Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Warto przeczytać: Gospodarkę najlepiej widać nocą

Zaledwie trzy tygodnie wystarczyły, aby przewidywania „końca nowej normalności”, czyli realiów powolnego wzrostu i stymulowania gospodarek przez banki centralne, zostały skontrowane prognozą kontynuacji „nowej normalności”.
Warto przeczytać: Gospodarkę najlepiej widać nocą

Geopolityczne napięcia podniosły wskaźnik niepokoju rynków finansowych Global Financial Stress Index do rekordowej w tym roku wysokości. Analitycy denerwują się tym, jak rynki zniosą uwalnianie bilionów dolarów rezerw finansowych, które banki centralne nagromadziły w czasie ilościowego luzowania. Tylko trzy banki – Federalna Rezerwa, Europejski Bank Centralny i Bank Japonii – razem zgromadziły aktywa wartości 13 bilionów dolarów. Jak określił to jeden z analityków, sytuacja jest podobna jak w alpinizmie — zawsze wchodzić na górę jest łatwiej, niż z niej schodzić. Uwalnianie aktywów będzie schodzeniem.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy przedstawił dość uspokajające prognozy. Problem w tym, że nie wszyscy się z nimi zgadzają. Trzy tygodnie temu cytowaliśmy analizę ekonomisty Mohameda El-Eriana, który widzi koniec „nowej normalności”, czyli stymulowania gospodarki przez banki centralne. Federalna Rezerwa zasygnalizowała wówczas, że chce przejść do roli wiodącej dla rynków i – jak podkreślił El-Erian – wszyscy oczekują bardziej aktywnej polityki rządów, aby skończyć zależność od banków centralnych. MFW zaleca jednak utrzymanie dotychczasowej polityki, albowiem zaawansowane gospodarki powracają do kontynuacji „nowej normalności”.

Przytoczenie komentarza El-Eriana jest zatem właściwe, tym bardziej że nie zgadza się on z MFW. Po pierwsze MFW przewiduje, że wzrost gospodarczy świata będzie na podobnym poziomie jak w latach 2012-2015, czyli ok. 3,5 proc. Oznacza to kontynuację „nowej normalności” po ubiegłorocznym rodzaju lekkiego wytchnienia. Przyspieszenie do 3,8 proc. dopiero nastąpi w 2022 roku. Stanie się to nie dzięki zaawansowanym gospodarkom, których wzrost po 2017 roku spadnie poniżej 2 proc., ale dzięki krajom rozwijającym się, które mają skoczyć nawet do 5 proc. Zaawansowane gospodarki odniosły korzyści z cyklicznego załamania w 2017 roku oraz pośrednio z hossy na rynkach finansowych, ale ponownie są w tym samym miejscu co w minionych latach — ze strukturalnymi problemami powolnego wzrostu produkcji i niesprzyjającą rozwojowi demografią. MFW zaleca więc średnioterminowo utrzymanie dotychczasowych polityk gospodarczych i finansowych. Zdaniem El-Eriana po to, aby uniknąć przechyłu w dół.

Ekonomista nie zgadza się jednak z długoterminową prognozą do roku 2022. Jego zdaniem będzie odwrotnie, niż przewiduje MFW. Napięcia i sprzeczności związane z długotrwałym niskim i nie włączającym całego społeczeństwa wzrostem sprawią, że sytuacja makroekonomiczna będzie mniej stabilna, co zwiększy prawdopodobieństwo zwrotu. Czy będzie to zwrot ku lepszemu czy ku gorszemu, w dużym stopniu zależeć będzie od tego, jak dalece rządy wprowadzą zalecenia MFW dotyczące lepszych ekonomicznych instrumentów i środków na poziomie krajowym i lepszej międzynarodowej koordynacji polityk. Rozwijające się gospodarki nie będą w stanie natomiast napędzić tempa wzrostu, jeśli gospodarki zaawansowane pozostaną ślamazarne. I jeśli politycy nie staną na wysokości zadania i nie wprowadzą koniecznych zmian, „nowa normalność” przejdzie do historii jako preludium do okresu niestabilności finansowej, ciśnienia recesji, większych nierówności społecznych oraz bardziej wyniszczającej polityki jako skutku.

MFW przedstawił także ostrzeżenia dla Trumpa, Federalnej Rezerwy i Ameryki korporacyjnej. Dług amerykańskich przedsiębiorstw jest bowiem według MFW najpoważniejszym zagrożeniem dla rynków finansowych i bankowości. Bańka takiego zadłużenia urosła przed 2008 rokiem na tanim kredycie do rekordowych w historii rozmiarów i do dziś trwa sprzątanie konsekwencji. Obecnie korporacje znów są głęboko zadłużone. Od 2010 roku pobrały prawie 8 bilionów dol. kredytu przy emisji akcji własnych o wartości 3 bilionów dol. Skutkiem jest to, iż 4 tys. amerykańskich firm ma połowę całego światowego zadłużenia korporacyjnego. Jeśli Rezerwa zbyt szybko podniesie stopy procentowe, obsługa tego zadłużenia może spowodować turbulencje. Planowane przez Trumpa cięcia podatkowe zdaniem MFW mogą pomóc gospodarce, ale też spowodować wzrost kosztów kredytowania.

MFW i inni liderzy finansowego świata otrzymali z kolei od Białego Domu krótką i jasną wiadomość — w międzynarodowym handlu USA musi być traktowane fair, czyli „taryfa-za-taryfę”. Deficyt handlowy Ameryki wskazuje bowiem, że inne kraje wykorzystują USA.

