Autor: Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Ukraińska gospodarka potrzebuje wznowienia kredytowania biznesu

Ukraińskie przedsiębiorstwa sektora realnego zostały pozbawione dostępu do kredytów; ich kondycja błyskawicznie się pogarsza. Zadłużenie kraju rośnie w szybkim tempie, ciągnąc na dno gospodarkę pozbawioną fundamentów rozwoju - alarmują ekonomiści znad Dniepru.
Ukraińska gospodarka potrzebuje wznowienia kredytowania biznesu

Jak informuje Państwowa Służba Statystyki Ukrainy, po lekkim odbiciu w zeszłym roku ukraińska gospodarka znowu pikuje. Z miesiąca na miesiąc spadają wskaźniki produkcji przemysłowej – w kwietniu wynosiła ona jedynie 98 proc. poziomu sprzed roku.

Z MFW pod rękę w drodze donikąd

Szacunki mówią, że do końca 2017 roku zadłużenie Ukrainy może przekroczyć 80 mld dolarów. W przyszłym roku Kijów tylko z tytułu samego oprocentowania będzie musiał zapłacić 7 mld dolarów. Tyl, że nie będzie miał z czego. Jedynym wyjściem będzie albo dalsze zadłużanie, albo wyprzedaż wszystkiego, co się da.

Zdaniem byłego ministra gospodarki Wołodymyra Łanowego Ukraina znalazła się w ślepym zaułku. „Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji – gospodarka się nie poprawia, inwestycje nie nadchodzą, eksport trochę rośnie, ale import go dogania, waluty prawie nie zarabiamy” – komentował w wywiadzie udzielonym serwisowi informacyjnemu Kordon.

W ocenie Łanowego Ukraina popełniła błąd, stawiając na kredyty Miedzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), podporządkowując swoją politykę celowi w postaci otrzymania kolejnych transz, zamiast skoncentrować się na stworzeniu fundamentów do wzrostu gospodarczego.

„Kredyty są potrzebne w momentach kryzysowych. Ale nie wolno z roku na rok czekać, aż nam je dadzą, bo bez nich niczego nie możemy. Jeśli tak będziemy postępować, będzie trzeba ogłosić bankructwo. Dlatego kredyty to nie jest wyjście z sytuacji. Przez nie Ukraina grzęźnie w błocie. Nasza władza myśli >>no, niech tam, my jeszcze trochę się utrzymamy<<. A my musimy robić reformy, a nie żebrać. Swoimi siłami powinniśmy odbudowywać produkcję, restrukturyzować gospodarkę, rozwijać nowe gałęzie, wypuszczać nowoczesne produkty, wychodzić na światowe rynki, zarabiać walutę. Mamy 40 mln ludzi i własnymi siłami możemy rozwiązać nasze problemy. To jest realne wyjście z sytuacji i da nam wysoką dynamikę na wiele lat. A wszystkie te kredyty tylko ciągną nas w otchłań kryzysu” – przekonuje Łanowyj.

I wskazuje rozwiązanie – Ukraina powinna wziąć przykład z Polski, która nie dopuściła do stworzenia oligarchicznych klanów, a swoją gospodarkę oparła na drobnym i średnim biznesie.

Jak przekonuje, Kijów mógł iść drogą Polski, Czech i Węgier jeszcze w latach 90. XX wieku. Zamiast tego zmarnował swoją szansę. „Stworzyliśmy społeczeństwo, w którym panują łapówkarze w rządach i oligarchowie, którzy im podsuwają pieniądze za dostarczane usługi i preferencje. To nie gospodarka – to system >>ja tobie – ty mnie<<. Bez jakichkolwiek ruchów do przodu, innowacji, technologicznych nowinek, ze starymi maszynami. Zdolność do konkurowania spadła do zera, nie możemy niczego sprzedać za granicę. Tylko ziarno zostało i długi – to droga w otchłań. Dlatego trzeba iść inną drogą” – przekonuje były minister gospodarki.

