąć w marcu. Daje przy tym do zrozumienia, że chciałby niektóre przyjęte warunki renegocjować. Czy znajdzie zgodę i zrozumienie po stronie Trojki?
Keynesiści w ofensywie
Tsipras i obóz rządzący mają więcej powodów do zmartwienia. Najwyraźniej miał rację brytyjski dziennik „The Guardian” pisząc w styczniu obszerną analizę zatytułowaną „Kryzys grecki w najlepsze trwa”. Tylko patrzeć, jak ponownie odezwą się znani krytyce pakietów oszczędnościowych, tacy jak Paul Krugman czy Joseph Stiglitz, nie zostawiając na Trojce i jej (neo)liberalnej filozofii suchej nitki. Znowu będą argumentować: potrzebne jest nie tyle zaciskanie pasa, spowalniające lub zamrażające rynek i transakcje na nim, co stymulujące wzrost dodrukowanie pieniędzy. Nie tyle prywatyzacja, co więcej pomysłów i aktywności ze strony państwa. Keynesiści przejdą do ofensywy.
Niewątpliwie społeczny poklask znajdzie też opinia Stiglitza z 2011 r., że „dla EBC ważniejsze są banki, niż Grecja”. Tym bardziej, że w jednym z opublikowanych niedawno w Grecji opracowań udowodniono, że owszem, nadal największym kredytodawcą pozostają Niemcy – 57 mld euro (przed Francją – 43, Włochami – 38 i Hiszpanią – 23 oraz kredytodawcami instytucjonalnymi – 62, w tym 27 mld to papiery dłużne wydane przez EBC). Tyle tylko, że w wyniku dwóch poprzednich pakietów spłacono sumę aż 195 mld euro na rzecz niemieckich banków (według Eurostatu obecna suma kredytów z banków prywatnych ograniczyła się do 63 mld).
Europo, obudź się
Zwykli Grecy nie patrzą na statystyki i dane makro. Powszechny ogląd jest taki, iż szpitale czy szkoły działają tylko przy ograniczonym do minimum personelu, tak by trwać i nie dać się zamknąć. Martwi ich, że w tym roku zgodnie z wymogami Trojki trzeba będzie zaoszczędzić sumę rzędu 1,8 mld euro, a więc ok. 1 proc. PKB. A oni mają już dość oszczędzania. To, obok kwestii podwyżki podatków i obniżenia świadczeń, są prawdziwe przyczyny ostatnich protestów.
Pora przemyśleć przyjętą w trzech pakietach oszczędnościowych filozofię, bo najwyraźniej ona nie działa. Co gorsza, jej dalsza ortodoksyjna implementacja, czyli prywatyzacja i liberalizacja za wszelką cenę, grozi poważnymi konsekwencjami. Ostatnie greckie demonstracje warto przyjąć jako ostrzegawczy dzwon. Jako UE czy Europa – ponownie zacząć działać.
Joseph Stiglitz już rok temu przestrzegał, że Trojka przyjęła błędną strategię, bo uznała, że ważniejsze jest „skończyć z długami”, niż martwić się, co będzie z demokracją. Jak widać po roku problem powraca w całej rozciągłości.
A to dowód, że przyjęta dotąd strategia wyrzeczeń i zaciskania pasa nie działa. Jak w zamian – i kto, jeśli nie Trojka, miałby ją wprowadzać? – oto są pytania. Bo że zmęczeni, sfrustrowani i skonfudowani Grecy dadzą sobie radę sami, o tym zapomnijmy.
Potrzebny jest jednak inny model wychodzenia z zadłużenia. Same oszczędności i wyrzeczenia prowadzą do zduszenia, a nie ożywienia gospodarki. Wydaje się, że tylko umarzając część długów Grekom możemy pomóc sobie.
Dziś ponad 55 proc. badanych Greków widzi przyszłość swojego kraju źle, a aż 61 proc. uznaje Grexit za rozwiązanie „możliwe” i całkiem realne. Problem, zdaje się, polega jedynie na tym, że nie ma za bardzo gdzie iść: Rosja gospodarczo sobie nie radzi, kłopotów doświadczają Chiny, a w całej grupie BRICS na ścieżce wysokiego wzrostu pozostały Indie, zbyt odległe i obce dla Greków jako ewentualny intratny partner. Pozostaje więc, na dobre i złe, Europa.
Problem Grecji się nie rozwiązał, Grecja nie zeszła z europejskiej agendy. Raczej masowi migranci masowo przybywający na greckie wyspy przykryli na chwilę grecka tragedię.