Nic dziwnego zatem, że profesor Jeffrey Sachs z Columbia University pyta, czy ekonomiczny analfabetyzm Donalda Trumpa doprowadzi do wojny handlowej? Prezydent i jego minister handlu Wilbur Ross powtarzają błędne twierdzenie o mechanizmach gospodarki, którego unikania uczą się studenci na pierwszym roku studiów. Mianowicie nie jest tak – jak twierdzą – że deficyt na rachunku bieżącym amerykańskiego rządu, czyli deficyt handlowy, wskazuje, iż inne kraje, jak Niemcy i Chiny posiadające nadwyżki handlowe, wykorzystują Amerykę.

Sachs przypomina, że deficyt USA jest skutkiem niskiego i spadającego wskaźnika oszczędności, bo definicja bilansu na rachunku bieżącym nie zmienia się – niezależnie czy jest się liberałem, konserwatystą, keynesistą czy populistą. Ameryka ma stale utrzymujący się deficyt z powodu stale utrzymującego się niskiego wskaźnika oszczędności (sumy oszczędności prywatnych i rządowych). Ten jest z kolei niski z powodu spadku wskaźnika oszczędności rządu, bo każdy kolejny prezydent wprowadzał cięcia podatkowe, przez co pozostawiał chroniczny deficyt. Dlatego planowane przez Trumpa cięcia podatkowe tylko pogłębią deficyt, co może poskutkować nawet bardziej abberacyjnymi oskarżeniami Chińczyków i Niemców o perfidię.

Chińska gospodarka tymczasem, jak wynika z oficjalnych danych, w I kwartale przerosła wszystkie przewidywania i rosła najszybciej od 2015 roku. PKB wzrósł o 6,9 proc. (zamiast przewidywanych 6,8 proc.), inwestycje trwałe wzrosły o 9,2 proc., produkcja przemysłowa o 7,6 proc. (w tym głównie stali, na której import do USA Trump chce nałożyć cła), a sprzedaż detaliczna o 10,9 proc. Według Bloomberga w cenach bieżących gospodarka Chin wzrosła o 11,8 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku. Zdaniem analityków — dzięki rekordowo wysokiemu pompowaniu w gospodarkę kredytu. Analitycy jednak od dawna mają wątpliwości, czy te przyprawiające o oczopląs dane są prawdziwe.

Najprawdziwszy ogląd chińskiej gospodarki daje rzut oka na kraj nocą, z nieba – doszli do wniosku dwaj ekonomiści z nowojorskiej Federalnej Rezerwy. Porównawcze mierzenie rozświetlenia (jego zasięgu i intensywności) 30 prowincjonalnych administracyjnych terytoriów nocą wydaje się jednak potwierdzać rozwój PKB – twierdzą analitycy. Niekonwencjonalne miary nie są nowością w przypadku chińskiej gospodarki — indeks Li Keqiang, często cytowany w analizach, bada zużycie prądu, użycie transportu kolejowego i wartość kredytów bankowych.

Przyczynek do lepszego rozumienia różnic pomiędzy kapitalizmem w USA i Europie daje w tym tygodniu brytyjski The Economist, wyjaśniając, dlaczego Amerykanie są podle traktowani przez własne linie lotnicze (w nawiązaniu do niesławnego incydentu, kiedy pracownicy United Airlines poturbowali swojego pasażera, wyciągając go siłą z samolotu, aby zwolnić miejsce dla pracownika linii). Powodem jest brak konkurencji w sektorze, który został spowodowany falą połączeń biznesowych w ostatnich latach. Skutkiem jest to, że cztery największe linie kontrolują 80 proc. rynku, dwukrotnie więcej niż 10 lat temu. Powoduje to nie tylko arogancję w usługach, ale też zmowę cenową, bo tylko tym można wytłumaczyć fakt, że pomimo dramatycznego spadku cen ropy od 2014 roku (z ponad 150 do 50-60 dolarów za baryłkę) ceny biletów lotniczych w USA nawet nie drgnęły. Odwrotnie jest w Europie, gdzie spadek cen ropy spotęgował konkurencję pomiędzy liniami, bo czterech największych przewoźników kontroluje tylko 45 proc. europejskiego nieba. Różnice przekładają się także na wyniki finansowe — amerykańskie linie w 2016 były ponad trzykrotnie bardziej rentowne niż europejskie, w relacji 22,40 dolara zysku na pasażerze w USA do 7,84 dolara w Europie.

Na koniec Brexit a sprawa europejska — trudno się nie zgodzić z komentarzem, którym ZeroHedge podsumował doniesienia Financial Times o tym, iż Unia zaczyna wykluczać Wielką Brytanię ze swego życia, czyli kontraktów finansowych, dostępu do wrażliwych danych itp. FT skrytykował memo szefów Unii, zalecające urzędnikom taką nową politykę wobec Brytanii. Rację ma ZeroHedge, pisząc, że stanowisko FT jest rozweselające, zważywszy, że dziennik ten był bastionem anty-Brexitu, a teraz krytykuje Brukselę za oczywiste skutki zerwania z Unią. Autorzy ZeroHedge także słusznie piszą, że opisane memo to zaledwie początek. Teraz, kiedy tryby Brexitu zaczęły się kręcić, góra brudnego prania, jaka wyłoni się przez najbliższe dwa lata, będzie gigantyczna. Cały rozwód Brytanii z Unią będzie dramatyczny, chaotyczny i zapewni wiele uciechy.

Otwarta licencja


Tagi