Ukraina powinna wziąć przykład z Polski, która nie dopuściła do stworzenia oligarchicznych klanów, a swoją gospodarkę oparła na drobnym i średnim biznesie.

Wtóruje mu Andrij Nowak, szef Komitetu Ekonomistów Ukrainy. „Cały świat żyje dzięki kredytom – i państwa, i korporacje. Rzecz nie w tym, czy ktoś się zadłużył czy nie. Znacznie ważniejsze jest, jak wykorzystać ten kredytowy potencjał. Jeśli on jest uruchamiany w realnych sektorach gospodarki, wtedy część tego, co zarobiły, stale spłaca planowo część kredytu. Jeśli wziąłeś kredyt i go przejadłeś lub rozkradłeś na poziomie państwa, to ten dług staje się ciężarem, a zwracać go tak czy inaczej trzeba. Tutaj rzecz nie w otrzymaniu czy nieotrzymaniu kredytu, ale w efektywności wykorzystania zasobu kredytowego. U nas gospodarka się nie rozwija, realne dochody obywateli spadają, bezrobocie rośnie, masowa emigracja jest z Ukrainy, a nie na Ukrainę. Wielkości produkcji oprócz sektora rolnego nie rosną” – komentuje.

Bez kredytu na rozwój ani rusz

Tymczasem jednak małe i średnie przedsiębiorstwa, które miałyby być motorem zmian, są na krawędzi wymarcia. Na przełomie roku decyzję o likwidacji swoich biznesów podjęło 128 tys. właścicieli jednoosobowych firm, które nie były w stanie sprostać obciążeniom nałożonym na nie przez rząd na wniosek MFW. W ich ślady mogą już wkrótce pójść tysiące spółek pozbawionych dostępu do kredytów.

„W ciągu ostatnich trzech lat bank centralny wyczyścił realny sektor gospodarki z kredytów” – przekonuje ekonomista Wiktor Susłow.

Według danych Narodowego Banku Ukrainy (NBU) nominalny poziom kredytów udzielonych ukraińskim firmom przez banki sięgnął w lutym tego roku 974,6 mld hrywien, podczas gdy w 2013 roku wynosił on 910,8 mld hrywien. Teoretycznie więc, mimo potężnego tąpnięcia ukraińskiej gospodarki w latach 2014-2016, banki nie zaprzestały akcji kredytowej. Faktycznie jednak, gdy uwzględni się gigantyczną dewaluacje hrywny w tym samym czasie i potężną inflację, okaże się, że dziś realny poziom kredytowania wyrażony w ekwiwalencie dolarowym to zaledwie 32 proc. stanu z 2013 roku.

Sytuację, która wytworzyła się z kredytowaniem biznesu nad Dnieprem, śmiało można nazwać totalnym załamaniem – uważa Bohdan Danyłyszyn, szef rady ukraińskiego banku centralnego NBU, który na łamach portalu Nowoje Wriemia opubikował serię analiz ukazujących głębię problemu.

Jego zdaniem, gdyby kredytowanie realnego sektora gospodarki było prowadzone bardziej aktywnie, to dzięki stymulowaniu rodzimej wytwórczości można by przynajmniej częściowo uniezależnić Ukrainę od importu i uruchomić nowoczesną produkcję zorientowaną na eksport. To dałoby efekt w postaci zmniejszenia popytu na waluty, otworzyło nowe strumienie napływające nad Dniepr i wzmocniło kulejącą hrywnę.

„Spustoszony dewaluacją hrywny rynek, z którego w latach 2014-2015 zniknęły produkty z importu, mogliby zająć producenci ukraińscy – pod warunkiem że mieliby możliwość otrzymania kredytów na uruchomienie produkcji po akceptowalnej z punktu widzenia realnego biznesplanu stawce. Ukraina otrzymałaby pozytywny impuls, który zamortyzowałby spadek PKB” – ocenia Danyłyszyn.

