Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

W Chinach nowe reformy i stare myślenie

Rada Państwowa, czyli rząd Chin ogłasza nowy plan ożywienia gospodarki przez otwarcie jej kluczowych obszarów na firmy niepaństwowe. Media, które nie są wyłącznie propagandową tubą władz twierdzą jednak, że wprowadzane przez rząd reformy stanęły w miejscu, a szerokie otwarcie rynku na kapitał prywatny pozostaje w sferze deklaracji.
W Chinach nowe reformy i stare myślenie

Pekin - tu nie widać końca inwestycji (Fot. A.Kaliński/OF)

Zapewnienia o tym, że od reform ekonomicznych nie ma odwrotu płyną też z Narodowej Komisji Rozwoju i Reform (NDRC), która wskazała nowe obszary gospodarki i finansów objęte prorynkowymi zmianami. Kapitał prywatny ma zostać dopuszczony do wartych dziesiątki miliardów dolarów 80 kluczowych projektów inwestycyjnych – od rurociągów naftowo-gazowych po energetykę słoneczną. W perspektywie najbliższych miesięcy mają zostać otwarte na kapitał niepaństwowy takie strategiczne sektory, jak: wydobycia ropy i gazu, energetyka, telekomunikacja, kolejnictwo i inne, dotąd zmonopolizowane przez państwo. Prywatny kapitał ma mieć również ułatwiony dostęp do atrakcyjnych terenów inwestycyjnych, co pomoże w uniknięciu narastania długu publicznego (według danych chińskich zadłużenie władz lokalnych i przedsiębiorstw państwowych odpowiedzialnych za większość inwestycji infrastrukturalnych sięga już 3 bln dolarów).

Grupy interesów mają się dobrze

Z chińskich firm prywatnych płyną jednak sygnały, że rzadko dopuszcza się je do dużych projektów a sam proces decyzyjny jest nieprzejrzysty i zawiły, co kłóci się z wcześniejszą deklaracją władz o dopuszczeniu ich do inwestowania w branże nieobjęte tzw. „listą negatywną”. Jej powstanie zakłada, że w obszarach i branżach, które nie są na liście wszelkie formalności związane z procesem inwestycyjnym mają być ograniczone do minimum i nie zależeć od uznaniowych decyzji urzędników. Do tego lista miała być stopniowo redukowana.

Znamienne, że nawet niektóre lojalne wobec władz media wyrażają swój sceptycyzm, donosząc o potężnych grupach interesów, które „ani drgną”. Apelują w związku z tym, by rząd zrobił więcej i udowodnił, że otwarcie na prywatny kapitał jest rzeczywiste. Może to świadczyć o tym, iż na samych szczytach chińskich władz dochodzi do tarć związanych z tempem wprowadzania nowych reform.

„Chiński rząd zobowiązał się umożliwić siłom rynkowym odgrywanie dużej roli w sektorach zdominowanych przez firmy państwowe, ale takie zobowiązanie padało wcześniej wiele razy a historia dowodzi, że obietnice te zawiodły” – twierdzi Bill Adams starszy ekonomista PNC Financial Services Group na łamach China Economic Review. Do tego – czytamy – brakuje konkretów odnośnie określenia ram czasowych dla nowych 80-u projektów, do których ma być dopuszczony prywatny kapitał, ich konkretnej wartości oraz „oficjalnej wzmianki, czy mogą w nich uczestniczyć firmy zagraniczne”.

Rozwijać, rozwijać, rozwijać

Spór toczy się na tle zwalniającego wzrostu gospodarczego w Chinach – z 7,7 proc w 2013 r. do 7,4 w I kwartale tego roku, ale według oficjalnych deklaracji już nie on jest teraz priorytetem, lecz reforma strukturalna. Oficjalne zapewnienia, że wielkość wzrostu PKB to obecnie sprawa mniejszej wagi, nijak mają się do czynów, bo gdyby nie udało się osiągnąć zapisanego na ten roku celu (7,5 proc.) byłaby to nie tylko gospodarcza, ale także polityczna porażka obecnej i jeszcze nie do końca okrzepłej ekipy rządzącej. Niedawno minister finansów Chin asekuracyjnie nazwał 7,5 proc. cel wzrostu PKB „celem miękkim”, co ożywiło spekulacje, iż Pekin pogodził się z tym, że może on być słabszy i spaść, nawet poniżej 7 proc. Liberalne chińskie media ekonomiczne nazwały to, jednak „perspektywą nie do zniesienia dla nowej administracji”.

Uaktywniła się również zachowawcza część aparatu partyjnego, która nie wprost, ale wyraźnie skłania się ku poglądowi, że większy „romans” Chin z rynkiem może skończyć się źle. Niedawno, czego oficjalnie nie potwierdzono, Ludowy Bank Chin wpompował 300 mld juanów do banków państwowych, aby utrzymać płynność finansową sektora, zwiększyć podaż pieniądza i utrzymać wzrost gospodarczy. Pieniądze te, częściowo w formie kredytów mają pójść m.in. na inwestycje wspierające urbanizację kraju, choć od dawna słychać głosy ostrzegające, że postępuje ona chaotycznie a wielkie projekty infrastrukturalne służą teraz głównie zaspokojeniu ambicji lokalnych władz powiązanych z deweloperami i firmami budowlanymi.