Zamiast pomocnej dłoni ukraińskie firmy otrzymały jednak od państwa kolejny cios – polityka monetarna banku centralnego zamknęła im możliwości rozwoju.

Według szacunków szefa rady NBU z powodu wadliwej polityki banku centralnego łącznie w latach 2014- 2015 ukraiński realny sektor gospodarki stracił ok. 30 mld dolarów.

Nakręcona została spirala, w której spadek kredytowania przez banki realnego sektora gospodarki skutkował spadkiem produkcji przez przedsiębiorstwa, które nie mogły rozwijać się w wyniku ograniczenia dostępu do kredytów. Słabnące firmy miały jeszcze mniejsze możliwości otrzymania kredytów, więc ich sytuacja pogarszała się jeszcze bardziej. W ten sposób polityka monetarna banku centralnego hamowała wyjście gospodarki z kryzysu – ocenia Danyłyszyn.

Jego zdaniem bank centralny powinien zastanowić się nad przejściem od obecnego kursu na utrzymanie inflacji w wyznaczonych granicach do polityki nakierowanej na uzyskanie założonego poziomu PKB, a do tego niezbędna jest aktywizacja kredytowania realnego sektora gospodarki. Jednym z elementów, które mogłyby temu sprzyjać, byłoby obniżenie bazowej stawki oprocentowania NBU.

„Bank centralny powinien wzorem Wielkiej Brytanii i Danii związać udzielane bankom komercyjnym refinansowanie z prowadzeniem przez nie akcji kredytowej wśród rodzimych firm”– przekonuje Danyłyszyn.

Na razie jednak wysokie stawki procentowe będące efektem polityki banku centralnego obniżają wartość aktywów przedsiębiorstw i zabezpieczenia kredytów zwiększając równocześnie koszt kredytowania. W tej sytuacji zewnętrzne finansowanie stało się dla ukraińskich firm znacznie droższe niż finansowanie wewnętrzne z własnych środków.

Im wyższy własny kapitał firmy, tym większa zdolność kredytowa i tym samym niższy koszt kredytu. W sytuacji gdy firmy zjadają własne kapitały, ich zdolność kredytowa maleje, a tym samym rośnie oprocentowanie i koszt oferowanego kredytu. To zaś w konsekwencji prowadzi do zmniejszenia wielkości inwestycji, produkcji i zatrudnienia. I stagnacji gospodarki – zauważa Danyłyszyn.

Negatywne konsekwencje tej sytuacji w znacznie większym stopniu odbijają się na firmach małych i średnich niż na oligarchicznych monopolach. Te pierwsze w przeciwieństwie do gigantów nie mają faktycznie możliwości ratowania się przed drogimi kredytami za pomocą emisji obligacji. Są więc niezwykle czułe na zawirowania wywołane polityką monetarną banku centralnego i bardziej zależne od zewnętrznego wsparcia kredytowego.

„Do tego, by uratować mały i średni biznes nad Dnieprem, potrzebne jest wznowienie akcji kredytowej. Jednym z zadań NBU powinno być stworzenie przesłanek dla obniżenia stawek procentowych kredytów dla przedsiębiorstw realnego sektora gospodarki, w tym dla przedstawicieli małego i średniego biznesu”- uważa Danyłyszyn.

Ukraińscy ekonomiści wskazują, że problem ma charakter systemowy i jest wynikiem błędnej drogi wychodzenia z kryzysu obranego przez bank centralny. Jej skutkiem jest odcięcie ukraińskim firmom dostępu do kredytów na rozwój – efektywna stopa oprocentowania kredytów dla biznesu waha się dziś nad Dnieprem od 19,36 proc. w państwowym Oszczadbanku do 27,78 proc. w BTA Banku. To stawki jakich normalny, niespekulacyjny biznes nie ma szans spłacić.

Otwarta licencja


Tagi