Widać więc, że szybko nie zanosi się w Chinach na zastopowanie inwestycyjnego wzmożenia, zwłaszcza na poziomie lokalnym. Kłóci się to ze słowami samego prezydenta (przewodniczącego ChRL i szefa KPCh) Xi Jinpinga, który publicznie mówi o potrzebie budowy nowego państwa „gdzie inwestycje centralne mają odgrywać coraz mniejszą rolę w stymulowaniu wzrostu gospodarczego”.

Felietonista South China Morning Post George Chen twierdzi, że kontynentalne Chiny „za pomocą starych sztuczek, poprzez wydatki utrzymujące wzrost ryzykują popadnięcie jeszcze głębiej w skomplikowane problemy strukturalne”.

Nie zanosi się jednak, co potwierdził resort finansów, na wprowadzenie znaczącego pakietu stymulacyjnego podobnego do amerykańskiego z 2009 r., bo jak twierdzą analitycy podważyłoby to zaufanie do reform obiecanych przez nowych przywódców Chin. Możliwe jest jednak, co zapowiedział premier Li Keqiang, „dostrajanie” gospodarki oraz stymulowanie wybranych branż. To dostrajanie to teraz bardzo modne słowo w chińskiej debacie ekonomicznej.

Z Pekinu płyną zatem sprzeczne sygnały. Mamy z jednej strony deklaracje o wyhamowywaniu wielkich inwestycji infrastrukturalnych zasilanych państwowymi pieniędzmi, z drugiej w obawie przed dalszym spadkiem wzrostu PKB szuka się pretekstu, by otwierać kolejne fronty robót i pompować w nie pieniądze (szybka kolej, drogi, mieszkania socjalne, nowe strefy ekonomiczne, itd.). Polityce tej sprzyja część aparatu partyjnego wspierana przez władze lokalne, który nie obawia się uzależnienia gospodarki od inwestycji, gdyż uważa, że ten model rozwoju trzeba kontynuować, gdyż nie ma lepszego.

Jedynym na nich „batem” jest centralnie sterowana kampania antykorupcyjna i czystki, które mają pokazać, że teraz nie będzie pobłażania wobec tych, którzy przy okazji wielkich kontraktów chcą sobie nabić prywatną kabzę. „To tylko pokazuje, że oficjalne priorytety gospodarcze Pekinu są całkiem inne, aniżeli lokalnych elit władzy” – twierdzi na łamach magazynu gospodarczego Caixin jego wpływowa redaktor Hu Shuli.

Nie chodzi o pryncypia, ale o władzę

Dodam, że ten spór o nowy model rozwoju Chin oraz o tempo reformowania kraju nie jest wcale sporem o pryncypia. Chodzi w nim głównie o to, że mające wsparcie w samym Pekinie terenowe struktury władzy, ani myślą rezygnować z pieniędzy oraz wpływów, które dzięki nim posiadają. Utraciłyby je, gdyby rząd centralny zakręcił kurek z pieniędzmi i ograniczył wielkie inwestycje, co wcześniej zapowiadał.

Obecne półrocze, które upływa pod znakiem wyraźnego spowolnienia chińskiej gospodarki spór ten zaostrza się. Analizy sporządzone przez niezależny instytut badawczy Gavekal Dragonomics prognozują tegoroczny spadek tempa wzrostu PKB Chin poniżej 7 proc., co na tle przewidywań innych instytucji finansowych jest prognozą najczarniejszą, lecz niepozbawioną podstaw. Spada chiński eksport, sprzedaż detaliczna, inwestycje w środki trwałe a indeks PMI określający koniunkturę w przemyśle przez pierwszych 5 miesięcy roku utrzymywał się poniżej 50 pkt. Spadł również majowy indeks PMI w usługach, choć utrzymał się powyżej 50 punktów oznaczających ożywienie w sektorze. Rośnie ryzyko załamania rynku nieruchomości i nie ma, czego oczekiwano, szybkiego rozwoju centralnych i zachodnich regionów Chin, gdzie poczyniono ostatnio wielkie inwestycje aby regiony te dołączyły do najlepiej rozwiniętych prowincji wschodnich i południowych. Ślimaczy się także reforma walutowa, co – zdaniem ekspertów – spowalnia a nawet uniemożliwia zmiany w realnej gospodarce.

Oficjalna agencja prasowa Xinhua uspokaja, że spowolnienie drugiej gospodarki świata „wywołało pewne obawy, ale wiele z nich nie ma uzasadnienia w świetle zaangażowania Chin w restrukturyzację gospodarczą”.

Nie wydaje się jednak, by chińskie władze były już gotowe poświęcić „nieśmiertelny cel, jakim jest wzrost PKB w imię zrównoważenia gospodarki” – zauważa China Economic Review.

 

Pekin - tu nie widać końca inwestycji (Fot. A.Kaliński/OF)

Otwarta licencja


Tagi